W przeludnionym kraju wzrastał poziom ubóstwa i bezrobocia, a przez to niezadowolenia społecznego. To zaś podsycało nacjonalistyczne i fundamentalistyczne tendencje polityczne, zmierzające do agresywnej ekspansji pod hasłami "wyzwolenia" (jak to zwykle bywa) Azji spod europejskiej i amerykańskiej dominacji. Błyskawiczna i zbrodnicza wojna na Pacyfiku nie mogła jednak rzucić na kolana amerykańskiego kolosa - fanatyzm był niczym wobec tak ogromnej i elastycznej infrastruktury przemysłowej, a absurdalne "bohaterstwo" sprowadziło na wojowniczych wyspiarzy szereg apokaliptycznych nieszczęść. Zmasowane naloty bombowe, zastosowanie napalmu, a wreszcie broni atomowej, zmieniły życie japońskich cywilów w istne piekło. Dopiero w obliczu narodowej katastrofy humanitarnej decydenci zdecydowali się na kapitulację.
Rozpędzona gospodarka w końcu się jednak "przegrzała", a pękniecie bańki spekulacyjnej na rynku aktywów doprowadziło do spadku cen ziemi i nieruchomości, co wpłynęło na możliwości refinansowania kredytów i doprowadziło do recesji bilansowej. Na to wszystko nałożyły się problemy demograficzne, związane ze starzeniem się społeczeństwa - odtąd Japonia wkroczyła na drogę tak zwanego "post-wzrostu", a w 2010 utraciła pozycję drugiej największej światowej gospodarki na rzecz prężnie się rozwijającego (lecz kilkunastokrotnie ludniejszego) chińskiego sąsiada. Ogromny i ciągle powiększany deficyt budżetowy wydaje się zbliżać Japonię do granic swoich możliwości w zakresie dalszego stymulowania wzrostu gospodarczego. Widać w tym złowieszczą przestrogę dla nas wszystkich - żaden potencjał nie jest niewyczerpany, a ostatecznym skutkiem niekontrolowanego postępu jest wyczerpanie witalnej energii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz