Łączna liczba wyświetleń

65154

piątek, 17 stycznia 2025

EDUKACJA PSYCHIATRYCZNA


Palącym problemem polskiej edukacji stało się wychowanie seksualne młodzieży. Kiedyś młodzież edukowała się sama, ale okazało się, że popełniała kardynalne błędy i potem potrzebna się stała aborcja. A poza tym można nabawić się jakiegoś syfa jak Lenin, albo narazić siebie lub kogoś na emocjonalną traumę. Więc ministra edukacji narodowej postanowiła wytłumaczyć szkolnej dziatwie, jak należy bezpiecznie przejść przez okres burzy hormonów.

Sęk w tym, że z powodu kontrowersji jakie budzi seks, zwłaszcza w dobie "tęczowej zarazy" i kościelnej reakcji, stał się on dziś sprawą polityczną. To jakie masz poglądy na temat spermy i macicy stało się manifestem ideologicznym. Okazuje się, że wbrew pozorom seks katolików i liberałów nie ma ze sobą nic wspólnego, bo jednym chodzi tylko o prokreację, a drugim o deprawację. A zatem pogadanek na świńskie tematy nie można przemycić nawet w formie obowiązkowej edukacji zdrowotnej.

Wprowadzenie przedmiotu na którym omawiać się będzie z niewinnymi, zjaranymi trawą dziećmi, konsekwencje nieuchronnie ich czekającego życia płciowego, wywołać by mogło polityczną burzę, a nawet histeryczną krucjatę z widłami i pochodniami. Lepiej niech już małolaty oglądają świerszczyki tak jak kiedyś, trzepią kapucyna i molestują się wzajemnie, niżby miały się stać lewackimi zboczeńcami, bo potem będą przerabiać sobie płeć i organizować parady.

Przede wszystkim jednak zdemoralizowane mogłyby opuścić kościół i głosować na niemieckich agentów. A to już oznaczałoby postmodernistyczne zbydlęcenie. Mniejsza z tym, że jest to niemal freudowska diagnoza, doszukująca się u podłoża wszystkich ludzkich motywacji zmitologizowanego libido. Młodzieży wystarczą amerykańskie filmy i kapitalistyczny szmelc, a tradycyjne wartości i tak pójdą w odstawkę. Nie trzeba już zakładać rodziny, ani nawet wchodzić w związki.

W społeczeństwie gdzie wszystko jest na sprzedaż z poczuciem prokreacyjnej powinności i tak zwycięża potrzeba samorealizacji. Po prostu człowiek jest egoistą, któremu najbardziej zależy na własnym szczęściu. Nie trzeba przytaczać na dowód żadnych socjologicznych statystyk, bo zmiany kulturowe widać gołym okiem. Paradoksalnie kult ciała i pogoń za cielesną przyjemnością stają się w tym kontekście tym większym imperatywem, bo w morzu informacji porównujemy się z wyidealizowanymi wzorcami.

Ujawnia to tylko starą prawdę, będącą niegdyś tajemnicą alkowy - każdy z nas ma swoje fantazje, ale życie jest zbyt prozaiczne. Wszyscy Polacy są ekspertami od polityki i piłki nożnej, a zwłaszcza specjalistami od seksu. W życiu spotkałem wielu doradców seksualnych, którzy udzielali mi swojej mądrości zupełnie o to nieproszeni. Na ogół byli to wąsaci gawędziarze o ograniczonych horyzontach intelektualnych i niewyparzonym języku, siedzący pod pantoflem i opowiadający niesmaczne dowcipy.

Nie ma więc specjalnie sensu słuchać opowieści z mchu i paproci, chyba że na starość chcesz emanować niespełnioną żądzą impotenta. A tak w ogóle po jaką cholerę potrzebny jest nam ten cały seks? Przecież bez niego życie byłoby dużo prostsze. Niestety organizmy wielokomórkową nie mogą rozmnażać się przez podział, bo są zbyt złożone. Mieszanie materiału genetycznego umożliwia ewolucję lepiej przystosowanych genotypów i eliminowanie szkodliwych mutacji.


W dobie konsumpcji i relatywnego dobrobytu niekoniecznie już chcemy się rozmnażać, ale instrukcje biologiczne nadal działają i każą nam pożądać żony bliźniego swego, więc pakujemy się w rozmaite życiowe perypetie. Poza tym mamy podłączone do swoich ciał cholernie skomplikowane mózgi, a te karmią się kulturową papką. I wreszcie dochodzi do różnych wrodzonych i nieuleczalnych "anomalii", które obyczajowi konserwatyści chcieliby chyba eliminować w drodze eugeniki, zamiast pozwolić innym ludziom żyć w zgodzie z własnym upodobaniem.

Cechą charakterystyczną prastarej walki płci jest ewolucyjny wyścig zbrojeń. Już samo wytworzenie komórki jajowej jest kosztowniejsze niż wytworzenie plemnika, nie mówiąc o ciąży i matczynej opiece. Wygląda więc na to, że jedna płeć, a konkretnie męska, oszukała drugą stopniowo zmniejszając poziom swojej inwestycji. Ale na drodze doboru płciowego o dostosowaniu decyduje atrakcyjność drugiej strony, samice zaczęły więc wymagać szczególnych cech samców.

Na drodze tego procesu wyewoluował ten wąsaty błazen, który musi ciągle puszyć się i popisywać, żeby zasłużyć sobie na uznanie. W dobie wolnej miłości dla przyjemności ten gamoń staje się jednak nie tylko brzydszą, ale też słabszą płcią, gdyż skazany jest na opowiadanie niestworzonych historii i publiczne wymachiwanie genitaliami oraz plikami banknotów. Patriarchat przechodzi do lamusa - nadchodzi ERA OBYCZAJOWEJ OSOBLIWOŚCI, czyli pogoni za sprofilowanymi przez sprzedawców marzeń wytworami nieokiełznanej wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz