Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 lutego 2025

NOWOMOWA


Język to nasze narzędzie do porozumiewania się. Pełni jednak też inne funkcje. Przede wszystkim integruje członków wspólnoty językowej. Na najniższym poziomie rozmowy uwalniają endorfiny, a to cementuje więź pomiędzy "znajomymi". Na najwyższym zaś buduje kulturową narrację, a ta pozwala harmonizować społeczeństwa.

Pojęcia umożliwiają reprezentowanie w mózgu podobnych stanów, co prowadzi do wzajemnego zrozumienia. Niestety stany te czasami się różnią, co wiedzie do niejasności. Dlatego też w języku kluczowa jest interpretacja. Jeśli nie zgadzamy się co do znaczenia pojęć, no to możemy gadać w nieskończoność i nie poczynić żadnych ustaleń.

Ostatnio zaczynamy się kłócić o pojęcia tak podstawowe jak demokracja. Czasami może być to tyrania większości w której mniejszości zostaną zniewolone. Bądź co bądź aż po dzień rewolucji informacyjnej demokracje były moderowane przez oficjalne media. Dzisiaj nie ma już żadnych barier dla demagogii, a nawet jest ona wzmacniana przez niezrozumiałe dla nikogo algorytmy.

Zdegenerowana gospodarczo i cywilizacyjnie Rosja okazała się największym beneficjentem tej "wolności słowa", specjalizując się w internetowej dezinformacji. Wyprane mózgi Amerykanów, lecz też wielu Europejczyków i Polaków, zamknęły się w bańkach informacyjnych i histerycznie reagują na każdą próbę kwestionowania ich napędzających się w sieci stanów emocjonalnych.

Jeśli ktoś chciał przejąć władzę nad światem był to genialny plan: stworzyć źródło wszelkiej wiedzy, której nikt nie będzie weryfikował, abyś mógł swobodnie wybierać "prawdę". Naiwny pogląd na informację głosi, że im więcej jej mamy tym bardzie zbliżamy się do prawdy. Niestety najbardziej wierzymy w to co chcemy uwierzyć.

A najlepsza jest zawsze bajka o zgniłych elitach i czystym ludzie. Podlej to jeszcze patriotycznym sosem i jakimiś "świętościami", "wartościami", "tradycjami", i już masz wojnę o charakterze wręcz moralnym. W zasadzie stworzono już swego rodzaju ekosystem informacyjny, uwiarygadniający się przez wzajemne polecenia, polubienia i linki, a także pożytecznych idiotów karmiących trolli jako równoprawnych uczestników dyskursu.

Problem z uczciwością jest taki, że przewagę zyskuje ten kto postępuje nieuczciwie. Dotyczy to również prawdomówności. Oczywiście człowiek w toku ewolucji wykształcił różne mechanizmy "kary moralnej" wobec łamiących reguły gry - w istocie "karanie innych za grzechy" jest nawet przyjemne. Tyle że jest to również motorem hejtu, linczu, wykluczenia. Coraz trudniej odróżnić prawdę od rzeczywistości.

Do pracy zaangażowano sztuczną inteligencję, a ta wygeneruje nam dowolny obraz czy film. Nie mówiąc już o tym, że często wystarczy zwykły ciąg liter odpowiednio wpisujący się w nasze lęki i nadzieje. Kłamstwo jest tym skuteczniejsze, im bardziej pomieszane z prawdą albo informacją neutralną. Ciężko nam rozbierać przekaz na czynniki pierwsze - obcując z nim  niejako go "trawimy", a następnie powielamy i wzmacniamy.

Co więcej do wpływowych influencerów, youtuberów, blogerów czy nawet celebrytów trafiają sowite łapówki, a wobec takich pokus nasze heroiczne "autorytety" często są bezsilne. Rekordzista ze Stanów Zjednoczonych miał otrzymywać ponad 400 tysięcy dolarów miesięcznie. Jeśli frajer posiada rzeszę obserwujących i tak jest to dosyć tani sposób na propagowanie kremlowskich opowieści. Nie mówiąc już o setkach tendencyjnych blogów czy fejkowych witryn.

Nadchodzi era ignorancji - mędrcy z internetu są bardziej sugestywni od lekarzy, klimatologów, hydrologów, czy innych naukowców posługujących się niezrozumiałym żargonem. Podczas niedawnych wyborów w Niemczech zidentyfikowano ponad sto fałszywych stron podszywających się pod popularne media, a w rzeczywistości promujących AfD i podsycających antyimigranckie nastroje.


Rozpowszechniano choćby plotki o sprowadzeniu do kraju dwóch milionów kenijskich pracowników, skandalach korupcyjnych czy zaburzeniach psychicznych kandydatów rządzących partii. Straszono falą terroryzmu czy upadkiem gospodarczym. Niemcy mają rzekomo być ofiarami swych europejskich partnerów, co brzmi zresztą dosyć swojsko... Skrajnie prawicowa partia osiągnęła swój najlepszy wynik w historii.

Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych już w zasadzie zmienił narrację na rosyjską, a karmiony internetowymi bajkami lud republikański przeszedł nad tym do porządku dziennego. To Ukraina sprowokowała wojnę, więc niech teraz zapłaci za pomoc i spierdala. Co szczególnie głupie także u nas coraz więcej idiotów przyklaskuje takim rozwiązaniom. Więcej mówi się o "winie Europy" niż amerykańskiej zdradzie.

Do znudzenia przypomina się o wysyłaniu kasków, budowie gazociągu czy niedozbrojeniu europejskich państw, chociaż to Europa sfinansowała 60% pomocy dla Ukrainy. A tak dla ścisłości resztę przysłał Wujek Biden, a Trump nie wysupłał na to złamanego grosza. Nawet biorąc pod uwagę wszystkie błędy i niewydolność Europy, czas już obudzić się z ręką w nocniku. Kwestie środkowo-wschodniej części Starego Kontynentu stają się w nowej amerykańskiej optyce zupełnie marginalne.

środa, 26 lutego 2025

TANGO I KESZ


 Javier Gerardo Milei, ekscentryczny prorok wolnego rynku, przeszło rok temu został wybrany prezydentem Argentyny. O dziwo nie mamił ludzi socjalną kiełbasą wyborczą, lecz zapowiadał terapię szokową przez zaciskanie pasa. Argentyńczycy byli już tak zdesperowani chronicznym kryzysem i galopującą inflacją, że postawili na libertariański eksperyment. Nikt już nie wierzył w niewydolny system.

Postulaty Milei w zakresie deregulacji i cięć budżetowych były tak radykalne, że nazwano go rynkowym anarchistą. Planując skrajne reformy przystał tym samym do antysystemowej międzynarodówki, choć w tym osobliwym konglomeracie próżno szukać wspólnego gospodarczego mianownika. Lecz facet proponuje w pakiecie też zakaz aborcji, eutanazji czy edukacji seksualnej.

Wiadomo jak takie tematy elektryzują wygłaszających tyrady ideologów... No i jest jeszcze kwestia ekologii czy szczepionek. Milei niezbyt interesuje się stanem środowiska naturalnego czy rdzennej ludności, bo ważniejsze są pieniądze. Kryzys klimatyczny nazywa "socjalistycznym kłamstwem" i rozważa sprzedaż bogatych w złoża surowców gruntów federalnych zamieszkanych przez indiańskich tubylców.


Ponieważ większość Argentyńczyków żyje w ubóstwie nie myślą o zrównoważonym rozwoju, tylko o poprawie swojej materialnej egzystencji, nawet kosztem utraty naturalnego i kulturowego dziedzictwa. I żaden nawiedzony aktywista z bogatej Północy nie będzie im wciskał swoich uduchowionych morałów. Bo Matką Ziemią można przejmować się jedynie nie mając poważniejszych bieżących problemów. A ludzie muszą zarabiać żeby godnie żyć.

Milei podobnie jak Trump wypisał swój kraj ze Światowej Organizacji Zdrowia. Jego zdaniem ta organizacja ingerowała w suwerenność Argentyny... Sam bywa zresztą nazywany "argentyńskim Trumpem", choć nie był nigdy miliarderem. Słynie jednak z agresywnych i kontrowersyjnych wypowiedzi. Był pierwszym zagranicznym politykiem który odwiedził Trumpa po wygranych wyborach w jego prywatnej rezydencji.

Jeśli zastosować bardziej swojskie porównania to najbliżej mu pewnie do Balcerowicza, tylko że jest dużo bardziej radykalny w cięciu wydatków i prywatyzowaniu czego się da. Nie ma mowy o żadnych 500 plus, trzynastych emeryturach, dopłatach do energii elektrycznej czy dodruku pieniądza. Poziom deficytu budżetowego osiągnął zero, a nawet wygenerowano nadwyżkę budżetową, co w warunkach polskich jest marzeniem ściętej głowy, zwłaszcza po okresie radosnego rozdawnictwa na kredyt.

Wbrew lansowanej u nas niedawno teorii o "pobudzaniu popytu wewnętrznego" przez wpuszczanie na rynek nowych środków, odchudzanie całej "opiekuńczej" machiny okazało się skutecznym pomysłem. Milei wyplenił tym samym biurokratycznych pasożytów czy lipnych rencistów. Ograniczył dynamikę inflacji, a to spowodowało urealnienie wynagrodzeń i obniżyło poziom ubóstwa, choć pytanie o długoterminowe skutki tej polityki nadal jest otwarte.


Entuzjaści twierdzą, że z czasem wzrost gospodarczy się ustabilizuje, a Argentyna wejdzie na ścieżkę dobrobytu. Pożyjemy, zobaczymy. W latach 90-tych Polakom wróżono rolę "tygrysów Europy". W czasie światowego kryzysu byliśmy też "zieloną wyspą". I podobno systematycznie doganiamy skolonizowane przez czarnuchów bogate kraje. Tyle że niedawno Rumunia przegoniła nas pod względem PKB na mieszkańca przy zachowaniu parytetu siły nabywczej.

Przed Argentyną więc jeszcze długa i wyboista droga... No i Milei narobił sobie smrodu promując w mediach społecznościowych nową kryptowalutę, której wartość po kilku godzinach się załamała, przez co widzący w nim wyrocznię wielbiciele stracili góry pieniędzy, ale dotyczy to tylko bogatych dupków. Uratować przed konsekwencjami może go więc poparcie społeczne. Prawdopodobnie było to oszustwo polegające na wycofaniu się twórców projektu po osiągnięciu maksymalnych zysków.

wtorek, 25 lutego 2025

WIELKI PRZYJACIEL

 
Andrzej Duda poleciał za ocean gdzie zrobił z siebie idiotę i upokorzył Polskę. Czekał godzinę, rozmawiał dziesięć minut, a w zasadzie szczerzył się, łasił, pozował do zdjęć, kiwał głową i coś tam wybełkotał o bezpieczeństwie i energii atomowej. Cesarz Trump łaskawie potwierdził silny jak nigdy i tak dalej sojusz kowbojsko-sarmacki, a przy okazji nazwał nieszczęśnika swoim wielkim bratem.

Prezydent buraczanej - bo przecież w Europie Wschodniej nie ma bananów - republiki, tak się rozpromienił, że omal nie dostał ataku padaczki. W każdym bądź razie jelita mu się z pewnością po tej ekstazie udrożniły. Na twarzy ujawniło się bezgraniczne podniecenie - wyglądał jak pies merdający ogonem, zaczął się ślinić, emocje odebrały mu godność. Ale najważniejsze, że zdążył przed Macronem i Starmerem.

Te zachodnioeuropejskie świnie może i będą podejmowane w Białym Domu z orkiestrą, dywanem i nawet jakimś hamburgerem przyniesionym na srebrnej misie, lecz Andrzej jako pierwszy rozmawiał z samym Bogiem. Mógł oczywiście porozmawiać przez telefon, ale ciężko się do Trumpa ostatnio dodzwonić, a poza tym było to wydarzenie medialne. W dzisiejszych czasach liczy się obrazek, a nie rozmowa.

Niestety obrazek wypadł dosyć blado. W nowym układzie sił Polska staje się piątym kołem u wozu. O ile Bidenowi chciało się jakkolwiek pomagać Ukrainie, byliśmy wielkim hubem przez który przetaczało się całe amerykańskie żelastwo. Co niektórzy zaczęli snuć jakieś wizje o wielkiej roli jaką mamy do odegrania w Europie, o międzymorzu i tym podobnych dyrdymałach, lecz ostatecznie wyszło jak zwykle.


Oddaliśmy w tej słusznej sprawie moralne przysługi, lecz zmieniła się sytuacja i teraz możemy jedynie potakiwać wielkim tego świata. Absurdem jest twierdzenie, że z Ameryką łączą nas jakieś specjalne relacje, a gwarancje bezpieczeństwa są rytualnym pustosłowiem. Ufać komuś takiemu jak Trump może tylko zdesperowany kretyn. Duda dostał instrukcje żeby zmienić ton i już przyznaje, że odebrałby telefon od Putina. Wielki wojownik zaczął srać ze strachu.

Lubimy ujadać schowani za cudzymi plecami, a teraz nie ma się za kim chować. Zaczynamy więc piszczeć, miotać się, wdzięczyć i nerwowo błagać o litość. Ale litość to kiepska waluta, więc wraca kwestia amerykańskich interesów w Polsce. Będziemy więc na różne zakamuflowane sposoby płacić haracz za ochronę, w nadziei że jeden wielki boss powie drugiemu, że to jego teren.

Oczywiście nie ma innego wyjścia. Tylko cynik może przetrwać we współczesnym geopolitycznym szambie. Ciężko powiedzieć co zrobiłaby Kamala Harris, choć raczej dozowała by militarną kroplówkę i grała na osłabienie Rosji. Lepsza taka pomoc niż żadna, ale z powodów ideologicznych i powiązań międzynarodówki partyjnej wyhodowaliśmy w kraju plemię szkodników, bardziej skoncentrowanych na swej maskaradzie niż interesach narodu, ludu, populacji czy jak tam zwał.

piątek, 21 lutego 2025

MASAKRA PIŁĄ MECHANICZNĄ

 
Niestety permanentny brak czasu uniemożliwił mi w tym tygodniu obcowanie ze sztuką, nauką i filozofią. Pozostały tylko strzępki informacji z życia bieżącego czyli przegląd stron internetowych w telefonie, wiadomości w radiu i tym podobne medialne popłuczyny jakiejś odległej rzeczywistości, która jednak określi los każdego goniącego za chlebem niewolnika systemu. Połowa z nich i tak machnie na to ręką.

Niektórzy dostali podwyżkę płacy minimalnej, a innym po prostu obcięto premię uznaniową, żeby nie zwiększać kosztów. Więc świetlane wizje rozwoju o których mówi Donald Tusk niekoniecznie monetyzują się w kieszeniach ukochanych rodaków. Pozostaje zatem ekscytować się kłótniami tych wszystkich pajaców, obserwować wydarzenia światowe czy też celebrytów, influencerów, sportowców lub gołe dupy.

Środek przekazu niekiedy nie jest nawet pasem transmisyjnym, lecz wtłaczanym w nasze głowy syntetycznym produktem. A tego typu iluzja potrafi wręcz kreować rzeczywistość. Dlatego konieczne jest kontrolowanie źródeł informacji - każdy może wtedy sprzedawać swoją prawdę. Tylko nie szary człowiek którego nikt nie chce słuchać, bo nikt go nie zna. Ważny jest w swojej masie, lecz nie jako zazdrosne, ambitne i przemądrzałe indywiduum. Staje się więc trollem populizmu, a moderatorzy kierują jego gniew przeciwko zgniłym elitom.

Umarł król, niech żyje król. Można być przecież obrzydliwie bogatym, a jednocześnie nie lubić ciot, ciapatych, ekologów, szczepionek i Ukraińców. Nacjonalistyczna międzynarodówka to paradoksalna hybryda, ale jednoczą ją interesy finansowe co bardziej bojowych antysystemowców. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych J. D. Vance przebąkiwał coś ostatnio o wycofaniu amerykańskich wojsk z Niemiec, jeśli Szwaby nie zapewnią wolności słowa, czyli zgody na mowę nienawiści. Dajmy neonazistom prawo maszerować z pochodniami i swastykami, aby nikt nigdy nie palił już książek.


Na podwaszyngtońskim zlocie "konserwatystów" wtórował mu nasz ukochany Morawiecki. Zatroskany losem kraju polski milioner przestrzegał ideologicznych braci z całego świata przed Brukselą, imigrantami i współpracą Europy z... Rosją i Chinami. Przemawiał też doradca Trumpa Steve Bannon, a na zakończenie wykonał bezceremonialnie faszystowski salut. Elon Musk wymachiwał zaś piłą łańcuchową, którą sprezentował mu Javier Milei - miał być to symbol cięć budżetowych wiodących do odchudzenia administracji.

Jak to się ma do pisowskiego socjalizmu, etatyzmu i Bizancjum tego nie wiem, ale widocznie nie jest to zbyt ważne. Jeśli będzie trzeba Polak będzie współpracował z prorosyjskim bratankiem, a nawet germańską alternatywą, bo największym wrogiem jest brodata kobieta z Afryki... Rodzimi "patrioci" z moralizatorów stali się nagle wielkimi realistami.

Tylko nie wiem gdzie tu realizm, jeśli gotowi są sprzedawać krajowe bezpieczeństwo w zamian możliwość lizania komuś tyłka. Sekciarska mentalność zapętla się jednak we własnym dysonansie poznawczym i tonie w swych wydzielinach informacyjnych. Uparcie szuka więc jakiejkolwiek logiki w werbalnej sraczce impulsywnego psychopaty i swojego ideologicznego idola Donalda Trumpa. 

Oczywiście każdy bełkot można publicystycznie zracjonalizować, doszukując się w nim wielopiętrowych rozgrywek. Tymczasem morale i pozycja negocjacyjna Ukrainy są systematycznie podkopywane przez absurdalny słowotok opalonego starca po przeszczepie włosów. Ale integralność naszego sąsiada nie jest już "polską racją stanu" odkąd zmienił się gospodarz Białego Domu. Realistyczny jest tu tylko interes partyjny.

piątek, 14 lutego 2025

POLITYKA REALISTYCZNA

 
Donald Trump postanowił dogadać się z Putinem ponad głowami Europejczyków, nie pytając nawet Ukraińców o zdanie. Na Europejską Konferencję Bezpieczeństwa  wysłał swojego bezczelnego wiceprezydenta, który wystawił krwawiącemu "sojusznikowi" rachunek za pomoc udzieloną przez administrację Demokratów.

Ukraińcy mieli się zrzec połowy swoich złóż metali rzadkich w ramach samej tylko wdzięczności. Wygląda więc na to, że Wuj Sam postanowił na pożegnanie ich wydoić, a potem przehandlować w zamian za Nowy Światowy Porządek. Skoro system się sypie można zrobić drugą Jałtę i trochę przemeblować strefy wpływów. O żadnych gwarancjach bezpieczeństwa nie ma już mowy.

Ale czego tu się bać? Przecież nie Rosji ani Chin. Największym zagrożeniem dla Europy jest porzucenie demokratycznych wartości. To właśnie obwieścił nam J. D. Vance, pozycjonując się jako reprezentant międzynarodowego obozu reakcjonistów. Zresztą już dawno mówili o tym różni eurosceptycy, z naszymi krajowymi włącznie.

Ludzie są głupi, lecz właśnie dlatego powinni sami decydować. Nie można blokować rosyjskich trolli, bo najważniejsza jest wolność słowa. Kiedyś był taki sport - Wolna Amerykanka. Dzisiaj nazwać to można Politycznym Wrestlingiem. Nie dość że wszystkie chwyty są dozwolone, to jeszcze pod płaszczykiem teatralnej błazenady. Właśnie rozpoczęło się strojenie groźnych min.

Wojna to europejski problem, a lud amerykański ma swoje problemy, więc radźcie sobie sami. Możecie prowadzić wojnę dalej, jednak już własnym kosztem. Tego typu "egoizm" można by jeszcze zrozumieć. Tyle że to uproszczenie sprawy. Przekaz Republikanów zaczyna się już wpisywać w hybrydową rosyjską narrację i wspierać faszyzujące sekty w Europie.

A po drugie przypomnijmy, że degradacja militarna Ukrainy rozpoczęła się od zablokowania w kluczowym momencie amerykańskiej pomocy przez republikańskich kongresmenów. Teraz zaś ratują Putina przed gospodarczą katastrofą, w której niechybnie pogrążyłby Rosję, kontynuując wojnę z wyposażonym w amerykańskie zabawki przeciwnikiem. Przypadek? Nie sądzę.

Trump ma u Putina dług wdzięczności, gdyż to rosyjska dezinformacja pozwoliła wyhodować w Stanach Zjednoczonych spiskowy sojusz ludowo-oligarchiczny, osadzając go na tronie. Pieprzenie o jakichś "demokratycznych wartościach" to po prostu arogancki chwyt retoryczny. Alternatywna prawica domaga się po prostu prawa do swobodnego ogłupiania ludzi, co w swojej pompatycznej opowieści nazywa wolnością.


Trump nie mógł przybyć do Monachium osobiście, gdyż jest bardzo zajęty. Jedną z jego ostatnich decyzji jest likwidacja departamentu edukacji - jego zdaniem resort jest "zinfiltrowany przez radykałów, fanatyków i marksistów". Rosną obawy, że znacząco zakłóci to działanie amerykańskiej oświaty, ale może o to właśnie chodzi. Trzeba rozmontować merytokratyczne struktury i uczyć ludzi nowej prawdy.

Dzisiaj o wszystkim sam możesz wyrobić sobie zdanie tonąc w gąszczu absurdalnych informacji produkowanych masowo i chałupniczo. Działa to jak stare dobre plotki - im bardziej sensacyjne tym bardziej warte powtórzenia. Jeden powtarza po drugim, choć nie wiadomo do końca z jakiego źródła wypływa ta ezoteryczna wiedza. Daj ludziom całkowitą wolność a zgłupieją do reszty.

Taki właśnie projekt wydaje się realizować gigantyczne KONSORCJUM CYFROWE. Naiwnością jest wiara, że światowi oligarchowie chcą dogodzić sile roboczej, ale kapitał potrafi zdziałać cuda jeśli chodzi o public relation. Nadziany spekulant zwykle kreuje wizerunek idealisty, filantropa, patrioty czy wizjonera. Lecz już jego status pokazuje na czym naprawdę mu zależy - akumulacja kapitału kłóci się z jego redystrybucją.

Przecież cały ten cyfrowy MATRIX powstał żeby nas uzależnić czyli zniewolić. Mówią o tym skruszeni psycholodzy i behawioryści z Doliny Krzemowej. Ale czy człowiek pracy był kiedykolwiek wolny? To szersze zagadnienie. Sądzę jednak, że obecne przetasowania geopolityczne, będą miały na przyszłość naszej populacji o wiele większy wpływ niż jakikolwiek nowy podatek, podwyżka płacy minimalnej, religia, mundial, czy tym podobne duperele.

Lecz cóż nam pozostaje? Musimy brać zapewnienia o silnym jak nigdy wcześniej sojuszu polsko-amerykańskim za dobrą monetę, bo nie mamy innego wyjścia, choć to tylko kurtuazyjny bełkot. Amerykanie właśnie pokazują swój cyniczny pragmatyzm i transakcyjny realizm. Tradycyjnie pozostaje nam klepanie po plecach - nauczyliśmy się już dumnej mowy ciała, lecz między wierszami błagamy o protekcję.

piątek, 7 lutego 2025

CELNICY I GRZESZNICY

Donaldowi Trumpowi zamarzyła się bostońska herbatka i wojny opiumowe. Raz mówił o gospodarce, a raz o fentanylu. Jego argumentacja zwykle bywa pokrętna, więc ciężko powiedzieć o co mu chodzi. Niektórzy widzą w tym przebłysk geniuszu negocjacyjnego. Zwłaszcza prawoskrętni publicyści, którzy nawet gówno przerobią na złoto. Możliwe jednak, że to tak zwana strategia szaleńca lub po prostu impulsywny wyskok.

