Odkąd przeprowadzono słynny eksperyment na szczurach wszczepiając im (przypadkowo zresztą) elektrody w tak zwany ośrodek nagrody, uwalnianą w nim przez stymulację elektryczną dopaminę okrzyknięto hormonem przyjemności. Szczury gotowe były zrezygnować ze seksu, jedzenia, snu i tak dalej, byle tylko naciskać dźwignię uruchamiającą stymulację.
Wydedukowano więc, że szczury z uruchomionym ośrodkiem nagrody muszą odczuwać boską rozkosz... Choć dzisiaj eksperymenty takie uznawane są za nieetyczne w połowie XX wieku psychiatra i neurolog Robert Heath sprawdził co się stanie z ludźmi w analogicznej sytuacji. Wszczepił im więc elektrody w ten kluczowy dla naszego zachowania moduł, a ludzie zachowywali się podobnie jak szczury.
Zaniedbywali wszystko włącznie z higieną osobistą, byle tylko pieścić mózg stymulatorem... Pewna kobieta miała nawet problemy z palcem, gdyż zbyt intensywnie naciskała przycisk tego zniewalającego "aparatu". Jeśli chciałeś pacjentom odebrać zabawkę błagali o jej zwrot na kolanach. Jednym słowem popadali w obsesję. Czy brzmi to jak przyjemność, czy może raczej uzależnienie?
A może uzależniamy się od przyjemności? Pomijając fakt, że w mózgu występują różne ścieżki wydzielania dopaminy (wiąże się ona choćby z kontrolą ruchu) jej rola w ośrodku nagrody nie musi sprowadzać się do powodowania euforii. Coraz więcej badaczy kwestionuje takie hedonistyczne wyjaśnienie - chodzi raczej o pragnienie, motywację osiągnięcia celu i uczenie się skuteczności poprzez nagrody.
Pierwotne struktury mózgu zapewniające nam przetrwanie można "zhakować" - nie trzeba od razu wszczepiać sobie elektrod, wystarczy na przykład amfetamina, kokaina czy mefedron. To narkotyki z grupy stymulantów zapewniające szczególnie obfite dopaminowe "kopy". Niemniej na przewodnictwo dopaminy wpływają też heroina, marihuana czy alkohol, pomimo że oddziałują także na inne specyficzne układy (odpowiednio opioidowy, kannabinoidowy czy GABA-A).
Oczywiście nasz układa nagrody może szczególnie silnie reagować na określone czynności co skutkuje określonymi preferencjami czy wręcz zachowaniem kompulsywnym (zakupoholizm, pracoholizm, seksoholizm, hazard i tak dalej). W pętli dopaminowej zamykają nas ostatnio smartfony... Paradoksem uzależnienia jest jednak to, że nie możemy przestać nawet gdy przyjemność się zmniejsza, a nawet zanika. I tak chcemy więcej.
Z czego wynika takie nienasycenie? W przypadku substancji psychoaktywnych mózg wraca do homeostazy zmniejszając wydzielanie dopaminy i występuje tak zwana tolerancja. W kwestiach behawioralnych mamy zaś do czynienia z predykcją nagrody - mózg przewiduje nagrody aby doskonalić przewidywane zachowania. Błędy w przewidywaniu aktualizują strategię i kalibrują percepcję. Wyrzut dopaminy jest impulsem skłaniającym do powtarzania i utrwalania danego zachowania.
Ale powtarzana przyjemność staje się coraz mniejsza... Wynika to z mechanizmu predykcji - mózg zaprogramowany jest na poszukiwanie "nowości" więc największy wyrzut dopaminy powoduje rozbieżność pomiędzy spodziewaną a otrzymaną nagrodą - możemy nazwać to niespodzianką. Mamy tu do czynienia z adaptacją hedonistyczną - powtarzanie czynności zmniejsza aktywność układu nagrody, a mózg zaczyna "gonić za przyjemnością".
I tak z grubsza wyjaśnić możemy "jednokierunkowość" naszej życiowej drogi. Wytresowany układ nagrody wiedzie nas do ponawiania stymulacji... Nie musi to być destrukcyjne - system nagrody jest nie tylko motorem uzależnień ale również pasji. W zasadzie pasja jest rodzajem "konstruktywnego uzależnienia" czy raczej "dobrym nawykiem". Wracamy do działań które sprawiają nam radość, choć zawsze staramy się odnajdywać w nich coś nowego.
Pozytywne skojarzenia związane z daną aktywnością odpalają określone "automatyczne" ścieżki neuronalne. W dzisiejszych czasach często wpadamy w "pułapkę nadmiaru" i ulegamy pokusie łatwej gratyfikacji poprzez coraz to nowe i efemeryczne bodźce. Lecz dopamina umożliwia też świadome zarządzanie nagrodą - inną funkcją dopaminy jest hamowanie impulsów przez korę przedczołową.
Wtedy właśnie motywuje nas do trudnych zadań, utrzymywania koncentracji i dostrzegania mniej oczywistych możliwości. Jesteśmy w stanie znosić dyskomfort żeby tylko osiągnąć nagrodę, na przykład trenować do bólu czy rozwijać pasje wbrew kretynom pukających się w czoło... To jest już jednak "wyższa szkoła jazdy".



















