Donald Trump wydawał się swego czasu politykiem tak egzotycznym, że nikt z "poważnych analityków" nie dawał mu szans na prezydenturę. Nie obyło się co prawda bez ingerencji rosyjskich trolli i rozpowszechniania obrzydliwych fejków, lecz ten zdeterminowany świr został w końcu lokatorem Białego Domu. To wtedy zbudował sobie sieć wpływów i grono fanatycznych wyznawców, które uczyniły go teflonowym mesjaszem.
Nie jest ważne co Trump zrobi czy powie - wszystko i tak zostanie usprawiedliwione, zrozumiane i wybaczone. Może gwałcić kogo chce, a tym bardziej obrażać i mieszać z błotem, ale został wybrany przez samego Boga żeby uczynić Amerykę znowu wielką. Skonsolidował sektę bękartów systemu, ślepo wierzących, że zaprowadzi porządek swoją silną ręką. Gdy fanatycy przegrali wybory ruszyli na Kapitol i zrobili małą rozpierduchę.
"Poważni analitycy" byli zaszokowani - ktoś próbował narzucić ojczyźnie światowej demokracji autorytarne zasady. Bredzili, że zamach na wolność otworzy oczy społeczeństwu. Wieszczyli, że to już koniec przypadkowej politycznej kariery. Nawet w Partii Republikańskiej zagrzmiały głośne pomruki oburzenia. I co? I nic. Minęło trochę czasu, gówno przyschło, a potem się wykruszyło. Populiści zawłaszczyli całą prawą stronę i srają na stare zasady.
Trump jest dobry w roli trybuna, bo sam nienawidzi elit, establishmentu, mainstreamu i tak dalej. Ponoć ci zadufani w sobie bogacze traktowali jego ojca i resztę familii jak zwykłych dorobkiewiczów, snobów i chamów. I wtedy narodził się w nim kompleks niższości. Trzeba utrzeć nosa tym nadzianym kutasom i rozbić ich kółka wzajemnej adoracji. A ponieważ miał kupę szmalu jego walka z systemem zachwiała stolikiem do gry. Trumpizm stał się polityczną religią.
Amerykański Donald przekonał do siebie nie tylko biednych robotników. Stworzył na własny polityczny użytek "nowe elity", żeby żadni "poważni analitycy" nie narzucali telewizyjnej biomasie swojej jedynie słusznej papki. Przy całym dystansie jaki dzieli mnie od tego niebezpiecznego osobnika, przyznać muszę, że tak to właśnie wyglądało - ktoś zrobił dziurę w oficjalnej narracji. Wpuścił do niej nie tyle świeże powietrze, co strumień ścieków z internetowego szamba. Tama politycznej poprawności nie wytrzymała ciśnienia.
Trump ma już alternatywnych dziennikarzy, celebrytów, kapłanów, sędziów, specjalistów od wszystkiego i oddanych "aktywistów". Jeśli chodzi o tych ostatnich pożytecznych idiotów są to na ogół czerpiący wiedzę z mediów społecznościowych sensaci, manipulowani przez kremlowskich hejterów i cyniczne korporacje. Na czele tej pazernej bandy stoi obrzydliwie bogaty oligarcha Elon Musk. Syn tego miliardera okazał się transpłciowym ścierwem, co tak wstrząsnęło tatusiem, że rozpoczął alprawicową krucjatę.
Śladem Elona Muska podążył ostatnio sprzedawczyk Mark Zuckerberg. Fejsbuk i Instagram już od dawna robiły ludziom kisiel z mózgu traktując szerzenie nieprawdy jako źródło zysku. Kontrola nad mową nienawiści czy fejkami została drastycznie ograniczona - algorytmy zmodyfikowano tak, żeby ułatwić szerzenie agresywnych prawicowych treści, spiskowych bajdurzeń i dowolnych oszczerstw. A te social patomedia mają ponad trzy miliardy użytkowników.
Dodaj do tego amatorów chińskiego Tik-Toka i rosyjskiego Telegrama i już masz zasięgi o których Hitler, Stalin czy Mao mogli tylko śnić. Pompując miliardy dolarów w rozsiewanie defetyzmu i histerii udało się stworzył Reakcyjną Międzynarodówkę, której dziejowym zadaniem ma być odwrócenie biegu historii. Utopia Eurokołchozu szkodzi interesom imperialnej Rosji i amerykańskich monopoli należy więc zniszczyć jej etos. Przy okazji obrzygajmy też Wielką Brytanię.
A w ogóle to najlepiej zmieńmy mapę świata. Kanadyjczycy nie są przecież żadnym narodem, więc po im niezależne państwo? Po co Duńczykom Grenlandia? Po co Panamie Kanał Panamski? Niech Meksyk zrobi porządek z kartelami narkotykowymi, bo inaczej wjedziemy im na chatę. I tak dalej... Czy należy się z tego jeszcze śmiać czy też szykować się na totalny geopolityczny chaos? No cóż, w takich sprawach nie ma żartów. Już niejednokrotnie lekceważono "fantazję" Trumpa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz