Polską sceną polityczną wstrząsnęła ostatnio afera taśmowa.
Największą sensacją jest w tym wszystkim jest to, że minister Sławomir Nowak
chciał żeby skarbówka odpierdoliła się od jego żony. Bardzo dobry z niego mąż,
chociaż tak naprawdę chodziło mu o własną prywatną dupę, bo tej ślubnej przelał
jakąś szemraną kasę. Afera jak afera, ale to zwykły małostkowy przekręt, a nie
polskie Watergate. Po drugie ruskie taśmy zawierać miały wulgarne słowa, mówić
o tym jak popierdolona jest Rada Polityki Pieniężnej i tak dalej. Wywołać to
musiało świętoszkowate oburzenie w ludu polskim nie posługującym się nigdy taką
łaciną. Wreszcie po trzecie lud w końcu pojął, że ciemną stroną polskiej
polityki są dobijane przez decydentów targi polityczne. To był szok.
Temat mielony jest teraz do zesrania, jak można tak
przeklinać i kupczyć Polską. A Nowak już wyleciał z rządu na kopach. Nikogo nie
rusza to, że rząd był podsłuchiwany przez niewiadomo kogo. Przecież to
normalne, że w demokratycznych krajach podsłuchuje się rządy. Przecież w
demokracji nic nie może być tajne, o wszystkim mogą wiedzieć ruscy szpiedzy i
zwykli Kowalscy. A przecież to porażka podsłuchującego, że po nagraniu
dziewięciuset godzin politycznego biesiadowania udało mu się wyłowić z tego
tylko jeden przekręt Nowaka na cukierki i bluzgającego Belkę. Osobiście nie
wytrzymałbym przesłuchiwania dziewięciuset godzin takiej gadki-szmatki w
poszukiwaniu sensacji. Ale nikt mi za to nie płaci.
Za pisanie takich głupot też mi nikt nie płaci. Niemiecka
prasa już zastanawia się, czy za aferą podsłuchową w Polsce stać mogą rosyjskie
służby specjalne, którym zależy na osłabieniu pozycji głównego „adwokata
Ukrainy”. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego o organizowanie podsłuchów
podejrzewa posła Prawa i Sprawiedliwości. Tygodnik „Wprost” sprzedaje się jak
świeże bułeczki, ale jeden z podejrzanych już zaczyna robić mu gnój i oskarża
pismaków o współudział w nagraniach. Zacznijcie mi płacić to poskładam to do
kupy w teorię spiskową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz