Górnicy znowu się uruchomili. Tym razem przyczyna ich
wkurwienia wydaje się nawet zrozumiała. Grożą im zwolnienia. Każdy człowiek w
takiej sytuacji reagowałby nerwowo. O ile ludzkim odruchem jest współczuć komuś
kto zostaje pozbawiony środków do życia, o tyle sprawę należy widzieć w
znacznie szerszym kontekście. Jest to bowiem jedna z wiecznie niezadowolonych
grup zawodowych, która uparcie ignorując zmieniającą się rzeczywistość, z
histerycznym szałem regularnie sprzeciwia się jakiemukolwiek naruszeniu wypracowanego
niegdyś status quo. Obciążając w sposób nadmierny budżet państwa górnicy sami
wymuszają na nim takie działania jak zamykanie kopalń. W ich mniemaniu
wydobycie węgla powinno być finansowane przez państwo, więc czy tego chcemy czy
nie, musimy bulić na ten „interes”, płacąc za wydobywanie niepotrzebnego, bo
zbyt drogiego węgla.
Polski węgiel jest nawet dwukrotnie droższy od tego z
zagranicy. Koszty osobowe, wynoszące dwie trzecie ceny, w drastycznym stopniu
obniżają jego konkurencyjność. Eksportujemy jedynie do krajów, gdzie możliwy
jest transport kolejowy, jakiego koszty są relatywnie niskie. Głównym odbiorcą
tego surowca są niemieccy krwiopijcy, którzy ostatnio ograniczają jego
wydobycie. Ważny jest również rynek krajowy, gdzie sytuację do lat ratują
państwowe koncerny energetyczne. Paradoksalnie sprowadzamy do kraju niemal tyle
samo węgla ile go eksportujemy. Od lat przytaczany jest argument, że tylko
rodzimy węgiel zapewnia nam bezpieczeństwo energetyczne. Niestety
bezpieczeństwo to mogło by nas znacznie mniej kosztować. Jedną z przyczyn
niewydolności polskiego górnictwa jest roszczeniowa mentalność ludzi w nim
zatrudnionych.
Jeśli pracujesz w innej branży, można Cię wyjebać z roboty
bez problemu i nie zainteresuje się tym nawet pies z kulawą nogą. Każdy kto nie
żyje na innej planecie dobrze o tym wie. Jeśli jednak jesteś górnikiem to
prawdopodobnie twój los wzruszy któregoś z przedstawicieli ponad dwustu
czterdziestu związków zawodowych działających w górnictwie. Utrzymanie tych
organizacji kosztuje rocznie ponad 11 milionów złotych, więc szczekacze nie
odpuszczą pajacowania tak łatwo. Górnicy też wiedzą, że takiej roboty już tak
łatwo nie znajdą, trzymają się więc jej zębami i pazurami. Choć rok ma tylko 12
miesięcy, oni otrzymują 14 pensji i to nie byle jakich. Zwykły robotnik
otrzymuje tam średnio 7,5 tysiąca złotych, a technik górnik nawet 9 patyków.
Jest się więc o co bić. A zatem nic dziwnego, że kiedy Kompania Węglowa
poniosła w 2013 roku miliardową stratę, górnicy nie chcieli odpuścić sobie
czternastej pensji. Nie zgodzili się nawet na to, żeby wypłacić im ją w ratach.
Bardzo zdenerwowało ich również to, kiedy Kompania zabrała
górniczym emerytom jedną tonę z przysługującego im węglowego deputatu, bo to
również oznacza zajebistą kasę. Kampania rocznie buli na deputaty 500 milionów
złotych, ale jak się okazało przywileje te należą się górnikowi jak psu zupa, a
nawet minimalne ich ograniczenie powoduje lament i zadymy. Osiem ton darmowego
węgla należy się każdemu pracownikowi Kompanii, a trzy tony nawet emerytom i
basta! Jeśli nie masz w mieszkaniu pieca żaden problem. Dostaniesz ekwiwalent,
około 570 złotych za każdą należną tonę. I jak tu się nie stresować, kiedy
grozi Ci zwykła rzeczywistość. Nawet kiedy na pożegnanie dostaniesz odprawę o jakiej
inni mogą tylko śnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz