Świat pędzi w stronę coraz większej złożoności, upada jednak mit "zrównoważonego rozwoju". Coś takiego po prostu nie jest już możliwe. Większa złożoność technologiczna, organizacyjna, logistyczna i społeczna wymaga generowania coraz większej góry syfu, a na Ziemi przybywa głodnych gęb do wykarmienia.
A jak już nakarmisz głodne gęby to nie tylko będą się dalej rozmnażać, ale jeszcze wymagać prawa do kapitalistycznego szmelcu. Każdemu się przecież "należy" sedes, pralka, telewizor, komputer i samochód. I to oczywiście nowej generacji żeby taki biedak nie czuł się gorszy. Najprościej będzie więc emigrować na Globalną Północ.
Tam potrzebują rąk do pracy, bo już im się odechciało zabawy w rodzinkę. Po prostu bachory przeszkadzają w karierze i rozrywce. Na Północy odechciało im się nawet relacji damsko-męskich. Zapanowała singloza czyli moda na bycie samemu, co można sobie czasem urozmaicić jakąś okazjonalną przygodą erotyczną.
Największy problem z miłością jest taki, że jest dosyć wymagająca. Otóż wymaga zrezygnowania z "bycia sobą" i przystosowania się do drugiej połówki. Każdy zaś jest egoistą i ciągnie w swoją stronę, a jak nie dostanie tego czego chce to zaczyna robić miny, syczeć, a w końcu wrzeszczeć. A chce tego co widzi w telewizji i internecie.
Dzieciaki są jeszcze bardziej marudne - a to chce siku, a to chce kupę, a to zabawkę. Jak podrośnie to zacznie pyskować, pić napoje energetyczne i nagrywać filmiki z gnębionymi rówieśnikami w roli głównej. Dlatego trzeba lać gówniarza i patrzeć czy równo puchnie. To może jednak prowadzić do problemów prawnych, więc lepiej zawczasu chuja wyskrobać.
W razie czego na starość dupę będzie nam podcierał jakiś imigrant - w końcu to dla nich szansa na lepsze życie. A jak nie to może zajmie się tym sztuczna inteligencja. Lepiej inwestować w badania bo z czarnuchami to nigdy nie wiadomo. Dostaniesz demencji czy amnezji, a bambus zabierze ci rentę lub nawet mieszkanie.
Ukrainiec to nawet nie przyjdzie już do takiej roboty - tak się we łbach pojebało, że każdy jeden chce być kierowcą albo lekarzem. A robić przy łopacie lub w rzeźni to nie ma komu. Potrzebna jest więc armia robotów. Nowa rewolucja technologiczna jest nieunikniona. A to wiąże się z ogromnym kosztem energetycznym.
Większość jełopów korzystających z narzędzi AI jednak o tym nie wie. Pierdolą o ochronie lasów i emisji spalin, a tymczasem trenowanie modeli uczenia maszynowego pochłania olbrzymie ilości energii i wody. Powstają jakieś szacunki, lecz zasadniczo koszty środowiskowe rozwoju tej nowej technologii są zatajane, bo rozpoczął się już wielki wyścig o władzę nad światem.
Wydatki na rozwijanie sztucznych sieci neuronowych rosną więc geometrycznie. Szczególnym problemem staje się pozyskiwanie wysokiej jakości danych treningowych. Żeby głupi uczeń, student, nauczyciel czy urzędnik mógł dostawać odpowiedzi model sam się musi uczyć. A uczy się na czym popadnie, bo zaczyna brakować merytorycznych treści.
Z braku materiału modele językowe zasysają więc internetowe szambo łącznie z najbardziej dennym mułem. Niekiedy żywią się radosną twórczością z portali społecznościowych czy nawet dokonują recyklingu syntetycznych danych treningowych. Niekiedy modele wzmacniają błędne stereotypy, a nawet halucynują.
Podobnie jak u człowieka wzrost złożoności modelu jest ryzykowny. Większa inteligencja może wygenerować większe szaleństwo - przybywa heurystycznych szufladek, a każde zniekształcenie może wieść do informacyjnego efektu motyla. Istnieje też ryzyko celowego zatrucia danych - wstrzyknięcia w system błędnych informacji tak aby stopniowo przenikały do naszej świadomości.
W rzeczywistości każdy człowiek jest o wiele bardziej wyrafinowanym (choć niekiedy leniwym i skupionym na bzdurach) filtrem danych niż najnowocześniejsza choćby maszyna za miliardy dolarów. Sęk w tym że maszyna jest o wiele wydajniejsza, a w epoce cyfrowej gotowi jesteśmy poświęcić ilość dla jakości. Poza tym pomimo ogromnych kosztów maszyna jest tańsza niż człowiek.
Zaleje nas więc prostota pozbawiona różnorodności i głębi. Nie wgłębiając się zbytnio w temat, a jedynie polegając na wygenerowanym "streszczeniu" zatracimy niuanse, konteksty i zdolność do krytycznego myślenia. Sami staniemy się swego rodzaju robotami skoncentrowanymi na pracy i przyjemnościach, lecz nie ma przecież alternatywy.
Rozwój jest konieczny, bo nasz mózg został zaprogramowany do rozwoju. Nie ma sensu mówić o ratowaniu Ziemi, bo tak naprawdę jedynym rozwiązaniem byłaby redukcja globalnej populacji. Byłoby to oczywiście niehumanitarne, a przecież liberalna edukacja nauczyła nas frazesów o wielkiej wspólnocie człowieczeństwa.
Będziemy jednak budować mury i zasieki. Cynicznie rzecz biorąc obawiamy się podejrzanych typków o niskiej kulturze pracy i wydajności produkcyjnej. Bogactwa jest za mało żeby starczyło go dla wszystkich, utopia humanitarnej solidarności odejdzie więc do lamusa. Owszem kochamy naszych bliźnich - czarnych, żółtych czy ciapatych - ale nie możemy przecież utrzymywać skurwysynów z naszych podatków.
Wzniosłe pierdolenie jest dobre dla znudzonych bogaczy, ale nie dla pracującej polskiej hołoty. Nikt nie chce się dzielić - ani biznesmeni, ani politycy, ani kościół. Tym bardziej naród obsiadły przed biurokratyczne pijawki, fundacje i instytuty. Będzie więc bronił swojego stylu życia, aż w ten przekształci się w NOWĄ WSPANIAŁĄ HALUCYNACJĘ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz