Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 stycznia 2025

STAROŻYTNI KOSMICI

 
Zdaniem kreacjonistów życie jest zbyt skomplikowane, żeby mogło powstać przez zwykły przypadek. Przywołują oni metaforę tornada które szalejąc nad złomowiskiem skonstruowało duży i skomplikowany samolot pasażerski. Jeśli sądzicie, że to niemożliwe, to znaczy że świat nie powstał przypadkowo...

Oczywiście porównanie gwałtownej wichury do procesów trwający miliardy lat już stanowi kuriozum. Nie wspominając o tym, że ewolucja nie miała do dyspozycji składowiska żadnych "części". Przekształcała jedynie kod, a ten dopiero zmieniał naszą "idealną" anatomię. Zmiany zachodziły więc na poziomie molekularnym.

Nawet mała zmiana mogła być zabójcza dla organizmu. Mogła jednak przyczynić się do lepszego przystosowania. Proces mutacji był jak rzut monetą. Gdybyśmy trwali w niezmiennym środowisku nie miałoby to sensu, lecz w świecie ciągłej transformacji było jedyną szansą na przetrwanie. Stanem docelowym nie jest doskonałość - to już uroiliśmy sobie w dużych mózgach.

Organizm musi być po prostu "wystarczająco dobry" żeby przetrwać w puli genowej. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką, nauką czy techniką. Cywilizacja to skutek uboczny życia społecznego małp o dużych zdolnościach poznawczych. Przyczyniła się do eksplozji demograficznej, ale też groźby atomowej i klimatycznej apokalipsy.

Jesteśmy gatunkiem stosunkowo młodym, a przez to nieskromnym. Nasz niezwykły mózg to po prostu maszynka do uczenia się - z uwagi na niezwykłą plastyczność przydawał się w różnych środowiskach i tak skolonizowaliśmy planetę. Zapętlił się na robieniu sobie dobrze i teraz myśli tylko o wyprodukowaniu jak największej ilości zabawek.

Ostatecznie koszt posiadania takiego organu może okazać się większy od dostarczanych przez niego korzyści, gdy przyjemności staną się destrukcyjne, wyczerpiemy zasoby albo wypalimy się w pogoni za "sukcesem".  Ale nie zaczynajmy tu moralizującej pogadanki, bo niespełnienie jest znakiem firmowym każdego z nas. Póki chcemy więcej to znaczy, że jeszcze żyjemy.


Na starość czeka nas wegetacja - będziemy jęczeć, stękać i wspominać. Pierwotne instynkty wyczerpują się z biegiem czasu, pozostają tylko wyidealizowane wspomnienia życiowych odkryć. Na koniec film się urywa, twardy dysk trafia szlag, unikalny kosmos zaklęty w naszych neuronach traci swoją biograficzną integralność. To życie jest aberracją - chaos jest wieczny.

Tylko 2% naszego DNA zawiera instrukcje dotyczące produkcji funkcjonalnych protein, reszta ma charakter "śmieciowy" to znaczy powiela się bez żadnej funkcji. Każdy z nas jest wielkim genetycznym śmietnikiem - brudnopisem ewolucji, która nabazgrała nam transcendentalną ekstazę. Jak to możliwe? Różnorodność i złożoność wyłania się w "tańcu struktur".

Czasami jednak te struktury mogą być zupełnie nieprzydatne jak męskie sutki, zęby mądrości, wyrostek robaczkowy czy kość ogonowa. Komórki mogą zacząć namnażać się w sposób niekontrolowany ignorując sygnały z organizmu i przekształcając się w nowotwór. No i możemy ześwirować, jeśli mózg nie poradzi sobie z interpretowaniem faktów.

Jak na dzieło Boga to zaskakująca fuszerka. Ale jak na kosmiczny przypadek to wysoce osobliwa forma istnienia białka. To zresztą wyjaśnia wszystkie nasze dziwactwa, a zwłaszcza opery mydlane i piłkę nożną. Przyszło wielkie tornado i pomieszało geny, a potem zaczęliśmy szukać sensu tam gdzie go w ogóle nie ma. Przy okazji trochę się pośmialiśmy. A na koniec będzie płacz i plastikowe kwiaty.

czwartek, 30 stycznia 2025

FESTIWAL CYRKÓW OBJAZDOWYCH

 
Ciężko nie zauważyć, że w kraju trwa kampania wyborcza. W zasadzie nic nowego - tu kampania jest stanem permanentnym, jak nie samorządowa to europejska, parlamentarna lub prezydencka. Ta ostatnia to już nawet trwała zanim zaczęła się oficjalnie. A nawet jak akurat nie ma żadnej kampanii to zawsze można się kłócić o kościół i pedałów, ekologię i aborcję, sądy i media...

Ale w trakcie kampanii temperatura tych sporów się podnosi. Nagabują cię koledzy z pracy, osiedlowi emeryci i menele spod budki z piwem, księża, nauczyciele, taksówkarze i każdy kto tylko może. Połowa z nich i tak nie pójdzie do wyborów ale swoje powie. Najlepszą kiełbasą wyborczą w  dziejach III RP było sto milionów od Lecha Wałęsy - obecnie licytuje się skromniej, lecz bardziej ideologicznie.

Prezydent w naszym systemie jest tylko swego rodzaju "bezpiecznikiem" lub "długopisem", w zależności od tego kto przejmie parlament. No i może też trochę namieszać głupimi wypowiedziami na arenie międzynarodowej. Może przecinać wstęgi, przypinać jakieś ordery, ułaskawiać przestępców i przyznawać świadczenia specjalne. Na konkretne pieniądze by jednak nie liczył.

Żaden prezydent niczego dla was nie załatwi, tylko polata, pożre i pochleje za publiczne środki, ale nie może być to zwykły burak, bo będą się potem śmieli na salonach. Dwóch decydentów wystawiło do tego wyścigu swoich wysportowanych i uśmiechniętych awatarów. Kaczyński jest za mały, a Tusk rudy. Poza tym jeden mamrocze a drugi sepleni. Do boju stanął więc Nawrocki i Trzaskowski. Tyle że tego pierwszego wyciągnięto w zasadzie z dupy.


Coś tam w życiu robił, lecz zwykła hołota nie za bardzo się interesuje dyrektorami muzeów czy instytutów historycznych. A szkoda, bo dysponują elastycznymi budżetami - można latać na konferencje do Nowej Zelandii albo wynajmować apartamenty. Gdzieś trzeba przecież trenować judo i czytać książki. Dużo się też mówi o niefortunnych znajomościach Nawrockiego w środowisku przestępczym, aczkolwiek konkretnych "haków" poza wspólnymi zdjęciami nie ujawniono.

Koleś zgarnie jednak swoją pulę głosów jako partyjny nominat. W naszej dziwnej "demokracji" głosuje się bowiem na kandydatów wskazywanych przez medialne kombinaty. Trzaskowski był przynajmniej prezydentem Warszawy, lecz nie sprawia wrażenia polityka dużego formatu. Będzie raczej próbował zachowawczo lawirować niż dokonywać rewolucji. Ale może to i dobrze. Niemców coraz trudniej będzie skłaniać do internacjonalistycznej pomocy, bo koniunktura im się sypie.

Na podium ma się znaleźć też "libertariański" Sławomir Mentzen, który przytulić się może tylko do pisowskich socjalistów, lecz przezornie unika roli przystawki. Jego pieprzenie o wolnym rynku obchodzić może tylko wąską grupę wyznawców rozwoju osobistego i kreatywnej księgowości. No ale jak ktoś poradzi sobie bez emerytury w ZUSie to niech głosuje za niższymi podatkami. Jasnym punktem tego programu jest kwestia legalizacji i opodatkowania marihuany.

Reszta to już plankton ze śladowym poparciem. Hołownia i Biejat będą tracić w miarę konsolidacji spolaryzowanego elektoratu wokół politycznych biegunów. Braun nadaje się jedynie do puszczania bąków i innych satyrycznych aktywności. Jakubiak proponuje nam bykowe, żeby skłonić wreszcie młodzież do przedłużenia gatunku polskiego. Zandberg odleciał i wyskoczył z Krajowym Programem Kosmicznym.

środa, 29 stycznia 2025

PRZERWA NA MIŁOŚĆ


Bolą mnie ręce i nogi. Strzyka mnie w krzyżu. Bywam niewyspany i zestresowany, a w każdym bądź razie zmęczony. Nie mam już na nic czasu na ani ochoty. Czuję się człowiekiem bez znaczenia, pozbawionym marzeń, skazanym na życiowe okoliczności. Jeśli byt określa świadomość, to cóż może wiedzieć ten, który chce się tylko utrzymać na powierzchni? Może znać jedynie zakres swoich najświętszych obowiązków.

Ale pocieszające jest to, że kiedyś ludzie mieli jeszcze gorzej. Teraz mają przynajmniej pracę - w czasach terapii szokowej zwanej chwalebną transformacją zarobkowanie poza szarą strefą było przywilejem. Lecz w człowieku zawsze tli się jakaś... ambicja. Dostaniesz chwilę dla siebie i już wracasz do swoich pierwotnych urojeń o wielkości. Jako dziecko byłem jej przecież pewien.

W szkole uczyli mnie różnych abstrakcyjnych rzeczy i mówili jakie to ważne. Potem okazało się, że w życiu są ważne tylko pieniądze i stanowisko. A jak coś chcesz wiedzieć, to możesz się dowiedzieć, ale po cholerę zaśmiecać mózg nieprzydatnymi informacjami? Zostaw to dla zawodowych mędrców, a sam weź się do roboty. Filozofować to każdy by chciał, robić to nie ma komu.

Inni z przyjemnością pokażą ci jaki jesteś głupi. W życiu niezastąpiony jest "chłopski rozum". No i dobrze jest czasami mieć jakiś papier. Ale nie wnikaj w książkowe niuanse bo zginiesz. Mózg to tak naprawdę instrument do prowadzenia życia społecznego. Tworzenie społeczności wymaga współpracy i samokontroli czyli dużego mózgu. Tak to wygląda u słoni, delfinów, małp i ludzi.


Więc skoncentruj się na tym, żeby w tych niefortunnych okolicznościach przyrody jak najwięcej dla siebie wyszarpać, nie prowokując przy tym zbyt wielkiej awantury. Dostaniesz w końcu urlop i pojedziesz na upragnione wczasy - stać cię będzie nawet na te paragony grozy. Chlapniesz sobie piwko, podrapiesz się po jajach i powiesz coś głębokiego o sensie życia albo powtórzysz jakiś kiepski dowcip.

Przed samym sobą i tak nie ma ucieczki. Są tylko chwile kiedy wydaje ci się, że możesz być kimś innym. Na ogół wtedy kiedy dobrze się bawisz i nie myślisz o pracy, przeszłości, ani przyszłości. Najlepiej w życiu czułem się obściskując po upojnych nocach pewną wesołą blondyneczkę, która już zniknęła z mojego horyzontu zdarzeń. Sączyliśmy whisky, obżeraliśmy się niezdrowym żarciem, oglądaliśmy głupie komedie i całymi dniami zalegaliśmy w łóżku.

Żadne dewolaje, Paryże i Szanghaje, nie mogą równać się z tym uczuciem kiedy z gardła płynie niepowstrzymany śmiech, a z uchylonego okna świeże powietrze. W życiu dobrze jest mieć swoje historie - nie po to, żeby je opowiadać, ale żeby móc co wspominać. W końcu i tak zapłacić musisz zawsze jakiś rachunek - ktoś z powieści Kafki przychodzi i wyciąga cię z bajkowej pościeli, a potem prowadzi przez ciemne korytarze w niewiadomym celu.

I zostajesz osądzony przez historię - kolejny anonimowy człowiek, co za słabo się starał. Co zrobiłeś dla społeczeństwa? Dla narodu? Dla ludzkości? Mogłeś przynajmniej lepiej pracować, dać więcej energii, zajść wyżej... Pozostaną po tobie tylko sny rozwiane przez wiatr - niosąca się niesłyszalnym echem jedyna wiedza jakiej doświadczyłeś i jaką wyartykułowałeś... Całe życie zawiera się w tym jednym słowie: miłość. Ale nie pytaj mnie co to znaczy i kiedy jest prawdziwa.

poniedziałek, 27 stycznia 2025

NIGDY WIĘCEJ?


Wczoraj obchodziliśmy 80. rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz. Zabrzmiały głosy ocalałych, a do tego świadectwa ciężko już coś dodać. Ale spróbuję. Nie dlatego, że jestem szczególnie mądry, doświadczony czy moralny. Po prostu jest to dla mnie studium ludzkiego szaleństwa.

Gdy ktoś zachowuje się niestandardowo łatwo mu przypiąć etykietkę wariata. Gdy obłęd staje się w społeczeństwie standardem jest już logiczną konsekwencją procesu dziejowego. Twój umysł jest skłonny przesiąknąć tym co się leje ze wszystkich stron, bo jesteś istotą społeczną.

A społeczeństwa ze swej natury muszą wierzyć w różne mity, bo to spaja wspólnoty. Tak zwana tożsamość to na ogół stek legend, przeinaczeń i nadinterpretacji, dosyć luźno powiązanych z faktami historycznymi. Nawet dzikie plemiona jednoczą się wokół totemów.

Hitler - i jego ideolodzy - stworzyli Niemcom zupełnie nowy etos, bajdurząc o wędrówkach Aryjczyków, Wikingach, Tybecie, Starożytnym Rzymie i nie wiadomo czym jeszcze. Pogański mistycyzm mieszali z "nowoczesną" nauką, socjalizm z konserwatyzmem i antybolszewizmem... Napisali historię od nowa.

"Prawdziwy Niemiec" był odtąd dziwadłem wiernym zmyślonej naprędce tradycji. A ta zawsze jest naciągana i zakłamywana przez bieżącą narrację, choć może nie aż tak karykaturalnie. W Rosji wielkim mitem jest dziś "wyzwolenie Europy od faszyzmu". Stalin nie miał zamiaru nikogo wyzwalać, ale pomógł aliantom, bo nie miał innego wyjścia.


Przy okazji przekształcił połowę Europy w swoje dominium. Putin do dzisiaj "walczy z nazizmem", tyle że nie na swoim terytorium. Nazwy takie jak Grupa Wagnera czy Korpus Afrykański wprost nawiązują do terminologii Trzeciej Rzeszy. Filozof Dugin, nazywany "mózgiem Putina", teoretyzuje zupełnie od rzeczy - naczytał się tego i tamtego, pomieszał wszystko i już masz "intelektualną" papkę dla nacjonalistów.

Nie ma co się wczuwać w legendy o sławnej przeszłości, bo potem można sobie uroić, że jest się lepszym od Murzyna, Cygana, Ukraińca, Żyda czy Palestyńczyka. Dwa dni przed oświęcimską rocznicą odbył się zjazd Alternatywy dla Niemiec. Elon Musk przez łącze wideo zasugerował  dumnym Germanom, że nie należy już babrać się w przeszłości.

No ale kraje w których mieszają się rasy nie są już narodami. Tak stwierdził swego czasu błyskotliwy Victor Orban z ugrofińskich czy turańskich Hunów. Czyli w zasadzie Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy to już narody zdychające. Popatrzcie tylko na ich reprezentacje piłkarskie... Białasy nie umieją już nawet grać we własne gry.

Kolor skóry wynika z ewolucyjnych adaptacji do lokalnych warunków. W rzeczywistości nawet geny sąsiadujących ze sobą stad szympansów różnią się od siebie bardziej niż geny ludzi z różnych kontynentów, ponieważ wszyscy pochodzimy od bardzo małej populacji kilku, a może nawet tylko dwóch tysięcy, osobników.
 
Analizy genetyczne wskazują, że liczebność homo sapiens została w pewnym momencie radykalnie zredukowana, a gatunek ledwie przetrwał tę katastrofę (najprawdopodobniej gigantyczną erupcję wulkanu).  To daje efekt "wąskiego gardła" - aby przetrwać mieszaliśmy się z kim popadnie, choć z czasem odseparowaliśmy się od siebie geograficznie.

Separacja geograficzna czy polityczna sprzyjała wykształceniu się różnych języków, zwyczajów, religii i tak dalej. Nowoczesny nacjonalizm to jednak europejski wynalazek. Wyhodowanie patriotów wymagało "uświadomienia" ciemnemu ludowi jego "dziedzictwa" choćby przez proces powszechnej edukacji czy kreowanie języka literackiego.

W ten sposób można było pozyskiwać mięso armatnie i wiernych obywateli. Lecz budził się też egoizm narodowy. W realiach państwa mniej lub bardziej narodowego liczy się przecież wspólny interes gospodarczy i tak dalej. Rządy mają nieznośną skłonność do protekcjonizmu, interwencjonizmu i ochrony własnego rynku, nawet w ramach struktur integracyjnych.


A "wolny handel" to zazwyczaj eufemizm, który pozwala silniejszym graczom dominować nad słabszymi. Gdy jednak zaczynamy odczuwać jego skutki we własnych portfelach szybko stajemy się obrońcami własnych rynków i interesów. Tak już niestety ukształtował się świat i nie zanosi się na humanistyczne braterstwo.

Coraz więcej ludzi żyje w nędzy, ponieważ ci którzy w niej żyją mnożą się najszybciej. Powoduje to presję migracyjną i lęk przed utratą naszego "raju". Nie chodzi o żadne tradycyjne wartości tylko o pieniądze. Potrzebujemy Murzynów, ale takich którzy będą "robić swoje". A najlepiej rodaków klasy B, bo z nimi jest najmniej problemów, tylko że wymierają.

Czasem jednak kusi, żeby obarczyć kogoś winą. Żeby go zidentyfikować i oznaczyć. Oddzielić od zdrowej tkanki narodu i stłoczyć poza granicami naszego sumienia. A potem wymyśleć jakiś racjonalny sposób jak rozwiązać "problem". Zwierzęta stadne chronią własne terytoria. Nawet przed własnymi urojeniami.

piątek, 24 stycznia 2025

PEDAŁ GAZU

 
Na Słowacji ciemne siły zgniłego liberalizmu wyprowadziły ludzi na ulice. I nie ma w tym nic dziwnego - w Polsce też ciągle ktoś maszeruje. Obywatele lubią tą atmosferę wolnościowego pikniku, kiedy można zjednoczyć się w imię najmojszych racji. Tyle że tym razem zgromadzenia są naprawdę masowe, jeszcze większe od tych które swego czasu doprowadziły do rezygnacji Roberta Ficy ze stanowiska premiera.

Straszny smród spowodowany zamordowaniem młodego dziennikarza Jana Kuciaka (wraz z jego partnerką), po publikacji artykułów dotyczących powiązań obozu władzy z włoską mafią, zmusił sześć lat temu Ficę do schowania się i przeczekania tej moralizującej zawieruchy. Choć na ławy oskarżonych trafiło ponad 130 biznesmenów i urzędasów powiązanych z rządową administracją sam boss pozostawał nietykalny.

Widocznie aż strach go było sypnąć... Skurwiele tego pokroju umieją się zabezpieczyć. Sami wiecie jak często się kończą gigantyczne afery - rozchodzą się po kościach. Komuś się pogrozi, komuś sypnie groszem. Ktoś w strukturach wymiaru sprawiedliwości sam jest w układzie - i tym podobne. Ale chuj z tym, że staremu psychopacie nie spadł za to z głowy włos. On powrócił na białym koniu żeby uratować Słowaków przed eurodyktaturą, szczepionkami, czarnuchami i tak dalej.

Oczywiście sam zaczynał karierę w partii komunistycznej, ale było to przecież w czasach słusznie minionych. Wtedy komuchy nie pierdoliły o ekologii i tolerancji, tylko o braterskiej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Dzisiaj Fico mówi mniej więcej to samo, nie jest to więc żadna wolta, tylko logiczna konsekwencja obranej już za młodu drogi politycznej.

Dzięki zawirowaniem transformacji ustrojowej komunista przekształcił się w nacjonalistę i tak mu już zostało. Dzisiaj wiatr historii znów wieje w prawą stronę - tak mocno, że chorągiewka obraca się o 360 stopni. Pandemia covid-19, media społecznościowe i wojna w Ukrainie, obudziły egzystencjalne lęki ludu pracującego. Potrzeba silnego wodza który zrobi porządek ze wszystkimi wrogami, spiskami i strachami. I jeszcze załatwi tani gaz.


Niestety wielkiemu wodzowi zaczęło się ostatnio palić pod dupą, po tym jak złożył hołd lenny na Kremlu i obściskiwał się z tamtejszym włodarzem i zbrodniarzem. Putin wysłał go w nagrodę na wczasy do pięciogwiadkowego hotelu w Hanoi i nie wiadomo jakie jeszcze atrakcje mu tam ufundował. Bądź co bądź podstarzali Europejczycy często szukają w Azji dosyć zmysłowych wrażeń...  Ale być może Fico zwiedzał tam buddyjskie kaplice, albo delektował się smażonymi psami, kotami, ropuchami i innymi delikatesami wietnamskiej kuchni.

Tak czy siak różne żałosne mendy pozazdrościły mu tej egzotycznej wycieczki do luksusowych apartamentów i zaczęły wylewać kubły jadu. Że niby prekariat nie stać nawet na McDonalda, a ojciec narodu wozi się po świecie i jeszcze nie wiadomo za czyje pieniądze. A w ogóle to chcemy być w Europie a nie w Rosji, bo w Rosji  jest tylko bieda, dziadostwo i pijaństwo.

No i Fico zaczął starą śpiewkę o zamachu stanu, bezpieczeństwie narodowym, grupach finansowanych z zagranicy i tym podobnym kurestwie. Sami znamy już taką retorykę, więc wiemy że bywa skuteczna. Czeka nas nieuchronna i postępująca polaryzacja, a być może jakieś pałowanie czy gazowanie. Spodziewać się można różnych prowokacji. Wszystko wskazuje na to, że facet czuje się silniejszy niż ostatnio i zapowiada "otwarcie drzwi do sytuacji w której rozważymy skrajne rozwiązanie".

środa, 22 stycznia 2025

CHWAŁA ZWYCIĘSTWU

 
Najbogatsza świnia świata Elon Musk pomieszał ostatnio proszki i wyszedł na scenę podczas inauguracji prezydenta Światowego Chaosu Donalda Trumpa. Wyraźnie pobudzony tańczył i heilował, salutował czy zamawiał piwo - jak zwał tak zwał, w każdym bądź razie wykonał gest powszechnie uważany za faszystowski. Ale to przecież tylko takie jajca. Normalnie boki można zrywać.

Skrajnie prawicowe wypierdki systemu - takie jak liderzy neonazistowskiej bojówek nie tylko w Stanach Zjednoczonych - wyrazili w społecznościowych rynsztokach mroczne pomruki zadowolenia. Zapewne sam Anders Breivic, gdyby tylko okrutny liberalny reżim dał mu prawo wypisywania manifestów ideologicznych, piałby z zachwytu. No ale oni po prostu opatrznie zrozumieli ten gest.

Elon Musk chciał tylko wyrazić swoją wdzięczność narodowi amerykańskiemu za ten punkt zwrotny w dziejach ludzkiej cywilizacji. Przecież to samo się tu nasuwa - jeden wódz, jedna partia, jeden naród, a przede wszystkim jedna śmietanka - czcigodni goście Mark Zuckerberg, Jeff Bezos czy Sundar Puchai, nie mówiąc już o innych miliarderach których w gabinecie Trumpa ma się znaleźć kilkunastu.

A do tego cały kwiat światowego populizmu, lecz bez Andrzeja Dudy, który nie dostał zaproszenia, tak jak kiedyś krzesła. Wisienką na torcie tego alternatywnego zlotu miał być prezydent... komunistycznych Chin, ale przezornie wysłał tam tylko swojego człowieka. W końcu Trump grozi czerwonej hołocie z Państwa Środka wprowadzeniem ceł za zalewanie amerykańskiego rynku fentanylem - a to nie to samo co stara dobra ketamina.


Elon Musk bierze towar od psychiatry, bo jak sam przyznaje jego mózg znajduje się w stanie biochemicznej nierównowagi, co zresztą widać, słychać i czuć. Od czasów psychodelicznego "coming out'u" Steva Jobsa halucynogeny zyskują popularność w branży biznesowej i technologicznej zwiększając szybkość przetwarzania i kreatywność, aczkolwiek środki z grupy dysocjantów - w przeciwieństwie do LSD czy grzybów - na dłuższą metę mogą powodować uzależnienie i chaotyczne zachowanie.

Czy to jest przyczyną politycznego odlotu Muska? Czy też najzwyczajniej w świecie jest on popierdolony? Ciężko orzec bez wglądu w jego dokumentację medyczną. Podobno cierpi na zespół Aspergera, ale to jeszcze nie powód żeby go dyskryminować i zabronić mu kierowania Departamentem Wydajności Państwa. Gorzej że facet wierzy, że żyjemy w symulacji komputerowej stworzonej przez inną zaawansowaną technologicznie cywilizację.

Brzmi to dziwnie, choć niby opiera się na jakichś ekstrawaganckich teoriach z zakresu fizyki. Są to jednak poglądy raczej heretyckie, znajdujące jednak entuzjastów wśród twórców sensacyjnych programów "popularnonaukowych" czyli zwykłej papki dla imbecyli. Ale kto bogatemu zabroni podniecać się filozoficznym bełkotem rodem z amerykańskiego kina? Coś w tym musi być, bo rzeczywistość wirtualna już zasłania nam realną panoramę.

niedziela, 19 stycznia 2025

CIEMNA ENERGIA

 
Timothy Snyder, kultowy amerykański historyk zajmujący się losami Europy Środkowo-Wschodniej, w tym nieszczęsnego miejsca zwanego Polską, za największe zagrożenie dla współczesnego świata uznaje multimiliardera z przerośniętymi ambicjami Elona Muska. Jego zdaniem ten krezus dąży do wprowadzenia globalnej faszystowskiej oligarchii, ramię w ramię ze zbrodniarzem wojennym Władimirem Putinem.

Oligarchowie mają ze sobą więcej wspólnego niż z obywatelami własnych krajów, gdyż chodzi im przede wszystkim o zabezpieczenie własnych interesów. Putin przekształcił niedoszłą rosyjską "demokrację" w oligarchię i stał się prawdopodobnie najbogatszym człowiekiem na świecie. Rosyjska oligarchia działa na szkodę własnych obywateli, dlatego musi im zapewniać "imperialną kokainę" czyli regularne wojny łechczące dumę narodową.

Bo najskuteczniejszym sposobem na rozbicie demokracji jest nacjonalizm, narzucający narrację walki z wewnętrznymi i zewnętrznymi wrogami. Z tej samej logiki wydaje się czerpać zmodyfikowana Partia Republikańska jak i europejscy populiści. Dlatego podobnie jak kremlowska świnia Elon Musk stał się głównym sponsorem nowej fali oszołomów dla niepoznaki upominających się o wartości narodowe i dobro ludu.


Podzielona Europa nie ma szans wobec wyzwań związanych z ciemnymi interesami międzynarodowej oligarchii. Trzeba więc ją rozbić i przejąć kontrolę nad rynkiem w imię "wolności". Otumanieni za pieniądze multimiliarderów wyborcy wierzą jednak, że popierając skrajne ugrupowania walczą nie tylko z biurokratycznym systemem, ale też wielkim kapitałem. Nic bardziej mylnego.

Marzenia o opiekuńczym państwie socjalnego dobrobytu nie są w tej sytuacji żadną "alternatywą". To po prostu nośne hasła na których zbudować można popularność. W rzeczywistości wpływ korporacji na rzeczywistość społeczną w alternatywnym systemie wzrośnie. Będzie to dokładne przeciwieństwo "suwerenności" i tych wszystkich wzniosłych haseł które kupuje ciemny lud. Kapitalistyczne imperium oplecie liberalną demokrację sitwą swoich agentów o lokalnych kolorycie.

W różnych wariantach tej niespójnej ideologii można dodać do tego też szczyptę amerykańskiego indywidualizmu, a nawet anarchokapitalistycznego libertarianizmu. Bo ostatecznie co na ze sobą wspólnego Javier Milei i Victor Orban? Eliminacja demonizowanego systemu konieczna jest im do przejęcia pełnej kontroli nad gospodarką. Zawłaszczenie państwa ubrać można w różne słowa, lecz w zasadzie chodzi o jego sprywatyzowanie i zmonopolizowanie przekazu.

Ludowi jak zwykle rzuci się jakiś ochłap, aby samemu pławić się w luksusie. Proste lecz już od starożytności skuteczne. Już antyczni greccy oligarchowie dzięki banalnej magii pieniądza kupowali przychylność ludu, choć najzwyczajniej w świecie go oszukiwali. Pieniądz rządzi światem. Daje ogromną przewagę, przejawiającą się w tych czasach choćby promowaniem określonego przekazu medialnego.

 "Socjalistyczny" Hitler nie doszedł by do władzy bez wsparcia prywatnych koncernów. W kuriozalnym prawodawstwie amerykańskim przejawem "wolności słowa" jest przekazywanie dowolnemu kandydatowi dowolnej ilości pieniędzy bez żadnych ograniczeń, co oczywiście faworyzuje kandydatów siedzących w kieszeni obrzydliwie bogatych dupków.


O poglądach internetowej hołoty decydują więc miliardy spekulantów i ustalane przez nich algorytmy. Pechowo amerykańskie media społecznościowe opętały mózgi wtórnych analfabetów całego cywilizowanego świata. Kultura obrazkowa sprowadza złożone problemy do prymitywnych "memów". Dokładnie to samo proponował masom swego czasu Joseph Goebbels.

W przyrodzie układ złożonych zależności ekologicznych określa się mianem sieci troficznej. Majstrowanie przy niej jest niezwykle niebezpieczne, ponieważ nie rozumiemy w pełni wszystkich kierujących nią mechanizmów. Ingerencja w stabilny ekosystem często kończy się kaskadową zagładą wchodzących w jej skład gatunków. Najprościej jednak zrozumieć jak działa na przykładzie pojedynczego łańcucha pokarmowego.

Organizmy samożywne przekształcają energię słoneczną w związki organiczne, na czym żeruje cała reszta łańcucha. Przepływ energii następuje więc w górę systemu do tak zwanych drapieżników szczytowych. Na każdym poziomie część tej energii jest marnowana na wytworzenie niejadalnego budulca czy aktywność życiową organizmów. Wielkość poszczególnej warstwy ujmuje się w kategoriach biomasy, gdyż to łączna masa organizmów w przybliżeniu określa ilość zgromadzonej w niej energii. I tym właśnie jesteśmy.

piątek, 17 stycznia 2025

EDUKACJA PSYCHIATRYCZNA


Palącym problemem polskiej edukacji stało się wychowanie seksualne młodzieży. Kiedyś młodzież edukowała się sama, ale okazało się, że popełniała kardynalne błędy i potem potrzebna się stała aborcja. A poza tym można nabawić się jakiegoś syfa jak Lenin, albo narazić siebie lub kogoś na emocjonalną traumę. Więc ministra edukacji narodowej postanowiła wytłumaczyć szkolnej dziatwie, jak należy bezpiecznie przejść przez okres burzy hormonów.

Sęk w tym, że z powodu kontrowersji jakie budzi seks, zwłaszcza w dobie "tęczowej zarazy" i kościelnej reakcji, stał się on dziś sprawą polityczną. To jakie masz poglądy na temat spermy i macicy stało się manifestem ideologicznym. Okazuje się, że wbrew pozorom seks katolików i liberałów nie ma ze sobą nic wspólnego, bo jednym chodzi tylko o prokreację, a drugim o deprawację. A zatem pogadanek na świńskie tematy nie można przemycić nawet w formie obowiązkowej edukacji zdrowotnej.

Wprowadzenie przedmiotu na którym omawiać się będzie z niewinnymi, zjaranymi trawą dziećmi, konsekwencje nieuchronnie ich czekającego życia płciowego, wywołać by mogło polityczną burzę, a nawet histeryczną krucjatę z widłami i pochodniami. Lepiej niech już małolaty oglądają świerszczyki tak jak kiedyś, trzepią kapucyna i molestują się wzajemnie, niżby miały się stać lewackimi zboczeńcami, bo potem będą przerabiać sobie płeć i organizować parady.

Przede wszystkim jednak zdemoralizowane mogłyby opuścić kościół i głosować na niemieckich agentów. A to już oznaczałoby postmodernistyczne zbydlęcenie. Mniejsza z tym, że jest to niemal freudowska diagnoza, doszukująca się u podłoża wszystkich ludzkich motywacji zmitologizowanego libido. Młodzieży wystarczą amerykańskie filmy i kapitalistyczny szmelc, a tradycyjne wartości i tak pójdą w odstawkę. Nie trzeba już zakładać rodziny, ani nawet wchodzić w związki.

W społeczeństwie gdzie wszystko jest na sprzedaż z poczuciem prokreacyjnej powinności i tak zwycięża potrzeba samorealizacji. Po prostu człowiek jest egoistą, któremu najbardziej zależy na własnym szczęściu. Nie trzeba przytaczać na dowód żadnych socjologicznych statystyk, bo zmiany kulturowe widać gołym okiem. Paradoksalnie kult ciała i pogoń za cielesną przyjemnością stają się w tym kontekście tym większym imperatywem, bo w morzu informacji porównujemy się z wyidealizowanymi wzorcami.

Ujawnia to tylko starą prawdę, będącą niegdyś tajemnicą alkowy - każdy z nas ma swoje fantazje, ale życie jest zbyt prozaiczne. Wszyscy Polacy są ekspertami od polityki i piłki nożnej, a zwłaszcza specjalistami od seksu. W życiu spotkałem wielu doradców seksualnych, którzy udzielali mi swojej mądrości zupełnie o to nieproszeni. Na ogół byli to wąsaci gawędziarze o ograniczonych horyzontach intelektualnych i niewyparzonym języku, siedzący pod pantoflem i opowiadający niesmaczne dowcipy.

Nie ma więc specjalnie sensu słuchać opowieści z mchu i paproci, chyba że na starość chcesz emanować niespełnioną żądzą impotenta. A tak w ogóle po jaką cholerę potrzebny jest nam ten cały seks? Przecież bez niego życie byłoby dużo prostsze. Niestety organizmy wielokomórkową nie mogą rozmnażać się przez podział, bo są zbyt złożone. Mieszanie materiału genetycznego umożliwia ewolucję lepiej przystosowanych genotypów i eliminowanie szkodliwych mutacji.


W dobie konsumpcji i relatywnego dobrobytu niekoniecznie już chcemy się rozmnażać, ale instrukcje biologiczne nadal działają i każą nam pożądać żony bliźniego swego, więc pakujemy się w rozmaite życiowe perypetie. Poza tym mamy podłączone do swoich ciał cholernie skomplikowane mózgi, a te karmią się kulturową papką. I wreszcie dochodzi do różnych wrodzonych i nieuleczalnych "anomalii", które obyczajowi konserwatyści chcieliby chyba eliminować w drodze eugeniki, zamiast pozwolić innym ludziom żyć w zgodzie z własnym upodobaniem.

Cechą charakterystyczną prastarej walki płci jest ewolucyjny wyścig zbrojeń. Już samo wytworzenie komórki jajowej jest kosztowniejsze niż wytworzenie plemnika, nie mówiąc o ciąży i matczynej opiece. Wygląda więc na to, że jedna płeć, a konkretnie męska, oszukała drugą stopniowo zmniejszając poziom swojej inwestycji. Ale na drodze doboru płciowego o dostosowaniu decyduje atrakcyjność drugiej strony, samice zaczęły więc wymagać szczególnych cech samców.

Na drodze tego procesu wyewoluował ten wąsaty błazen, który musi ciągle puszyć się i popisywać, żeby zasłużyć sobie na uznanie. W dobie wolnej miłości dla przyjemności ten gamoń staje się jednak nie tylko brzydszą, ale też słabszą płcią, gdyż skazany jest na opowiadanie niestworzonych historii i publiczne wymachiwanie genitaliami oraz plikami banknotów. Patriarchat przechodzi do lamusa - nadchodzi ERA OBYCZAJOWEJ OSOBLIWOŚCI, czyli pogoni za sprofilowanymi przez sprzedawców marzeń wytworami nieokiełznanej wyobraźni.

niedziela, 12 stycznia 2025

BANANOWY SONG


 Stworzony przez Arystotelesa klasyczny model kategoryzacji definiował kategorie poprzez zestaw cech o charakterze binarnym - można być posiadaczem danej cechy lub nie. Cała kategoria definiowana jest przez zestaw cech koniecznych i wystarczających. Czyli musisz dla niej stworzyć jakieś kryteria. 

Ale kryteria są zawsze nieco arbitralne czy nawet sztuczne. W sumie są tylko narzędziami przy pomocy których segregujemy rzeczywistość i odzwierciedlamy ją w języku. By uporządkować świat przyrody Arystoteles ułożył z jej poszczególnych części wielką drabinę bytów. Podzielił je na ożywione i nieożywione, rośliny i zwierzęta.

Na szczycie tej drabiny stać miał sam jakże dumny człowiek, a nad nim już tylko Bóg, nazywany w tej teorii Nieruchomym Poruszycielem. Ta kreacjonistyczna intuicja pozwoliła w średniowieczu schrystianizować całą koncepcję. Dodano do tego oczywiście różne anioły i demony, ale człowiek miał być rzekomo bardziej podobny Stwórcy niż bydlęciu. 

W końcu ktoś jednak uznał, że taki podział jest zbyt nieprecyzyjny. Szwedzki przyrodnik Karol Linneusz - choć był synem pastora i kreacjonistą - pominął w swoich rozważaniach kwestie metafizyczne i mityczne bestie, koncentrując się na tym co jest niewątpliwie żywe. Opierając się na anatomii stworzył podstawy współczesnej taksonomii. Klasyfikował organizmy w poszczególne grupy wedle podobieństwa.

Badania genetyczne zazwyczaj potwierdzają taki podział - organizmy podobne anatomicznie są statystycznie spokrewnione genetycznie, aczkolwiek od tej reguły istnieją zaskakujące wyjątki. Ewolucja potrafi niekiedy dochodzić do podobnych rozwiązań zupełnie różnymi ścieżkami. Na przykład ssaki morskie potrafią bardziej przypominać ryby niż małpy.

Co ciekawe to Linneusz sklasyfikował człowieka jako homo sapiens. Ten rozumny, dwunożny, wyprostowany stwór - jakkolwiek posiadający podobną do aniołów duszę - miał być zwierzęciem pokrewnym ssakom naczelnym czyli małpiszonom takim jak szympans, goryl czy orangutan. Jak widać Bóg musiał mieć coś z pospolitej małpy, co wyjaśniać może cały ten bajzel, a zwłaszcza niestabilność psychiczną ludzkości.

Gdyby się nad tym głębiej zastanowić to ciekawe do jakiego gatunku przynależał Jezus - była to przecież jakaś krzyżówka... Nie wiadomo zatem czy Jezus potrafił się rozmnażać. Człowiek był natomiast gatunkiem na tyle bliskim, że Bóg mógł go zapłodnić. A jeśli tak to musiał to być popapraniec taki jak nasi ukochani bliźni. Tak czy siak biologiczna koncepcja gatunku mówi o krzyżowaniu się w celu wydania na świat płodnego potomstwa.

Jeśli zaś na świat przychodzi bezpłodny mieszaniec - taki jak przysłowiowy muł, owoc namiętności osła i klaczy - wtedy gatunek nie może się rozwinąć i ewoluować. Bywa jednak, że to hybrydyzacja prowadzi do tworzenia gatunków. Definicja ta nie sprawdza się jednak w odniesieniu do organizmów rozmnażających się bezpłciowo. A takie osobliwości genetyczne jak wirusy nie są nawet w stanie same się rozmnażać, posługując się cudzym materiałem do reprodukcji własnych kodów.

Problemem jest też występowanie gatunków pierśćieniowych. Dajmy na to blisko spokrewnione populacje mogą się ze sobą krzyżować, ale nie mogą już z dalszymi. Brytyjska mewa srebrzysta może krzyżować się z amerykańską, ta z kolei z tundrową, tundrowa z syberyjską, a syberyjska z żółtonogą. Niby fajnie, tylko że brytyjska mewa srebrzysta nie może krzyżować się z żółtonogą i tak koło się zamyka.

Homo sapiens zaś krzyżował się z Neandertalczykami i Denisowianami, a nawet ze zwykłymi owłosionymi i dzikimi małpami. Otóż człowiek i jego człekokształtne pohukujące karykatury nie tylko wywodzą się od wspólnych przodków, lecz też oddawali się bez skrępowania uciechom cielesnym, co dzisiaj nazwać moglibyśmy zoofilią.

Ślady genetyczne wskazują, że około 5,5 miliona lat temu praludzie i praszympansy z braku lepszych opcji folgowali swojej chuci w perwersyjnych z obecnego punktu widzenia kontaktach seksualnych. Poczęte w wyniku takich lubieżnych stosunków samce były co prawda bezpłodne, lecz samice mogły dalej wydawać na świat kolejne hybrydy. A co wyewoluowało z takich hybryd to już kwestia dyskusyjna.

W wyniku sodomii powstać mogły szympansy, albo też ludzie. Profesor z Harvardu David Reich twierdzi, że to my jesteśmy genetycznymi kundlami. W każdym bądź razie z naszymi odrażającymi kuzynami dzielimy relatywnie podobny - determinujący płeć - chromosom X... Może więc należałoby przyznać szympansom prawa człowieka? W końcu człowiek to genetyczny "trzeci szympans".


Dwa pozostałe odmiany to szympans zwyczajny i szympans karłowaty zwany też bonobo. Bonobo początkowo klasyfikowano jako podgatunek bardziej znanego nam szympansa, bo jest uderzająco do niego podobny. Lecz wykazuje zupełnie inne usposobienie - jest zdecydowanie mniej agresywny i zhierarchizowany, za to bardziej skłonny do zbiorowych orgii, biseksualizmu, kazirodztwa i innych zboczeń, dzięki którym rozładowuje napięcie w grupie.

Szympans zwyczajny woli natomiast tradycyjny patriarchat, brutalne walki o dominację, jak również przemoc grupową skierowaną wobec obcych plemion. Pechowo to z tym nieco złośliwym i szowinistyznym skurwysynem dzielimy więcej wspólnych genów niż z dekadenckim bonobo. Jesteśmy bliżej spokrewnieni z obydwoma szympansami, niż szympansy z gorylami. Możemy co prawda kłócić się o procenty, bo genetyka to skomplikowana kwestia, lecz różnice są naprawdę subtelne.

Po prostu organizmy przetwarzają informację genetyczną w sposób tak złożony, że niewielkie zmiany mogą znacząco modyfikować funkcje biologiczne. Może to niestety być zabójcze lub zbawienne dla organizmu, a nawet prowadzić do powstania sztuki, cywilizacji, przemysłu, internetu, broni masowej zagłady i zmian klimatycznych.

Filozoficzna perspektywa sprawia, że niektórzy wolą bagatelizować nasze zwierzęce skłonności. Zwłaszcza "uduchowieni" mędrcy z pełnymi brzuchami lubią snuć rozważania o tym ile w nas jest dobra i wyrafinowania. Może i tak, choć nieco gorzej wyglądało to w epoce kamienia łupanego. Można było na przykład dostać w łeb maczugą. Teraz będziemy żyć w pokoju, o ile  dogadamy się z Krwawym Władkiem, Koreańskim Knurem, Państwem Islamskim, Talibami, Żydami i Jankesami.

piątek, 10 stycznia 2025

DONALD MARZY

 
Donald Trump wydawał się swego czasu politykiem tak egzotycznym, że nikt z "poważnych analityków" nie dawał mu szans na prezydenturę. Nie obyło się co prawda bez ingerencji rosyjskich trolli i rozpowszechniania obrzydliwych fejków, lecz ten zdeterminowany świr został w końcu lokatorem Białego Domu. To wtedy zbudował sobie sieć wpływów i grono fanatycznych wyznawców, które uczyniły go teflonowym mesjaszem.

Nie jest ważne co Trump zrobi czy powie - wszystko i tak zostanie usprawiedliwione, zrozumiane i wybaczone. Może gwałcić kogo chce, a tym bardziej obrażać i mieszać z błotem, ale został wybrany przez samego Boga żeby uczynić Amerykę znowu wielką. Skonsolidował sektę bękartów systemu, ślepo wierzących, że zaprowadzi porządek swoją silną ręką. Gdy fanatycy przegrali wybory ruszyli na Kapitol i zrobili małą rozpierduchę.

"Poważni analitycy" byli zaszokowani - ktoś próbował narzucić ojczyźnie światowej demokracji autorytarne zasady. Bredzili, że zamach na wolność otworzy oczy społeczeństwu. Wieszczyli, że to już koniec przypadkowej politycznej kariery. Nawet w Partii Republikańskiej zagrzmiały głośne pomruki oburzenia. I co? I nic. Minęło trochę czasu, gówno przyschło, a potem się wykruszyło. Populiści zawłaszczyli całą prawą stronę i srają na stare zasady.

Trump jest dobry w roli trybuna, bo sam nienawidzi elit, establishmentu, mainstreamu i tak dalej. Ponoć ci zadufani w sobie bogacze traktowali jego ojca i resztę familii jak zwykłych dorobkiewiczów, snobów i chamów. I wtedy narodził się w nim kompleks niższości. Trzeba utrzeć nosa tym nadzianym kutasom i rozbić ich kółka wzajemnej adoracji. A ponieważ miał kupę szmalu jego walka z systemem zachwiała stolikiem do gry. Trumpizm stał się polityczną religią.

Amerykański Donald przekonał do siebie nie tylko biednych robotników. Stworzył na własny polityczny użytek "nowe elity", żeby żadni "poważni analitycy" nie narzucali telewizyjnej biomasie swojej jedynie słusznej papki. Przy całym dystansie jaki dzieli mnie od tego niebezpiecznego osobnika, przyznać muszę, że tak to właśnie wyglądało - ktoś zrobił dziurę w oficjalnej narracji. Wpuścił do niej nie tyle świeże powietrze, co strumień ścieków z internetowego szamba. Tama politycznej poprawności nie wytrzymała ciśnienia.


Trump ma już alternatywnych dziennikarzy, celebrytów, kapłanów, sędziów, specjalistów od wszystkiego i oddanych "aktywistów". Jeśli chodzi o tych ostatnich pożytecznych idiotów są to na ogół czerpiący wiedzę z mediów społecznościowych sensaci, manipulowani przez kremlowskich hejterów i cyniczne korporacje. Na czele tej pazernej bandy stoi obrzydliwie bogaty oligarcha Elon Musk. Syn tego miliardera okazał się transpłciowym ścierwem, co tak wstrząsnęło tatusiem, że rozpoczął alprawicową krucjatę.

Śladem Elona Muska podążył ostatnio sprzedawczyk Mark Zuckerberg. Fejsbuk i Instagram już od dawna robiły ludziom kisiel z mózgu traktując szerzenie nieprawdy jako źródło zysku. Kontrola nad mową nienawiści czy fejkami została drastycznie ograniczona - algorytmy zmodyfikowano tak, żeby ułatwić szerzenie agresywnych prawicowych treści, spiskowych bajdurzeń i dowolnych oszczerstw. A te social patomedia mają ponad trzy miliardy użytkowników.

Dodaj do tego amatorów chińskiego Tik-Toka i rosyjskiego Telegrama i już masz zasięgi o których Hitler, Stalin czy Mao mogli tylko śnić. Pompując miliardy dolarów w rozsiewanie defetyzmu i histerii udało się stworzył Reakcyjną Międzynarodówkę, której dziejowym zadaniem ma być odwrócenie biegu historii. Utopia Eurokołchozu szkodzi interesom imperialnej Rosji i amerykańskich monopoli należy więc zniszczyć jej etos. Przy okazji obrzygajmy też Wielką Brytanię.

A w ogóle to najlepiej zmieńmy mapę świata. Kanadyjczycy nie są przecież żadnym narodem, więc po im niezależne państwo? Po co Duńczykom Grenlandia? Po co Panamie Kanał Panamski? Niech Meksyk zrobi porządek z kartelami narkotykowymi, bo inaczej wjedziemy im na chatę. I tak dalej... Czy należy się z tego jeszcze śmiać czy też szykować się na totalny geopolityczny chaos? No cóż, w takich sprawach nie ma żartów. Już niejednokrotnie lekceważono "fantazję" Trumpa.

sobota, 4 stycznia 2025

LABIRYNT CZŁOWIECZEŃSTWA

 
Życie podlega ciągłej ewolucji. Celem nie jest osiągnięcie doskonałości, tylko przetrwanie na tyle długo, żeby powielić swój kod genetyczny. W zasadzie nie jest to nawet cel, lecz warunek tego procesu, bo sam proces jest losowy. Życie powstało przypadkiem w procesach chemicznych, o których możemy spekulować, aczkolwiek nikt poza chemikami za bardzo ich nie rozumie.

Pierwotna zupa, kominy hydrotermalne, związki organiczne zrzucane przez Boga Chaosu na kometach... To temat dla tęgich głów, które mają bardzo dużo czasu na analizowanie tego wszystkiego, bo są zawodowymi naukowcami. A więc wiedzą jak to wszystko może się ze sobą łączyć. Każdy klocek musi pasować do drugiego klocka, bo w przeciwnym wypadku organizm może zginąć.

Patrząc jednak wstecz ciężko nie ulec złudzeniu jakiejś "drabiny bytów", na szczycie której stać ma sam polujący na hamburgery i promocje homo sapiens. Żadna małpa nie zbudowała przecież tylu fabryk produkujących niezdrową żywność, elektrośmieci i kultowe gadżety. Porównaj takiego szczęściarza do bakterii i widzisz, że nasz bliźni jest dużo bardziej ambitny, uduchowiony i moralny.

O inteligencji nawet nie będę wspominał. Pierwotniak "myśli" tylko o tym co by tu zjeść i rozmnaża się przez masturbację. A ponieważ nie jest wybredny zjada byle gówno i nie musi konkurować z wrednymi chujami o pozycję społeczną, popularność i zasoby. Nie ugania się za spódniczkami, nie jeździ na wakacje, nie ogląda telewizji ani nie lansuje się na portalach społecznościowych. Jednym słowem jest nudnym cymbałem.


O jakże wzniosłe jest nasze nienasycenie! Ciągle chcemy więcej bo mamy duże mózgi i musimy karmić je doznaniami. Wszystko czego doznajemy jest natomiast tak bardzo emocjonujące jak kolejny odcinek osobistej telenoweli. Zwłaszcza tu, na Globalnej Północy, gdzie mamy tyle informacji, zabawek i zajęć, że już nie mamy czasu się rozmnażać. Ziemia i tak jest przeludniona, więc oddajemy się po prostu rozkoszy życia.

Przydałoby się trochę Murzynów do ciężkiej pracy, żebyśmy mogli cieszyć się własną - ciężko wywalczoną w toku wojen i rewolucji wolnością, niestety te skurwysyny nie chcą pracować w rzeźniach czy na farmach drobiu, ani nawet szorować kibli na umowach śmieciowych. Oni chcą żyć tak jak my, a najlepiej żreć mannę z nieba, pić piwko i ruchać na potęgę. Nikt nie chce być pucybutem, za to każdy milionerem.

Takie są właśnie dobrodziejstwa posiadania mocy przetwarzania szumnie zwanej intelektem. Gdybyś był zwykłą amebą pieniądze nie byłyby ci do niczego potrzebne. Ale ponieważ masz skomplikowany mózg kwestia twojego dobrostanu jest dużo bardziej skomplikowana. Możesz godzinami pieprzyć o swojej filozofii życiowej - w skrócie chodzi o to, żeby zrobić sobie dobrze używając do tego innych ludzi, a ostatnio też urządzeń elektronicznych.

Mózg rozrastał się w odpowiedzi na wyzwania środowiskowe stojące przed afrykańskimi małpoludami. Życie ma to do siebie, że powiela się dosyć nieprecyzyjnie - gdyby nie było zmienności ciągłe mieszanie genów prowadzić musiałoby do uśrednienia cech, ale dryf genetyczny generuje "nowości" testowane w ewolucyjnych "wąskich gardłach". W pewnym momencie posiadanie plastycznego i kreatywnego mózgu okazało się boskim zrządzeniem losu.

Mózg taki nie pojawił się jednak w ciągu jednego pokolenia. Mutacje stopniowo modyfikują istniejący stan organizmu, więc tkwi w nas cała nasza zwierzęca historia. Ale teraz możemy pofolgować swej naturze konsumując góry tłuszczu, cukru i soli, sprośnych obrazków, używek i rozrywek, otaczając się zdobywanymi w pocie czoła symbolami upragnionego statusu. A w chwilach gdy nie spijamy całej tej przemysłowej śmietanki możemy nawet moralizować.


A zatem niepotrzebny nam już jest jeszcze większy mózg. Mechanizm zwany DOBOREM STABILIZUJĄCYM eliminuje osobników o skrajnych wartościach danej cechy czyli w tym wypadku największych kretynów i geniuszy. Megamózg byłby po prostu zbyt kosztowny biologicznie i utrudniał przetrwanie. Zresztą i tak myślenie prowadzić może do dosyć ponurych wniosków, chyba że masz poczucie humoru i nie bierzesz tego wszystkiego na serio.

Ten cały kit który nam wciskają to po prostu kpina. Gdy już sobie uświadomisz, że twoje anonimowe życie nie ma żadnego znaczenia możesz poświęcić się za jakąś wydumaną sprawę ginąc w samobójczym zamachu terrorystycznym. Wszyscy i tak uznają cię za kolejnego świra, ale przynajmniej poczujesz się panem życia lub śmierci. Nasze mózgi ciągle kombinują jak budować kolejne iluzje i nie oszaleć w tym wyścigu szczurów.  Nie możesz wycofać się z tej gry, bo masz zasrane marzenia.

Mózg rozwiązuje problemy, ale jednocześnie generuje serię dodatkowych problemów. I tyle w temacie, bo może i zmaganie się z wyzwaniami daje nam pewnego rodzaju satysfakcję, lecz chuj z tego wyniknie bo wyciągniemy kopyta. Ale dzięki temu że musimy się ze sobą dogadywać, wyselekcjonowaliśmy z puli genowej najbardziej ludzkich osobników. Jednym słowem mogło być gorzej. Chwała twojej nieposkromionej fantazji, walcząca z nonsensem bezimienna maso.