Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 listopada 2022

KRACH NA GIEŁDZIE


 Aby funkcjonować potrzebujemy energii, a zatem kalorycznego paliwa. Poza tym musimy dostarczać organizmowi określonych składników, żeby mógł wymieniać swój budulec. Podstawą życia jest zatem konsumpcja - i nie dotyczy to tylko żywności. Od zarania dziejów konsumujemy zasoby świata, tyle że kiedyś byliśmy nieliczni i nieuprzemysłowieni, a nawet bezrolni. Przemiany cywilizacyjne powodowały stopniowe rozrastanie się naszej populacji i jej kultury materialnej, a zatem wzrost konsumpcji. Oczywiście najmniej konsumował plebs, a najwięcej arystokracja i duchowieństwo. Ostatecznie jednak wzbogaciliśmy się wszyscy, gdyż powszechna konsumpcja okazała się najlepszym motorem kapitalizmu, pozwalającym oligarchom bogacić się jeszcze bardziej, przy okazji motywując ludność. Taki model gospodarki wymusza ciągłe pobudzanie konsumpcji i popytu, a to wieść musi do fetyszyzacji towarowej uniezależniającej wartość ludzkich wytworów od ich użyteczności.

Możemy upierać się, że wszystko co kupujemy jest nam "potrzebne", lecz z punktu widzenia biologicznego nie jest nam to na ogół niezbędne. Nasze potrzeby rosną wraz z rozwojem cywilizacji i osiągniętym statusem, przybierając usankcjonowane kulturowo formy. Nie chcemy być materialnie zacofani, a raczej dobrze wyposażeni w topowe atrybuty, a przy okazji "korzystać z życia" wedle kulturowych wzorców. Produkujemy więcej, żeby więcej zarabiać i więcej kupować. Wydawać by się mogło, że to takie perpetuum mobile, ale właśnie energia i surowce określają wydolność systemu konsumpcyjnego dobrobytu. Poza tym często redukujemy koszty opierając się na taniej sile roboczej w krajach trzeciego świata, a nie jest to wcale problem wydumany - na świecie jest dzisiaj więcej niewolników niż kiedykolwiek...


Szacuje się, że do niewolniczej pracy zmusza się obecnie od 40 do 50 milionów ludzi, z czego kilkanaście milionów w samych Indiach. Co piąty obywatel Korei Północnej jest niewolnikiem. Półtora miliona dzieci pracuje po kilkanaście godzin dziennie na afrykańskich farmach kakao, po to żebyśmy mogli zajadać się tanią czekoladą. Ceną postępu cyfrowego jest niewolnicza praca w niebezpiecznych warunkach podczas której giną tysiące ludzi - uzbrojone afrykańskie gangi kontrolują wydobycie rzadkich minerałów potrzebnych do produkcji elektroniki takich jak koltan. Długi łańcuch pośredników sprawia, że zachodni konsumenci nie muszą się nad tym zastanawiać... Jakby na to nie patrzeć niewolnictwo towarzyszyło nam już od początku cywilizacji, a w zasadzie to pozwoliło ją zbudować. Zmuszenie wolnych łowców i zbieraczy do pracy, wykształciło u nich adaptację do sztucznych warunków czyli właśnie ucywilizowanie. Dzisiaj ta wielowiekowa tresura pozwala nam wykonywać zadania społeczne praktycznie bez żadnego większego nadzoru, bo uzależniła nas od cywilizacyjnej konsumpcji.

Rynek bezustannie kreuje nowe potrzeby, po to by je zaspokajać i na tym zarabiać. Zarobione pieniądze kapitaliści pomnażają przez inwestycje, a ostatecznie przeznaczają je na konsumpcję produktów i usług wyższej klasy, adekwatnych do uzyskanego statusu. Ważna jest nie tylko przyjemność takiego konsumowania, ale i samo społeczne pozycjonowanie z niej wynikające. Niekiedy wręcz najbardziej podniecający jest sam akt nabywania, musimy więc kompulsywnie go powtarzać, bo obiecywana w reklamach ekstaza  jest ulotna. Zgodnie z psychologiczną zasadą hedonicznego młyna szybko przyzwyczajamy się do każdej atrakcji, choćbyśmy wydali na nią krocie. Podniesione stany neuroprzekaźników szybko wracają do homeostatycznej normy, a my szukamy nowej stymulacji i wyznaczamy nowe warunki szczęścia. Więc chociaż teoretycznie mamy więcej możliwości od naszych przodków, nie jesteśmy wcale od nich szczęśliwsi... Rzekoma wolność wyboru bywa często iluzoryczna, gdyż znajdujemy się pod presją aby nawet czas wolny spędzać w określony sposób.


Skutkiem obecnego kryzysu geopolitycznego i rodzimego socjalnego populizmu jest wzrost kosztów życia i produkcji, co przełoży się na ostre hamowanie gospodarki. Czeka nas więc czas wyrzeczeń, do których nie jesteśmy emocjonalnie przygotowani. W latach niedawnej "prosperity" systematycznie pompowano nasze apetyty, ambicje i oczekiwania, kreśląc wizje świetlanej przyszłości. Wbrew pobożnym życzeniom problem nie będzie przejściowy, dopóki nie dokonamy reorientacji energetycznej i drakońskich cięć w wydatkach. Przydałoby się też unormować nasze stosunki z instytucjami unijnymi i zachodnim sąsiadem, chyba że niemieckie pieniądze śmierdzą. Napływ środków z Krajowego Funduszu Odbudowy mógłby ustabilizować nasze finanse, lecz rządzący wolą kierować się absurdalną dumą, bo sami mają pełne kieszenie. Zwykli konsumenci będą musieli natomiast ograniczyć spożycie reklamowanych produktów, a jeśli są emerytami być może też leków. Bez taniej energii nie ma taniej konsumpcji - jedynie na kredyt, albo cudzym kosztem.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz