Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 6 marca 2022

OPIUM LUDU


 Miłość romantyczna była niegdyś domeną sztuki. Niektórzy twierdzili wręcz, że jest wytworem literatów. Wcześniej małżeństwo było często rodzajem "kontraktu", wynikającego ze społecznych i majątkowych uwarunkowań. Dopiero nowożytna kultura miała w nas rozpalić tęsknotę za idealną relacją powielającą literackie, a następnie popkulturowe wzorce. Ale to tylko teoretyzowanie - badania antropologiczne wskazują raczej na uniwersalny i naturalny charakter takiej miłości, rozumianej jako pasja erotyczna, która przeradza się w trwałe przywiązanie. Kultura nadaje tej naturalnej potrzebie tylko formę, choć nieraz przerastać może ona treść - lecz to już osobna kwestia. 

Monogamiczna miłość wynika z naszej biologii, bo przynosiła ewolucyjne korzyści. Pary naszych przodków pałające do siebie szczerym, altruistycznym uczuciem sprawniej dbały o własne potomstwo. Co prawda w świecie przyrody nie jest to regułą, jednak człowieka charakteryzuje wyjątkowo długie dzieciństwo. Paradoksalnie wynika to z wielkości naszych mózgów, przez które rodzimy się niejako "przedwcześnie" zupełnie bezradni - w przeciwnym wypadku nie przecisnęlibyśmy się przez miednicę matki. Poza tym potrzeba wiele czasu by zapełnić taki mózg wiedzą i doświadczeniem, koniecznymi do funkcjonowania w złożonym świecie ludzkich relacji społecznych. 

Przywiązywanie się do partnera wymagało oczywiście odpowiednich mechanizmów biologicznych. Dziś dużo mówi się o tak zwanej "chemii miłości", gdyż jasnym stało się, że to ona stoi za naszymi niezwykłymi więziami. W pierwszej fazie, nazywanej "zakochaniem" opiera się ona jednak na nieco innych mechanizmach niż w wypadku ugruntowanej "miłości", kiedy już jesteśmy sobie bliscy emocjonalnie. Początkowa fascynacja seksualna nie musi wcale przerodzić się w głębsze uczucie. Szaloną namiętność podsyca sącząca się w mózgu dopamina motywująca nas do działania i zdobywania. Następnie do gry wchodzą endogenne opioidy takie jak oksytocyna i wazopresyna, a wtedy stajemy się spokojniejsi, lecz bardziej ze sobą związani.

Oksytocyna sprawia, że po szczególnie udanej przygodzie seksualnej trudno się rozstać. Sygnały ze stref erogennych pobudzają bowiem jej intensywne wydzielanie przez przysadkę mózgową, co wprawia nas w stan subtelnego opioidowego "haju". Prawdę mówiąc już sam czuły dotyk sprawia, że poziom oksytocyny rośnie, a to zbliża ludzi do siebie. Dlatego ten sam neuroprzekaźnik cementuje więź rodziców z dzieckiem, a nawet domowników z ulubionym futrzakiem . Przytulanie, głaskanie i tak dalej są szczególnie ważne na wczesnym etapie rozwoju, gdyż pozwalają wykształcić w mózgu więcej receptorów oksytocyny, czyli białek pozwalających komórkom na jej odbieranie. Jeśli w pierwszych latach życia  nie doświadczamy miłości, nasz mózg nie wykształci odpowiedniej liczby receptorów, a hormon przywiązania będzie się w nim rozlewał nadaremno.

Ciemną stroną działania naszego układu opioidowego jest niestety to, że tak mocno przywiązuje nas do błogiego spokoju i bezpieczeństwa, jakie odczuwamy w towarzystwie naszych bliskich. Można go przecież "zhakować" dostarczając mózgowi takich środków psychoaktywnych jak morfina, heroina czy fentanyl, a wtedy przywiąże się do ich działania. Wyjaśnia to destrukcyjny wpływ tej grupy narkotyków na życie emocjonalne. Uzależnieni dosłownie kochają heroinę i wolą ją od miłości drugiego człowieka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz