Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 marca 2015

ŚWIĘTY CHAOS

Kiedy byłem mały oszukiwano mnie, i to w nie jednej kwestii. Czasami robiono to świadomie, innym razem w dobrej wierze, jak wtedy gdy mówiono mi o Bozi, aniołach stróżach, duchach i sennikach. Z powodu wrodzonej bezradności i niewiedzy dorośli byli dla mnie autorytetami, przewodnikami i adresatami pytań. Ja zaś byłem ciekawy, jak działa ten świat. Nie mogłem wtedy jeszcze wiedzieć, że większość z jego prawideł będę musiał odkryć sam. Przekazywane mi wskazówki fałszowały rzeczywistość w dwojaki sposób – dorośli albo przekazywali mi prawdy przefiltrowane przez pryzmat własnych kompleksów, uprzedzeń i preferencji, albo kłamali żeby mnie „uchronić”. Czasami zaś zbywali mnie, stwierdzając że jak „będę starszy to zrozumiem”. Niestety im byłem starszy, tym mniej rozumiałem z tego wszystkiego, dopóki nie przekonałem się, że opowiadano mi bajki.


Z książeczek które czytała mi w dzieciństwie babcia, tylko dwie mówiły prawdę. Pierwsza to „Psi parów” Konstantego Siergiejenki, a druga to „Dziewczynka z zapałkami” Hansa Christiana Andersena. Przysłuchując się obu tym historiom roniłem łzy. Dlaczego zapamiętałem tylko te smutne opowieści, a o wesołych zapomniałem? Nie dlatego, że lubiłem się dołować. Wolę się cieszyć. Ale wolę też prawdę od bredni. Życie jest tragikomedią, a nie czarno-białą historyjką z obowiązkowym happy endem i jeszcze pokrzepiającym morałem. Kopciuszkom nie pomogą dobre wróżki, a żadnej ropuchy nie pocałuje piękny, młody i bogaty książę. Nie znaczy to, że nie ma dla nas nadziei. Kopciuszek sam musi się wylansować, a ropucha może zadowolić się kimś nie śmierdzącym groszem i nie grzeszącym urodą. W ostateczności można też zmywać gary i rechotać z tego wszystkiego. Babcia, która czytała mi kiedyś bajki już nie żyje. Ale sama stała się już postacią z bajki, wróżką z opowieści którą snuje moja pamięć.



Kiedyś świat był zaczarowany, potem ja go odczarowałem. A może raczej to inni ludzie go
odczarowali, kiedy ja wszedłem między nich. Pokazali swoje prawdziwe oblicze. I ja też pokazałem. Byłem próżny, okrutny i egoistyczny, ale też wspaniałomyślny i wyrozumiały. Żyłem. 
Między naiwną nadzieją, a koszmarnym zgorzknieniem jest sporo przestrzeni.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz