Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 kwietnia 2025

CZWARTA WŁADZA LUDU

 Cesarz Tyberiusz cierpiał na częstą przypadłość władców czyli paranoję. Wydawało mu się, że każdy dybie na jego życie. Szef jego ochrony czyli gwardii pretorianów - Sejan - utwierdzał go w tym przekonaniu. Ponieważ w Rzymie miało roić się od spiskowców i intrygantów Tyberiusz udał się na wyspę Capri, gdzie ponoć najłatwiej było zapewnić mu bezpieczeństwo.

Rozwiązanie takie miało jedną wadę - jedynym łącznikiem cesarza ze światem był zaufany prefekt Sejan, a ten usuwając niewygodnych senatorów pod pretekstem rozprawy ze spiskowcami przejmował kontrolę nad Rzymem i przygotowywał zamach stanu. Cała korespondencja w obie strony przechodziła przez ręce żołnierzy. Izolując Tyberiusza od dopływu informacji Sejan uczynił go swoją marionetką.

W systemie bezpieczeństwa udało się jednak znaleźć lukę i cesarz został w porę ostrzeżony, co pozwoliło mu podjąć odpowiednie kroki - uzurpator został stracony przez Makrona, który został nowym prefektem pretorianów. Często jednak władcy byli usuwani przez własny aparat bezpieczeństwa. Być może sam Tyberiusz został zgładzony później przez Makrona, choć historycy nie są co do tego zgodni. Nawiasem mówiąc pretorianie wykończyli co najmniej kilku cesarzy...

Zyskali też wielki wpływ na politykę państwa. Paradoksem każdej tajnej policji jest to, że służąc władzy stanowi też dla niej największe zagrożenie. Wiedział o tym dobrze wujaszek Stalin więc profilaktycznie wymieniał co jakiś czas swoich bezpieczniaków - kiedy już zdobywali zbyt dużą wiedzę i wpływy nagle "odkrywano" ich powiązania z kapitalistycznymi imperialistami... Niestety absurdalna czujność również może być zgubna.

Kiedy osobisty lekarz ludobójcy prof. Winogradow z uwagi na stan zdrowia zalecił mu całkowite zaprzestanie aktywności, towarzysz Stalin zwęszył w tym spisek kremlowskich lekarzy. Zapewne nieprzypadkowo najwybitniejsi moskiewscy medycy byli Żydami, a jak wiadomo Żydzi służą zgniłej Ameryce... Wniosek nasuwał się sam: mędrcy Syjonu preparowali diagnozy i wdrażali szkodliwe terapie, żeby wykańczać dygnitarzy partyjnych.

Rozpętano więc pokazową antysemicką nagonkę i czystkę w środowisku medycznym - dopiero śmierć "geniusza rewolucji" przerwała to polowanie na czarownice. Niestosujący się do lekarskich zaleceń obiekt urzędowego kultu pozwolił rozwijać się swojej miażdżycy tętnic mózgu - pod wpływem zmian organicznych paranoja tylko się nasilała. Kiedy gnida dostała wylewu nie udzielono jej profesjonalnej pomocy, bo wierni mu towarzysze bali się podjąć jakąkolwiek decyzję.

Także u Hitlera dopatrywać się można znamion paranoi napędzającej jego fobię antyżydowską. Nawiasem mówiąc Hitler znacznie przeceniał zagrożenie ze strony "światowego żydostwa", co odciągało jego uwagę od działań militarnych w które wpakował swoją armię. Ciemną prawidłowością historii jest to, że dyktatorzy zazwyczaj popadają w choroby umysłowe. Być może nawet to właśnie szaleństwo wiodło ich po trupach do celu.


Typowy dyktator myśli, że cały świat jest przeciwko niemu. Otacza się więc pochlebcami, zamyka w iluzorycznej bańce i knuje jak zneutralizować potencjalne zagrożenia. A zatem im większa władza tym mniejsza zdolność do rozpoznawania rzeczywistości. Putin żyje w próżni informacyjnej, nie korzysta z urządzeń elektronicznych, izoluje się od ukochanych Rosjan... Podobnie niestety kombinują nasi politykierzy, pewnie czując się jedynie prezentując własny przekaz we własnej przestrzeni.

Stąd też ta cała kłótnia o telewizje, bo każdy chce się pokazywać tylko we własnej telewizji, odpowiadając na pytania własnych dziennikarzy. Każdy czyta tylko własne gazety, bo sprzedajne gadzinówki i brukowce tylko kłamią. Każdy kisi się we własnym środowisku, aby umacniać się we własnych przekonaniach. Ludowi daje się zaś do wyboru "pakiety informacyjne", co osłabia jego zdolność do niuansowania przekazów.

Pozorny pluralizm jest jednak zabójczy dla "pluralizmu wewnętrznego" - w ramach konkretnego obozu możesz być tylko z nami lub przeciwko nam. Myślącemu inaczej z miejsca przypisuje się całą stereotypową gębę wyimaginowanego WROGA LUDU czy NARODU. Dyskusje o polityce czy religii stają się więc zazwyczaj bezsensowne. Jak zauważył swego czasu Schopenhauer dyskutować warto tylko z ludźmi skłonnymi do zmiany zdania pod wpływem nowych informacji. A czy my sami jesteśmy do tego skłonni?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz