Bolą mnie ręce i nogi. Strzyka mnie w krzyżu. Bywam niewyspany i zestresowany, a w każdym bądź razie zmęczony. Nie mam już na nic czasu na ani ochoty. Czuję się człowiekiem bez znaczenia, pozbawionym marzeń, skazanym na życiowe okoliczności. Jeśli byt określa świadomość, to cóż może wiedzieć ten, który chce się tylko utrzymać na powierzchni? Może znać jedynie zakres swoich najświętszych obowiązków.
Ale pocieszające jest to, że kiedyś ludzie mieli jeszcze gorzej. Teraz mają przynajmniej pracę - w czasach terapii szokowej zwanej chwalebną transformacją zarobkowanie poza szarą strefą było przywilejem. Lecz w człowieku zawsze tli się jakaś... ambicja. Dostaniesz chwilę dla siebie i już wracasz do swoich pierwotnych urojeń o wielkości. Jako dziecko byłem jej przecież pewien.
W szkole uczyli mnie różnych abstrakcyjnych rzeczy i mówili jakie to ważne. Potem okazało się, że w życiu są ważne tylko pieniądze i stanowisko. A jak coś chcesz wiedzieć, to możesz się dowiedzieć, ale po cholerę zaśmiecać mózg nieprzydatnymi informacjami? Zostaw to dla zawodowych mędrców, a sam weź się do roboty. Filozofować to każdy by chciał, robić to nie ma komu.
Inni z przyjemnością pokażą ci jaki jesteś głupi. W życiu niezastąpiony jest "chłopski rozum". No i dobrze jest czasami mieć jakiś papier. Ale nie wnikaj w książkowe niuanse bo zginiesz. Mózg to tak naprawdę instrument do prowadzenia życia społecznego. Tworzenie społeczności wymaga współpracy i samokontroli czyli dużego mózgu. Tak to wygląda u słoni, delfinów, małp i ludzi.
Więc skoncentruj się na tym, żeby w tych niefortunnych okolicznościach przyrody jak najwięcej dla siebie wyszarpać, nie prowokując przy tym zbyt wielkiej awantury. Dostaniesz w końcu urlop i pojedziesz na upragnione wczasy - stać cię będzie nawet na te paragony grozy. Chlapniesz sobie piwko, podrapiesz się po jajach i powiesz coś głębokiego o sensie życia albo powtórzysz jakiś kiepski dowcip.
Przed samym sobą i tak nie ma ucieczki. Są tylko chwile kiedy wydaje ci się, że możesz być kimś innym. Na ogół wtedy kiedy dobrze się bawisz i nie myślisz o pracy, przeszłości, ani przyszłości. Najlepiej w życiu czułem się obściskując po upojnych nocach pewną wesołą blondyneczkę, która już zniknęła z mojego horyzontu zdarzeń. Sączyliśmy whisky, obżeraliśmy się niezdrowym żarciem, oglądaliśmy głupie komedie i całymi dniami zalegaliśmy w łóżku.
Żadne dewolaje, Paryże i Szanghaje, nie mogą równać się z tym uczuciem kiedy z gardła płynie niepowstrzymany śmiech, a z uchylonego okna świeże powietrze. W życiu dobrze jest mieć swoje historie - nie po to, żeby je opowiadać, ale żeby móc co wspominać. W końcu i tak zapłacić musisz zawsze jakiś rachunek - ktoś z powieści Kafki przychodzi i wyciąga cię z bajkowej pościeli, a potem prowadzi przez ciemne korytarze w niewiadomym celu.
I zostajesz osądzony przez historię - kolejny anonimowy człowiek, co za słabo się starał. Co zrobiłeś dla społeczeństwa? Dla narodu? Dla ludzkości? Mogłeś przynajmniej lepiej pracować, dać więcej energii, zajść wyżej... Pozostaną po tobie tylko sny rozwiane przez wiatr - niosąca się niesłyszalnym echem jedyna wiedza jakiej doświadczyłeś i jaką wyartykułowałeś... Całe życie zawiera się w tym jednym słowie: miłość. Ale nie pytaj mnie co to znaczy i kiedy jest prawdziwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz