Język to nasze narzędzie do porozumiewania się. Pełni jednak też inne funkcje. Przede wszystkim integruje członków wspólnoty językowej. Na najniższym poziomie rozmowy uwalniają endorfiny, a to cementuje więź pomiędzy "znajomymi". Na najwyższym zaś buduje kulturową narrację, a ta pozwala harmonizować społeczeństwa.
Pojęcia umożliwiają reprezentowanie w mózgu podobnych stanów, co prowadzi do wzajemnego zrozumienia. Niestety stany te czasami się różnią, co wiedzie do niejasności. Dlatego też w języku kluczowa jest interpretacja. Jeśli nie zgadzamy się co do znaczenia pojęć, no to możemy gadać w nieskończoność i nie poczynić żadnych ustaleń.
Ostatnio zaczynamy się kłócić o pojęcia tak podstawowe jak demokracja. Czasami może być to tyrania większości w której mniejszości zostaną zniewolone. Bądź co bądź aż po dzień rewolucji informacyjnej demokracje były moderowane przez oficjalne media. Dzisiaj nie ma już żadnych barier dla demagogii, a nawet jest ona wzmacniana przez niezrozumiałe dla nikogo algorytmy.
Zdegenerowana gospodarczo i cywilizacyjnie Rosja okazała się największym beneficjentem tej "wolności słowa", specjalizując się w internetowej dezinformacji. Wyprane mózgi Amerykanów, lecz też wielu Europejczyków i Polaków, zamknęły się w bańkach informacyjnych i histerycznie reagują na każdą próbę kwestionowania ich napędzających się w sieci stanów emocjonalnych.
Jeśli ktoś chciał przejąć władzę nad światem był to genialny plan: stworzyć źródło wszelkiej wiedzy, której nikt nie będzie weryfikował, abyś mógł swobodnie wybierać "prawdę". Naiwny pogląd na informację głosi, że im więcej jej mamy tym bardzie zbliżamy się do prawdy. Niestety najbardziej wierzymy w to co chcemy uwierzyć.
A najlepsza jest zawsze bajka o zgniłych elitach i czystym ludzie. Podlej to jeszcze patriotycznym sosem i jakimiś "świętościami", "wartościami", "tradycjami", i już masz wojnę o charakterze wręcz moralnym. W zasadzie stworzono już swego rodzaju ekosystem informacyjny, uwiarygadniający się przez wzajemne polecenia, polubienia i linki, a także pożytecznych idiotów karmiących trolli jako równoprawnych uczestników dyskursu.
Problem z uczciwością jest taki, że przewagę zyskuje ten kto postępuje nieuczciwie. Dotyczy to również prawdomówności. Oczywiście człowiek w toku ewolucji wykształcił różne mechanizmy "kary moralnej" wobec łamiących reguły gry - w istocie "karanie innych za grzechy" jest nawet przyjemne. Tyle że jest to również motorem hejtu, linczu, wykluczenia. Coraz trudniej odróżnić prawdę od rzeczywistości.
Do pracy zaangażowano sztuczną inteligencję, a ta wygeneruje nam dowolny obraz czy film. Nie mówiąc już o tym, że często wystarczy zwykły ciąg liter odpowiednio wpisujący się w nasze lęki i nadzieje. Kłamstwo jest tym skuteczniejsze, im bardziej pomieszane z prawdą albo informacją neutralną. Ciężko nam rozbierać przekaz na czynniki pierwsze - obcując z nim niejako go "trawimy", a następnie powielamy i wzmacniamy.
Co więcej do wpływowych influencerów, youtuberów, blogerów czy nawet celebrytów trafiają sowite łapówki, a wobec takich pokus nasze heroiczne "autorytety" często są bezsilne. Rekordzista ze Stanów Zjednoczonych miał otrzymywać ponad 400 tysięcy dolarów miesięcznie. Jeśli frajer posiada rzeszę obserwujących i tak jest to dosyć tani sposób na propagowanie kremlowskich opowieści. Nie mówiąc już o setkach tendencyjnych blogów czy fejkowych witryn.
Nadchodzi era ignorancji - mędrcy z internetu są bardziej sugestywni od lekarzy, klimatologów, hydrologów, czy innych naukowców posługujących się niezrozumiałym żargonem. Podczas niedawnych wyborów w Niemczech zidentyfikowano ponad sto fałszywych stron podszywających się pod popularne media, a w rzeczywistości promujących AfD i podsycających antyimigranckie nastroje.
Rozpowszechniano choćby plotki o sprowadzeniu do kraju dwóch milionów kenijskich pracowników, skandalach korupcyjnych czy zaburzeniach psychicznych kandydatów rządzących partii. Straszono falą terroryzmu czy upadkiem gospodarczym. Niemcy mają rzekomo być ofiarami swych europejskich partnerów, co brzmi zresztą dosyć swojsko... Skrajnie prawicowa partia osiągnęła swój najlepszy wynik w historii.
Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych już w zasadzie zmienił narrację na rosyjską, a karmiony internetowymi bajkami lud republikański przeszedł nad tym do porządku dziennego. To Ukraina sprowokowała wojnę, więc niech teraz zapłaci za pomoc i spierdala. Co szczególnie głupie także u nas coraz więcej idiotów przyklaskuje takim rozwiązaniom. Więcej mówi się o "winie Europy" niż amerykańskiej zdradzie.
Do znudzenia przypomina się o wysyłaniu kasków, budowie gazociągu czy niedozbrojeniu europejskich państw, chociaż to Europa sfinansowała 60% pomocy dla Ukrainy. A tak dla ścisłości resztę przysłał Wujek Biden, a Trump nie wysupłał na to złamanego grosza. Nawet biorąc pod uwagę wszystkie błędy i niewydolność Europy, czas już obudzić się z ręką w nocniku. Kwestie środkowo-wschodniej części Starego Kontynentu stają się w nowej amerykańskiej optyce zupełnie marginalne.