Cała kultura to piramidalny spisek w którym na dodatek uczestniczą wszystkie jego ofiary. Każde kulturowe kłamstwo rozpowszechnia się przez naśladownictwo, a kiedy przekracza powszechną masę krytyczną to już nikt nie jest w stanie go zanegować, bo to oczywista oczywistość. Jeśli kulturowy system działa wzmacnia się sam poprzez społeczny dowód słuszności. Ludzkość wytwarza sobie prawdy, żeby móc współpracować. Nie jest ważne w jaką bzdurę wierzysz o ile wierzą w nią wszyscy dokoła.
Na dobrą sprawę nie jest nawet ważne czy w coś wierzysz - po prostu musisz postępować tak jakby to była prawda. Choćbyś nie uznawał władzy ktoś i tak będzie ją sprawował. Jeśli złamiesz normy prawne mogą cię odwiedzić smutni panowie, zakuć cię w kajdanki i odizolować od społeczeństwa. Wszyscy więc płacą podatki na taką machinę która zapewniać ma ochronę, edukację, służbę zdrowia, infrastrukturę i tak dalej. Gdyby wszyscy przestali w to wierzyć system by się zawalił, tak jak w państwach upadłych. Wystarczy wierzyć żeby funkcjonował.
Jeśli zaś funkcjonuje to masz przynajmniej ten komfort, że nie musisz przedzierać się z maczetą przez dżunglę, przepływać Morza Śródziemnego na starej oponie i zostawać dilerem narkotyków lub sprzedawcą kebabów. Nasi kolorowi bliźni nie wierzą już w jakiekolwiek perspektywy o ile pozostaną na miejscu. W Europę i Amerykę wierzą natomiast jak najbardziej, bo tu system w jakiś "magiczny" sposób działa, nawet jeśli nadmiernie pasie korporacyjną oligarchię i polityczną klikę. Naszym kapitałem społecznym jest wzajemne zaufanie.
Zgadzamy się na pewną zastaną "rzeczywistość" - na przykład wierzymy w wartość pieniądza, choć to tylko świstek papieru czy nawet pozbawiony fizycznych właściwości zapis księgowy. Gdyby zresztą wszyscy przestali w to wierzyć stałby się "rzeczywiście" bezwartościowy. Niby jest to bardzo praktyczne, lecz poczucie mocy jakie wiąże się z posiadaniem, sprawia że dla niektórych staje się wartością samą w sobie. Poza tym niektóre rzeczy stają się szczególnie cenne na skutek samego zakotwiczenia w umyśle ich określonej wartości.
Ciekawy jest w tym kontekście choćby sformułowany przez Arystotelesa paradoks wody i diamentu. Niezbędna do życia woda jest przecież tania, a bezużyteczny diament jest niezwykle kosztowny. W czasach kiedy jedyne znane złoża diamentów znajdowały się w Indiach ich wydobycie było niewielkie, a więc cena była ponoć uzasadniona. Tyle że dziś to sam przemysł diamentowy tworzy iluzję ich rzadkości przez kontrolę podaży - zbyt wielkie wydobycie nasyciłoby rynek, a zatem paradoksalnie opłaca się wydobywać mniej. Swoją rolę odgrywa tu też ludzka tendencja do snobizmu.
Potrafimy już wytwarzać diamenty syntetyczne, lecz koszty takiej syntezy przewyższają nawet koszty ich wydobycia więc póki co jest to tylko ciekawostka. Ale tradycyjna branża jubilerska pogardliwie mówi o "imitacjach", choć pod względem struktury fizycznej takie minerały również są tylko krystaliczną formą węgla. Podrabia się też dzieła sztuki czy ekskluzywne produkty - nawet jeśli nikt nie zauważy różnicy uznaje się to za rodzaj oszustwa, bo przecież "prawdziwe" musi być lepsze.... Tylko co jest prawdziwe? Najlepiej niech to nam wyjaśni jakiś" znawca"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz