Kiedy byłem mały oszukiwano mnie, i to w nie jednej kwestii.
Czasami robiono to świadomie, innym razem w dobrej wierze, jak wtedy gdy
mówiono mi o Bozi, aniołach stróżach, duchach i sennikach. Z powodu wrodzonej
bezradności i niewiedzy dorośli byli dla mnie autorytetami, przewodnikami i
adresatami pytań. Ja zaś byłem ciekawy, jak działa ten świat. Nie mogłem wtedy
jeszcze wiedzieć, że większość z jego prawideł będę musiał odkryć sam.
Przekazywane mi wskazówki fałszowały rzeczywistość w dwojaki sposób – dorośli
albo przekazywali mi prawdy przefiltrowane przez pryzmat własnych kompleksów,
uprzedzeń i preferencji, albo kłamali żeby mnie „uchronić”. Czasami zaś zbywali
mnie, stwierdzając że jak „będę starszy to zrozumiem”. Niestety im byłem
starszy, tym mniej rozumiałem z tego wszystkiego, dopóki nie przekonałem się,
że opowiadano mi bajki.
Z książeczek które czytała mi w dzieciństwie babcia, tylko
dwie mówiły prawdę. Pierwsza to „Psi parów” Konstantego Siergiejenki, a druga
to „Dziewczynka z zapałkami” Hansa Christiana Andersena. Przysłuchując się obu
tym historiom roniłem łzy. Dlaczego zapamiętałem tylko te smutne opowieści, a o wesołych zapomniałem? Nie dlatego, że lubiłem się dołować. Wolę się cieszyć.
Ale wolę też prawdę od bredni. Życie jest tragikomedią, a nie czarno-białą
historyjką z obowiązkowym happy endem i jeszcze pokrzepiającym morałem.
Kopciuszkom nie pomogą dobre wróżki, a żadnej ropuchy nie pocałuje piękny,
młody i bogaty książę. Nie znaczy to, że nie ma dla nas nadziei. Kopciuszek sam
musi się wylansować, a ropucha może zadowolić się kimś nie śmierdzącym groszem
i nie grzeszącym urodą. W ostateczności można też zmywać gary i rechotać z tego
wszystkiego. Babcia, która czytała mi kiedyś bajki już nie żyje. Ale sama stała
się już postacią z bajki, wróżką z opowieści którą snuje moja pamięć.
Kiedyś świat był zaczarowany, potem ja go odczarowałem. A
może raczej to inni ludzie go
odczarowali, kiedy ja wszedłem między nich.
Pokazali swoje prawdziwe oblicze. I ja też pokazałem. Byłem próżny, okrutny i egoistyczny,
ale też wspaniałomyślny i wyrozumiały. Żyłem.
Między naiwną nadzieją, a
koszmarnym zgorzknieniem jest sporo przestrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz