Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 8 lutego 2021

EUROLETARG

Niegdyś Europa była zbyt biedna, żeby Indie czy Chiny szukały z nią kontaktów handlowych. Pośredniczyli w nich Arabowie. To my szukaliśmy - złota, srebra, przypraw, jedwabiu czy porcelany. Szukając dokonaliśmy wielkich odkryć geograficznych, a następnie podbojów i kolonizacji. Dzięki zamorskim bogactwom i niewolnictwu sfinansowaliśmy rozwój nowoczesnego kapitalizmu i rewolucję przemysłową. Odtąd luksusowe towary, takie jak cukier, kawa, herbata czy kakao, stały się czymś powszednim jak chleb. Społeczeństwo ochoczo pogrążyło się w konsumpcjonizmie, a kapitał napędzał rodzimą produkcję i stymulował technologię.

 

Nawet po upadku systemu kolonialnego kraje rozwijające się były uzależnione od naszego dobrobytu - mając do zaoferowania jedynie przysłowiowe banany, liczyć musiały na jak największą konsumpcję w krajach uprzemysłowionych. Drugim dobrem które mogło ewentualnie zainteresować krezusów z północy była tania siła robocza, zaprzęgnięta do produkcji tandetnej odzieży czy zabawek. Rozpoczęło to proces stopniowego przekazywania technologii do krajów takich jak Chiny czy Indie, które teraz właśnie rozpaczliwie szukały kontaktów handlowych z niegdyś pogardzaną Europą i jej Wielkim Amerykańskim Bratem.


Początkowo dawało nam to tańsze towary, a więc zwiększało naszą stopę życiową, z czasem okazało się jednak, że Zachód za własne pieniądze sfinansował rewolucję technologiczną w Kraju Środka, który zaczyna przejawiać coraz bardziej imperialne ambicje... Niestety jest to już proces nieodwracalny - ewentualny kryzys w Chinach będzie dla światowej gospodarki katastrofalny. Choć z zazdrością patrzymy na chińską modernizację, to chyba po ludzku dobrze, iż w państwie niemal trzykrotnie ludniejszym od całej Unii Europejskiej, ludzie mogą wreszcie najadać się do syta i oddawać rozrywkom.

Nie obawiamy się już komunizmu tylko chińskiego kapitalizmu, który może być zbyt konkurencyjny dla zadufanych w sobie niemieckich, francuskich czy brytyjskich spekulantów. Dla Polski może być to w dłuższej perspektywie paradoksalnie dobry znak - tak jak Chiny były swego czasu światową montownią, tak my stajemy się fabryką Europy. Owszem, dzięki innowacjom (a także szpiegostwu przemysłowemu) nasi żółci bracia wchodzą już na wyższy poziom, ale ich historia pokazuje, że kluczowe było gromadzenie kapitału nawet kosztem pracy za śmieciowe pieniądze. A lenistwo Europejczyków, wysługujących się pracą zagranicznej biedoty i imigrantów, na dłuższą metę może być zabójcze, kiedy już staną się tylko konsumentami, a Europa rynkiem zbytu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz