Zdaniem kreacjonistów życie jest zbyt skomplikowane, żeby mogło powstać przez zwykły przypadek. Przywołują oni metaforę tornada które szalejąc nad złomowiskiem skonstruowało duży i skomplikowany samolot pasażerski. Jeśli sądzicie, że to niemożliwe, to znaczy że świat nie powstał przypadkowo...
Oczywiście porównanie gwałtownej wichury do procesów trwający miliardy lat już stanowi kuriozum. Nie wspominając o tym, że ewolucja nie miała do dyspozycji składowiska żadnych "części". Przekształcała jedynie kod, a ten dopiero zmieniał naszą "idealną" anatomię. Zmiany zachodziły więc na poziomie molekularnym.
Nawet mała zmiana mogła być zabójcza dla organizmu. Mogła jednak przyczynić się do lepszego przystosowania. Proces mutacji był jak rzut monetą. Gdybyśmy trwali w niezmiennym środowisku nie miałoby to sensu, lecz w świecie ciągłej transformacji było jedyną szansą na przetrwanie. Stanem docelowym nie jest doskonałość - to już uroiliśmy sobie w dużych mózgach.
Organizm musi być po prostu "wystarczająco dobry" żeby przetrwać w puli genowej. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką, nauką czy techniką. Cywilizacja to skutek uboczny życia społecznego małp o dużych zdolnościach poznawczych. Przyczyniła się do eksplozji demograficznej, ale też groźby atomowej i klimatycznej apokalipsy.
Jesteśmy gatunkiem stosunkowo młodym, a przez to nieskromnym. Nasz niezwykły mózg to po prostu maszynka do uczenia się - z uwagi na niezwykłą plastyczność przydawał się w różnych środowiskach i tak skolonizowaliśmy planetę. Zapętlił się na robieniu sobie dobrze i teraz myśli tylko o wyprodukowaniu jak największej ilości zabawek.
Ostatecznie koszt posiadania takiego organu może okazać się większy od dostarczanych przez niego korzyści, gdy przyjemności staną się destrukcyjne, wyczerpiemy zasoby albo wypalimy się w pogoni za "sukcesem". Ale nie zaczynajmy tu moralizującej pogadanki, bo niespełnienie jest znakiem firmowym każdego z nas. Póki chcemy więcej to znaczy, że jeszcze żyjemy.
Na starość czeka nas wegetacja - będziemy jęczeć, stękać i wspominać. Pierwotne instynkty wyczerpują się z biegiem czasu, pozostają tylko wyidealizowane wspomnienia życiowych odkryć. Na koniec film się urywa, twardy dysk trafia szlag, unikalny kosmos zaklęty w naszych neuronach traci swoją biograficzną integralność. To życie jest aberracją - chaos jest wieczny.
Tylko 2% naszego DNA zawiera instrukcje dotyczące produkcji funkcjonalnych protein, reszta ma charakter "śmieciowy" to znaczy powiela się bez żadnej funkcji. Każdy z nas jest wielkim genetycznym śmietnikiem - brudnopisem ewolucji, która nabazgrała nam transcendentalną ekstazę. Jak to możliwe? Różnorodność i złożoność wyłania się w "tańcu struktur".
Czasami jednak te struktury mogą być zupełnie nieprzydatne jak męskie sutki, zęby mądrości, wyrostek robaczkowy czy kość ogonowa. Komórki mogą zacząć namnażać się w sposób niekontrolowany ignorując sygnały z organizmu i przekształcając się w nowotwór. No i możemy ześwirować, jeśli mózg nie poradzi sobie z interpretowaniem faktów.
Jak na dzieło Boga to zaskakująca fuszerka. Ale jak na kosmiczny przypadek to wysoce osobliwa forma istnienia białka. To zresztą wyjaśnia wszystkie nasze dziwactwa, a zwłaszcza opery mydlane i piłkę nożną. Przyszło wielkie tornado i pomieszało geny, a potem zaczęliśmy szukać sensu tam gdzie go w ogóle nie ma. Przy okazji trochę się pośmialiśmy. A na koniec będzie płacz i plastikowe kwiaty.