Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 lutego 2021

SUGESTIA ESTETYCZNA

Naziści, jako genetyczni nadludzie, uważali się za najbardziej wyrafinowanych humanistów. Z tego względu cenili sobie nie tylko złoto, ale też dzieła sztuki. Nieludzcy humaniści grabili więc całą Europę z jej artystycznych osiągnięć, a kiedy byli łaskawsi mogli nawet wchodzić w ich posiadanie przy użyciu bardziej cywilizowanych metod, takich jak handel czy wymiana. Do największych wojennych kolekcjonerów sztuki należał sam Hermann Goering, jedna z czołowych postaci brunatnego reżimu. Powojenne rozliczenia dosięgnęły też dostawców jego estetycznych wrażeń. Holender Han van Meegeren oskarżony w trakcie powojennych rozliczeń o sprzedaż dóbr kultury narodowej wrogowi, bronił się twierdząc, że sam stworzył obrazy które sprzedał snobistycznemu naziście. 

Sęk w tym, że były to rzekomo dzieła siedemnastowiecznego mistrza Johannesa Vermeera, w tym jeden z najsłynniejszych obrazów w Holandii "Uczniowie z Emaus"... Trudno było w to uwierzyć zwłaszcza krytykom, którzy jeszcze niedawno piali z zachwytu nad cudownie odnalezionym nieznanym dziełem wielkiego malarza. Aby udowodnić prawdomówność fałszerz zgodził się stworzyć kolejne dzieło w vermeerowskiej estetyce, do czego potrzebował jedynie alkoholu i morfiny (tylko upojony potrafił malować). W ciągu sześciu tygodni spod jego pędzla wyszedł "Chrystus w świątyni", który nie został niestety doceniony przez znawców sztuki. Następnie analiza chemiczna potwierdziła fałszerstwo. Skompromitowani eksperci przestali zachwycać się obrazami Meegerena, odkąd poznali ich prawdziwego autora.


Obrazy pozostawały tymi samymi obrazami, a jednak (choć nie były kopiami tylko autorskimi wariacjami w stylu mistrza) traciły swoją wartość historyczną. Podobnie moglibyśmy się zachwycać prehistorycznymi malunkami naskalnymi, dopóki nie dowiedzielibyśmy się, że zostały stworzone wczoraj - wtedy jawiły by się już jako prymitywne bazgroły. To zresztą jeden z najczęstszych zarzutów wobec awangardowych i abstrakcyjnych dzieł plastycznych: dyskusyjna estetyka i skromny artystyczny warsztat stawiają pod znakiem zapytania talenty wielu twórców, ale potwierdza je uznanie w kręgach estetycznych koneserów i nadskakujących im snobów, a także rynkowa wartość niezrozumiałej dla niewyrobionego odbiorcy sztuki. To jedno z najtwardszych praw psychologii - nasze oczekiwania wpływają na percepcję, zarówno w sztuce, w kuchni, jak i w sypialni. 

Światowej sławy skrzypek Joshua Bell, ubrany w dżinsy i bejsbolówkę, grając na skrzypach Stradivariusa wartych trzy miliony dolarów, zebrał do rozłożonego na stacji metra futerału jedynie 32,17 dolarów, a najwytrwalszy słuchacz zatrzymał się przy nim na sześć minut. Nikt nie klaskał. Tymczasem za jego przydługie występy w filharmonii bogaci ludzie są gotowi słono płacić... Nie jesteśmy w stanie odróżnić doznać zmysłowych płynących z konsumpcji wina ekskluzywnego i stołowego, a nawet czerwonego i białego. Nie odróżniamy kranówki od drogiej butelkowanej wody. W ślepych próbach smaku wybieramy pepsi, choć to coca-cola sprzedaje się lepiej... Osoby uznawane za wybitne wydają nam się bardziej inteligentne, błyskotliwe, utalentowane czy nawet seksowne, ale nie wtedy gdy przebiorą się za jednego z nas. Piękno jest w oczach patrzącego. A oczy widzą to co się eksponuje.          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz