Spadek dynamiki rozwoju ma swoje źródła już w pandemii koronawirusa, po jakiej wprawdzie normalność zdawała się szybko powracać, lecz kosztem bardzo ekspansywnej polityki fiskalnej polegającej na rozdawaniu przedsiębiorcom pieniędzy. Dzięki temu bezrobocie istotnie nie wzrosło, a sytuacja finansowa zwykłych zjadaczy chleba pozostała na tyle stabilna, iż ponownie ożywiła popyt. Ale po czasowym zamknięciu niektórych fabryk i portów pojawiły się niedobory komponentów takich jak półprzewodniki, co miało swoje dalsze implikacje, takie jak opóźnienia w realizacji zamówień.
Krytykowana za zaniedbania mające doprowadzić do światowej pandemii Komunistyczna Partia Chin, przyjęła drakońską strategię "zero covid", pozwalającą pod pretekstem walki z zagrożeniem ściślej kontrolować społeczeństwo. Niestety ograniczenia, restrykcje i kwarantanny, na dłuższą metę powodują zaburzenia gospodarcze, nie tylko dławiąc wewnętrzną konsumpcję czy ograniczając inwestycje w Chinach, ale też zaburzając światowe łańcuchy dostaw.
Odbudowa gospodarki po pandemii zwiększyła też popyt na energię, przez co wzrosły ceny surowców. Oczywiście efekt ten skrajnie spotęgowała rosyjska agresja na Ukrainę i wynikające z niej embarga. Na dłuższą metę wszystkie te czynniki doprowadzą pewnie do jakiejś formy deglobalizacji i regionalizacji produkcji - dajmy na to Europa może powrócić do wytwarzania produktów jakie do tej pory mogła sprowadzać po korzystniejszych cenach. Dużo się mówi zwłaszcza o rozwijaniu - zarówno na Starym Kontynencie jak i w Stanach Zjednoczonych - suwerenności technologicznej w kwestii mikroczipów.
Jeśli Chiny w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości zaatakują Tajwan będzie to wojna właśnie o półprzewodniki, których Tajwan jest największym na świecie producentem. Takie starcie miałoby więc nieobliczalne konsekwencje dla światowej gospodarki, a wiele branż zapewne całkowicie by upadło... Siłą rzeczy wywołuje to na rynku ogromny niepokój. W dodatku ewentualne sankcje Zachodu wobec Chin, będących jego największym handlowym partnerem, miałyby skutki uboczne znaczenie poważniejsze od sankcji nałożonych na Rosję.
Miejmy nadzieję, że do otwarcia drugiego frontu w Azji jednak nie dojdzie. Tak czy siak czeka nas jakiś kryzys o bliżej nieokreślonej skali, co utrudnia planowanie i wstrzymuje dalekosiężne inwestycje. Polska niestety dołożyła do własnej katastrofy wielkie programy socjalne i płace rosnące dwukrotnie szybciej od wydajności, co skutkuje teraz największym spadkiem PKB w całej Unii Europejskiej. Skala naszego spowolnienia zaskoczyła nawet ekspertów, choć wszyscy wieszczyli że wchodzimy już w okres stagflacji, spadku popytu i wzrostu bezrobocia, a przegrzany rynek czeka zimny prysznic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz