Niestety permanentny brak czasu uniemożliwił mi w tym tygodniu obcowanie ze sztuką, nauką i filozofią. Pozostały tylko strzępki informacji z życia bieżącego czyli przegląd stron internetowych w telefonie, wiadomości w radiu i tym podobne medialne popłuczyny jakiejś odległej rzeczywistości, która jednak określi los każdego goniącego za chlebem niewolnika systemu. Połowa z nich i tak machnie na to ręką.
Niektórzy dostali podwyżkę płacy minimalnej, a innym po prostu obcięto premię uznaniową, żeby nie zwiększać kosztów. Więc świetlane wizje rozwoju o których mówi Donald Tusk niekoniecznie monetyzują się w kieszeniach ukochanych rodaków. Pozostaje zatem ekscytować się kłótniami tych wszystkich pajaców, obserwować wydarzenia światowe czy też celebrytów, influencerów, sportowców lub gołe dupy.
Środek przekazu niekiedy nie jest nawet pasem transmisyjnym, lecz wtłaczanym w nasze głowy syntetycznym produktem. A tego typu iluzja potrafi wręcz kreować rzeczywistość. Dlatego konieczne jest kontrolowanie źródeł informacji - każdy może wtedy sprzedawać swoją prawdę. Tylko nie szary człowiek którego nikt nie chce słuchać, bo nikt go nie zna. Ważny jest w swojej masie, lecz nie jako zazdrosne, ambitne i przemądrzałe indywiduum. Staje się więc trollem populizmu, a moderatorzy kierują jego gniew przeciwko zgniłym elitom.
Umarł król, niech żyje król. Można być przecież obrzydliwie bogatym, a jednocześnie nie lubić ciot, ciapatych, ekologów, szczepionek i Ukraińców. Nacjonalistyczna międzynarodówka to paradoksalna hybryda, ale jednoczą ją interesy finansowe co bardziej bojowych antysystemowców. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych J. D. Vance przebąkiwał coś ostatnio o wycofaniu amerykańskich wojsk z Niemiec, jeśli Szwaby nie zapewnią wolności słowa, czyli zgody na mowę nienawiści. Dajmy neonazistom prawo maszerować z pochodniami i swastykami, aby nikt nigdy nie palił już książek.
Na podwaszyngtońskim zlocie "konserwatystów" wtórował mu nasz ukochany Morawiecki. Zatroskany losem kraju polski milioner przestrzegał ideologicznych braci z całego świata przed Brukselą, imigrantami i współpracą Europy z... Rosją i Chinami. Przemawiał też doradca Trumpa Steve Bannon, a na zakończenie wykonał bezceremonialnie faszystowski salut. Elon Musk wymachiwał zaś piłą łańcuchową, którą sprezentował mu Javier Milei - miał być to symbol cięć budżetowych wiodących do odchudzenia administracji.
Jak to się ma do pisowskiego socjalizmu, etatyzmu i Bizancjum tego nie wiem, ale widocznie nie jest to zbyt ważne. Jeśli będzie trzeba Polak będzie współpracował z prorosyjskim bratankiem, a nawet germańską alternatywą, bo największym wrogiem jest brodata kobieta z Afryki... Rodzimi "patrioci" z moralizatorów stali się nagle wielkimi realistami.
Tylko nie wiem gdzie tu realizm, jeśli gotowi są sprzedawać krajowe bezpieczeństwo w zamian możliwość lizania komuś tyłka. Sekciarska mentalność zapętla się jednak we własnym dysonansie poznawczym i tonie w swych wydzielinach informacyjnych. Uparcie szuka więc jakiejkolwiek logiki w werbalnej sraczce impulsywnego psychopaty i swojego ideologicznego idola Donalda Trumpa.
Oczywiście każdy bełkot można publicystycznie zracjonalizować, doszukując się w nim wielopiętrowych rozgrywek. Tymczasem morale i pozycja negocjacyjna Ukrainy są systematycznie podkopywane przez absurdalny słowotok opalonego starca po przeszczepie włosów. Ale integralność naszego sąsiada nie jest już "polską racją stanu" odkąd zmienił się gospodarz Białego Domu. Realistyczny jest tu tylko interes partyjny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz