Łączna liczba wyświetleń

65194

środa, 26 lutego 2025

TANGO I KESZ


 Javier Gerardo Milei, ekscentryczny prorok wolnego rynku, przeszło rok temu został wybrany prezydentem Argentyny. O dziwo nie mamił ludzi socjalną kiełbasą wyborczą, lecz zapowiadał terapię szokową przez zaciskanie pasa. Argentyńczycy byli już tak zdesperowani chronicznym kryzysem i galopującą inflacją, że postawili na libertariański eksperyment. Nikt już nie wierzył w niewydolny system.

Postulaty Milei w zakresie deregulacji i cięć budżetowych były tak radykalne, że nazwano go rynkowym anarchistą. Planując skrajne reformy przystał tym samym do antysystemowej międzynarodówki, choć w tym osobliwym konglomeracie próżno szukać wspólnego gospodarczego mianownika. Lecz facet proponuje w pakiecie też zakaz aborcji, eutanazji czy edukacji seksualnej.

Wiadomo jak takie tematy elektryzują wygłaszających tyrady ideologów... No i jest jeszcze kwestia ekologii czy szczepionek. Milei niezbyt interesuje się stanem środowiska naturalnego czy rdzennej ludności, bo ważniejsze są pieniądze. Kryzys klimatyczny nazywa "socjalistycznym kłamstwem" i rozważa sprzedaż bogatych w złoża surowców gruntów federalnych zamieszkanych przez indiańskich tubylców.


Ponieważ większość Argentyńczyków żyje w ubóstwie nie myślą o zrównoważonym rozwoju, tylko o poprawie swojej materialnej egzystencji, nawet kosztem utraty naturalnego i kulturowego dziedzictwa. I żaden nawiedzony aktywista z bogatej Północy nie będzie im wciskał swoich uduchowionych morałów. Bo Matką Ziemią można przejmować się jedynie nie mając poważniejszych bieżących problemów. A ludzie muszą zarabiać żeby godnie żyć.

Milei podobnie jak Trump wypisał swój kraj ze Światowej Organizacji Zdrowia. Jego zdaniem ta organizacja ingerowała w suwerenność Argentyny... Sam bywa zresztą nazywany "argentyńskim Trumpem", choć nie był nigdy miliarderem. Słynie jednak z agresywnych i kontrowersyjnych wypowiedzi. Był pierwszym zagranicznym politykiem który odwiedził Trumpa po wygranych wyborach w jego prywatnej rezydencji.

Jeśli zastosować bardziej swojskie porównania to najbliżej mu pewnie do Balcerowicza, tylko że jest dużo bardziej radykalny w cięciu wydatków i prywatyzowaniu czego się da. Nie ma mowy o żadnych 500 plus, trzynastych emeryturach, dopłatach do energii elektrycznej czy dodruku pieniądza. Poziom deficytu budżetowego osiągnął zero, a nawet wygenerowano nadwyżkę budżetową, co w warunkach polskich jest marzeniem ściętej głowy, zwłaszcza po okresie radosnego rozdawnictwa na kredyt.

Wbrew lansowanej u nas niedawno teorii o "pobudzaniu popytu wewnętrznego" przez wpuszczanie na rynek nowych środków, odchudzanie całej "opiekuńczej" machiny okazało się skutecznym pomysłem. Milei wyplenił tym samym biurokratycznych pasożytów czy lipnych rencistów. Ograniczył dynamikę inflacji, a to spowodowało urealnienie wynagrodzeń i obniżyło poziom ubóstwa, choć pytanie o długoterminowe skutki tej polityki nadal jest otwarte.


Entuzjaści twierdzą, że z czasem wzrost gospodarczy się ustabilizuje, a Argentyna wejdzie na ścieżkę dobrobytu. Pożyjemy, zobaczymy. W latach 90-tych Polakom wróżono rolę "tygrysów Europy". W czasie światowego kryzysu byliśmy też "zieloną wyspą". I podobno systematycznie doganiamy skolonizowane przez czarnuchów bogate kraje. Tyle że niedawno Rumunia przegoniła nas pod względem PKB na mieszkańca przy zachowaniu parytetu siły nabywczej.

Przed Argentyną więc jeszcze długa i wyboista droga... No i Milei narobił sobie smrodu promując w mediach społecznościowych nową kryptowalutę, której wartość po kilku godzinach się załamała, przez co widzący w nim wyrocznię wielbiciele stracili góry pieniędzy, ale dotyczy to tylko bogatych dupków. Uratować przed konsekwencjami może go więc poparcie społeczne. Prawdopodobnie było to oszustwo polegające na wycofaniu się twórców projektu po osiągnięciu maksymalnych zysków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz