Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 21 kwietnia 2024

RZECZOZNAWSTWO


 Zdaniem Napoleona historia to tylko zbiór uzgodnionych kłamstw. Tyle że piszą ją zwycięzcy, a zatem o żadnym uzgadnianiu nie może być mowy. Po prostu w szkole mówią ci różne rzeczy, a jeśli jesteś bardziej dociekliwy to już twój problem... Musisz w coś wierzyć, a fakty mają to do siebie, że lubią się układać w jakieś historyjki z morałem. Jeśli fakty są bezsensowne tym gorzej dla faktów. Prawica i lewica snują więc swoje opowieści, kościół objawia prawdę absolutną, reklama uświadamia nam nasze potrzeby...

Cała kultura to piramidalny spisek w którym na dodatek uczestniczą wszystkie jego ofiary. Każde kulturowe kłamstwo rozpowszechnia się przez naśladownictwo, a kiedy przekracza powszechną masę krytyczną to już nikt nie jest w stanie go zanegować, bo to oczywista oczywistość. Jeśli kulturowy system działa wzmacnia się sam poprzez społeczny dowód słuszności. Ludzkość wytwarza sobie prawdy, żeby móc współpracować. Nie jest ważne w jaką bzdurę wierzysz o ile wierzą w nią wszyscy dokoła.

Na dobrą sprawę nie jest nawet ważne czy w coś wierzysz - po prostu musisz postępować tak jakby to była prawda. Choćbyś nie uznawał władzy ktoś i tak będzie ją sprawował. Jeśli złamiesz normy prawne mogą cię odwiedzić smutni panowie, zakuć cię w kajdanki i odizolować od społeczeństwa. Wszyscy więc płacą podatki na taką machinę która zapewniać ma ochronę, edukację, służbę zdrowia, infrastrukturę i tak dalej. Gdyby wszyscy przestali w to wierzyć system by się zawalił, tak jak w państwach upadłych. Wystarczy wierzyć żeby funkcjonował.

Jeśli zaś funkcjonuje to masz przynajmniej ten komfort, że nie musisz przedzierać się z maczetą przez dżunglę, przepływać Morza Śródziemnego na starej oponie i zostawać dilerem narkotyków lub sprzedawcą kebabów. Nasi kolorowi bliźni nie wierzą już w jakiekolwiek perspektywy o ile pozostaną na miejscu. W Europę i Amerykę wierzą natomiast jak najbardziej, bo tu system w jakiś "magiczny" sposób działa, nawet jeśli nadmiernie pasie korporacyjną oligarchię i polityczną klikę. Naszym kapitałem społecznym jest wzajemne zaufanie.

Zgadzamy się na pewną zastaną "rzeczywistość" - na przykład wierzymy w wartość pieniądza, choć to tylko świstek papieru czy nawet pozbawiony fizycznych właściwości zapis księgowy. Gdyby zresztą wszyscy przestali w to wierzyć stałby się "rzeczywiście" bezwartościowy. Niby jest to bardzo praktyczne, lecz poczucie mocy jakie wiąże się z posiadaniem, sprawia że dla niektórych staje się wartością samą w sobie. Poza tym niektóre rzeczy stają się szczególnie cenne na skutek samego zakotwiczenia w umyśle ich określonej wartości.


Dajmy na to metale czy kamienie szlachetne. Ludzie pożądali ich od zawsze, choć nie chodziło tu o sprawy użytkowe tylko prestiżowe. Rzekomym uzasadnieniem wygórowanej ceny migotliwych błyskotek miał być sam fakt nikłej podaży. To reguła niedostępności - najbardziej cenimy rzeczy rzadko spotykane i trudno dostępne. Jeśli wszyscy jednocześnie zorientujemy się, że coś jest gówno warte dojdzie do pęknięcia bańki spekulacyjnej. Jeśli jednak wartość będzie nadal honorowana pozostanie czymś "realnym". Dyktatura rynku to czysta psychologia.

Ciekawy jest w tym kontekście choćby sformułowany przez Arystotelesa paradoks wody i diamentu. Niezbędna do życia woda jest przecież tania, a bezużyteczny diament jest niezwykle kosztowny. W czasach kiedy jedyne znane złoża diamentów znajdowały się w Indiach ich wydobycie było niewielkie, a więc cena była ponoć uzasadniona. Tyle że dziś to sam przemysł diamentowy tworzy iluzję ich rzadkości przez kontrolę podaży - zbyt wielkie wydobycie nasyciłoby rynek, a zatem paradoksalnie opłaca się wydobywać mniej. Swoją rolę odgrywa tu też ludzka tendencja do snobizmu.

Potrafimy już wytwarzać diamenty syntetyczne, lecz koszty takiej syntezy przewyższają nawet koszty ich wydobycia więc póki co jest to tylko ciekawostka. Ale tradycyjna branża jubilerska pogardliwie mówi o "imitacjach", choć pod względem struktury fizycznej takie minerały również są tylko krystaliczną formą węgla. Podrabia się też dzieła sztuki czy ekskluzywne produkty - nawet jeśli nikt nie zauważy różnicy uznaje się to za rodzaj oszustwa, bo przecież "prawdziwe" musi być lepsze.... Tylko co jest prawdziwe? Najlepiej niech to nam wyjaśni jakiś" znawca"...

sobota, 13 kwietnia 2024

MOGĘ WSZYSTKO


 Cudowne dziecko Jarosława Kaczyńskiego - Daniel Obajtek - zarabiał więcej niż przewiduje ustawa kominowa, ponieważ to wybitny specjalista od zarządzania wielkimi koncernami. Wcześniej był przecież wójtem Pcimia, a po "wymianie elit" kolejno prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Energii S.A. i Orlenu. Na rolnictwie pewnie trochę się znał, bo ukończył technikum rolnicze.

Poza tym zawsze miał łeb do interesów. Pracując za młodu w firmie swojego wujka wyłudził z niej półtora miliona złotych fałszując faktury dotyczące zakupów granulatu do produkcji rur PCV. W strategicznych spółkach skarbu państwa taki kreatywny człowiek może dosłownie zamienić gówno w złoto - z tym że trafi do jego kieszeni. Ale jeśli go dobrze opłacisz zrealizuje najbardziej socrealistyczne wizje swojego potężnego protektora.

Nie będzie się wahał choćby zawyżać czy zaniżać cen na rynku paliw - w zależności od budżetowych czy wyborczych potrzeb obozu władzy. W swej bezwstydnej wręcz dyspozycyjności sprzedał za bezcen udziały Rafinerii Gdańskiej arabskim braciom - 30% udziałów za kwartalny zysk. Niby że miało to nam zagwarantować stały dostęp do ropy w tych niestabilnych politycznie czasach.

Ale nasze rodowe srebra trzeba było sprzedawać na gwałt, żeby zrealizować centralistyczny projekt pożarcia Lotosu przez Orlen. Miało to usprawnić ręczne kierowanie gospodarką, tyle że źli Niemcy i europejska ośmiornica nie pozwolili polskim świniom zbudować prawdziwego monopolu. Przy okazji sprzedano ponad 400 stacji benzynowych węgierskim trollom Putina. Rozwiązanie tak głupie, że śmierdzi na setki kilometrów.

Elokwentny Obajtek nie robił tu raczej za pożytecznego idiotę tylko za pożytecznego łajdaka. Nie tylko bez cienia wahania i przyzwoitości wykonywał najgłupsze nawet rozkazy, nie lękając się najbardziej bezczelnych machinacji, ale też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W swej opłacalnej politycznej lojalności nie odmawiał nawet drobnych przysług - takich jak załatwianie pracy dla "swoich" w strukturach swojego służbowego folwarku. 


To czy należysz do elity zależy od tego czy ktoś cię uzna za elitę, a tak się złożyło, że w tym czasie decydowały "odkrycia towarzyskie". Nowa elita jest zawsze bardziej lojalna od sprawdzonych fachowców bo wszystko zawdzięcza nowej władzy. Zwłaszcza jeśli ZARABIA DZIENNIE WIELOKROTNOŚĆ MIESIĘCZNEJ PŁACY MINIMALNEJ ROBOLA tak jak wybitnie utalentowany Daniel Obajtek.

Trzeba przyznać, że zainwestował w dobrego stylistę i przeszedł wizerunkową metamorfozę równie spektakularną co egzotyczny swego czasu Andrzej Lepper. Nie chodził co prawda do solarium, ale fryzjera i barbera odwiedzał równie często co telewizyjni prezenterzy, a po wymianie okularów i garderoby wyglądał jak rasowy menadżer, choć na archiwalnych zdjęciach przypominał raczej wójta w tanim garniturze.

Można mu prawić najbardziej bezsensowne komplementy, a on taktownie będzie się uśmiechał i przewracał oczami. Taki już z niego skromny człowiek. Taki wszechstronny ekspert, że pewnie korporacje będą się teraz o niego zabijać. Niestety nastał czas politycznych rozliczeń i z szafy wypadają różne trupy, taśmy i dokumenty...  Obstawiam jednak, że za gigantyczne przekręty włos mu z głowy nie spadnie. W razie czego zostanie ułaskawiony.

sobota, 6 kwietnia 2024

PIRAMIDA INFORMACYJNA


 Zaufanie jest rodzajem ślepej wiary. Wierzymy w to co przedstawia się nam jako fakty, nawet jeśli nie potrafimy ich zweryfikować. Gdybyśmy nie wierzyli sobie nawzajem nie moglibyśmy podejmować współpracy, ale też w zasadzie niczego byśmy nie wiedzieli. Inteligencja zbiorowa jest skuteczniejsza niż mózgi najgenialniejszych nawet jednostek. Bez zastanowienia korzystamy więc z wiedzy zbiorowej.

Wszystko czego dowiadujemy się jako zwykli zjadacze chleba wiemy dzięki temu, że ktoś nam o tym powiedział. Bo niby skąd wiesz, że Ziemia jest okrągła, w Australii żyją kangury, a Polskę "zjednoczył" Mieszko I? Bo powiedzieli ci to kiedyś dorośli w domu czy w szkole... I nadal dowiadujesz się różnych rzeczy z mediów - o wojnie, gospodarce, polityce, odkryciach naukowych czy życiu celebrytów.

Dostajesz pigułki informacyjne i je po prostu łykasz - przyswajasz obrazy których nie widziałeś na własne oczy, przekazy dnia, reklamy, propagandę, zideologizowane analizy... Ponieważ wielu ludzi próbuje cię przekonać do swoich najświętszych racji niekiedy czujesz się zupełnie zdezorientowany. Niektóre tematy sobie odpuszczasz, na inne przyjmujesz najbardziej obiegowe opinie... Jesteś bombardowany przez konkurencyjne gangi informacyjne sprzecznymi narracjami nadającymi faktom inne rangi i powiązania.

"Wyjaśniające" rzeczywistość opowieści muszą być bez przerwy powtarzane, żeby wryły się w podświadomość. Częstotliwość ekspozycji wpływa na nasze postrzeganie prawdy. Nasz światopogląd i konsumenckie preferencje trzeba bez przerwy urabiać, bo inaczej mogą się odkształcić. Kluczowe jest złowienie nas w określoną bańkę informacyjną, a potem już sami będziemy szukali coraz to nowych dowodów obranej drogi. Z automatu podsuną nam je zresztą algorytmy wyszukiwarek.


Wrodzona niezdolność do przetwarzania informacji w czasie rzeczywistym sprawia, że musimy je filtrować, uogólniać i ekstrapolować, zdajemy się więc na rozmaite skróty poznawcze i emocjonalne. Nasze zachowanie motywowane jest różnymi pobudkami, a zwłaszcza naszymi najbardziej palącymi potrzebami, w związku z czym wierzymy w to w co bardzo chcemy uwierzyć i co jest dla nas wygodne. Różnie postrzegamy "sprawiedliwość społeczną" w zależności od naszego ulokowania na drabinie.

Bogaci wierzą, że na wszystko sami sobie zasłużyli, ale niczego by nie było bez taniej siły roboczej. Wszystkie dobra musi ktoś wytwarzać, dlatego milowym krokiem w budowaniu cywilizacji było niewolnictwo i instytucjonalny terror. Gospodarka kapitalistyczna opiera się jednak na założeniu, że od przymusu lepsza jest konkurencja. Wolny robotnik może konkurować o przedłużenie swojej umowy, premię czy awans, niewolnik nie miał motywacji. Poza tym wolny robotnik to konsument, który kupuje różne dobra i tym samym napędza gospodarkę.

Producentom i handlowcom zależy więc żebyśmy konsumowali jak najwięcej i do tego nas namawiają. Politycy przekonują nas, że mogą zmienić nasz los, więc powinniśmy na nich głosować. Kościół obiecuje nam nagrodę - ale nie na tym świecie - jeśli tylko uczestniczyć będziemy w rytuałach i utrzymywać jego organizację. Rozmaite gwiazdy, gwiazdeczki i niespełnione talenty stają na głowie, żeby tylko zaistnieć w mediach i pokazać swoją duszę lub ciało. Wszystkim tak naprawdę zależy na tym, żeby nas omotać.

Bo człowiek chce wykorzystywać innego człowieka do własnych celów, lecz najpierw musi go do siebie przekonać. Najlepiej zaś przekonać kogoś mówiąc, że coś będzie dla nas wyjątkowo korzystne. I niby politycy nie chcą władzy dla samej władzy, korporacje wspierają rozwój, kościół pomaga biednym, media rzetelnie informują i tak dalej. Tylko czemu ja nie mogę rządzić, bogacić się, prawić morałów i lansować się w mediach? Bo nikt w to nie wierzy. Wiara czyni cuda, lecz najbardziej trzeba wierzyć w siebie. 

sobota, 23 marca 2024

FATAMORGANA


 Wszyscy składamy się z cząstek, którymi zachowaniami  rządzą obliczalne równania. Obliczeniowa teoria świadomości wynikać ma z samej uniwersalności procesów obliczeniowych w przyrodzie. Są tacy którzy wierzą, że gdyby odwzorować matematycznie procesy zachodzące w ludzkim mózgu, można by zamknąć świadomość w maszynie. Lecz być może konieczny jest tu jednak komponent biologiczny. Świadomość jaką znamy wiąże się przecież z aktywnością mózgu.

To nie tylko swoista neuroelektronika. Ważna jest tu także chemia - znaczą rolę w aktywności neuronów odgrywa neuroprzekaźnictwo, zmieniające choćby wzorce synchronizacji elektrycznej czy wzmacniające lub hamujące komunikację. A różnych związków chemicznych regulujących pracę mózgu jest multum. Teoretycznie można by to wszystko obliczyć, tyle że ludzki mózg jest najbardziej skomplikowaną strukturą we Wszechświecie. A więc powodzenia.

Pytanie tylko, czy znaczy to, że nasze zachowanie jest zdeterminowane stanem układu i pakietem informacji wejściowych. Bo jeśli tak to spoko, tylko że nie mamy żadnej wolnej woli. Po prostu nasz mózg podejmuje decyzję na podstawie otrzymywanych z ciała i środowiska sygnałów realizując genetyczne instrukcje, a my jedynie to "czujemy". I właśnie z powodu tej subiektywnej percepcji tak trudno nam zaakceptować iluzoryczność własnego JA. No bo przecież myślimy więc jesteśmy.

Skoro wolna wola nie istnieje skąd to graniczące z pewnością odczucie, że to właśnie my podejmujemy decyzje? Otóż nie znamy wyniku naszych przemyśleń zanim nie dobiegną one do końca. Mózg zestawia ze sobą różne dane i tworzy symulacje potencjalnych rozwiązań zanim biologiczny algorytm wskaże wynik. Cały ten proces służy ochronie wyimaginowanej jaźni czyli organizmu, a w zasadzie genetycznej linii życia. Jakbyśmy nie byli racjonalni, ciągle mamy wrażenie, że siedzi w nas jakiś esencjonalny twór zawiadujący tym wszystkim.


W systemach religijnych odwieczna była idea duszy i także dzisiaj niektórzy wierzą, że na materię naszych ciał wpływać musi jakiś komponent niefizyczny. Tyle że nie sposób udowodnić jego istnienia, a zatem nie wiadomo w jaki sposób miałby on oddziaływać. Oczywiście udowodnić nie można też tezy przeciwnej, lecz nie świadczy to o jego istnieniu. Rzekomy duch mógłby niby sobie istnieć, tyle że nie wiadomo w jakiej roli. A to jak fizyczne stany mózgu są skorelowane z psychologią i homeostazą jest dzisiaj faktem z którym się nie dyskutuje.

Występujący w mechanice kwantowej proces redukcji funkcji falowej wskazywać by mógł, że w systemie generowania świadomości występuje jakaś nieobliczalna luka, tyle że jest to jedynie temat spekulacji fizyków z dużą rezerwą traktowany przez neurobiologów. Z wielkim entuzjazmem hipotezy o kwantowych podstawach świadomości podchwytywane są natomiast przez znawców prawd objawionych, którzy mieszają pojęcia naukowe ze swoimi "mądrościami". Póki co pomysły takie nie znalazły żadnej weryfikacji.

Pomimo subiektywnych złudzeń najprawdopodobniej to nieuchronność procesów i zdarzeń prowadzi nas ku zakodowanemu w dynamicznej strukturze przeznaczeniu. Gdybyśmy ciągle myśleli w ten sposób pewnie byśmy oszaleli i dlatego tak nie myślimy - myślenie, że to nie my podejmujemy decyzje uniemożliwiałoby ich podejmowanie. Na najniższym poziomie kwantowa probabilistyka musi być określana przez jakiś wzorzec czyli być zdeterminowana jako mechanizm. COŚ musi być CZYMŚ, czyli musi być tożsame w swej istocie, w przeciwnym razie prawda zmieni się w metafizykę.

Nie sądzę żeby wszystko było wyjaśnialne, lecz wynika to tylko z naszych ograniczeń umysłowych. Zawsze istnieje przyczyna i skutek. Najwięcej nieporozumień bierze się ze stosowania kwiecistych metafor, dzięki którym widzimy we wielkich zbiorach danych wszystko co tylko chcemy zobaczyć - Boga, Wszechświaty alternatywne czy inne niezweryfikowane byty. Jak naprawdę powstaje świadomość do końca nie wiemy - koreluje się jednak z pracą mózgu. Przekazując sygnały elektryczne innym komórkom neurony generują też pole elektromagnetyczne i to może być jakiś następny trop...


W naturze istnieje coś co prowadzi do tworzenia się systemów chaotycznych, a rzeczywistość wynikająca ze skutków i przyczyn uzależniona jest od niedostrzegalnych przez nas zmian na najniższym (czyli kwantowym) poziomie. Mózg - i tak unikalny genetycznie - jest w zależności od kultury i osobistych doświadczeń różnie skonfigurowany, a własne decyzje wynikają przecież z tej konfiguracji. Umysł jest ucieleśniony więc szereg naszych decyzji zależy od tak zwanego afektu rdzennego czyli potrzeb organizmu, choć niekiedy zapętlają się one w  stymulowaniu destrukcyjnych przyjemności.

Mózg bez przerwy prognozuje konsekwencje swoich decyzji i uczy się w celu ich optymalizacji dzięki ostrożnie kontrolowanym halucynacjom - zdekodowane sygnały jawią mu się jako prawdy obiektywne choć są tylko "mapami" rzeczywistości. W nie do końca wyjaśniony sposób wytwarzają własne qualia czyli nasze świadome doznania, tyle że są one definiowane przez strukturę danych. Możemy widzieć w tym jakąś "magię" tyle że nie jest to pogląd naukowy. Kształtujące nas wzorce i oddziaływania przewidywać możemy jednak tylko częściowo, a wynikającą z tego losowość naszych decyzji nazywamy wolną wolą.

sobota, 9 marca 2024

ALFA I OMEGA

    
    Człowiek od zawsze zastanawiał się jak to wszystko się zaczęło i jak się skończy. Odpowiedzi podsuwały mu różne mity kosmogeniczne, ale w świetle wiedzy naukowej pradawne opowieści wydawały się coraz bardziej symboliczne czy wręcz infantylne. W końcu homo sapiens uwierzył, że wszystko można zbadać empirycznie, pomierzyć i obliczyć. Dziś powszechnie przyjmuje się, że kosmos powstał na skutek Wielkiego Wybuchu. Można by zapytać co było wcześniej, lecz nie wiadomo nawet czym Wszechświat jest.

A jaki będzie ostateczny krach tego galaktycznego oceanu to zależy w jaki matematyczny mit uwierzymy. W zależności od przyjętych warunków początkowych i matematycznych założeń ewolucja układu będzie przebiegać zupełnie różnie - jedni wierzą, że otchłań będzie się bez końca rozszerzać, a inni że zacznie się kurczyć. I ponoć to wszystko wynika z twardych obliczeń. Niektórzy rzekomo potrafią nawet obliczyć konieczność istnienia alternatywnych wszechświatów, rozwidlających się ścieżek czasoprzestrzennych, a nawet kwantowych źródeł świadomości.

Choć tego typu rewelacje są na dzień dzisiejszy czystą spekulacją, najbardziej ekstrawaganckie akademickie teorie nieodmiennie  przyciągają uwagę mediów. A upowszechnienie tych dyskusyjnych teorii to pożywka dla różnej maści hochsztaplerki i szarlatanerii mieszającej naukową terminologię z magią i parapsychologią. Energia, wibracje, częstotliwość, rezonans i tym podobne bełkotliwe argumenty zapewniają zbyt różnego rodzaju bubli, amuletów, podejrzanych medykamentów, pseudoterapii i kursów samorozwoju dla tych którzy mają za dużo pieniędzy.

Tyle że to jak kosmiczna epopeja się zakończy z perspektywy ludzkości i innych żyjątek nie będzie już miało żadnego znaczenia. Nikt już nie będzie tego obserwować. Zanim dojdzie do hipotetycznej anihilacji znanej nam przyrody życie już dawno będzie niemożliwe. Gdy zgasną wszystkie gwiazdy i wyparują wszystkie czarne dziury znany nam Wszechświat będzie zawierał tylko bardzo rozproszone promieniowanie i cząstki - stanie się kosmiczną pustynią. Oznacza to wymarcie wszelkich form życia, gdyż organizmy - nawet jacyś kosmici - potrzebują tak zwanej energii swobodnej wytwarzanej z paliwa jądrowego gwiazd.

Funkcjonowanie organizmów żywych wymaga eksportowania rosnącej w czasie (zgodnie z drugą zasadą termodynamiki) entropii na zewnątrz układu, w celu utrzymania uporządkowanej struktury. Bo tym właśnie jesteśmy - strukturą. Istotą naszego bytu - tak zaciekle schowanego za chroniącą go jaźnią - jest emergencja odpowiednio skonfigurowanych cząstek. Przez całe życie wymieniamy swój budulec, więc ostatecznie jesteśmy zbudowani z zupełnie innych komórek i atomów, a mimo tego pozostajemy sobą. Starożytni Grecy nazywali to paradoksem statku Tezeusza - jeśli będziesz wymieniał w okręcie zbutwiałe deski to w końcu nie pozostanie w nim ani jedna oryginalna część.

Co zatem sprawia, że nawet po wymianie desek okręt pozostaje dalej tym samym okrętem? Struktura! No i tak samo jest z nami. Czemu więc ciągle odnawiany materiał biologiczny nosi ślady rzekomego zużycia? No cóż, starzenie się organizmu nie wynika ze zużycia jego komponentów tylko z akumulacji błędów w jego strukturze. Innymi słowy w uporządkowanej strukturze robi się coraz większy bałagan nazywany przez fizyków entropią. Właśnie po to, żeby ten bałagan nie narastał żywy organizm musi wymieniać energię i masę z otoczeniem. Bo tak się niestety składa, że wszystko w przyrodzie zmierza do nieuporządkowania.

Życie jest procesem redukcji entropii, lecz prawa fizyki są nieubłagane. Nie da się ciągnąć życia w nieskończoność - w końcu błędy komórkowe uniemożliwiają koordynację systemu i struktura ulega organicznemu rozkładowi. Rozwiązaniem - jeśli struktura miała trwać w jakiejś podobnej formie - było stworzenie genetycznej kopii czyli rozmnażanie. Stąd też nasza seksualność i wszystkie związane z nią perypetie... Tyle że wyczerpaniu ulegną wszystkie źródła energii - nie tylko węgiel, ropa naftowa i uran, ale też gwiazdy i grawitacja.

Totalna zagłada wszelkich biologicznych struktur wynika z samego kierunku czasu wskazywanego przez termodynamiczną strzałkę - czyli jest nieuchronna. I dopiero w takim martwym Wszechświecie fizyka zajmie się ostatecznym zmieleniem rzeczywistości z której wytworzy po prostu nową rzeczywistość o nieprzewidywalnych cechach. Wszystko zaczęło się od osobliwości i na niej się skończy - wszystko co znamy, bo z jakichś powodów istnieje raczej coś niż nic - jakiś odwieczny wzór którego nie potrafimy obliczyć, bo każdy formalny model w końcu się zapętla we własnych założeniach, urojeniach i wizjach.

piątek, 1 marca 2024

WIECZNE TYKANIE


Ojciec mechaniki klasycznej Isaak Newton wierzył w czas absolutny, niepodatny na żadne wpływy i jednakowy we wszystkich układach - czym miał w zasadzie być dokładnie nie wiadomo, ale to w ramach czasu maszyneria Wszechświata mogła istnieć i doświadczać przemian. Cokolwiek się działo zachodziło w określonym miejscu przestrzeni i w określonym przedziale czasu. Ponieważ pasuje to do naszych potocznych intuicji, sądzimy że czas po prostu "płynie".

Nieco inaczej sprawę widział jednak inny wielki umysł tej epoki, filozof i matematyk Gottfried Leibniz - koncentrując się na korelacji między różnymi procesami fizycznymi, uważał czas za swego rodzaju iluzję, która pomaga w doświadczaniu świata. Gdyby nie było jakichkolwiek zdarzeń nie byłoby też upływu czasu, ponieważ jest on wtórny wobec procesów, tak jak przestrzeń określająca względne relacje między obiektami. Tyle że z przyczyn praktycznych czas należało odmierzać, a filozoficzne spekulacje pozostawić intelektualistom.

Wygodną koncepcją pojęć absolutnych nie można było jednak wyjaśnić wszystkiego czego wciąż się dowiadywaliśmy. Mechanika Newtona była sprzeczna choćby z elektrodynamiką Maxwella i Lorentza więc na siłę szukaliśmy absolutnego układu odniesienia - tak powstała nowożytna koncepcja eteru czyli niezidentyfikowanej substancji wypełniającej całą "pustą" przestrzeń, w której rozchodzić się miały fale elektromagnetyczne. Eteru nie udawało się wykryć, ale istniał on jako konstrukt teoretyczny zapewniający fizykom spokój ducha.


W końcu pewien lekceważący autorytety (i dlatego nie mogący znaleźć pracy) teoretyk Albert Einstein zaczął otwarcie mówić, że żadnego eteru, absolutnej przestrzeni i czasu nie ma. Już jako specjalista techniczny w szwajcarskim urzędzie patentowym napisał swoją przełomową pracę w której odrzucił mechanikę klasyczną - zjawiska zachodzące równocześnie w jednym układzie nie muszą być równoczesne w innym. Wartość równolegle mierzonego czasu jest względna w różnych układach, co nazywamy dylatacją czasu. Wynika ona z prędkości lub grawitacji.

Spowolnieniu - względem naszego układu - ulegają wszystkie procesy fizyczne układu będącego w ruchu, lecz jest to efekt symetryczny. Z punktu widzenia tego drugiego układu to u nas czas biegnie wolniej, gdyż ciało może być zarówno w ruchu jak i w spoczynku względem wybranego układu odniesienia. Nie istnieje absolutny ruch ani spoczynek. Poza tym na upływ czasu wpływa grawitacja - elastyczna przestrzeń ugina się pod wpływem masy, dlatego masywne obiekty ciągną nas ku sobie i spowalniają wokół siebie czas - tym razem bez symetrii, bo z tej perspektywy wszystko co dzieje się w dużych odległościach zachodzi szybciej.

Wpływ tych efektów w naszej skali jest na tyle znikomy, że praktycznie go nie zauważamy. Prawdziwe podróże w przyszłość możliwe byłyby dopiero przy wielkich prędkościach  zbliżonych do prędkości światła, więc nawet pędząc przez życie nie zostawimy swej przeszłości zbytnio w tyle... Poza tym wszyscy stąpamy po powierzchni Ziemi podlegając podobnym oddziaływaniom grawitacyjnym, więc subiektywnie posługujemy się optyką newtonowską... W naszej ziemskiej skali czas pozostaje czymś absolutnym bo dylatacja jest znikoma.

Efekty relatywistyczne stają się problemem dopiero gdy zależy nam na bardzo dokładnych pomiarach czasu, jak ma to miejsce na przykład w systemach GPS. Systemy takie potrafią osiągać dokładność rzędu kilku metrów dzięki wprowadzaniu korekt wynikających z ogólnej teorii względności. Co prawda pierwotnie stosowano w tym celu metody statystyczne (filtr Kalmana) nie mające z samą teorią nic wspólnego, lecz to już kwestia techniczna...

Ciekawym rozwinięciem teorii Einsteina jest obecnie hipoteza Wszechświata blokowego, w myśl której względność czasu nie pozwala wyznaczyć absolutnego "teraz", a cały zbiór zdarzeń - przeszłych i przyszłych - istnieje obiektywnie przez wieczność. Być może więc cała chronologia jest jedynie subiektywnym złudzeniem. Jak pisał Kurt Vonnegut - człowiek który wypadł z czasu - "cokolwiek było - będzie już zawsze, a cokolwiek będzie od zawsze było". 

sobota, 24 lutego 2024

TOTEM I FATUM


    Na pewnym rysunku naskalnym z okolic hiszpańskiego Lewantu, datowanym na jakieś dwanaście tysięcy lat wstecz, widzimy grupy postaci strzelające do siebie z łuków. W Egipcie i Azji znaleziono też stosy szkieletów z tego okresu, których uszkodzenia wskazują na metodyczną masakrę. A zatem nawet kiedy nie uprawialiśmy jeszcze ziemi i nie hodowaliśmy zwierząt, nie posiadając zbyt wielu przedmiotów które można by zagrabić organizowaliśmy się zbrojnie przeciw bliźniemu swemu.

Wojny takie mogły mieć nieznane nam znaczenie kulturowe, na przykład przygotowanie kanibalistycznej uczty czy dopełnienie honorowej zemsty, lecz też służyć zdobywaniu kobiet czy terenów łowieckich. Poza tym zmniejszanie liczebności konkurencyjnych sąsiadów pozwala wykorzystywać więcej zasobów naturalnych i niweluje potencjalne zagrożenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że to neolityczna rewolucja agrarna spowodowała akumulację pierwotnego "kapitału", który stał się łakomym kąskiem dla uzbrojonych brutali.

Dlaczego nagle w różnych częściach globu wprowadzono taką innowację? Przecież przez 300 tysięcy lat na to nie wpadliśmy, a 10 tysięcy lat temu nagle rolnictwo przyszło do głowy mieszkańcom różnych części globu... Tak się składa, że zbiegło się to w czasie z wyginięciem megafauny. Oczywiście wpływ na zagładę wielkich ssaków miały choćby zmiany klimatyczne, choć najbardziej  rezerwuar łownej zwierzyny wytrzebiliśmy sami. Pojawienie się gdziekolwiek populacji homo sapiensa szybko powodowało wyginięcie megafauny w takim regionie.

Nawet "dzicy" nie żyliśmy w harmonii z naturą, tylko zabijaliśmy ponad miarę. Wybieraliśmy dla siebie najlepsze kąski pozostawiając resztę nietkniętą, poza tym myślistwo było źródłem trofeów i kulturowej chwały - potwierdzeniem swojego statusu i męskości. Tyle że w końcu padliśmy ofiarą własnej gospodarki rabunkowej. Być może rolnictwo nie było więc wyrazem racjonalnego postępu, ale egzystencjalną koniecznością? Człowiek musiał wymyśleć coś nowego żeby się wyżywić i tak udomowił rośliny i zwierzęta. Grupa kulturowych herosów skoncentrowała się zatem na polowaniu na ludzi.

Ten kto nie jest gotowy do wojny staje się poddanym. Wystarczy przecież, żeby w każdej grupie było tylko kilku agresywnych "wojowników", a już zostaje uruchomiony cykl przemocy. Parając się rolnictwem uzależniliśmy się od kaprysów pogody, a także innych czynników losowych (pożarów upraw, chorób roślinnych i zwierzęcych, większych szkodników i tak dalej). Musieliśmy więc gromadzić zapasy na tak zwane chude lata.  Posiadając takie zapasy teoretycznie powinniśmy być bardziej bezpieczni. W praktyce stawały się pokusą dla jakichś innych ludzi przymierających głodem.


Poza tym nawet jak się jeszcze nie głoduje zawsze warto mieć coraz więcej i coraz więcej. Więcej ziarna i bydła to więcej wyżywionych gęb, a to otwiera przed plemiennymi gangami nowe możliwości. W nienasyconym triumfalizmie bossowie wymyślają dla siebie luksusy i zbytki, niekiedy zmierzające w stronę perwersji, ale nierzadko też wyrafinowania. Tak powstaje "boski porządek" - jakaś bajka dla ludu, gdyż ciężka harówa w polu w zamian za ochłapy i ochronę nie wszystkim się podoba i czasem trzeba ich postraszyć - monopol używania przemocy jest do dziś prawnym atrybutem administracji państwowej. Równie ważne jest systematyczne pranie mózgu.

Ci którzy nie potrafią ochronić swoich zasobów mają problem. W najlepszym wypadku zostaną bez pożywienia, w nieco gorszym staną się niewolnikami wykorzystywanymi do realizacji megalomańskich wizji, o ile nie zostaną podziurawieni włóczniami, nabici na pal lub spaleni żywcem ku przestrodze innym opornym. O ile będą w jakiś sposób przydatni (jako rolnicy, rzemieślnicy, kupcy) mogą też poddać się władzy bardziej zorganizowanych struktur mafijnych, realizujących swoje interesy przy pomocy profesjonalnych grup siepaczy zwanych armiami. Tak czy siak dla przetrwania konieczne były działania symetryczne.

Tym bardziej, że nie wszyscy organizowali się w cywilizację. Grupy wędrownych pasożytów zwanych barbarzyńcami zwykły nękać i grabić cywilizowane przybytki czyniąc sobie z tego sposób na życie - kosztem kilku istnień ludzkich populacja mogła zapewnić sobie korzyści na długie lata. Konieczność zbrojeń i utrzymywania armii to konsekwencja samowzmacniającego się cyklu przemocy, jaki dorowadzi do produkcji gazów bojowych, napalmu i broni nuklearnej. W międzyczasie pacyfistyczne plemiona zostaną doszczętnie wytępione przez dynamikę cywilizacji łaknących coraz więcej zasobów, siły roboczej i kulturowej supremacji.

W Europie ostatnimi takim frajerami byli chrześcijańscy katarzy. Ten francuski ruch religijny kwestionujący autorytet króla i kleru oraz społeczną hierarchię i państwową przemoc został w imię Pana Miłosiernego eksterminowany jako heretycki. Było to jeszcze w czasach porządku społecznego zwanego feudalizmem, który wynikał z konieczności utrzymywania elitarnej pancernej konnej kasty wojowników zwanej rycerstwem. Ta grupa lubowała się nie tylko w rumakach i żelastwie, ale też własnym etosie. Walczyła więc nie tylko o łupy lecz też własną rycerską chwałę, a w wolnych chwilach popisywała się w turniejach.

Cała ta wysublimowana otoczka, poematy i wzniosłe ceremonie, nie przeszkadzały nigdy palić, grabić i gwałcić prostych chamów, wieśniaków i plebejuszy, było to jednak częścią tej zabawy - perwersyjnej orgii triumfu. Rewolucja militarna związana z coraz szerszym wykorzystywaniem broni palnej doprowadziła jednak do degradacji rycerstwa i stworzenia masowych armii. Państwo feudalne przekształciło się w biurokratyczne, gdyż środki zniszczenia definiują relacje społeczne. W tej masie permanentnie zmusztrowanych nieszczęśników robiących za mięso armatnie wspólnota zagrożenia i celu obudziła bardziej masowy rodzaj "rycerskiego" honoru - nacjonalizm. Rycerskie herby zastąpiło narodowe godło.