Prezydent USA postanowił nałożyć cła na Kanadę, Meksyk i Chiny. Ale na rynku wybuchła panika, biznes zaczął kręcić nosem, ekonomiści pukali się w czoło... Więc w zamian za deklaracje zintensyfikowanej ochrony granic Trump zaczął się okrakiem z tego wycofywać, przynajmniej jeśli chodzi o swoich sąsiadów. Bo z Chinami to my jeszcze pogadamy... Za dużo produkują, za dużo eksportują, za dużo konkurują...

Jeśli coś jest zasłoną dymną, to nie chodzi tu bynajmniej o narkotyki, tylko zrównoważenie relacji handlowych z Żółtymi Komuchami. Bo niestety rozwój chińskiej gospodarki przekłada się na imperialne ambicje. Tyle że to już polityka, a rynki Chin i Ameryki są ze sobą mocno powiązane. Ewentualna wojna handlowa będzie więc pauperyzować amerykańskich robotników i konsumentów, a szczególnie elektorat zgrzybiałego playboya.

Możliwe że skończy się na bezowocnej wymianie ciosów, bo raczej nie posądzałbym chińskich władz o nadmierną troskę o swoich obywateli, ani chęć podporządkowania się trumpowskim wizjom. Co jeszcze gorsze Trump grozi też paluszkiem Europie, choć nie wiadomo czego się od nas domaga. Pewnie będziemy musieli brać więcej ropy, gazu i jakiegoś szmelcu. Ukraina musi mu dać rzadkie minerały. Już widać, że nie będzie to prezydentura zbyt koncyliacyjna.

Niektórym się to podoba, bo według nich tak się zachowuje prawdziwy twardziel, choć mi przypomina bardziej słonia w składzie porcelany. Otóż Cesarz ostatnio chlapnął, że należy wysiedlić Palestyńczyków ze Strefy Gazy i zbudować tam Nowy Dubaj czy jakąś Riwierę Bliskiego Wschodu. Pomysł zupełnie niedyplomatyczny, a wręcz makabryczny, biorąc pod uwagę ile krwi wsiąkło ostatnio w tą udręczoną ziemię... Ale kwestie humanitarne nie są mocną stroną faszystów.


Co jeszcze śmieszniejsze Trump nałożył sankcje na Międzynarodowy Trybunał Karny, za to że ośmielił się ścigać premiera Izraela Benjamina Netanjahu za zbrodnie wojenne. Sankcje nałożone mają być też na każdy kraj, który ośmieliłby się aresztować tego syjonistycznego mordercę. Trump podważył tym samym sens działania całego międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości, ale kogo obchodzi sprawiedliwość. Tusk musiał już odszczekać, że respektuje ten nakaz aresztowania.

W razie czego Netanjahu będzie w Polsce bezpieczny, o ile nie napatoczy się na strażaka Grzegorza Brauna. Czuwać będzie nad tym nowy ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, pan Thomas Rose. Facet co prawda nie hoduje pejsów, ale za to lubi chodzić w jarmułce, bo zabezpiecza to jego mózg przed skutkami promieniowania ultrafioletowego. Co gorsze nie będzie go można z tego powodu krytykować, żeby nie zostać posądzonym o antysemityzm.

Lud pisowski, który od lat lubi wypisywać w internetach różne elaboraty o żydokomunie, i tak pogrąży się w wiernopoddańczej euforii, bo Żydzi mogą być pożyteczni o ile są amerykańskimi prawakami. Tym bardziej, że Thomas Rose dotąd czerpał wiedzę o Polsce z "właściwych" mediów i niejednokrotnie uściskał rąsię temu czy tamtemu zakompleksionemu polskiemu nacjonaliście. Najważniejsze żeby nie lizać dupy germańskim oprawcom, tylko Amerykanom. Uczynimy Polskę znowu wielką.

niedziela, 2 lutego 2025

WIELKA LECHIA

 Zdaniem bizantyjskiego historyka Prokopiusza Słowianie przybyli na ziemie polskie dopiero w VI wieku, wykorzystując zapaść demograficzną po spustoszeniu dokonanym przez Hunów. Wcześniej panoszyli się tu Germanie, Celtowie, a nawet Scytowie. Nikt jednak nie stworzył tu wielkich centrów kulturowych czy gospodarczych, więc przybywaliśmy do dzikiej i dosyć bagiennej krainy.

A w dodatku przybywaliśmy z gołą dupą. Czy tego chcemy czy nie Słowianie nawet jak na antyczne warunki wyróżniali się ubóstwem. Po naszych przodkach z tego okresu pozostały resztki lepianek przypominających bardziej szałasy niż chaty i skorupy byle jakich garnków. Żadnej żelaznej broni, biżuterii, gier logicznych czy sakralnych artefaktów... Ale czego można się spodziewać po głodnych imigrantach, którzy nie mieli gdzie się podziać?


Kultura Słowian nie była nastawiona na gromadzenie zasobów, gdyż nie miała wystarczająco zorganizowanych elit. Ale z czasem różne rodzime pijawki - uważane za twórców państwowości - zaczęły ujarzmiać egalitarną hołotę, nierzadko sprzedając pojmanych dzikusów w niewolę. Gdy zgromadziły kapitał i zbudowały grody, zamarzyła im się europejska polityka.

W tym celu trzeba było przyjąć chrześcijaństwo i wyplenić prastare zwyczaje. Poganin (paganus) oznacza po łacinie wieśniaka, czyli kogoś niezbyt nowoczesnego. Konserwatywne pogańskie wartości były solą w oku "postępowej" kosmopolitycznej kasty, więc stworzyli Polskę naśladując Zgniły Zachód. Mieszko I i Bolesław Chrobry czerpali idee z Rzeszy Niemieckiej.

Niektórzy twierdzą nawet, że  Piastowie pochodzą od Wikingów... Pradzieje ludu polskiego okrywa mgła tajemnicy, co otwiera pole do snucia różnych ekscentrycznych fantazji. Tak czy siak nie zdecydowaliśmy się przyjmować chrześcijaństwa z Rusi Kijowskiej. Z tego powodu na Wschodzie do dziś pokutuje stereotyp "zdrajcy Słowiańszczyzny". Jest to wygodny chwyt retoryczny w kontekście imperialnego rosyjskiego panslawizmu.

Nie wnikając w kwestie etnograficzne związane z językiem, pijaństwem i kulinariami, przyznać trzeba, że z naszymi wschodnimi "braćmi" nigdy nie czuliśmy specjalnej więzi. Wszak był to cywilizacyjny paździerz, na który spoglądaliśmy z "europejską" wyższością. Nawet Hitler i Stalin nie wybili  nam z głowy tęsknoty za okcydentalną dekadencją. Problem w tym, że leżymy gdzieś na peryferiach świata do którego aspirujemy.


A to skazuje nas na swego rodzaju strukturalny klientelizm. Mijają setki lat, epoki historyczne, ustrojowe rewolucje, a my nadal pozostajemy więźniami geografii. W przewidywalnej przyszłości nie ma zbytnich szans, żeby to zmienić. I nie jest to nawet nasza wina. Historia niestety nigdy nie zaczyna się od nowa - zawsze stanowi kontinuum. Już od starożytności byliśmy politycznym zadupiem, choć jak każdy naród mieliśmy swoje chwile chwały.

Nawet względny boom handlowy Rzeczypospolitej - możliwy dzięki dobrej koniunkturze na ukraińskie zboże -  został przejedzony przesz magnatów i oligarchów, którzy zrezygnowali z kolonizowania świata, bo wygodniej było wyzyskiwać słowiańskie chłopstwo. A to poskutkowało słabym popytem wewnętrznym, niską urbanizacją i powszechnym analfabetyzmem.

Demokrację i parlamentaryzm doprowadziliśmy do absurdu, choć możemy się pochwalić uchwaleniem niezwykle postępowej - i fikcyjnej - konstytucji majowej. Tkwi w nas absurdalna anarchia "słowiańskiej duszy", przez co modernizujemy się w sposób niezbyt metodyczny. Co kilka lat ogłaszamy nową wizję. Ale czy tego chcemy czy nie, na Wschodzie na ma żadnej alternatywy - tylko kula w łeb.