Co z tego zwycięstwa wynikło nie za bardzo wiadomo, ale chodzi o jakieś zbawienie. Bo w wyniku zmartwychwstania świat nie uległ zasadniczej poprawie. Miały jeszcze następować wojny, głód, cierpienia i choroby, ale napisano też opasłe tomy traktatów teologicznych. Więc musi być w tym jakiś sens duchowy: my też przejdziemy gehennę, zmagania z bliźnimi i starość, a potem odrodzimy się i alleluja.
Jest tylko jeden mały problem - kłóci się to z prawami fizyki. Entropia każdego układu ciągle rośnie, a szanse na ponowne uporządkowanie zdezintegrowanej struktury są statystycznie bliskie zeru. Wykształcenie się tak osobliwych form istnienia białka jak homo sapiens zajęło miliardy lat, choć hipoteza "mózgów Boltzmanna" mówi, że w teorii fluktuujące atomy mogłyby nagle przypadkowo złożyć się w organ przypominający ludzki mózg.
To już jednak akademickie teoretyzowanie, niemożliwe do empirycznego zweryfikowania. Ogólnie zasada jest taka, że rozbite jajko nie składa się do kupy, a co dopiero inteligentna mózgownica. Struktura białek jest zbyt skomplikowana, żeby spontanicznie odtwarzała się bez kodu. Nasza nisza ekologiczna to tylko wyspa porządku w oceanie chaosu. Utrzymywanie porządku wymaga źródeł energii - tak na poziomie organizmu, jak i całej cywilizacji. Dlatego niektórzy wierzą w perpetuum mobile czyli duszę.
Ma to być rzekomo "tajny składnik" którego nie idzie rozwalić. Raz wprawisz taką maszynę w ruch i już będzie harcować do końca świata, a nawet dłużej. Tylko po cholerę Bóg wymyślił DNA, spermę i produkty metabolizmu zwane fekaliami? Czemu w przyrodzie zachodzą nieustanne zmiany? Kiedyś sądziliśmy, że mają one charakter cykliczny, lecz dzisiaj już widać poważne zaburzenia tych cyklów. Ku chwale ludzkości produkujemy i konsumujemy za dużo, a to powoduje globalne ocieplenie.
Możemy kłócić się o Zielone Łady i tym podobne projekty polityczne, ale wyemitowaliśmy już do atmosfery tyle syfu, że w zasadzie jest to proces nieodwracalny. Wszystko przez korzystanie z łatwo dostępnej energii paliw kopalnych. I co gorsze nie chcemy tego przyjąć do wiadomości, bo nie jest to prawda zbyt wygodna. Oczywiście wszystko i tak zmierza do rozkładu, ale my sami przyśpieszamy ten proces coraz bardziej ekstrawaganckimi potrzebami.
I żaden Jezus ani inny hipis nie odwiedzie nas od prowadzenia wojen, bo zasoby tej planety są ograniczone, a czarnuchy też chcą jeść. Ruscy mają zaś odwiecznie problemy z bogatą Europą, bo ta banda gejów nie chce płacić im haraczu. Cała akcja z ukrzyżowaniem Jezusa była więc niepotrzebna. Ale możemy spróbować jeszcze raz i ukrzyżować Donalda Trumpa. Wychłostać dziada, założyć mu koronę cierniową, przybić gwoździami i przebić włócznią. Jeśli przeżyje ludzkość czeka wreszcie złota era.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz