Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 16 lipca 2023

TERROR MIŁOŚCI


 Dzieje cywilizacji od zawsze wiązały się z wojnami. Pierwszy udokumentowany konflikt zbrojny  zbrojny miał miejsce już w 2700 roku p.n.e. na terenie Sumeru w dzisiejszym Iraku. Historia jest w zasadzie jednym wielkim spisem wojen, przeplatanych przygotowaniami do nich. Pytanie jak  było w czasach prehistorycznych.

Niektórzy idealizują nieskażonego cywilizacyjnymi fetyszami "dzikusa" - miał on rzekomo nie pożądać rzeczy bliźniego swego bo takowych po prostu nie było. Wojna - tak jak nierówności społeczne - pojawić się miała jako skutek akumulacji zasobów materialnych po rewolucji neolitycznej. 

Inni z kolei twierdzą, że cywilizacja wprowadziła normy prawne które ukróciły stan permanentnej wojny plemiennej wewnątrz administracyjnych struktur. Na dowód pokazują różne prehistoryczne szczątki noszące ślady morderczej brutalności. Przypuszcza się, że nawet wędrowni łowcy-zbieracze rywalizować mogli o zasoby naturalne. 

Takie wstrząsające znaleziska interpretować można jednak też jako pozostałości po nieuniknionych incydentach. Do jakiejś przemocy dochodziło zawsze - lecz jaką miała ona skalę? I jaki był wpływ cywilizacji na relacje między wspólnotami? U resztek ludów dzikich obserwować wszak możemy zarówno kultury pokojowe jak i zaciekle się zwalczające, a nawet kanibalistyczne.

Obserwacja naszych najbliższych ewolucyjnych krewnych także na niewiele się zdaje. Jeśli chodzi o szympansy mają one wyraźną skłonność do agresji międzygrupowej. Inaczej jest u bonobo - ten bardzo blisko spokrewniony z nami gatunek odznacza się o wiele większym "pacyfizmem". Życie seksualne bonobo to hedonistyczna orgia każdego z każdym, co redukuje napięcia i konflikty.

Jeśli chodzi o człowieka wydaje się, że ma on coś zarówno z szympansa jak i z bonobo. Skoro się tego czasem dopuszczamy niewątpliwie gdzieś głęboko w naszej naturze leżeć musi zabijanie "obcych". Z drugiej strony charakteryzuje nas niesamowita skłonność do współpracy.

Bonobo podobnie jak ludzie poddali się procesowi "samoudomowienia" w wyniku czego najbardziej agresywne osobniki zostały wyeliminowane z puli genowej, a u pozostałych wzrosła potrzeba zabawy i zacieśniania więzów.  Obniżyło to nie tylko agresję wewnątrz grupy, ale też w stosunkach między grupami. W genach zapisaną mamy jednak nie tylko empatię i altruizm, lecz też mordercze skłonności.

Na całe szczęście nie tak łatwo obudzić w nas krwiożerczą bestię. W czasie drugiej wojny światowej tylko 15-20% noszących broń użyło jej kiedykolwiek. Dzieła zniszczenia dopełniać więc musiały "anonimowe" bomby i pociski. Mamy w sobie jakąś niechęć do zabijania, zwłaszcza kiedy ofiara patrzy nam prosto w oczy. Dlatego specjaliści od propagandy muszą odpowiednio "odczłowieczać" inne grupy.

Ale jeszcze ważniejsze jest tu podkreślanie "braterstwa broni". Otóż bardziej niż nienawiść i ideologia, a nawet świadomość że ktoś chce nas zabić, do zabijania "obcych" motywuje nas poczucie lojalności wobec towarzyszy z okopów. Nie chcemy zawieść swoich "braci" więc masakrujemy odpowiednio odczłowieczonych przeciwników... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz