Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 maja 2025

KRYZYS ENERGETYCZNY


Jeszcze do końca tego roku zużycie energii elektrycznej przez sektor IT prawdopodobnie osiągnie poziom 20% jej globalnego zużycia. Przy okazji sektor ten emituje już więcej dwutlenku węgla niż sektor lotniczy. Prym wiodą w tym oczywiście popularne narzędzia sztucznej inteligencji, które potrzebują znacznie więcej mocy obliczeniowej i pamięci masowej.

Aktywny Chat GPT zużywa 10 razy więcej energii niż zwykłe zapytania w Google. Nie od dzisiaj technologie są coraz większym generatorem zapotrzebowania energetycznego. Kombinujemy więc co robić, żeby uzyskiwać jak najtańszą energię lub ograniczać jej zużycie. Na tym tle nasza biologiczna inteligencja jest dosyć ekonomiczna.

Generatywny model językowy zużywa o sześć rzędów wielkości więcej energii niż ludzki mózg, nie mówiąc już o tym ile pochłania jego wytrenowanie. A gdyby tak wykorzystać materiał biologiczny do budowy inteligentnych obwodów? Brzmi jak science fiction, ale to już się dzieje. Pierwsze takie biokomputery wykorzystywały do obliczeń reakcje chemiczne zachodzące między cząsteczkami DNA.

Dzisiaj wykorzystuje się też organoidy mózgowe czyli zbitki neuronów wyhodowane z komórek macierzystych. W Szwajcarii szesnaście takich "minimózgów" umieszczono na matrycach i połączono elektrodami. Układy składające się z żywych neuronów pochłaniają miliony razy mniej energii niż tradycyjna elektronika, problemem jest jednak utrzymanie ich przy życiu.

Jak dotąd dostarczając komórkom specjalnymi kanalikami wodę, tlen i substancje odżywcze, oraz zapewniając odpowiednią temperaturę, udawało się to tylko przez 100 dni. Potem można wymienić martwe neurony na nowe, ale niestety system traci pamięć... Trenuje się je przy pomocy naszego ulubionego neuroprzekaźnika - dopaminy. Gdy wykonują swoje zadania poprawnie dostają strumień tej substancji chemicznej w nagrodę.

Jak dotąd nie nauczono tego sprzętu zbyt wiele poza grą w prymitywną symulację ping-ponga. Niemniej jest to obiecujący kierunek rozwoju. Kto wie czy w przyszłości nie okaże się większym przełomem niż komputery kwantowe? Z uwagi na zastosowanie ludzkiego materiału budzi co prawda kontrowersje etyczne, ale zwolennicy tradycyjnej etyki zostaną z tego darwinowskiego wyścigu po prostu wyeliminowani.


Czemu jednak nasze mózgi są wydajniejsze od syntetycznej elektroniki? W procesie swej ewolucji musiały kierować się tak zwaną ZASADĄ WOLNEJ ENERGII. Jest to cecha zasadnicza samoorganizujących się systemów przetwarzania informacji. Mózg nie jest podłączony do sieci dystrybucji energii elektrycznej, lecz do ciała i jego podstawowym zadaniem jest regulowanie procesów w tym ciele zachodzących.

A to wymusza na nim kreatywne rozwiązania. System zmuszony do nieustannej oszczędności energii stara się przewidywać przyszłość tak, żeby nie zostać przez nią niemile zaskoczonym. Przewidywania te nieustannie porównuje z danymi pochodzącymi ze zmysłów. Gdy zachodzi dysonans mamy dwa wyjścia - możemy zmienić swoje prognozy lub podjąć działania by zmienić rzeczywistość. Wkraczamy tu na grząski teren matematyki, statystyki i twierdzenia Bayesa.

Nasz mózg posługuje się tą metodą, żeby za realniejsze uznawać zdarzenie które zachodzi częściej. Wieść to może jednak do błędnych wniosków, gdyż mózg musi przyjąć najbardziej prawdopodobną możliwość a priori, na podstawie obecnego stanu wiedzy. Tak zwana funkcja wiarygodności określa wiarygodność tej hipotezy w obliczu posiadanych danych. Mózg korzysta więc z tego czego się nauczył. Odstępstwa od "normy" pociągają za sobą wytężoną pracę i koszty energetyczne.

Dlatego nieprzewidywalność bywa tak stresująca. Paradoksalnie jednak przewidywalność bywa nudna. Ale to tylko pozorna sprzeczność. Lubimy nowe informacje ponieważ pozwalają nam one aktualizować wewnętrzny model świata, a zatem minimalizować negatywne zaskoczenie. Szukamy więc "nowości" na drodze aktywnej inferencji - modele doskonalą swoją wydajność zmieniając konfigurację mózgu dzięki nowym aktywnościom i doświadczeniom.

Mózg musi tak organizować siebie i wpływać na otoczenie, aby między stanami wewnętrznymi i zewnętrznymi zachodziła harmonia. Wymaga to kodowania predykcyjnego - ciągłego usuwania rozbieżności między danymi docierającymi a przewidywaniami. Mózg ciągle halucynuje, lecz porównuje swoje halucynacje z danymi zmysłowymi, aby odfiltrować "perełki" od "szumu tła".

Kiedy jedno mu się z drugim pomiesza możemy ześwirować...  Ale mniejsza z tym - chodzi o zachowanie równowagi. Wszechświat podlega entropii, a oazami stabilności w tym oceanie chaosu są organizmy żywe. Imperatywem życia jest walka z entropią, a więc chaosem i nieprzewidywalną losowością, po to aby chronić tymczasową spójność białkowej struktury.

Organizmy zbierają dane sensoryczne, żeby sprawniej działać przeciw losowości środowiska i pozostawać w określonym przez swoją strukturę stanie. Kiedy wyciągniemy kopyta nieskoordynowane molekuły natychmiast pogrążą się w entropii i rozpadną jak domek z kart. Z tego punktu widzenia możemy postrzegać mózg jako organ zarządzający allostazą - przewidujący i zaspokajający już zawczasu potrzeby energetyczne organizmu.


Nie da się przecież zaprzeczyć, że wydajność energetyczna jest kluczowa dla przetrwania. Jesteśmy maszynami które ciągle szukają paliwa... Mózg decyduje więc jak najefektywniej zdobywać zasoby energetyczne, oraz jak najlepiej je pożytkować. Pamięć wykształciła się po to, żeby na postawie przeszłości jak najlepiej przewidywać przyszłość. Na podstawie naszej ponurej historii przypuszczać możemy, że jesteśmy dość paskudnym i wrednym gatunkiem.

A zatem jeśli istnieje ryzyko nieetycznego i makiawelicznego zastosowania sztucznej inteligencji to możemy być pewni, że prędzej czy później dojdzie do manipulacji na wielką skalę. Tym bardziej że przytłaczająca większość konsumentów i obywateli kompletnie nic z tego nie rozumie. Zgodnie z logiką zasady wolnej energii powinniśmy wykorzystywać energię w celu utrzymywania równowagi. Dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość wymaga jednak ciągłej adaptacji.

A to wiedzie do przeciążenia allostatycznego czy jak kto woli wypalenia. Do tego dochodzi wyścig szczurów, przebodźcowanie i technostres. Padamy więc ze zmęczenia i szukamy ratunku w urządzeniach, które doprowadzić mogą świat do jeszcze większego kryzysu. Człowiek nie odróżnia już rzeczy ważnych od nieważnych, bo nie może już zresetować systemu.

piątek, 23 maja 2025

CZŁOWIEK INTERESU


 Człowiek który chciał zostać papieżem, a może nawet dalajlamą, a z pewnością chciałby się pobawić w Boga - Donald Trump - rozpoczął niedawno swoją krucjatę handlową. Nie wystarczy oglądać hollywoodzkich superprodukcji ma Netflixie obżerając się bułkami z McDonalda w dżinsach Levisa. Powiedzcie to głodującym dzieciom w Afryce. 

Na całym pieprzonym świecie ludzie kupują za mało amerykańskiego gówna. A to uniemożliwia supremację kraju któremu się należy kulturowa dominacja. Globalizacja była błędem, bo po co jakiś ciapak ma szyć tanie gacie w Bangladeszu i odbierać pracę amerykańskiemu robolowi? Trzydzieści milionów biednych Amerykanów żyje przecież poniżej progu ubóstwa.

Tyle że większość ekonomistów widzi w tym biedę systemową, wynikającą w samego charakteru amerykańskiej "wolności". Po prostu państwo nie przejmuje się zbytnio losem "nierobów" - na tym tle Europa jawi się wręcz jako socjalny raj, ale kosztem spowalniającej i coraz mniej innowacyjnej gospodarki. Może stąd ta cała zawiść wobec wrednych Europejczyków, którzy okradają Wuja Sama.

Paradoksem jest to, że w USA większość transferów rządowych trafia do kieszeni bogatych, a nie biednych - oczywiście pod pretekstem stymulacji gospodarki. Ale to już problem wewnętrzny tej cywilizacji, bo wszystko wskazuje na to, że właśnie Stany Zjednoczone były dotąd największym beneficjentem światowego handlu. Nie bez kozery mówiliśmy o Pax Americana.

Po drugiej wojnie światowej to Ameryka stała się gospodarczym i handlowym hegemonem, dzięki takim narzędziom jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa Organizacja Handlu. Co prawda przez jakiś czas Jankesi musieli mierzyć się ze Związkiem Radzieckim, ale był to kolos na glinianych nogach. Dzisiaj ich pozycji zaczynają zagrażać żółtki - przede wszystkim z Państwa Środka, ale nie tylko.

Donald Trump postanowił więc rozpierdolić system, żeby pokazać kto tu rządzi. Dopierdolił więc całej ludzkości (z wyjątkiem ukochanej Rosji) złośliwymi zaporami, licząc na to że uzależniona od amerykańskich dobrodziejstw przyjdzie całować go w pomarszczony tyłek. Po części to się sprawdziło, ale nie w wypadku kluczowego gracza jakim są Chiny.


Wojna handlowa ze Smokiem nadal trwa, aczkolwiek cwanemu kowbojowi mocno zmiękła rura... Zaczął więc kluczyć, okrakiem się wycofywać, ostatecznie obniżając gigantyczne antychińskie cła. W tej sytuacji znowu zaatakował Europę - mamy teraz płacić większe cło niż Chiny!!! Możliwe że to chwilowa aberracja, która skończy się kiedy pokażemy mu środkowy palec.

Są jednak jeszcze słabsi chłopcy do bicia. Weźmy taką Afrykę... Trump obciął już pomoc humanitarną dla tej wylęgarni imigrantów, a nawet obłożył ją klątwą celną. Dla wielu krajów może to oznaczać poważne egzystencjalne problemy, nawet jeśli nikt na Zachodzie o tych krajach nie słyszał. Ale kogo obchodzi stabilizacja polityczna na Czarnym Lądzie?

Kilka dni temu Trump zastawił multimedialną pułapkę na prezydenta RPA Cyrila Ramaphosę, oskarżając swego gościa w świetle kamer o tolerowanie ludobójstwa białych rolników. Już wcześniej wrzutki tego tematu zapodawał rodowity Afrykaner Elon Musk. Facet może mieć uraz do kraju swojego pochodzenia, gdyż z powodu bladej facjaty był tam regularnie bity. Być może brak sympatii czarnych rówieśników tłumaczyć można też tym, że wychowywał się w luksusie.


W każdym bądź razie RPA to kraj z wysoką statystyką brutalnej przestępczości - na ogół czarni zabijają czarnych, choć zdarza się że także białych. W tym drugim wypadku jest to jednak utrudnione, gdyż bogate białasy izolują się od hołoty i korzystają z płatnej ochrony. A podczas ataków na farmy giną też czarnoskórzy farmerzy i robotnicy rolni. Mordy są motywowane żądzą zysku, a nie nienawiścią rasową.

Wszystko wskazuje więc na to, że Donald Trump przedstawił zwykłą teorię spiskową. Skompromitował się też przedstawiając jako dowody zdjęcia wykonane w Kongo. Ale mniejsza o geografię - Afryka to przecież Afryka. Polacy zapisali tam swoją piękną kartę, dzięki bohaterstwu Janusza Walusia, który odstrzelił swego czasu lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej.

- Przykro mi, ale nie mam samolotu dla ciebie - zażartował gorzko prezydent Ramphosa, nawiązując do luksusowego latającego prezentu jaki Trump dostał od przyjaznych Katarczyków. - Chciałbym żebyś miał. Przyjąłbym go - odparł bezczelnie szantażysta. I nie był to bynajmniej żart.

sobota, 17 maja 2025

TECHNOKULTURA


 Świat pędzi w stronę coraz większej złożoności, upada jednak mit "zrównoważonego rozwoju". Coś takiego po prostu nie jest już możliwe. Większa złożoność technologiczna, organizacyjna, logistyczna i społeczna wymaga generowania coraz większej góry syfu, a na Ziemi przybywa głodnych gęb do wykarmienia.

A jak już nakarmisz głodne gęby to nie tylko będą się dalej rozmnażać, ale jeszcze wymagać prawa do kapitalistycznego szmelcu. Każdemu się przecież "należy" sedes, pralka, telewizor, komputer i samochód. I to oczywiście nowej generacji żeby taki biedak nie czuł się gorszy. Najprościej będzie więc emigrować na  Globalną Północ.

Tam potrzebują rąk do pracy, bo już im się odechciało zabawy w rodzinkę. Po prostu bachory przeszkadzają w karierze i rozrywce. Na Północy odechciało im się nawet relacji damsko-męskich. Zapanowała singloza czyli moda na bycie samemu, co można sobie czasem urozmaicić jakąś okazjonalną przygodą erotyczną.

Największy problem z miłością jest taki, że jest dosyć wymagająca. Otóż wymaga zrezygnowania z "bycia sobą" i przystosowania się do drugiej połówki. Każdy zaś jest egoistą i ciągnie w swoją stronę, a jak nie dostanie tego czego chce to zaczyna robić miny, syczeć, a w końcu wrzeszczeć. A chce tego co widzi w telewizji i internecie.

Dzieciaki są jeszcze bardziej marudne - a to chce siku, a to chce kupę, a to zabawkę. Jak podrośnie to zacznie pyskować, pić napoje energetyczne i nagrywać filmiki z gnębionymi rówieśnikami w roli głównej. Dlatego trzeba lać gówniarza i patrzeć czy równo puchnie. To może jednak prowadzić do problemów prawnych, więc lepiej zawczasu chuja wyskrobać.

W razie czego na starość dupę będzie nam podcierał jakiś imigrant - w końcu to dla nich szansa na lepsze życie. A jak nie to może zajmie się tym sztuczna inteligencja. Lepiej inwestować w badania bo z czarnuchami to nigdy nie wiadomo. Dostaniesz demencji czy amnezji, a bambus zabierze ci rentę lub nawet mieszkanie.

Ukrainiec to nawet nie przyjdzie już do takiej roboty - tak się we łbach pojebało, że każdy jeden chce być kierowcą albo lekarzem. A robić przy łopacie lub w rzeźni to nie ma komu. Potrzebna jest więc armia robotów. Nowa rewolucja technologiczna jest nieunikniona. A to wiąże się z ogromnym kosztem energetycznym.


Większość jełopów korzystających z narzędzi AI jednak o tym nie wie. Pierdolą o ochronie lasów i emisji spalin, a tymczasem trenowanie modeli uczenia maszynowego pochłania olbrzymie ilości energii i wody. Powstają jakieś szacunki, lecz zasadniczo koszty środowiskowe rozwoju tej nowej technologii są zatajane, bo rozpoczął się już wielki wyścig o władzę nad światem. 

Wydatki na rozwijanie sztucznych sieci neuronowych rosną więc geometrycznie. Szczególnym problemem staje się pozyskiwanie wysokiej jakości danych treningowych. Żeby głupi uczeń, student, nauczyciel czy urzędnik mógł dostawać odpowiedzi model sam się musi uczyć. A uczy się na czym popadnie, bo zaczyna brakować merytorycznych treści.

Z braku materiału modele językowe zasysają więc internetowe szambo łącznie z najbardziej dennym mułem. Niekiedy żywią się radosną twórczością z portali społecznościowych czy nawet dokonują recyklingu syntetycznych danych treningowych. Niekiedy modele wzmacniają błędne stereotypy, a nawet halucynują.

Podobnie jak u człowieka wzrost złożoności modelu jest ryzykowny. Większa inteligencja może wygenerować większe szaleństwo - przybywa heurystycznych szufladek, a każde zniekształcenie może wieść do informacyjnego efektu motyla. Istnieje też ryzyko celowego zatrucia danych - wstrzyknięcia w system błędnych informacji tak aby stopniowo przenikały do naszej świadomości.

W rzeczywistości każdy człowiek jest o wiele bardziej wyrafinowanym (choć niekiedy leniwym i skupionym na bzdurach) filtrem danych niż najnowocześniejsza choćby maszyna za miliardy dolarów. Sęk w tym że maszyna jest o wiele wydajniejsza, a w epoce cyfrowej gotowi jesteśmy poświęcić ilość dla jakości. Poza tym pomimo ogromnych kosztów maszyna jest tańsza niż człowiek.

Zaleje nas więc prostota pozbawiona różnorodności i głębi. Nie wgłębiając się zbytnio w temat, a jedynie polegając na wygenerowanym "streszczeniu" zatracimy niuanse, konteksty i zdolność do krytycznego myślenia. Sami staniemy się swego rodzaju robotami skoncentrowanymi na pracy i przyjemnościach, lecz nie ma przecież alternatywy.

Rozwój jest konieczny, bo nasz mózg został zaprogramowany do rozwoju. Nie ma sensu mówić o ratowaniu Ziemi, bo tak naprawdę jedynym rozwiązaniem byłaby redukcja globalnej populacji. Byłoby to oczywiście niehumanitarne, a przecież liberalna edukacja nauczyła nas frazesów o wielkiej wspólnocie człowieczeństwa.

Będziemy jednak budować mury i zasieki. Cynicznie rzecz biorąc obawiamy się podejrzanych typków o niskiej kulturze pracy i wydajności produkcyjnej. Bogactwa jest za mało żeby starczyło go dla wszystkich, utopia humanitarnej solidarności odejdzie więc do lamusa. Owszem kochamy naszych bliźnich - czarnych, żółtych czy ciapatych - ale nie możemy przecież utrzymywać skurwysynów z naszych podatków.

Wzniosłe pierdolenie jest dobre dla znudzonych bogaczy, ale nie dla pracującej polskiej hołoty. Nikt nie chce się dzielić - ani biznesmeni, ani politycy, ani kościół. Tym bardziej naród obsiadły przed biurokratyczne pijawki, fundacje i instytuty. Będzie więc bronił swojego stylu życia, aż w ten przekształci się w NOWĄ WSPANIAŁĄ HALUCYNACJĘ.

piątek, 9 maja 2025

KRAINA ŁAGODNOŚCI

 
W tym roku obchodzimy tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego. Jego ojcem był książę Mieszko. To pradawne słowiańskie imię nosił również sprawca kanibalistycznej masakry na Uniwersytecie Warszawskim. Student prawa odrąbał tam siekierą głowę portierki i próbował konsumować mięso ofiary. Poważnie ranił też spieszącego z interwencją ochroniarza.

Intelektualny kwiat naszej młodzieży uwieczniał całe wydarzenie na swoich telefonach. Oczywiście chodziło o udokumentowanie zbrodni i tak dalej, ale jakimś cudem filmy trafiły do sieci... Może prawnicy to banda psychopatów, a może to znak naszych czasów? Zatrzymany sprawca przyznał wprost, że ludzie dzielą się na drapieżników i ofiary, a on chciał należeć do tej pierwszej kategorii.

Eksces jako żywo przypomina perwersyjny czyn Kajetana Poznańskiego z 2016 roku - spokojny bibliotekarz poćwiartował wówczas nauczycielkę języka włoskiego udzielającą mu korepetycji. Po brawurowej ucieczce świr został wytropiony, a wtedy zeznał iż motywowała go chęć walki ze swoją słabością, objawiającą się przesadnym szacunkiem dla bliźniego swego.

Czy można usprawiedliwiać masakrowanie innych chęcią samorozwoju? Nie brzmi to zbyt sympatycznie, lecz być może w każdym z nas tkwi mały ludożerca. Tak przynajmniej twierdził w jednym ze swych wierszy Tadeusz Różewicz. Z pewnością w biznesie czy polityce nie brakuje krwiożerczych bestii pędzących po trupach do celu.


Facet który wyłudził mieszkanie od niepełnosprawnego staruszka kandyduje na prezydenta Polski. A za naszą wschodnią granicą rosyjskie świnie zmieniają historię przy pomocy bomb i pocisków. Ktoś kto nie patyczkuje się z żyjątkami o niskiej wartości, a w zasadzie z uśmiechem depcze to robactwo, często postrzegany jest jako "twardziel". Być może niektórym to imponuje, bo sami uważają się za miękiszonów.

Brak kontroli nad własnymi emocjami nie jest jednak oznaką siły. Rekiny działają bardziej metodycznie - pożerają swoją ofiarę w całości i wypluwają tylko szkielet. W tym kontekście wybryk z siekierą to szaleństwo. Ale kiedy rozpętujesz wojnę lub budujesz imperium finansowe twoja pogarda dla statystów tego cyrku nagle staje się "racjonalna". Nie chodzi przecież o nienawiść, tylko o władzę i pieniądze.

Całą resztę można sobie kupić, albo po prostu wydawać rozkazy. Jeśli zaś nędzny los zmusza się do lizania tyłków i czyszczenia butów zawsze możesz zostać pasywno-agresywnym skurwysynem, sikającym kolegom do kawy. Możesz też poszukać kogoś słabszego i na nim wyładowywać swoją życiową frustrację - nie musisz go nawet bić, tylko ciągle wprawiać w niezręczne zakłopotanie.

No ale jeśli taki z ciebie chojrak to może nawet lubisz kłócić się ze wszystkimi o wszystko. Jest to jakiś sposób żeby nikt nie dmuchał ci w kaszę, tyle że bardzo energochłonny. W zasadzie na ogół kłócimy się o nic innego jak tylko chęć postawienia na swoim. A to na dłuższą metę nie jest zbyt konstruktywne. Lecz żadna sprawa nie jest ważniejsza od pieprzonego ego.

Dlatego zresztą umysł zyskał jaźń. W naszej naturze leży myślenie przede wszystkim o sobie - choć często lubimy maskować swoje działania wzniosłymi czy wręcz zupełnie abstrakcyjnymi celami. Społeczeństwo często wymaga od nas przesadnego konformizmu i dopasowania się do arbitralnych norm, a konkurujące z nami jednostki mogą przytłaczać nas zwykłą bezczelnością.

Chcemy być lubiani, dlatego staramy się być mili. Im bardziej jednak schodzimy wszystkim z drogi tym bardziej stajemy się popychadłami. W osobie zdominowanej zwykle narasta jednak niewyartykułowany gniew. Przypadkowa - pozornie absurdalna iskra - może zdetonować zgromadzony arsenał gniewu. A wtedy ostrze siekiery uderzy na oślep jak w amerykańskich filmach.

piątek, 2 maja 2025

PALEC W DUPIE

 Już wiadomo co ostatnio wyżebrał w Waszyngtonie Andrzej Duda. Donald Trump poprze jedyną słuszną opcję w naszych wyborach prezydenckich. Co prawda tylko jednym okolicznościowym zdjęciem i uściskiem dłoni, ale dzisiaj mamy kulturę obrazkową. Nie jest więc nawet ważne czy w ogóle rozmawiał z Karolem Nawrockim, bo nie o rozmowy tutaj chodzi tylko o budowanie sieci trumpowskich agentów wpływu.

Ignorowani przez europejski mainstream pisowcy mogą pokazać ciemnemu ludowi jak bardzo są światowi. Bo przecież Ameryka rządzi światem i tak dalej. Może zaproponują nam przyłączenie się do Stanów Zjednoczonych? Przekop Mierzei Wiślanej to prawie Kanał Panamski... Co prawda nie otrzymujemy z USA jeszcze żadnych dotacji na rozwój rolnictwa, infrastruktury czy energetyki, ale najważniejsze są wartości a nie pieniądze.

A w tym obszarze już od czasów Tadeusza Kościuszki wiele nas łączy. Nie wspominajmy już jednak o Kazimierzu Pułaskim, bo jak wskazują badania archeologiczne jego szkieletu, najprawdopodobniej był kobietą z wrodzonym przerostem nadnerczy... Ale tylu było przecież prawdziwych polskich mężczyzn którzy przypłynęli budować Amerykę. Dzisiaj opowiada się o nich polish jokes.


Lecz na ogół byli to Górale czyli grupa etniczna niezbyt dla naszego narodu reprezentatywna. A więc w zasadzie Jankesi nie śmieją się z tysiącletniej polskiej kultury tylko z jakichś rumuńskich owcojebców. Bo w Ameryce nas po prostu kochają... Nie wiedzą tylko, że komunę tak naprawdę obalili bracia Kaczyńscy, a nie Lech Wałęsa, ale to już wina lewackich mediów, uniwersytetów i Bidena.

Co najważniejsze, w przeciwieństwie do Europejczyków Amerykanie lubią się modlić, a nawet zaprzeczać, że pochodzą od małpy. Była więc okazja żeby wspólnie pomodlić się w Ogrodzie Różanym podczas Narodowego Dnia Modlitwy. Światowiec Nawrocki zdążył zaczepić Marco Rubio i przez kilka sekund nerwowo potrząsać jego dłonią szczerząc zęby i wymachując palcem wskazującym.

Wpuścili go też na chwilę do Białego Domu, gdzie podał mu rękę sam Donald Trump. Następnie obaj rytualnie podnieśli kciuki w górę. Naród polski może się czuć bezpiecznie, jeśli zbiera lajki w Gabinecie Owalnym. O ile oczywiście wygra Karol Nawrocki pod biało-czerwoną flagą, a nie tęczowi folksdojcze. No bo kto lepiej dogada się z Władkiem? W razie czego oddamy Wujowi Samowi gigantyczne złoża jakże rzadkiego węgla kamiennego z rąk śląskich autochtonów.