Łączna liczba wyświetleń

piątek, 27 czerwca 2025

ZMODYFIKOWANY SZIT


Jakiś szybki i wściekły gwiazdor internetu pędził ostatnio przez stolicę dokumentując swój gangsterski rajd telefonem. Tak bardzo chciał się zabłysnąć, że aż zmodyfikował nagranie i przyspieszył licznik - nawet podrasowanym autem tego typu nie da się pędzić 380 kilometrów na godzinę... Ale czego się nie robi dla odrobiny popularności. Nie wystarczy już mieć podrasowanej fury - trzeba jeszcze podrasować film, bo inaczej zginie w morzu podobnej wesołej "twórczości".

Zastanawia mnie czemu cyfrowe media tak bardzo prowokują do robienia z siebie debili. Widocznie niektórzy myślą, że inni właśnie tego od nich oczekują. I dobrze myślą, bo ludziska klikają, polecają, rozsyłają i tak dalej największe debilizmy. Normalność jest niestety nudna. Niejeden błazen pozabijał w ten sposób całe rodziny, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. W razie czego można w sądzie zrobić smutną minę, przeprosić i poprosić o łagodny wymiar kary.

Z tej perspektywy generowanie fejkowych wybryków może być nawet dobrym rozwiązaniem. Zamiast wciskać pedał gazu po prostu przyspieszysz filmik i już będziesz królem miejskiej dżungli za którym szczają nawet najbardziej luksusowe blachary. A w razie gdyby nikt tego nie polubił to po prostu dokupisz sobie polubienia i już będziesz zadowolony. Inni zobaczą ile masz polubień i pomyślą; "Co za gościu", a potem to może nawet sami dołożą jakąś łapkę, gwiazdkę czy inną jednostkę wirtualnej karmy.


Ale co w tym śmiesznego? Wszyscy przecież wciskają nam kit. Gwiazdy telewizji nie tylko poddają się zabiegom medycyny estetycznej, wyszukanym rytuałom wizażystów i specjalistów od robienia odpowiednich ujęć przy odpowiednim oświetleniu, ale jeszcze i tak ostatecznie muszą cyfrowo edytować uzyskany wizerunek, bo nigdy nie jest dość idealny. A potem idziesz do gazety i opowiadasz o swoim życiu, na przykład o tym jaki jesteś dobry dla zwierząt albo w łóżku, i dodajesz do tego jeszcze jakieś głębokie przemyślenia.

A przecież każdy chce być na swój sposób gwiazdą. Nie dziwota że gdy hołota dostała możliwość łatwego lansowania się od razu zaczęli fotografować się w restauracjach nad talerzem schabowego z kapustą i ziemniakami. Trochę trudniej jest jednak bogatym dupkom, bo musisz sfotografować się na jachcie w Dubaju. Albo gangsterom bo muszą łamać przepisy drogowe lub latać po lesie z bejsbolem. Najbardziej zdesperowani znęcają się nad bezdomnymi i upośledzonymi, a potem upubliczniają taką bekę.

Zasada jest jedna: cokolwiek robisz, musisz posuwać się do grubej przesady, bo to jest pierdolony wyścig o to kto przesadzi najbardziej i zgarnie laury INTERNETOWEGO SZITU TYGODNIA. Podobnie jak w świecie celebrytów w publicznej patosferze wszystkie chwyty są dozwolone. Łącznie z pisaniem tego narcystycznego bloga o tym jaki to mądry jestem i ile mam do powiedzenia schamiałemu i otumanionemu społeczeństwu, które nie potrafi dostrzec mojego oczywistego geniuszu, bo zbytnio koncentruje się na robieniu sobie selfie.

środa, 18 czerwca 2025

INWAZJA PŁASKOZIEMCÓW


 Jajogłowi biją na alarm - jedna czwarta Amerykanów nie wie, że Ziemia krąży wokół słońca, a tylko co dziesiąty wierzy w teorię Darwina. A przecież to w Ameryce powstało technologiczne centrum zwane Doliną Krzemową, któremu zawdzięczamy nieprzerwany strumień informacji. Smartfony, przeglądarki i portale społecznościowe rządzą dzisiaj światem.

Kreacjonistą w sensie ścisłym jest co trzeci zjadacz hamburgerów, a 60% z nich wyznaje tak zwany Inteligentny Projekt czyli ewolucję kontrolowaną przez Boga. No bo przecież gdy znajdziesz choćby zegarek to od razu wiesz, że nie powstał przypadkowo. To mechanizm zbyt precyzyjny i złożony, żeby jego elementy mogły same się do siebie dopasować. Intuicja mówi ci, że takie rzeczy się nie dzieją - na świecie narasta entropia, więc zegarki się psują, a nie składają do kupy...

A skoro nawet zegarek jest na to zbyt skomplikowany, to co dopiero człowiek. Ktoś musiał poskładać człowieka z białek, tłuszczów i wody, bo przecież sam by się nie złożył. Kurwa, jakie to proste. Tylko kto poskładał z czego Wielkiego Architekta? Ta zagadka wskazuje, że i tak coś musiało powstać samoistnie - jeśli nie zegarek, człowiek czy Wszechświat to przynajmniej Bóg.

A zatem coś powstało z niczego... A raczej "COŚ" istniało zawsze. I w tym wielkim czymś zachodziły różne przemiany i w końcu powstały samoorganizujące się struktury dyssypatywne z przerośniętymi mózgami, które zastanawiają się jak to wszystko było możliwe. Ponieważ nie jest w ich interesie tracić zbyt wiele energii na myślenie, przyjmują założenie, że na początku był szaleniec który stworzył ten absurdalny świat w artystycznym transie.

Jeśli komuś uroiły się dinozaury, mamuty, niepotrzebne napletki, komory gazowe i hekatomba Hiroszimy, a ostatnio nawet masowe migracje i globalne ocieplenie, to musiał chyba mieć niezły odlot. Problem w tym, że to my zmagamy się z tym bajzlem, a on tylko bawi się klockami. Inteligentny Projekt powinien się nazywać Zjebanym Projektem, ponieważ na świecie pełno jest cierpienia, niesprawiedliwości i przemysłowego syfu.

A ostatnio za dużo jest nawet ludzi, bo Południe rucha się bez gumy na potęgę. Uratować nas może tylko sztuczna inteligencja, jeśli dostanie tyle danych i mocy obliczeniowej, żeby wyciągnąć z tego jakieś konstruktywne wnioski. A wtedy wreszcie nadejdzie ZŁOTA ERA OSTATECZNEGO KOMFORTU i będziemy wreszcie żyć w pokoju, wiecznie się bawić i podniecać czym tylko chcemy, a system Matrycy Losu zasili energia pobierana z ludzi gorszego sortu. 

piątek, 13 czerwca 2025

ŻYDOWSKI SPISEK

 
Wojna w Ukrainie już się wam znudziła? No to macie nowy konflikt na Bliskim Wschodzie. Gotowało się tam co prawda już od dłuższego czasu, ale kogo obchodzi katastrofa humanitarna w Strefie Gazy? Nie mówiąc już o upadłym Libanie czy Jemenie... Teraz mamy izraelski atak na Iran i to w skali której nie można interpretować inaczej niż wypowiedzenie otwartej wojny.

Nie chciałbym się tu wdawać w szczegóły techniczne w których zbytnio się nie orientuję, aczkolwiek ma być to nowe oblicze "inteligentnej wojny" w której autonomiczne systemy odgrywają większą rolę od środków jak dotąd konwencjonalnych. Aspirujący do roli atomowego mocarstwa Iran został brutalnie poniżony i boleśnie przekonał się, że kierowane pod jego adresem groźby nie były tylko retoryką.

Izrael nie zamierza pozwolić zislamizowanym Persom na stworzenie broni masowej zagłady. Takie przynajmniej jest oficjalne uzasadnienie tego brawurowego uderzenia, w którym nie tylko zniszczono kluczowe elementy infrastruktury programu atomowego, lecz też zabito naukowców czy dowódców wojskowych, przy okazji dewastując co ważniejsze obiekty przemysłowe.

Jak zwykle ukrywać się za tym może wiele motywów, łącznie z tymi najbardziej niskimi takimi jak chęć utrzymania się przy władzy przez legitymację wojenną. "Ścigany" przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne Benjamin Netanjahu gra na przedłużenie wojny ponieważ pali mu się pod dupą... Oczywiście włos mu z głowy nie spadnie, ale może stracić władzę, a sami wiecie jaka to trauma dla każdego polityka.

Niektórzy sugerują też, że mogło chodzić o storpedowanie negocjacji amerykańsko-irańskich w sprawie porozumienia nuklearnego, które już zdawały się zmierzać do podpisania jakiegoś porozumienia. W takim wypadku Iran zamroziłby swoje prace nad prawie gotową bronią atomową, jednocześnie zachowując zdolność do szybkiego ich odmrożenia i skonstruowania śmiercionośnych nośników apokalipsy.

Wbrew tym spekulacjom Donald Trump, rzekomo marzący o pokoju na świecie - a już zwłaszcza w Ukrainie która niepotrzebnie broni swojego terytorium - wydaje się wyraźnie podekscytowany. Jeśli Iran się nie ugnie zostanie zniszczony i tak dalej. W tym wypadku nie widać żadnych obłudnych "obaw" o niepotrzebny rozlew krwi, eskalację i wywołanie światowej rozpierduchy.

Ale czego się można spodziewać po człowieku, który chciał przesiedlić Palestyńczyków do Afryki, żeby zbudować w Gazie luksusowy burdel? Pewne jest jedno - ewentualna wojna na Bliskim Wschodzie będzie absorbować uwagę i środki Stanów Zjednoczonych odciągając je od Ukrainy. Ale to już problem Europy, w tym oczywiście Polski... Na szczęście Jankesi wysłali nam ambasadora wyznania mojżeszowego, a on wyjaśni polskim nacjonalistom o co w tym wszystkim chodzi.

Bo nie jest ważne czy czcisz gwiazdę Dawida, czy może wytatuowałeś sobie swastykę, tylko jaki masz w tym polityczny interes. Dodaj do tego Rosję i będziesz miał jeszcze sierpa i młota. Co prawda Iran to dotychczasowy sojusznik wujka Władka, nie jest to jednak miłość tylko pragmatyczna geopolityka. Teheran stał się dostawcą dronów dla rosyjskiej armii ponieważ ta walczyła ze zgniłym Zachodem, utożsamianym tam z hegemonią syjonistyczną i amerykańską.

Paradoksalnie jednak żydowska awantura może być Rosji na rękę. Spadające ostatnio ceny ropy wydawały się powoli dusić jej opartą na węglowodorach rabunkową gospodarkę. Prognozowano wręcz stopniowy krach, przepalanie rezerw, dziurę budżetowa, stagflację i Bóg wie jakie jeszcze tarapaty. Pogłębieniu ich miał też służyć ostatni pakiet europejskich sankcji. Spodziewano się też daremnie jakichś sankcji amerykańskich...

Teraz te wszystkie kalkulacje nie są już aktualne. Grozi nam potężny szok cenowy, a Rosja znowu zacznie trzepać kasiorę. No i sytuacja znowu się komplikuje. Z tego też powodu uważam, że cała ta "operacja" jest nam absolutnie nie na rękę, choć Iran to państwo wyznaniowe, którego ustroju i ideologii nie należy w jakikolwiek sposób bronić. To jednak potwór wychodowany przez imperializm Zachodu.

W 1953 roku służby amerykańskie i brytyjskie dokonały w Iranie bezprawnego zamachu stanu, aby zapobiec nacjonalizacji przemysłu naftowego przez demokratycznie wybranego premiera. Konsekwencją były autorytarne rządy prozachodniego szacha, co doprowadziło do głębokich podziałów w społeczeństwie irańskim, a ostatecznie rewolucji islamskiej. Odtąd Iran stal się państwem wyznaniowym, zaciekłym wrogiem Zachodu, a także sponsorem terroryzmu.

Swoją drogą dziwi mnie, że mała żydowska enklawa n a Bliskim Wschodzie jest dla USA ważniejsza od Europy w której tkwią korzenie amerykańskiej cywilizacji. Być może nasze wspólne wartości zaczynają się ostatecznie rozchodzić, chyba że władzę w Unii przejmie Alternatywa dla Europy. Co w tej sytuacji ugrać może dla nas Karol Nawrocki? Pocałować Trumpa w dupę i liczyć na jego dobry humor.

piątek, 6 czerwca 2025

INFOPAJĘCZYNA

 Mniej więcej tydzień temu Ukraińcy przeprowadzili najbardziej brawurową akcję od początku swojej wojny obronnej przeciwko rosyjskiemu najeźdźcy. Kozacka operacja "Pajęczyna" uprzedziła wielki atak bombowców Putina, znaczną ich część zamieniając w kupę złomu. Było to oczywiście jak najbardziej racjonalne i moralne, ale nie wszystkim się spodobało.

I mniejsza tu o samopoczucie krwawego kremlowskiego tyrana. Chłop pewnie musiał brać leki na uspokojenie, a już na pewno na sraczkę. Pomruki niezadowolenia zagrzmiały też z Białego Domu. Donald Trump obawia się, że Ukraina może w ten sposób zaostrzyć konflikt, choć ciężko sobie wyobrazić co by to mogło jeszcze oznaczać. Putin musiałby chyba użyć taktycznej broni atomowej.

Nie zmieniłoby to wiele w sytuacji militarnej sensu stricto, ale miałoby ogromne znaczenie psychologiczne... Podobnie zresztą jak sama "Pajęczyna", która skomplikowała co prawda działania Rosjan, ale nie pozbawiła ich zdolności do prowadzenia wojny. We wspaniały sposób podniosła jednak morale. A to w przypadku walki z agresorem ma jak dotąd kluczowe znaczenie.

Gdyby nie morale kraj upadłby w trzy dni jak przewidywał Putin. Analitycy nie dawali mu przecież zbyt wielkich szans. Ostatnio też było dużo mowy o tym, że front w zasadzie się sypie. Lecz pomimo nieustannej azjatyckiej nawały zdobycze agresora są odwrotnie proporcjonalne do poniesionych kosztów sprzętowych i ludzkich. Tradycyjnym atutem Rosji jest jej ogrom terytorialny i ludnościowy, a także gospodarka ignorująca potrzeby konsumpcyjne.

A teraz mamy jeszcze prezydenta USA, który co prawda czasem nazwie Putina wariatem, ale znacznie częściej strofuje Zełenskiego. Pentagon zdecydował o przeznaczeniu części uzbrojenia które miało trafić do Ukrainy na Bliski Wschód. Chodzi o zapalniki zbliżeniowe do rakiet. Jak wiadomo na Bliskim Wchodzie trwa regularna rzeźnia, dokonywana przez naród wybrany zwany też żydostwem na wrednych palestyńskich dzieciach, kobietach i starcach.


Tymczasem nad Wisłą larum o "bezczynnym Zachodzie" wyraźnie ucichło. Biden zrobił swoje, Biden może odejść, choćby na tamten świat... A Niemcy i tak nie zmażą swojej odwiecznej hańby po wysłaniu na front hełmów i kamizelek ochronnych. Moda na zdjęcia z Zełenskim przemija, bo skurwysyn za długo pierdoli o tej wojnie. A w Polsce mamy za dużo Ukraińców, którzy zabierają nam pracę i świadczenia socjalne. Mamy już też powyżej uszu ukraińskiego zboża i owoców.

Co rusz powraca też sprawa mordów na Wołyniu, do dzisiaj nierozliczonych i budzących historyczne kontrowersje. Na to wszystko prezydentem Rzeczypospolitej zostaje Karol Nawrocki - nacjonalista, trumpista i przeciwnik rozszerzania NATO. Mozaika sprzecznych interesów wydaje się rozsadzać dotychczasową zachodnią koalicję i tymczasowy front zgody narodowej. Kwestia ukraińska staje się kartą przetargową światowych reakcjonistów i elementem naszych wewnętrznych rozgrywek.

No cóż, nie jest to pierwsza ani ostatnia wojna. W Afryce dzieją się straszniejsze rzeczy... Przeraża jednak bliskość geograficzna, która czyni powstrzymanie rosyjskiego imperializmu imperatywem egzystencjalnym demokratycznej Europy. Ale izolacjonistyczne hasła i hasełka wyżerają nam mózgi, bo wszyscy chcemy więcej zarabiać, mieć niemieckie samochody i wyjeżdżać na wczasy do Egiptu chociaż nie lubimy Arabów.

piątek, 30 maja 2025

KRYZYS ENERGETYCZNY


Jeszcze do końca tego roku zużycie energii elektrycznej przez sektor IT prawdopodobnie osiągnie poziom 20% jej globalnego zużycia. Przy okazji sektor ten emituje już więcej dwutlenku węgla niż sektor lotniczy. Prym wiodą w tym oczywiście popularne narzędzia sztucznej inteligencji, które potrzebują znacznie więcej mocy obliczeniowej i pamięci masowej.

Aktywny Chat GPT zużywa 10 razy więcej energii niż zwykłe zapytania w Google. Nie od dzisiaj technologie są coraz większym generatorem zapotrzebowania energetycznego. Kombinujemy więc co robić, żeby uzyskiwać jak najtańszą energię lub ograniczać jej zużycie. Na tym tle nasza biologiczna inteligencja jest dosyć ekonomiczna.

Generatywny model językowy zużywa o sześć rzędów wielkości więcej energii niż ludzki mózg, nie mówiąc już o tym ile pochłania jego wytrenowanie. A gdyby tak wykorzystać materiał biologiczny do budowy inteligentnych obwodów? Brzmi jak science fiction, ale to już się dzieje. Pierwsze takie biokomputery wykorzystywały do obliczeń reakcje chemiczne zachodzące między cząsteczkami DNA.

Dzisiaj wykorzystuje się też organoidy mózgowe czyli zbitki neuronów wyhodowane z komórek macierzystych. W Szwajcarii szesnaście takich "minimózgów" umieszczono na matrycach i połączono elektrodami. Układy składające się z żywych neuronów pochłaniają miliony razy mniej energii niż tradycyjna elektronika, problemem jest jednak utrzymanie ich przy życiu.

Jak dotąd dostarczając komórkom specjalnymi kanalikami wodę, tlen i substancje odżywcze, oraz zapewniając odpowiednią temperaturę, udawało się to tylko przez 100 dni. Potem można wymienić martwe neurony na nowe, ale niestety system traci pamięć... Trenuje się je przy pomocy naszego ulubionego neuroprzekaźnika - dopaminy. Gdy wykonują swoje zadania poprawnie dostają strumień tej substancji chemicznej w nagrodę.

Jak dotąd nie nauczono tego sprzętu zbyt wiele poza grą w prymitywną symulację ping-ponga. Niemniej jest to obiecujący kierunek rozwoju. Kto wie czy w przyszłości nie okaże się większym przełomem niż komputery kwantowe? Z uwagi na zastosowanie ludzkiego materiału budzi co prawda kontrowersje etyczne, ale zwolennicy tradycyjnej etyki zostaną z tego darwinowskiego wyścigu po prostu wyeliminowani.


Czemu jednak nasze mózgi są wydajniejsze od syntetycznej elektroniki? W procesie swej ewolucji musiały kierować się tak zwaną ZASADĄ WOLNEJ ENERGII. Jest to cecha zasadnicza samoorganizujących się systemów przetwarzania informacji. Mózg nie jest podłączony do sieci dystrybucji energii elektrycznej, lecz do ciała i jego podstawowym zadaniem jest regulowanie procesów w tym ciele zachodzących.

A to wymusza na nim kreatywne rozwiązania. System zmuszony do nieustannej oszczędności energii stara się przewidywać przyszłość tak, żeby nie zostać przez nią niemile zaskoczonym. Przewidywania te nieustannie porównuje z danymi pochodzącymi ze zmysłów. Gdy zachodzi dysonans mamy dwa wyjścia - możemy zmienić swoje prognozy lub podjąć działania by zmienić rzeczywistość. Wkraczamy tu na grząski teren matematyki, statystyki i twierdzenia Bayesa.

Nasz mózg posługuje się tą metodą, żeby za realniejsze uznawać zdarzenie które zachodzi częściej. Wieść to może jednak do błędnych wniosków, gdyż mózg musi przyjąć najbardziej prawdopodobną możliwość a priori, na podstawie obecnego stanu wiedzy. Tak zwana funkcja wiarygodności określa wiarygodność tej hipotezy w obliczu posiadanych danych. Mózg korzysta więc z tego czego się nauczył. Odstępstwa od "normy" pociągają za sobą wytężoną pracę i koszty energetyczne.

Dlatego nieprzewidywalność bywa tak stresująca. Paradoksalnie jednak przewidywalność bywa nudna. Ale to tylko pozorna sprzeczność. Lubimy nowe informacje ponieważ pozwalają nam one aktualizować wewnętrzny model świata, a zatem minimalizować negatywne zaskoczenie. Szukamy więc "nowości" na drodze aktywnej inferencji - modele doskonalą swoją wydajność zmieniając konfigurację mózgu dzięki nowym aktywnościom i doświadczeniom.

Mózg musi tak organizować siebie i wpływać na otoczenie, aby między stanami wewnętrznymi i zewnętrznymi zachodziła harmonia. Wymaga to kodowania predykcyjnego - ciągłego usuwania rozbieżności między danymi docierającymi a przewidywaniami. Mózg ciągle halucynuje, lecz porównuje swoje halucynacje z danymi zmysłowymi, aby odfiltrować "perełki" od "szumu tła".

Kiedy jedno mu się z drugim pomiesza możemy ześwirować...  Ale mniejsza z tym - chodzi o zachowanie równowagi. Wszechświat podlega entropii, a oazami stabilności w tym oceanie chaosu są organizmy żywe. Imperatywem życia jest walka z entropią, a więc chaosem i nieprzewidywalną losowością, po to aby chronić tymczasową spójność białkowej struktury.

Organizmy zbierają dane sensoryczne, żeby sprawniej działać przeciw losowości środowiska i pozostawać w określonym przez swoją strukturę stanie. Kiedy wyciągniemy kopyta nieskoordynowane molekuły natychmiast pogrążą się w entropii i rozpadną jak domek z kart. Z tego punktu widzenia możemy postrzegać mózg jako organ zarządzający allostazą - przewidujący i zaspokajający już zawczasu potrzeby energetyczne organizmu.


Nie da się przecież zaprzeczyć, że wydajność energetyczna jest kluczowa dla przetrwania. Jesteśmy maszynami które ciągle szukają paliwa... Mózg decyduje więc jak najefektywniej zdobywać zasoby energetyczne, oraz jak najlepiej je pożytkować. Pamięć wykształciła się po to, żeby na postawie przeszłości jak najlepiej przewidywać przyszłość. Na podstawie naszej ponurej historii przypuszczać możemy, że jesteśmy dość paskudnym i wrednym gatunkiem.

A zatem jeśli istnieje ryzyko nieetycznego i makiawelicznego zastosowania sztucznej inteligencji to możemy być pewni, że prędzej czy później dojdzie do manipulacji na wielką skalę. Tym bardziej że przytłaczająca większość konsumentów i obywateli kompletnie nic z tego nie rozumie. Zgodnie z logiką zasady wolnej energii powinniśmy wykorzystywać energię w celu utrzymywania równowagi. Dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość wymaga jednak ciągłej adaptacji.

A to wiedzie do przeciążenia allostatycznego czy jak kto woli wypalenia. Do tego dochodzi wyścig szczurów, przebodźcowanie i technostres. Padamy więc ze zmęczenia i szukamy ratunku w urządzeniach, które doprowadzić mogą świat do jeszcze większego kryzysu. Człowiek nie odróżnia już rzeczy ważnych od nieważnych, bo nie może już zresetować systemu.

piątek, 23 maja 2025

CZŁOWIEK INTERESU


 Człowiek który chciał zostać papieżem, a może nawet dalajlamą, a z pewnością chciałby się pobawić w Boga - Donald Trump - rozpoczął niedawno swoją krucjatę handlową. Nie wystarczy oglądać hollywoodzkich superprodukcji ma Netflixie obżerając się bułkami z McDonalda w dżinsach Levisa. Powiedzcie to głodującym dzieciom w Afryce. 

Na całym pieprzonym świecie ludzie kupują za mało amerykańskiego gówna. A to uniemożliwia supremację kraju któremu się należy kulturowa dominacja. Globalizacja była błędem, bo po co jakiś ciapak ma szyć tanie gacie w Bangladeszu i odbierać pracę amerykańskiemu robolowi? Trzydzieści milionów biednych Amerykanów żyje przecież poniżej progu ubóstwa.

Tyle że większość ekonomistów widzi w tym biedę systemową, wynikającą w samego charakteru amerykańskiej "wolności". Po prostu państwo nie przejmuje się zbytnio losem "nierobów" - na tym tle Europa jawi się wręcz jako socjalny raj, ale kosztem spowalniającej i coraz mniej innowacyjnej gospodarki. Może stąd ta cała zawiść wobec wrednych Europejczyków, którzy okradają Wuja Sama.

Paradoksem jest to, że w USA większość transferów rządowych trafia do kieszeni bogatych, a nie biednych - oczywiście pod pretekstem stymulacji gospodarki. Ale to już problem wewnętrzny tej cywilizacji, bo wszystko wskazuje na to, że właśnie Stany Zjednoczone były dotąd największym beneficjentem światowego handlu. Nie bez kozery mówiliśmy o Pax Americana.

Po drugiej wojnie światowej to Ameryka stała się gospodarczym i handlowym hegemonem, dzięki takim narzędziom jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa Organizacja Handlu. Co prawda przez jakiś czas Jankesi musieli mierzyć się ze Związkiem Radzieckim, ale był to kolos na glinianych nogach. Dzisiaj ich pozycji zaczynają zagrażać żółtki - przede wszystkim z Państwa Środka, ale nie tylko.

Donald Trump postanowił więc rozpierdolić system, żeby pokazać kto tu rządzi. Dopierdolił więc całej ludzkości (z wyjątkiem ukochanej Rosji) złośliwymi zaporami, licząc na to że uzależniona od amerykańskich dobrodziejstw przyjdzie całować go w pomarszczony tyłek. Po części to się sprawdziło, ale nie w wypadku kluczowego gracza jakim są Chiny.


Wojna handlowa ze Smokiem nadal trwa, aczkolwiek cwanemu kowbojowi mocno zmiękła rura... Zaczął więc kluczyć, okrakiem się wycofywać, ostatecznie obniżając gigantyczne antychińskie cła. W tej sytuacji znowu zaatakował Europę - mamy teraz płacić większe cło niż Chiny!!! Możliwe że to chwilowa aberracja, która skończy się kiedy pokażemy mu środkowy palec.

Są jednak jeszcze słabsi chłopcy do bicia. Weźmy taką Afrykę... Trump obciął już pomoc humanitarną dla tej wylęgarni imigrantów, a nawet obłożył ją klątwą celną. Dla wielu krajów może to oznaczać poważne egzystencjalne problemy, nawet jeśli nikt na Zachodzie o tych krajach nie słyszał. Ale kogo obchodzi stabilizacja polityczna na Czarnym Lądzie?

Kilka dni temu Trump zastawił multimedialną pułapkę na prezydenta RPA Cyrila Ramaphosę, oskarżając swego gościa w świetle kamer o tolerowanie ludobójstwa białych rolników. Już wcześniej wrzutki tego tematu zapodawał rodowity Afrykaner Elon Musk. Facet może mieć uraz do kraju swojego pochodzenia, gdyż z powodu bladej facjaty był tam regularnie bity. Być może brak sympatii czarnych rówieśników tłumaczyć można też tym, że wychowywał się w luksusie.


W każdym bądź razie RPA to kraj z wysoką statystyką brutalnej przestępczości - na ogół czarni zabijają czarnych, choć zdarza się że także białych. W tym drugim wypadku jest to jednak utrudnione, gdyż bogate białasy izolują się od hołoty i korzystają z płatnej ochrony. A podczas ataków na farmy giną też czarnoskórzy farmerzy i robotnicy rolni. Mordy są motywowane żądzą zysku, a nie nienawiścią rasową.

Wszystko wskazuje więc na to, że Donald Trump przedstawił zwykłą teorię spiskową. Skompromitował się też przedstawiając jako dowody zdjęcia wykonane w Kongo. Ale mniejsza o geografię - Afryka to przecież Afryka. Polacy zapisali tam swoją piękną kartę, dzięki bohaterstwu Janusza Walusia, który odstrzelił swego czasu lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej.

- Przykro mi, ale nie mam samolotu dla ciebie - zażartował gorzko prezydent Ramphosa, nawiązując do luksusowego latającego prezentu jaki Trump dostał od przyjaznych Katarczyków. - Chciałbym żebyś miał. Przyjąłbym go - odparł bezczelnie szantażysta. I nie był to bynajmniej żart.

sobota, 17 maja 2025

TECHNOKULTURA


 Świat pędzi w stronę coraz większej złożoności, upada jednak mit "zrównoważonego rozwoju". Coś takiego po prostu nie jest już możliwe. Większa złożoność technologiczna, organizacyjna, logistyczna i społeczna wymaga generowania coraz większej góry syfu, a na Ziemi przybywa głodnych gęb do wykarmienia.

A jak już nakarmisz głodne gęby to nie tylko będą się dalej rozmnażać, ale jeszcze wymagać prawa do kapitalistycznego szmelcu. Każdemu się przecież "należy" sedes, pralka, telewizor, komputer i samochód. I to oczywiście nowej generacji żeby taki biedak nie czuł się gorszy. Najprościej będzie więc emigrować na  Globalną Północ.

Tam potrzebują rąk do pracy, bo już im się odechciało zabawy w rodzinkę. Po prostu bachory przeszkadzają w karierze i rozrywce. Na Północy odechciało im się nawet relacji damsko-męskich. Zapanowała singloza czyli moda na bycie samemu, co można sobie czasem urozmaicić jakąś okazjonalną przygodą erotyczną.

Największy problem z miłością jest taki, że jest dosyć wymagająca. Otóż wymaga zrezygnowania z "bycia sobą" i przystosowania się do drugiej połówki. Każdy zaś jest egoistą i ciągnie w swoją stronę, a jak nie dostanie tego czego chce to zaczyna robić miny, syczeć, a w końcu wrzeszczeć. A chce tego co widzi w telewizji i internecie.

Dzieciaki są jeszcze bardziej marudne - a to chce siku, a to chce kupę, a to zabawkę. Jak podrośnie to zacznie pyskować, pić napoje energetyczne i nagrywać filmiki z gnębionymi rówieśnikami w roli głównej. Dlatego trzeba lać gówniarza i patrzeć czy równo puchnie. To może jednak prowadzić do problemów prawnych, więc lepiej zawczasu chuja wyskrobać.

W razie czego na starość dupę będzie nam podcierał jakiś imigrant - w końcu to dla nich szansa na lepsze życie. A jak nie to może zajmie się tym sztuczna inteligencja. Lepiej inwestować w badania bo z czarnuchami to nigdy nie wiadomo. Dostaniesz demencji czy amnezji, a bambus zabierze ci rentę lub nawet mieszkanie.

Ukrainiec to nawet nie przyjdzie już do takiej roboty - tak się we łbach pojebało, że każdy jeden chce być kierowcą albo lekarzem. A robić przy łopacie lub w rzeźni to nie ma komu. Potrzebna jest więc armia robotów. Nowa rewolucja technologiczna jest nieunikniona. A to wiąże się z ogromnym kosztem energetycznym.


Większość jełopów korzystających z narzędzi AI jednak o tym nie wie. Pierdolą o ochronie lasów i emisji spalin, a tymczasem trenowanie modeli uczenia maszynowego pochłania olbrzymie ilości energii i wody. Powstają jakieś szacunki, lecz zasadniczo koszty środowiskowe rozwoju tej nowej technologii są zatajane, bo rozpoczął się już wielki wyścig o władzę nad światem. 

Wydatki na rozwijanie sztucznych sieci neuronowych rosną więc geometrycznie. Szczególnym problemem staje się pozyskiwanie wysokiej jakości danych treningowych. Żeby głupi uczeń, student, nauczyciel czy urzędnik mógł dostawać odpowiedzi model sam się musi uczyć. A uczy się na czym popadnie, bo zaczyna brakować merytorycznych treści.

Z braku materiału modele językowe zasysają więc internetowe szambo łącznie z najbardziej dennym mułem. Niekiedy żywią się radosną twórczością z portali społecznościowych czy nawet dokonują recyklingu syntetycznych danych treningowych. Niekiedy modele wzmacniają błędne stereotypy, a nawet halucynują.

Podobnie jak u człowieka wzrost złożoności modelu jest ryzykowny. Większa inteligencja może wygenerować większe szaleństwo - przybywa heurystycznych szufladek, a każde zniekształcenie może wieść do informacyjnego efektu motyla. Istnieje też ryzyko celowego zatrucia danych - wstrzyknięcia w system błędnych informacji tak aby stopniowo przenikały do naszej świadomości.

W rzeczywistości każdy człowiek jest o wiele bardziej wyrafinowanym (choć niekiedy leniwym i skupionym na bzdurach) filtrem danych niż najnowocześniejsza choćby maszyna za miliardy dolarów. Sęk w tym że maszyna jest o wiele wydajniejsza, a w epoce cyfrowej gotowi jesteśmy poświęcić ilość dla jakości. Poza tym pomimo ogromnych kosztów maszyna jest tańsza niż człowiek.

Zaleje nas więc prostota pozbawiona różnorodności i głębi. Nie wgłębiając się zbytnio w temat, a jedynie polegając na wygenerowanym "streszczeniu" zatracimy niuanse, konteksty i zdolność do krytycznego myślenia. Sami staniemy się swego rodzaju robotami skoncentrowanymi na pracy i przyjemnościach, lecz nie ma przecież alternatywy.

Rozwój jest konieczny, bo nasz mózg został zaprogramowany do rozwoju. Nie ma sensu mówić o ratowaniu Ziemi, bo tak naprawdę jedynym rozwiązaniem byłaby redukcja globalnej populacji. Byłoby to oczywiście niehumanitarne, a przecież liberalna edukacja nauczyła nas frazesów o wielkiej wspólnocie człowieczeństwa.

Będziemy jednak budować mury i zasieki. Cynicznie rzecz biorąc obawiamy się podejrzanych typków o niskiej kulturze pracy i wydajności produkcyjnej. Bogactwa jest za mało żeby starczyło go dla wszystkich, utopia humanitarnej solidarności odejdzie więc do lamusa. Owszem kochamy naszych bliźnich - czarnych, żółtych czy ciapatych - ale nie możemy przecież utrzymywać skurwysynów z naszych podatków.

Wzniosłe pierdolenie jest dobre dla znudzonych bogaczy, ale nie dla pracującej polskiej hołoty. Nikt nie chce się dzielić - ani biznesmeni, ani politycy, ani kościół. Tym bardziej naród obsiadły przed biurokratyczne pijawki, fundacje i instytuty. Będzie więc bronił swojego stylu życia, aż w ten przekształci się w NOWĄ WSPANIAŁĄ HALUCYNACJĘ.