A zatem najszerzej rozumiana historia człowieka to historia odkrywców i wynalazców, którzy już przed zaraniem opisanych dziejów tworzyli narzędzia i sztukę, oraz wyprawiali się w nieznane. Bezimienni geniusze na miarę Archimedesa, Leonarda da Vinci czy Alberta Einsteina, musieli rodzić się już wcześniej, aby stworzyć dla nas podstawowe koncepcje i pojęcia. To co dzisiaj uznajemy za "oczywiste" nie było przecież takie zawsze. Tyle że teraz dostajemy niezbędną wiedzę niejako na tacy, a wcześniej nie mieliśmy jej nawet spisanej, więc musieliśmy zapamiętywać znacznie więcej informacji. Poza tym wiedza ta była znacznie bardziej zróżnicowana - aby przetrwać w "dzikim" świecie człowiek musiał być bardziej wszechstronny.
Czaszka naszego przodka sprzed 28 tysięcy lat (tak zwanego kromaniończyka) wskazuje, że miał o 15 - 20% większy mózg od naszego. Oczywiście przy wysokiej śmiertelności niemowląt przeżywali tylko ci najsilniejsi i najinteligentniejsi, co może wyjaśniać dlaczego od tego czasu nieco zmniejszyliśmy rozmiary ciała, muskulatury i mózgu, jednak to tylko obrazuje jak zmieniamy się pod wpływem kreowanego przez siebie środowiska. Być może doszło po prostu do miniaturyzacji mózgów, czyli zwiększenia ich wydajności... Tak czy siak, wydaje się że nic nie stoi na biologicznej przeszkodzie, by odmawiać naszych prehistorycznym przodkom kreatywności i geniuszu. Po prostu musieli mierzyć się z innymi problemami i wyzwaniami nie dysponując jeszcze żadną bazą materialną, a to wymagało ogromnej pomysłowości.
Aby ten w ogóle mógł się pojawić i rozwinąć, konieczna była zmiana trybu życia wcześniejszych gatunków... Kluczowe było zwłaszcza ujarzmienie ognia prawie 2 miliony lat temu, co znacząco wpłynęło na przebieg naszej ewolucji. Choć nasze mózgi zaczęły rosnąć już wcześniej - w praktyce będąc jedyną "bronią" słabo wyposażonych człowiekowatych - radykalna metamorfoza homo habilis w homo erectus była możliwa właśnie dzięki opanowaniu umiejętności krzesania ognia, co umożliwiło termiczną obróbkę żywności. Paradoksalnie jedzenie gotowanych i pieczonych pokarmów jest najbardziej naturalną preferencją, gdyż są rozmiękczone i pozbawione wielu trudnych w rozkładzie wiązań chemicznych, a to pozwala na jego efektywniejsze wchłanianie i dostarczanie organizmowi większych ilości energii. Dobór naturalny preferuje więc spożywanie przetworzonych termicznie pokarmów - nawet w świecie zwierząt!
Szympansy z afrykańskiej sawanny podążają tropem pożarów, po to by odnajdować w zgliszczach różne smakowite kąski. Psy ewoluowały z wilków które wyjadały resztki przetworzonego pożywienia z naszych śmietników. Także szczury mając wybór zdecydują się raczej na żarcie gotowane niż surowe... Kontrolowanie ognia pozwoliło nam nie tylko kulinarnie sobie dogadzać, lecz też rozwijać duże mózgi, które jako najbardziej energochłonne organy potrzebują dużych ilości kalorii. Odtąd nie tylko mieliśmy możliwość żeby łatwo te kalorie dostarczać, lecz też pozbyć się zbędnej tkanki w postaci masywnych szczęk, dużego żołądka czy długich jelit, a więc relokować biologiczne zasoby. Z czasem ewoluowaliśmy do spożywania produktów poddanych obróbce termicznej, więc nasz powrót do spożywania nieprzetworzonych produktów jest zasadniczo niemożliwy.
Panowanie nad ogniem umożliwiło nam też zejście z drzew na jakich wcześniej sypialiśmy i się chroniliśmy. Zgromadzeni wokół bezpiecznych ognisk gotowaliśmy i rozwijaliśmy życie społeczne, eliminując z tego kręgu osobniki najbardziej agresywne, niestabilne i nieskłonne do współpracy. Przy okazji pozbyliśmy się owłosienia, zbędnego przy ciepłym ogniu, co pozwoliło nam sprawniej chłodzić ciało podczas pościgów i polowań. Później musieliśmy co prawda "prostować" tę adaptację odzieniem, lecz to już skutki wędrówek w inne strefy klimatyczne... Gotowanie pozwalało nam też zaoszczędzać czas, który odtąd przeznaczaliśmy na rzeczy bardziej "ludzkie" takie jak rozrywki kulturalne, religia czy magia. Jak jednak doszło do rozpalenia pierwszego ogniska? No cóż, najprawdopodobniej przypadkiem. Już wcześniej ciosaliśmy kamienne narzędzia więc najpewniej czasami przypadkowo wzniecaliśmy tak ogień.
Większość ssaków po urodzeniu jest relatywnie samodzielna, z wyjątkiem tych o największych mózgach... Rozwój takiego mózgu jest niestety bardzo czasochłonny, a to skutkuje dużym ryzykiem śmierci bezbronnego oseska. W dodatku dwunożność zwęziła kanał rodny co skróciło ciążę, gdyż zbyt duża główka utrudniałaby wydostanie się noworodka. W efekcie człowiekowatych czekał długi okres niesamodzielności. Wymagało to jakiś kompromisowych proporcji pomiędzy wielkością mózgu a śmiertelnością niemowląt. U australopiteka proporcje te diametralnie się jednak zmieniły czego najprostszym wyjaśnieniem wydaje się właśnie kreatywne rozwiązanie w postaci zawiązywania jakiegoś nosidła dla potomka. W przeciwnym wypadku pradawna matka nosząc swe dziecię tracić by musiała 25% więcej energii niż zwykle, a nie umiała jeszcze gotować...
Jakimś cudem wszystkim naszym przodkom udawało się znosić ewolucyjne limity rozmiaru jakie mogły osiągać ich mózgi, tak długo aż nasze zaczęły się kurczyć... Ale to już inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz