Homo erectus wywędrował z Afryki już 1,8 miliona lat temu. Ślady jego obecności na Kaukazie są być może nawet starsze od znalezisk afrykańskich, istnieją więc teorie jakoby miał tam wyewoluować z jakiegoś nieznanego jeszcze gatunku hominina i powrócić do Afryki. To jednak kwestia kontrowersyjna, a a ojczyzną genetycznej linii ludzkiej bezsprzecznie pozostaje Czarny Ląd.
Nasz homo erectus miał dotrzeć do Chin już 1,7 miliona lat temu, gdzie znaleziono tak datowane skamieniałości. Najdłużej miał przetrwać właśnie na Dalekim Wschodzie. Potwierdzono jego obecność na Jawie jeszcze 100 tysięcy lat temu. Bywał również w Europie, a nawet w Polsce... Rozproszone populacje ewoluowały oddzielnie dając początek nowym gatunkom.
A zatem nie byliśmy pierwszymi zdobywcami świata. Najprawdopodobniej to homo erectus był przodkiem neandertalczyków, denisowian czy wreszcie nas samych. Te różne odmiany człowieka bywały oczywiście wrogami, ale też sąsiadami, przyjaciółmi a nawet kochankami. Pozostawili nam domieszki swoich genów. Kiedy homo sapiens wychodził z Afryki nie zastawał "ziemi niczyjej" - spotykał inne formy człowieczeństwa i kultury.
Sam zresztą anatomicznie współczesny człowiek rozumny to dziecko afrykańskiej różnorodności genetycznej. Przeciętny genom afrykański zawiera znacznie więcej wariantów niż genom pozaafrykański. Jest to skutek tak zwanego efektu założyciela - każda nowa izolowana populacja migrantów traciła część dziedzictwa genetycznego, gdyż reprezentowała tylko część puli genetycznej. Efektowi temu podlegały nawet nasze bakterie jelitowe.
Mówi się też o określonym wariancie genetycznym skłaniającym założycieli nowych "kolonii" do eksplorowania świata. Nawiasem mówiąc nasza skłonność do przygody ma się wiązać z ekspresją dopaminy w mózgu, lecz może to być efekt genetycznego "wąskiego gardła". Do poszukiwań nowych siedlisk mogły nas skłaniać zmiany klimatyczne czy też nadmierne rozrastanie się populacji korzystającej z ograniczonych zasobów.
Homo sapiens okazał się zwierzęciem na tyle elastycznym, że aż zdolnym do przetrwania w każdym środowisku. Sporą rolę odegrały tu oczywiście jego zdolności intelektualne i społeczne, ale też manualne. Człowiek nie zostałby "specjalistą od wszystkiego" bez sprawnych dłoni wytwarzających precyzyjne narzędzia. Teoretycznie mógłby więc wyewoluować w każdym środowisku, ale wyewoluował w Afryce, bo miał z czego. Tu pojawiły się pierwsze człowiekowate.
Nawiasem mówiąc te człowiekowate przez tysiące lat mieszały ze sobą swoje geny i dopiero z takiej mieszanki genetycznej powstał człowiek który wyszedł z Afryki. Nie ma więc mowy o żadnej "czystości rasowej" - biały człowiek to afrykański kundel który zbladł dopiero w Europie, bo czarna skóra nie była mu już do niczego potrzebna. Wiele wskazuje też na to że krzyżował się swego czasu nie tylko z hominidami, ale też z przodkami szympansów.
Przodkowie współczesnych ludzi i ich owłosionych kuzynów mieli uprawiać ze sobą seks przez setki tysięcy lat... Nie wydaje się to zbyt kuszącą perspektywą, ale jak jest ochota to pies kota wyłomota. Do takiego przynajmniej wniosku doszli naukowcy sprawdzając kiedy rozeszły się nasze genetyczne drogi. Bo sprawdzając odkryli, że nasze drogi rozeszły się, potem znowu się zeszły i dopiero definitywnie rozeszły.
Od tego czasu nasza genetyka zmieniła się jednak na tyle, że choć jesteśmy najbliższymi krewniakami nie możemy się już ze sobą krzyżować. U człowieka doszło do fuzji chromosomów które u innych naczelnych są rozdzielne. Mamy przez to dwa chromosomy mniej. A to wyznaczyło barierę reprodukcyjną blokującą udaną hybrydyzację. I całe szczęście, bo radzieccy uczeni chcieli krzyżować ludzi z małpami by hodować silnych i głupich robotników. Dziś żeby zamienić ludzi w małpy wystarczy dać im internet...
Fuzja tych chromosomów miała wpłynąć na przyjęcie postawy dwunożnej i zmianę sylwetki. To z kolei mogło przyspieszyć rozwój mózgu. Poza tym uwolniło to nasze ręce które mogły zająć się choćby używaniem narzędzi czy rozniecaniem ognia. Pierwszym człowiekiem poruszającym się w pozycji wyprostowanej miał być właśnie homo erectus. Zmiany w diecie (gotowanie) umożliwiły mu dostarczanie większej ilości kalorii dla rozrastającej się energochłonnej mózgownicy.
Szczególnym przykładem efektu założyciela jest tak zwany efekt wyspy. Wówczas nowa populacja zostaje trwale odizolowana na przysłowiowej samotnej wyspie gdzie podlega specyficznej presji selekcyjnej jak i losowemu dryfowi genetycznemu. Izolacja geograficzna powoduje wszak izolację genetyczną. Za względu na małą liczbę osobników zmiany genetyczne mogą zachodzić dużo szybciej niż w populacji macierzystej.
Izolowane populacje zwierząt zyskują w ten sposób unikalne cechy zwane endemizmami. Może to na przykład prowadzić do osobliwego gigantyzmu lub karłowatości. Dopiero w tym millenium na indonezyjskiej wyspie Flores natrafiono na dziewięć szkieletów nieznanego gatunku ludzi liczących niewiele ponad metr wzrostu. Jego przedstawiciele mieli osiągać co najwyżej 30 kg masy. Gatunek nazwano homo floresiensis lub potocznie "hobbitem".
Ma to być ciekawy przypadek karłowatości wyspowej, która dotknęła niewielką populację homo erectusa przybyłą na Flores prawdopodobnie z Jawy. Takiemu kierunkowi ewolucji (radykalnej redukcji rozmiarów) sprzyjały ograniczone zasoby pożywienia jak i brak dużych drapieżników. Migracja mogła nastąpić już milion lat temu. Z kolei wiek najmłodszych okazów wskazuje, że "hobbici" zamieszkiwali wyspę jeszcze 50 tysięcy lat temu. Być może wymarli z przyczyn naturalnych, a być może wytrzebił ich nadciągający homo sapiens.
Według najbardziej sensacyjnych teorii "hobbici" wcale nie wymarli. W lokalnym folklorze przetrwała legenda o miniaturowych "leśnych ludkach" znanych jako Ebu Gogo. Ludziska jednak widują duchy, Matkę Boską, Szatana, UFO, Yeti, Wielką Stopę czy potwora z Loch Ness. Póki co pozostaje więc szukać kolejnych interesujących kości. Ostatnim (i również skarlałym) odkrytym gatunkiem człowieka jest homo luzonensis znaleziony na Filipinach.
A zatem pieprzenie o tym jak zeszliśmy z drzew i opanowaliśmy cały świat to bardzo uproszczona historia ludzkości. Homo erectus jako pierwszy wyszedł z Afryki. Gatunek ten przetrwał dwa miliony lat - nasz 200 -300 tysięcy lat w zależności od tego które szczątki uznać za przynależne już do homo sapiens. Z homo erectusa wyewoluowało wiele lokalnych i osobliwych w naszych oczach gatunków. Sam neandertalczyk miał nie ustępować nam intelektem, a jednak zniknął z dziejów Europy.
Być może byliśmy "najlepsi" (w sensie ewolucyjnego przystosowania). Być może to zwykły przypadek, genetyczny dryf, odporność na jakąś chorobę. Tak czy siak przetrwaliśmy MY. Homo erectus najdłużej przetrwał na indonezyjskiej Jawie, gdzie miały go unicestwić zmiany klimatyczne przekształcające tereny trawiaste w lasy deszczowe. Choć są i tacy którzy uważają, że wykończyło go... lenistwo. Doktor Ceri Shipton z The Australian National University twierdzi, że "ten gatunek był nie tylko leniwy, ale też bardzo konserwatywny" i nie zważając na zmiany "wciąż robił te same rzeczy tymi samymi narzędziami".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz