Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 listopada 2025

OPIUM DLA MAS

 
W Stanach Zjednoczonych - na których się wzorujemy - kokaina i heroina wychodzą już z mody. To narkotyki półsyntetyczne wymagające przetwarzania liści krasnodrzewu pospolitego lub soku z główek maku lekarskiego. A jest to dosyć nieefektywne -  na przykład żeby wyprodukować jeden gram koksu trzeba zużyć 300 - 450 kg liści, zrobić z nich pastę, potem zastosować jakieś chemikalia.

Rynek zalewa więc fentanyl i krystaliczna metamfetamina. Proces produkcji jest mniej skomplikowany przez co nie trzeba odpalać doli rolnikom i pośrednikom co ogranicza koszty. Poza tym są to substancje o wiele mocniejsze - zwłaszcza fentanyl który klepie już w mikrodawkach -  łatwiej go szmuglować, przechowywać i rozprowadzać. Tyle że łatwo go przedawkować, błyskawicznie uzależnia i zamienia ludzi w zombie.

Na szczęście to paskudztwo jest problemem głównie w USA (i sąsiedniej Kanadzie), gdzie kryzys opioidowy został wygenerowany na przez koncerny farmaceutyczne. Skorumpowani medycy przepisywali tam miliony recept na pewien lek opioidowy (OxyContin), a jego producent zbijał kokosy. Okazało się, że wielu "pacjentów" popadło w uzależnienie - gdy dostęp do leku drastycznie ograniczono skierowali się na czarny rynek.


Kupowali tam starą dobrą heroinę, którą wyparł nowy lek używany w anestezjologii i łagodzeniu silnych bólów onkologicznych czyli właśnie niesławny fentanyl. We wspaniałych Stanach Zjednoczonych - gdzie odsetek bezdomności jest rekordowy i dużo większy niż w zakompleksionej Polsce - czarna i biała hołota znieczula się tym gównem na swój nędzny okołośmietnikowy los.

Bogaty pedofil Michael Jackson faszerował się fentanylem bo miał "kłopoty z zasypianiem", za co odpalał osobistemu lekarzowi 150 tysięcy dolców miesięcznie. W zasadzie był to tylko jeden ze składników megamocnego "koktajlu" złożonego ze wszystkich najsilniejszych środków nasennych i przeciwbólowych jakie zna medycyna. Pewnego razu król popu uspokoił się i zasnął już na zawsze, a zatem terapia okazała się skuteczna.

Jeśli jednak nie chcesz się uspokoić, a raczej podkręcić to zapal sobie krystaliczną metamfetaminę. Co prawda  błyskawicznie zniszczy ci to uzębienie i jamę ustną, spowoduje kłopoty dermatologiczne i psychiczne, zamieni cię w szkielet i zrujnuje życie osobiste, lecz na pewno nie będziesz mógł dłuuugo zasnąć... Tym wynalazkiem syntezowanym ze zwykłej pseudoefedryny stymulują się już nie tylko w Ameryce Północnej, ale też w Australii, Nowej Zelandii czy Azji Południowo-Wschodniej.

W Polsce wskaźnik zażywania metamfetaminy pozostaje relatywnie wysoki, choć zazwyczaj nie pali się jej tylko wciąga. Problem nie jest jednak tak wielki jak w sąsiednich Czechach. Za to już od lat 90-tych pozostajemy potentatem w produkcji syntetycznych narkotyków - historycznie był to głównie znacznie słabszy od "meth" siarczan amfetaminy, a ostatnio mefedrony, klefedrony i inne syntetyczne katynony, zwane "kokainą dla ubogich".

Dilerzy nazywają te mózgojeby po prostu "kryształem", bo zazwyczaj sami nie wiedzą czym dokładnie handlują, nie mówiąc już o użytkownikach. Ważne że pierze mózg, a po chwili euforii powoduje ogromnego doła i musisz znowu poprawić sobie humor... Potem możesz pierdolić pod blokiem o ziomach, dupach i melanżach, grać w maszyny, zerżnąć kozę albo trzepać kapucyna - chwilowo przejdziesz w zupełnie hedonistyczny i maniakalny tryb działania.


To pozostałość po rynku legalnych dopalaczy który swego czasu funkcjonował w Polsce. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że politycy zaczęli od delegalizacji psychodelicznych roślinek takich jak szałwia wieszcza czy powój hawajski, a za twarde prochy brali się na końcu, choć to one były podstawą całego "biznesu". Czyli sytuacja taka jak w Stanach Zjednoczonych - eksperci nie rozpoznali albo też nie chcieli rozpoznać prawdziwego zagrożenia. 

Po wyhodowaniu rzeszy konsumentów Donald Tusk ogłosił swoją pokazową krucjatę przeciw dopalaczom. Aktywista Tomasz Obara próbował mu wtedy wręczyć reklamówkę pełną rzekomych "mieszanek ziołowych" (a tak naprawdę suszu nasączonego silnymi chemikaliami), aby przedstawić premierowi SKUTKI PROHIBICJI - Gdyby konopie nie były zakazane, nie doszłoby do sytuacji, że takie środki pojawiły się na naszym rynku - tłumaczył po zatrzymaniu.

Jeszcze przed ostatnimi wyborami rudy obiecywał liberalizację prawa narkotykowego, teraz już o tym zapomniał... Zdaniem resortu zdrowia posiadanie na własny rekreacyjny użytek paskudztwa takiego jak konopie indyjskie może prowadzić do uzależnienia i demoralizacji, choć dopuszcza się medyczne zastosowanie na receptę. Jak wiemy alkohol może powodować śmiertelne zatrucia, kłopoty ze zdrowiem, przemoc, wypadki komunikacyjne i tak dalej.

Ale historyczne uwarunkowania były takie, że jak świat światem biali ludzie pili "ognistą wodę", wino i browar. Konopie indyjskie stosowano już tysiące lat przed naszą erą, tyle że w innych kręgach kulturowych. Na początku XX wieku zdelegalizowali je biali Amerykanie, którzy chcieli utrudnić życie imigrantom z Meksyku. To oni lobbowali za wpisaniem marihuany do Międzynarodowej Konwencji Opiumowej, wskutek czego zdemonizowano ją na całym "cywilizowanym" świecie.


Równie starożytna jest historia psychodelików - archeologiczne ślady ich stosowania sięgają tysięcy lat wstecz. Tu również zadziałała polityka - używki te stosowane były przez pacyfistycznych hipisów uznawanych za "wrogów Ameryki". Uderzono więc w kontrkulturę pod hasłem "wojny z narkotykami'... I znowu rozwiązanie takie skopiowali wszyscy łącznie z komunistami, którzy szczególnie nie życzyli sobie dekadenckich kontestatorów.

Tymczasem "porządni obywatele", a zwłaszcza kury domowe, zaczęli popadać w nerwicę i depresję. Wyprodukowano więc dla nich alternatywną pigułkę Valium (w Polsce znaną jako Relanium) zawierającą diazepam. Zalecano ją (głównie zestresowanym kobietom, bo mężczyznom nie wypadało wówczas chodzić do psychiatry) na uspokojenie. Tym samym zapoczątkowano trwającą do dziś w cieniu innych "kryzysów" erę benzodiazepin.

Przepisywano to świństwo każdemu kto o to prosił i mamy dziś istną epidemię "zaburzeń psychicznych" - w Stanach Zjednoczonych leki psychotropowe zażywa 70% społeczeństwa. Mimo tego liczba samobójstw rośnie... To już pewnie zagadka dla socjologa bo chyba działają tu jakieś mechanizmy społeczne, w każdym bądź razie inspirowana amerykańskimi regulacjami "polityka narkotykowa" okazała się całkowitym niewypałem. 

poniedziałek, 10 listopada 2025

JEDNOŚĆ NARODOWA


Mój szwagier, który jest aktywnym przedsiębiorcą i tak dalej, głosował na Sławomira Mentzena, bo ten obiecał jakieś "ulgi dla przedsiębiorców", cokolwiek to znaczy. Przekonał do tego nawet moją siostrę, czym byłem kompletnie zaskoczony. Ale mamy przecież demokrację.

Ponieważ nie piłem z Mentzenem piwa na Tik-Toku, nie wiem co tak naprawdę ma on do powiedzenia o gospodarce, choć szczerze mówiąc niezbyt mnie to interesuje. Dyskusje przy piwie kojarzą mi się z atmosferą wiejskiego sklepu spożywczego, a ja przy piwie wolę dyskutować z telewizorem.

W telewizorze mówią, że Mentzen jest libertarianinem czy kimś w tym rodzaju - chce zlikwidować ZUS, socjal, a najlepiej cały system redystrybucji. Bogaci powinni zarabiać jeszcze więcej bo są kołem zamachowym gospodarki.  Jako gołodupiec nie jestem zbytnim entuzjastą takiego darwinizmu ekonomicznego.

Nie jestem bynajmniej socjalistą, bo wiem że realny socjalizm jest rajem dla cwaniaków a nie uczciwych ludzi. Lecz kto nie był za młodu socjalistą, ten na starość będzie skurwysynem, więc przyznam że miałem kiedyś w głowie wizje sprawiedliwości społecznej. Wyleczyli mnie z niej skutecznie biedni "koledzy", którzy wciąż domagali się żebym stawiał im piwo.


Tyle w temacie piwa, bo nie jestem przecież alkoholikiem. Słyszałem za to, że Mentzen mówił kiedyś o legalizacji marihuany - i to jest myśl!!! Wtedy można by na przykład organizować "marihuanę z Mentzenem"... Tyle że sam pomysłodawca uwolnienia konopi w Polsce podchodzi do sprawy bardziej pragmatycznie.

Jego zdaniem "zioło ryje łeb", ale jest to na tyle dochodowy interes, że warto by go było obłożyć akcyzą... Trąci to nieco cynizmem, chociaż religia, telewizja, internet i alkohol również ryją łeb i są do tego zupełnie legalne. Wyborca tak czy siak będzie miał zryty beret, więc nie jest ważne czy pali zioło czy nie. Ważne żeby płacił od tego podatek, choć Mentzen jest zasadniczo przeciwny podatkom.

Z podatków buduje się hołocie szkoły, szpitale, drogi i tak dalej. Część trafia do różnych specjalistów od spraw niepotrzebnych, część zostaje rozkradziona, część wydana na przekop Mierzei Wiślanej czy zakup Pegasusa. To niestety wada systemu której nie da się wyplenić czyli chciwi, leniwi i próżni ludzie przy korycie.

Ale niech kradną na potęgę, byle się dzielili - to już logika wyborców PiSu. Sam fakt że zadłużenie w czasach "dobrej zmiany" wzrosło geometrycznie nikogo z nich specjalnie nie stresuje - niech się zamartwiają tym ekonomiści. Ostatnio atmosfera między PiSem a Konfederacją zaczęła trochę się psuć, bo Konfederacji za bardzo urosło w sondażach, a poza tym wypączkowała z niej partia Brauna, której już nie można lekceważyć.


Toczy się więc retoryczna bitwa o "przywództwo na prawicy", choć jakby nie patrzeć najsilniejszą postacią jest tam teraz Karol Nawrocki, jako możliwy do strawienia przez wszystkich z prawej strony. Z powodu lojalności czy też chłodnej kalkulacji nie zdobył się jeszcze na to żeby napluć Kaczyńskiemu w twarz. Za to Kaczyński z Mentzenem opluwają się już regularnie.

Ostatnia wymiana "uprzejmości" miała ponoć dotyczyć zaburzeń ze spektrum autyzmu prywatnie trapiących Mentzena. Kaczyński w kolejnym natchnieniu pieprzył coś o "niedostatkach" na jakie cierpieć ma młodzik i o potrzebie pilnego leczenia...  Ten zaś nazwał starego pierdziela "chamem". Dzisiaj obydwaj panowie mają maszerować na jednej imprezie pod hasłem: "Jeden naród".

Na szczęście nie ma tam nic o "jednym wodzu", ale może się niektórym historycznie kojarzyć. Będzie tam też oczywiście elokwentny Robert Bąkiewicz, a nawet sam prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej. Coś ich jednak łączy - wspólny elektorat, a także głęboka niechęć do Niemców, Ukraińców i ciapatych, a przede wszystkim kosmopolitycznej lewicy.

sobota, 8 listopada 2025

TEORIA SPISKU

 
Po zmianie władzy w TVP pojawiło się od razu wiele nowych twarzy. Niby dobrze, bo stara ekipa była tendencyjna do bólu. Uwagę z pewnością zwraca na siebie wzorzyście wydziarana Karolina Opolska. Ale mniejsza o jej niestandardowy wizerunek - najważniejsza jest przecież robota którą wykonuje. Przyznać jednak muszę, że baba dosyć przynudza, więc niespecjalnie się w to wgłębiałem.

No ale niech sobie funkcjonuje w obiegu medialnym. Tyle że na dodatek postanowiła być pisarką. Sami wiecie, że trzeba mieć ustawiony regał z mądrymi książkami za internetową kamerką na wypadek gdybyśmy brali udział w jakiejś telekonferencji. Dobrze też popełnić jakieś dzieło - w dzisiejszych czasach wszyscy to robią. Tylko po co tracić czas na męki twórcze, skoro mamy już sztuczną inteligencję.

Nasza gwiazda dziennikarstwa postanowiła poszerzyć swój repertuar o kwestie związane z tak zwaną "zakazaną historią". Stworzyła więc przy pomocy narzędzi AI "Teorię spisku czyli prawdziwą historię świata". Takie sensacyjne opowieści zawsze znajdą swoich amatorów, tym bardziej jeśli firmowane są przez gadające w telewizji głowy. Niestety pewien zjebany historyk postanowił sprawdzić o czym pani Karolina pisze i skąd czerpie taką wiedzę.

Popularyzator nauki Artur Wójcik natrafił w przypisach na całkowicie zmyślone publikacje autorstwa rzekomo znanych historyków. Gdy inni zaczęli grzebać znaleźli też odwołania do Wikipedii która jest źródłem wtórnym jak i link kierujący wprost do... Chata GPT. Autorka zaprzecza jednak jakoby swoją publikację - poświęconą na dodatek "dezinformacji" - wygenerowała na maszynie. Oświadczyła że to "nieporozumienie" i tak dalej.

Problem z "inteligentnymi" cudami techniki jest taki, że mogą one wygenerować bardzo dobre wypracowanie szkolne, pracę magisterską, a nawet doktorat, o ile żadnemu leniwemu chujowi nie zachce się zbytnio tego weryfikować. Modele językowe to efektowne "miksery treści" czerpiące wzorce statystyczne z internetu - składają słowa do kupy wedle statystycznego dopasowania. Sęk w tym, że często uzyskujemy w ten sposób jedynie elokwentny bełkot.


Ale to już plaga naszych czasów. Nie tylko prace naukowe, ale również ich recenzje coraz częściej generuje sztuczna inteligencja. Szacuje się, że co ósmy artykuł naukowy z zakresu medycyny został w całości opracowany przez sztuczną inteligencję!!! Ponoć wskazuje na to struktura gramatyczna... Niemniej bardzo trudno jest to udowodnić. System niezbyt docenia krytyczne myślenie, a bardziej koncentruje się na publikacjach, recenzjach i tytulaturze.

W środowisku naukowym mówi się o zasadzie "publikuj albo giń" czyli ciągłej presji publikowania czegokolwiek, byle w prestiżowych czasopismach. W ten sposób zdobywa się reputację, a dopiero wtedy płyną publiczne pieniądze. Trochę podobnie wygląda to w publicystyce - tylko na łamach poważnych dzienników stajesz się częścią sieci "mądrzejszych od ludu", ale najlepiej dołożyć do tego książkę bo jest dopiero "nobilitacja intelektualna".

Prawdziwie wiarygodny jest artysta głodny, bo nikt mu za to nie płaci, więc kieruje się czystą próżnością. Każdy z nas lubi się powymądrzać - wszyscy znamy się na seksie, moralności, motoryzacji, kulinariach, polityce i piłce nożnej, rozwoju osobistym a ostatnio nawet medycynie. Tylko że nikt nas nie zaprasza do telewizji, a tym bardziej na bankiety, bo należymy do bezimiennej masy, której pozostaje tylko klawiatura i mózg.

środa, 5 listopada 2025

GWIAZDA SZERYFA

 
Bezwzględny szeryf Zbigniew Ziobro spierdolił za granicę - szczurzym szlakiem pisowców udał się na Węgry gdzie już wcześniej o azyl prosił jego podwładny Marcin Romanowski. Tym razem sprawa jest nawet grubsza - wtedy chodziło o nielegalne finansowanie kampanii z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości, a tym razem o zakup ultranowoczesnej zabawki do inwigilacji opozycji.

Być może służby potrzebują sprzętu do tropienia bandytów, choć pod taką kategorię Ziobro podciągnąć potrafi dowolną osobę. Bo jakoś tak się złożyło, że największym bandytą w Polsce był wówczas szef sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej. Poza tym prokuratorzy, sędziowie, adwokaci, dziennikarze, generałowie... Jednym słowem cała ta postkomunistyczna sitwa.

Ale to przecież normalne - zobaczcie co się działo na świecie: w zaprzyjaźnionych Węgrzech, Azerbejdżanie, Kazachstanie, Meksyku, Indiach, Arabii Saudyjskiej... Wszędzie gdzie służby dostawały takie cacko od razu zajmowały się "badaniem" życia przeciwników politycznych. Pokusa była zbyt wielka. Można było zobaczyć co kto robi w łóżku, w kiblu, na suto zakrapianej imprezie czy podczas tajnej narady.

Jednym słowem można było się dowiedzieć co taka menda knuje, z kim się spotyka, co wie i myśli naprawdę, jakie ma zboczenia, nałogi i choroby... Każdy z nas chciałby poznać słabości swoich wrogów, jednocześnie pielęgnując własny wizerunek. Bo jak wiadomo zwykle ludzie nie są kryształowi. Podobną strategię przyjmują też giganci cyfrowi, choć jak na tą chwilę nikt się tym zbytnio nie przejmuje, bo algorytmy wnioskować mogą tylko pośrednio.


Pegasus
 pozwala ci natomiast wejść w cudze życie z butami. Ale mniejsza z tym, niektórzy lubią na przykład podglądać sąsiadów czy zajmować się plotkami. Uznajmy zatem, że Zbigniew Ziobro jest typowym małomiasteczkowym chamem, którym lubi babrać się w cudzym gównie. Poza tym jest oczywiście chory na nowotwór, a więc dajcie mu spokojnie umierać... Gdybyście nie zawracali mu dupy pewnie już dawno wyciągnąłby kopyta.

Włodzimierz Czarzasty teraz wspomina jak w blisko dwie dekady temu policja Ziobry zrobiła mu wjazd na chatę, wywlekła z wyra gołą żonę i weszła do sypialni córki, grożąc jemu samemu odstrzeleniem łba. Ale nie bądźmy małostkowi - nie takie rzeczy działy się za komuny. A przecież Zbigniew walczy z postkomuną, układem, mainstreamem, elitą, warszawką i tak dalej.

Może kiedy zwalczy całą tą kosmopolityczną hołotę będę mógł wreszcie być kimś ważnym, a przynajmniej mądrym. Póki co muszę robić swoje, czyli zapierdalać na tych wszystkich pasożytów. Jeśli kiedyś będę miał raka będzie to tylko mój problem. I tyle pożytku jest z Ziobry. Azyl, eutanazja, powrót w wielkim stylu - nie ma się czym ekscytować.

wtorek, 4 listopada 2025

W CIENIU KREMLA

 Na Wschodzie bez zmian - wojna wciąż trwa i nie widać jej końca, chociaż niektórzy obiecywali zakończyć ją w dwadzieścia cztery godziny. Ale nie czepiajmy się - kłamstwa na pierwszej randce, rozmowie kwalifikacyjnej czy podczas kampanii wyborczej są jak najbardziej dozwolone, podobnie zresztą jak na samej wojnie. Uczciwi są tylko głupcy, którym zwykle brakuje tupetu i bezczelności.

Najpierw kłamiesz, a potem odwracasz kota ogonem - tłumaczysz że co innego miałeś na myśli, okoliczności się zmieniły a poza tym i tak jest to wina twoich przeciwników. Lud z reguły jest już tak uwikłany w spiralę narracji, że nie będzie ryzykował dysonansu. Jeśli Donald Trump wierzył, że Putin zakończy wojnę z powodu ich "świetnych relacji" to był naiwnym głupcem albo kłamał. Podejrzewam że jedno i drugie.

W grę tu wchodzi jakiś dług wdzięczności. Nie jest tajemnicą, że Trumpa - uważanego swego czasu za politycznego błazna - wylansowali ruscy trolle aktywizujący amerykańskich pożytecznych idiotów. Jaki mieli w tym interes? Najprawdopodobniej uznali Trumpa za czynnik destabilizujący. Ten jednak przyjął to za dobrą monetę, bo sądził że Putin go po prostu lubi. Swoją drogą obecny prezydent Stanów Zjednoczonych bywał w Moskwie już w latach siedemdziesiątych...

Co mógł tam porabiać ciekawego? Podobno za dewizy można było tam deflorować całkiem niezłe panienki, a w razie czego KGB samo podrzucało towar... Wyszkolone agentki wyciągną z ciebie nie tylko ostatnie soki, ale też wszystkie potrzebne informacje. Poza tym tak się robi kompromaty - filmy, nagrania, zdjęcia i tak dalej, które można potem wykorzystać do szantażu czy wywierania nacisku. A znając "konserwatywne" obyczaje Trumpa nie przepuścił on żadnej seksualnej okazji.


Kryzys na rynku nieruchomości w 2008 roku omal nie utopił jego imperium biznesowego, na szczęście uratowali go dobrzy ludzie z Rosji - pewien nieliczący się z groszem oligarcha kupił jego rezydencję za cenę znacznie przekraczającą wartość, po to by potem sprzedać budę z gigantyczną stratą. Ale czego się nie robi dla przyjaciół... Inna śmierdząca sprawa to pranie w USA rosyjskich brudnych pieniędzy poprzez niemiecki Deutsche Bank, z czego miały skorzystać firmy Donalda Trumpa.

Jeszcze w 2022 roku firma medialna Trump Media pożyczyła pieniądze od szemranej karaibskiej wydmuszki powiązanej z rosyjskimi służbami i branżą porno. Lider światowej alternatywy był do tego zmuszony po nieudanym puczu zwanym szturmem na Kapitol. Tradycyjne banki uznały, że to polityczny i zapewne finansowy koniec jego kariery i odmówiły kredytów. Ale komuś bardzo zależało żeby nieustraszony obrońca chrześcijaństwa nie utopił się we własnym gównie.

A to tylko kwestie finansowe, bo Rosja bardzo pomogła Trumpowi podczas wyborów w 2016 roku, które - dzięki absurdalnemu systemowi wyborczemu - wygrał, otrzymując trzy miliony mniej głosów od Hillary Clinton. Cyberataki, włamania do skrzynek mailowych Demokratów, zorganizowane grupy hejterskie, surrealistyczne teorie spiskowe, fałszywe konta pozorujące twórczość rodzimych "aktywistów" - to wszystko weszło odtąd na stałe do hybrydowego arsenału Kremla i znalazło szerokie zastosowanie także w Europie.


Również w Polsce nie brakuje popaprańców którzy rozpowszechniają prorosyjskie bzdury. Jednym z nich jest antyukraiński  patostreamer Nazar zatrzymany wczoraj w Trójmieście za jazdę pod wpływem marychy - radykalny zwolennik Grzegorza Brauna nawołujący do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym, podejrzewany między innymi o podpalenia samochodów z ukraińskimi rejestracjami, groźby karalne, naruszenia nietykalności cielesnej czy miru domowego.

Popularnym kierunkiem "turystycznym" polskich polityków uwikłanych w porachunki z koalicją rządzącą i prawno-karne perypetie są ostatnio prokremlowskie Węgry. Można by to nazwać "efektem Trumpa", choć przyznać trzeba że eurosceptyczne partie już od dawna otrzymują pieniądze z Moskwy. Swego czasu Samoobrona wzywała do odnowienia ekonomicznego sojuszu z Rosją. Podobne pierdoły opowiadała antyunijna Liga Polskich Rodzin, czy różne frakcje Konfederacji od korwinistów po braunistów.

Ciężko więc wymagać od Trumpa większego zdecydowania, jeśli nawet nasza rodzima scena polityczna koncentruje się na "zagrożeniu niemieckim", imigrantach którzy odbierają nam pracę w rzeźniach i budkach z kebabem, pedałach, rzezi wołyńskiej, energetyce węglowej, kryzysie konstytucyjnym i nominacjach sędziowskich. Co z tego wszystkiego może dla mnie wyniknąć pozytywnego tego nie wiem.