Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 listopada 2016

CENZURA POWIELACZY

Kiedy hipisi mówili, że LSD poszerza ich świadomość, dla społeczeństwa brzmiało to jak nawiedzona gadka. Bo choć wielu ludzi miało po spożyciu tej substancji wrażenie przeżycia czegoś bardzo głębokiego, nie umiało dokładnie sprecyzować czym jest „podróż”. Dla sceptyków mistyczne tripy wydawały się więc tylko subiektywnymi urojeniami. Dzisiaj wiadomo, że LSD naprawdę nie uszkadza mózgu, a wręcz wytwarza nowe połączenia neuronalne. Halucynacje są bowiem skutkiem komunikowania się ze sobą części mózgu, które się normalnie nie komunikują. Modułowy mózg pod wpływem LSD pracuje w sposób bardziej zintegrowany, co powoduje wzajemne przenikanie się percepcji i wyobraźni. Największy popularyzator LSD, psycholog Timothy Leary, pod koniec swojego życia skłaniał się jednak ku tezie, że najlepszym narzędziem poszerzania świadomości stał się internet.

Podobnie jak LSD internet zapewnia rozpłynięcie się jaźni w strumieniu informacji. Możemy więc przejrzeć się w nim jak w lustrze. Pokaż mi czego szukasz w sieci, a powiem Ci kim jesteś. Na własne życzenie jesteśmy ze wszystkich stron profilowani. Dzięki temu uzyskujemy jednak dostęp do  ogromnych zasobów informacyjnych. Ma to swoje dobre i złe strony. Tylko dla świadomej części użytkowników internet staje się rozszerzeniem mózgu. W szczególnych przypadkach jego wpływ na pracę układu nerwowego może być wręcz degenerujący. Osobom pozbawionym intelektualnej ciekawości i pasji nie pomoże w jej rozbudzeniu nawet najlepsze narzędzie. Stąd takie paradoksy jak nieumiejętność przyswajania rozbudowanych tekstów w dobie niespotykanych dotąd zasobów słowa pisanego. Wynika to „tabloidyzacji” kultury, która posługując się przekazem obrazkowym sprowadza teksty do coraz bardziej lapidarnej formy. Nadmiar źródeł może natomiast rozpraszać i skutkować pobieżnym surfowaniem po stronach, bez zagłębiania się w szczegółowe treści. A zatem wpływ inernetu na mózg jest sprawą indywidualną.

Niemniej wydaje się, że od informatyzacji wszelkich dziedzin naszej egzystencji nie ma już odwrotu. Dlatego sieć zaczyna być już postrzegana jako dobro publiczne. Sęk w tym, że zasadniczo kontrolowana jest przez wielkie koncerny. W ostatnich dniach szczególne kontrowersje budzi sprawa rzekomej cenzury ideologicznej jakiej dopuszczać ma się społecznościowy gigant zwany Facebookiem. Oczywiście jest to portal komercyjny, lecz zaczyna być już postrzegany w kategoriach niezbędnego dobra. To tylko pokazuje jak głęboko jesteśmy już uwikłani w przestrzeń wirtualnego świata. Swoją drogą dziwne, że wszyscy antyzachodni „ideowcy”, od dżihadystów po polskich nacjonalistów, poddają się tak bezwarunkowo tej cyfrowej amerykanizacji. Cywilizacja słabsza zawsze czerpie z wzorców tej silniejszej, choćby nie wiem jak gardziła „zgniłą dekadencją”. Obecny renesans pamięci narodowej (tak jak islamskiego terroryzmu) to skutek umiejętnego wykorzystania przez „konserwatystów” nowoczesnych środków masowego przekazu. Słyszałem dziś w radiu jak organizator marszu niepodległości Robert Winnicki domagał się przywrócenia profili swojej inicjatywy na Facebooku. W jego mniemaniu ich blokowanie łamie konstytucyjną wolność słowa, gdyż „Facebook jest podstawowym źródłem informacji dla jedenastu milionów Polaków”. Zaprawdę marny to naród. Społecznościowy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz