Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 lutego 2015

WIELKA SZUFLANDIA

Człowiek jest istotą społeczną. Oznacza to, że potrzebuje więzi z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Z ewolucyjnego punktu widzenia potrzeby społeczne są mechanizmem umożliwiającym gatunkowi przetrwanie. W dzikim świecie jednostki samotne zazwyczaj były skazane na zagładę, a co za tym idzie nie mogły się reprodukować. Instynkt społeczny jest więc czymś naturalnym, zapisanym już w przekazywanych nam genach. Lęk przed samotnością jest jak lęk przed głodem – ostrzega nas, że jeśli chcemy przetrwać to musimy zmienić ten stan. Tylko w grupie jednostka mogła liczyć na pomoc i wsparcie, a wykluczenie z niej osobnika w brutalnym świecie pełnym dzikich zwierząt, gdzie nie można było nabyć żywności, odzieży czy lekarstw, zwykle kończyło się tragicznie.

Tworzenie się społeczności ludzkich to temat na obszerną księgę, dlatego jak zwykle będę upraszczał. Jest tu bowiem wiele kwestii, które rozwijać by można, ale trzeba się streszczać. Zmierzam wszak do tego, jak dziś wyglądają relacje społeczne i z czego wynikają nasze zachowania. Tworzeniu się społeczeństwa towarzyszyło wiele intrygujących zjawisk, takich jak odkrycie języka symbolicznego umożliwiającego porozumiewanie się. Co równie istotne ludzki mózg, podobnie jak mózgi innych naczelnych, wykazuje się wyjątkową złożonością, sprzężoną zwrotnie ze skomplikowanym środowiskiem społecznym w jakim zmuszony był funkcjonować. Przetrwanie w złożonej grupie wymagało opanowania bardzo złożonych umiejętności społecznych, co pociągało za sobą zmiany ewolucyjne – te z kolei jeszcze bardziej komplikowały relacje społeczne. W ten sposób, w ramach wewnątrzgatunkowej rywalizacji, dochodziło do swoistego mózgowego wyścigu zbrojeń, a lepszy mózg zapewniał wysoką pozycję społeczną, rekompensując niedostatki siły fizycznej.


Dominację i władzę w grupie rozstrzygano odtąd nie tyle w bezpośrednich starciach rozwścieczonych pretendentów, ale prowadząc odpowiednią „politykę”, tworząc stronnictwa i zjednując sobie ludzi. Ewentualnego rozlewu krwi dokonywano odtąd cudzymi rękami. Od samego początku dziejów społecznych władza wiązała się więc z umiejętną manipulacją. Władzę w dziele tym zazwyczaj wspomagali mistrzowie manipulacji – kapłani i czarownicy, a poza tym zawodowi propagandyści, szpicle i mordercy. Obok słodkich kłamstw i bajek dla ciemnego ludu, posługiwano się też podstępami, spiskami i intrygami, a ogniska buntu pacyfikowano przy pomocy płatnych siepaczy. Siła mięśni była już jednak odtąd tylko narzędziem, służącym realizacji „mózgowej polityki”. Rywalizacja toczyła się także na niższych poziomach, gdyż skłonność do dominacji jest wrodzona, podobnie jak nasza niechęć do podporządkowania się jej. Do rywalizacji takiej dochodziło więc w każdej komórce społecznej. Coraz częściej posługiwano się w tym celu mózgiem, a coraz rzadziej przemocą. Dzięki temu mogliśmy zbudować kulturę i cywilizację techniczną.

Musimy przy tym pamiętać, że mózg jest narządem bardzo skomplikowanym. Jego zadziwiające
zdolności jednocześnie służyły sztuce i nauce, jak i celom bardziej przyziemnym, takim jak właśnie ustalanie hierarchii społecznej. Z tym ostatnim aspektem wiąże się szczególnie posiadanie umiejętności społecznych, nazywanych dzisiaj inteligencją emocjonalną czy też makiaweliczną. Na przykład o tym czy dany naukowiec dostanie pieniądze na badania nie zdecyduje tylko jego kompetencja, ale także to jakie ma znajomości, kontakty i wpływy. W historii nie brakuje przykładów na to, jak uznawane dzisiaj za przełomowe odkrycia, były niegdyś nawet wyśmiewane. Z jednego prostego powodu: nie wystarczy umieć czegoś, trzeba jeszcze wiedzieć jak taką umiejętność sprzedać. Kluczowe tu jest myślenie strategiczne i rozszyfrowywanie intencji innych ludzi, a także skłonność do chłodnej samokontroli emocjonalnej. Pozwala to nam na przykład na korzystanie z wiedzy innych ludzi, zawieranie strategicznych przyjaźni, manipulowanie innymi i nie uleganie ich wpływom. W ten sposób człowiek o mniejszym ilorazie inteligencji, może rządzić tym z większą wartością tego wskaźnika, o ile dysponuje większymi zdolnościami społecznymi.

Ewolucja preferowała jednostki potrafiące jednocześnie budować trwałe sojusze, w razie potrzeby zwodzić innych, a niekiedy zachowywać się na tyle kreatywnie żeby zmylić przeciwników. Odkąd ludzie zaczęli sobie uświadamiać jak ważne są ich umiejętności społeczne, starają się je rozwijać, a spece od handlu i marketingu zgłębiają wiedzę o technikach manipulacji i wywieraniu wpływu. Ale ja nie o tym. Pokazać Wam chcę kilka przykładów na to, jak bardzo kontekst społeczny wpływa na nasze zachowanie, a nawet myślenie.

Po pierwsze jesteśmy istotami konformistycznymi. Konformista to słowo naznaczone raczej pejoratywnym wydźwiękiem, rozumiemy pod tym pojęciem kogoś pozbawionego poglądów i charakteru, za wszelką ceną dostosowującego się do otoczenia. Niestety badania naukowe wykazują, że w znacznym stopniu wszyscy cierpimy na tą smutną przypadłość. Nasze poglądy i przekonania nie tylko wykształcają się w procesie socjalizacji, ale mogą zmieniać się pod wpływem doraźnych czynników sytuacyjnych. Wystarczającą nagrodą za taką przemianę często jest jedynie osiągnięcie aprobaty społecznej. Nie lubimy odstawać od większości, stąd zazwyczaj staramy się do niej przystosować. Obrazuje to eksperyment urodzonego w Polsce amerykańskiego psychologa Salomona Ascha. W 1955 roku, postanowił on przeprowadzić badanie, dzięki któremu mógłby podważyć wnioski, jakie ze swojego eksperymentu wyciągnął turecki psycholog Muzafer Sherif. Eksperyment Sherifa ukazywał zjawisko zwane konformizmem informacyjnym, mające przejawiać się tym iż w sytuacji niepewności i braku odpowiednich danych wiedzę o rzeczywistości czerpiemy z zachowania innych ludzi. Asch zakładał, że w sytuacjach jednoznacznych badani nie będą ulegać grupie, lecz natura ludzka okazała się zgoła inna. Badanym wyznaczono proste zadanie polegające na porównywaniu długości linii przedstawionych na rysunkach. O ile potrafili tego dokonać, ich oceny okazywały się błędne, jeśli wcześniej błędnie długość odcinków porównywali podstawieni w tym celu aktorzy. Odcinki A, B i C porównywano z odcinkiem X o takiej samej długości jak odcinek C. Kiedy wynajęci prowokatorzy stanowiący większość grupy orzekli, że odcinek X najbardziej przypomina odcinek A, dwie trzecie badanych przychylało się do tej opinii, choć wcześniej bezbłędnie długość odcinków potrafiło ocenić 98% badanych. W tym miejscu trzeba jednak dodać, że badane osoby świadomie kłamały, po to by uniknąć odrzucenia.

Odkrycia Ascha zainspirowały później Stanleya Milgrama, do owocnej pracy badawczej. Dowiódł on bezmyślnego posłuszeństwa większości ludzi wobec uznawanych autorytetów. Naściemniał, że potrzebuje ochotników do zbadania wpływu kar na proces uczenia się. Zarobić w ten sposób można była kilka dolców. Badany miał w laboratorium aplikować wstrząsy elektryczne jakiemuś dupkowi (w rzeczywistości podstawionemu symulantowi), jeśli ten udzieli błędnej odpowiedzi na któreś z zadawanych mu pytań. Z każdą kolejną pomyłką dupek miał być traktowany coraz silniejszymi wstrząsami. Symulował przy tym coraz okrutniejsze męczarnie. Jeśli badany wahał się, naukowiec kazał mu nadal podsmażać dupka. Nawet kiedy ten sygnalizował że ma chore serducho, płakał i błagał. Większość słuchała kolejnych komend naukowca, takich jak „Proszę kontynować”, „Eksperyment wymaga żeby kontynuować”, „Proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne”, czy „Nie masz innego wyboru, musisz kontynuować”. W ten sposób naukowiec, uosabiający autorytet, przekonywał ludzi, żeby podsmażali Bogu ducha winnego dupka dla dobra nauki. 65 % badanych zaaplikowało tępemu kutasowi aż 450 volt, czyli maksymalne napięcie jakie mieli do dyspozycji. W różnych późniejszych mutacjach tego eksperymentu dowiedziono ponadto, iż czynnikami wzmagającymi posłuszeństwo były charyzma i zinstytucjonalizowanie autorytetu.

Widzimy więc, że skłonni jesteśmy podporządkowywać się zdaniu większości i wykonywać polecenia osób uznawanych za autorytety, nawet jeśli w konsekwencji prowadzi to do rzeczy głupich i niemoralnych. Zdaniem innych nie sugerujemy się jednak tylko i wyłącznie w tych sytuacjach, a to czy ulegniemy takiemu wpływowi może silnie oddziaływać na rzeczywistość, jako tak zwana samospełniająca się przepowiednia. Psycholg Robert Rosenthal wraz z nauczycielką Leonore Jacobson przeprowadzili szereg sfałszowanych testów na inteligencję. Wskazał nauczycielom grupę „geniuszy” i „tępaków”, choć w rzeczywistości dzieciaki przydzielał do każdej z grup losowo. Ale pedagodzy do tego stopnia zaufali naukowemu autorytetowi, że nie zauważyli jak zrobił ich w chuja. Wskutek tego uznali jedne bachory za bardziej, a drugie za mniej zdolne. Ponieważ te teoretycznie „zdolniejsze” były przez szanowne grono pedagogiczne lepiej traktowane z czasem w rzeczywistości podniosło się im IQ. Tym gówniarzom którym przypięto łatkę „tępaków” poziom inteligencji z czasem się obniżył, ponieważ szanowne grono pedagogiczne miało ich głęboko w swojej inteligenckiej dupie. Zjawisko to nazywamy efektem Rosenthala.

Inną zbadaną odmianą samospełniającej się przepowiedni jest efekt Pigmaliona, polegający na tym że w określonej sytuacji zachowujemy się w taki sposób jak wymagają tego od nas inni ludzie, co może mieć następstwa zarówno pozytywne, jak i negatywne. Na przykład okłamano Bolka, że Lolek bardzo go lubi. Wtedy Bolek zaczyna przyjaźnie odnosić się do Lolka, a ten tak traktowany naprawdę zaczyna pałać do niego sympatią. Niestety, jeśli oczekujemy że ktoś jest człowiekiem wrednym, to również prowokujemy go do tego swoim zachowaniem. I tak dalej. Co najgorsze w tym wszystkim, informacje które odbieramy nie zawsze muszą być w pełni prawdziwe, tak więc wiara w wiadomości rozchodzące się pocztą pantoflową może mieć katastrofalne skutki. Ale nie możemy uniknąć wiary w plotki i pogłoski, gdyż tak zaprogramowany jest nasz mózg. Wiąże się z tym zasada konformizmu informacyjnego, od której rozpoczęliśmy te rozważania.
 

Samospełniające się proroctwo może mieć bardzo wymierne skutki. Zdarzało się, że banki upadały po tym, jak rozeszła się wieść że mają problemy finansowe. Ludzie wycofywali z nich wtedy oszczędności i w konsekwencji bank rzeczywiście tracił płynność finansową. Widzimy więc, że nasze oczekiwania mają istotny wpływ na rzeczywistość, a losy innych ludzi mogą zależeć w znacznym stopniu od tego jak zostali kiedyś zaszufladkowani.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz