Łączna liczba wyświetleń

piątek, 14 października 2022

CHIŃSKI RENESANS

 Chiny wyrastają ostatnio na najpoważniejszego konkurenta Stanów Zjednoczonych w nowym ładzie globalnym. Ich znaczenie polityczne i militarne nie urosłoby jednak do takich rozmiarów bez sukcesów gospodarczych, które w dużej mierze zostały sfinansowane przez sam spragniony tanich produktów Zachód. Odgrywanie roli "fabryki świata" - choć początkowo wiązało się z odwalaniem niskopłatnej roboty - umożliwiło transfer kapitału i technologii oraz skok cywilizacyjny. Jesteśmy teraz zdumieni, że Chińczycy tak skutecznie zadbali o własne interesy, zamiast ciągle harować za miskę ryżu... No cóż, zazwyczaj "wolny handel" bywał pewnym eufemizmem, oznaczającym wykorzystywanie przewagi gospodarczej do jej umacniania. Zostaliśmy więc w pewnym sensie przechytrzeni, ale już za późno żeby zatrzymać ten proces. Jesteśmy wzajemnie od siebie uzależnieni, co niektórym wydaje się niepokojące, gdyż mamy tu do czynienia z mocarstwem autorytarnym, a nawet nominalnie komunistycznym.

Zapewne jeśli stałyby się wystarczająco silne, Chiny próbowały narzucić światu swoje porządki, ale nie grozi nam już "eksport rewolucji" - komunistyczni pragmatycy nie wyznają już własnej ideologii, podtrzymując jej coraz bardziej iluzoryczny charakter tylko po to, żeby legitymizować ciągłość władzy aparatu partyjnego. Możemy oczywiście mówić o swoistym "modelu chińskim" będącym hybrydą kapitalizmu z silnym interwencjonizmem państwowym, gdzie korporacje są w istocie podporządkowane państwu, ale nie na zasadzie niewydajnego centralizmu decyzyjnego. W realiach kapitalistycznej wolności gospodarczej władzę polityczną sprawuje Partia Komunistyczna, a dzięki synergii państwa i rynku możliwa jest daleko idąca redystrybucja dochodu narodowego co systematyczne podnosi stopę życiową ludności. Pomimo całej - zwykle uzasadnionej - krytyki, jaka spada na władze chińskie za łamanie praw człowieka i ograniczanie demokracji, przyznać trzeba, że w ostatnich dziesięcioleciach udało im się wyciągnąć ogromne masy ludzi ze straszliwej nędzy.

W uproszczonym obrazie świata cały ten chiński gospodarczy "romans" z Zachodem, był w istocie podstępnym wyłudzeniem technologii, ale Chiny nigdy nie obiecywały nam demokratyzacji, liberalizacji czy politycznej uległości - to my wyobrażaliśmy sobie, że otwarcie się tego państwa na świat rozmiękczy jego system. Kulturowy egocentryzm kazał nam wierzyć, że wszyscy - jeśli tylko dać im taką możliwość - zechcą być tacy jak Amerykanie czy Europejczycy, tymczasem Chińczycy pragnęli tylko konsumować tyle samo dóbr materialnych. Demokratyzacja - wbrew pobożnym życzeniom - nie okazała się nieunikniona, gdyż budowa państwa dobrobytu była jednym ze sposobów na wykazanie, iż chińskie rządy reprezentują interesy ludności. Ponieważ wielu Chińczyków wierzy, że Partia Komunistyczna o nich dba, mentalnie nie potrzebują oni zbytnio możliwości dokonywania politycznych wyborów. A ponieważ odwoływać się mogą do własnych kulturowych i politycznych tradycji, znacznie dłuższych niż te zachodnie, nie czują kompleksów - nasza wiara w uniwersalność naszych wartości wydaje się im wręcz pyszałkowata. 


W końcu to Chiny pozostają de facto jedynym państwem, w jakim między antykiem a współczesnością udało się zachować kulturową ciągłość. Były przecież kolebką cywilizacji obok Egiptu, Mezopotamii i Doliny Indusu, po których kulturach pozostały tylko majestatyczne ruiny. Nawet w czasach maoistycznej rewolucji kulturalnej radykalnie odrzucającej tradycję, komunistyczne Chiny pozostawały pod warstwą socrealistycznej maskarady heretycką formą konfucjańskiego cesarstwa, tak jak bolszewicka Rosja była w gruncie rzeczy kolejną mutacją caratu. Konfucjanizm przekładał wysiłek kolektywny nad jednostkowy, piętnował zaś zagrażający społecznym więziom indywidualizm. Zadaniem jednostki było zawsze wypełnianie powinności względem społeczeństwa i państwa uosabianego przez władzę. Mandat władcy wynikał z jego powinności względem ludu, dlatego jego obalenie było wynikiem jego dekadencji moralnej. Nic dziwnego, że dziś sama Partia Komunistyczna zapominając o Marksie otwarcie powraca do myśli Konfucjusza, ponownie rozpalając chiński nacjonalizm.

Jeśli rozgoryczenie budzi w nas fakt, jaki użytek robią ostatnio Chińczycy z naszych wynalazków, przypomnieć sobie musimy, że w przeszłości to adaptacje chińskich pomysłów okazały się kluczowe dla naszej światowej ekspansji. Europejskie podboje kolonialne nie byłyby przecież możliwe bez prochu strzelniczego czy kompasu, a budowanie społeczeństwa opartego na wiedzy bez papieru i druku. Panowanie dynastii Song, miedzy X a XIII wiekiem, było okresem największego boomu technologicznego ery przedprzemysłowej. Ba, powiedzieć nawet można, że Państwo Środka swego czasu samo zrezygnowało z globalnej dominacji, uznając że barbarzyński świat nie jest wart uwagi i skupiając się na sobie. W XV wieku Chiny posiadały największą flotę w dziejach dysponując aż 3500 okrętów, co pozwalało na regularne wyprawy do Jawy, Sumatry, Malakki, Cejlonu, Indii, Zatoki Perskiej, Półwyspu Arabskiego, a nawet Wschodniej Afryki. Chcąc jednak w pełni kontrolować handel zagraniczny i obawiając się emancypacji nowej klasy kupców, administracja cesarska zakazała wypraw zagranicznych, zniszczyła flotę i zamknęła Chiny na świat, który potem zaskoczył ją rewolucją przemysłową. 


Czemu to więc w lekceważonej i skłóconej Europie rozwinęły się kluczowe dla epoki nowożytnej technologie? Paradoksalnie odpowiedzią może być właśnie jej niestabilność polityczna. Większe napięcia pomiędzy warstwami społecznymi i licznymi państwami średniowiecznej i wczesnorenesansowej Europy wymagały poszukiwania nowych rozwiązań, przez co wywoływały większy ferment intelektualny i technologiczny. W scentralizowanym chińskim państwie władza dusząc konkurencję zabijała też innowacyjność. W rozdrobnionej Europie suweren nie nadążający za rozwojem technicznym, gospodarczym i militarnym narażał się na eliminację. Miejscem w jakim narodził się europejski renesans była przecież podzielona na szereg państewek Italia... Oczywiście swoją rolę odegrały w tym materialne pozostałości Imperium Romanum i jego intelektualnego dziedzictwa, a także docierające na Półwysep Apeniński wpływy bizantyńskie i muzułmańskie. Lecz to brak scentralizowanej władzy, wojny i rozwój handlu, a zatem pojawienie się bajecznie bogatych rodów kupieckich i bankierskich - hojnie sponsorujących naukę i kulturę - były prawdziwym motorem postępu naukowego. Zwłaszcza przełomowa okazała się tu metoda Galileusza, opisująca eksperymentalne obserwacje ścisłym językiem matematycznym. Nie wygraliśmy jednak wyścigu raz na zawsze. Jeśli kiedyś znowu będziemy uczyć się od Chińczyków, będzie to tylko znaczyć, że historia zatoczyła koło.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz