Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 października 2024

EPITAFIUM


 Nie wiadomo po co żyjemy, choć mamy na to różne kulturowe i religijne wyjaśnienia. Prawdopodobnie to tylko ewolucyjny przypadek, choć ewolucja ma swoje cele - przetrwanie i reprodukcję. Dlatego wyposażyła nas w różne sprzyjające tym celom namiętności, takie jak potrzeba aprobaty, rywalizacji czy posiadania. A także w generującą takie dylematy ciekawość.

Jeśli jednak chcemy być szczęśliwi nie warto się nad tym zbytnio zastanawiać. Właśnie do tego służą nam te arbitralne teorie. Prawdy i tak nie poznamy, ale przecież w obliczu niepowodzeń, cierpienia i śmierci musimy zachować stabilność psychiczną. A najprostszym na to sposobem jest wiara w to, że życie ma sens. Wiara w cokolwiek jest lepsza niż wiara w nic, więc religie, ideologie i życiowe filozofie wskazują nam "właściwą" drogę.


Nadrzędnym celem każdego z nas jest jakkolwiek rozumiane szczęście, które wiąże się z tym poczuciem sensu. Kiedy pomimo doznawanych przyjemności i posiadanych dóbr gubimy w życiu sens to i tak czujemy się nieszczęśliwi. Banalna prawda jest taka, że szczęścia nie można uzależniać od czynników zewnętrznych, bo spełnianie pragnień wiedzie do ich eskalacji. Jeszcze tylko osiągnę sukces, kupię dom, ożenię się i będę szczęśliwy...

Każdy taki krok przyniesie mi jednak rozczarowanie jeśli nie odnajdę w nim sensu. Uczucie przyjemności pojawia się i znika, a poczucie sensu ma charakter trwały. Jakże słodko byłoby więc sensownie umierać, choć tak często mamy wrażenie, że nasze życie to komedia pomyłek. Od dziecka marzyliśmy o zdobywaniu szczytów, gdy tymczasem jego sens krył się w zwykłych i podobnych do siebie dniach.

sobota, 26 października 2024

RELIGIA ALTERNATYWNA

 
Antoni Macierewicz to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej polityki. W jego "ideowych" kręgach pielęgnuje się mit niezłomnego działacza opozycji antykomunistycznej. Są jednak i tacy którzy twierdzą, że był współpracownikiem Biura Studiów SB. Właśnie to Biuro miało wyjątkowy przywilej rejestrowania konfidentów jako swoje ofiary. Jeśli to prawda to pan Macierewicz bardzo skutecznie wszedł w buty katolickiego narodowca.

W III RP zasłynął przede wszystkim z tak zwanej "nocy teczek", kiedy to sam ujawnił listę domniemanych kapusiów. A ponieważ były na niej nazwiska różnych mniej lub bardziej legendarnych kombatantów ze styropianu, z samym Lechem Wałęsą na czele, rozpętało się istne polskie piekiełko. Idea lustracji została już na zawsze uwikłana w bieżące spory polityczne, a przy okazji obalono jakiś rząd Olszewskiego. Stało się to motywem mitu o "nocnej zmianie" czyli rzekomym zamachu stanu polegającym na przegłosowaniu wotum nieufności.

Już sama taka konstrukcja publicystyczna stanowi intelektualne kuriozum, ale spopularyzował ją swego czasu późniejszy specjalista od paździerzowej propagandy Jacek Kurski. Środowiska "patriotyczne" piórami swoich zacietrzewionych pismaków z prawdziwą wirtuozerią - bo jak inaczej nazwać takie schizofreniczne akrobacje - rozwodziły się nad istotą układu komunistów z liberalnymi zdrajcami. Lecz również i one same, wraz z błogosławiącym ten cały stan umysłu klerem katolickim, były zinfiltrowane przez komunistyczną bezpiekę.

Ale mniejsza już o te paradoksy historii. Sprawność w błyskawicznym tworzeniu teorii tak zawiłych, że niemożliwych do obalenia, ponownie przydała się Macierewiczowi do wielopiętrowych rozgrywek gdy tupolew z prezydentem Lechem Kaczyńskim i parlamentarną śmietanką na pokładzie uległ mechanicznej dekompozycji razem z pasażerami. To wtedy skrystalizowała się zupełnie już sekciarska tożsamość Prawa i Sprawiedliwości. Na drugim biegunie politycznym Macierewicza uznano za czołowego pisowskiego świra. Niestety jest raczej niezwykle przebiegłym cynikiem.

Coraz więcej mówi się o niejasnych powiązaniach Macierewicza z Rosją... Trzeba to oczywiście wyjaśnić, ale wyraźnie już widać, że światowy obóz alternatywnej prawicy to w zasadzie rosyjska agentura. Donald Trump i Elon Musk dzwonią sobie do Putina na pogaduszki. Francuskie Zjednoczenie Narodowe, Austriacka Partia Wolności czy Alternatywa dla Niemiec wychwalają Władka pod niebiosa. Rządy Węgier, Słowacji czy Serbii lawirują, żeby tylko zbytnio nie zaszkodzić Ukochanemu Niedźwiedziowi

Co więc kieruje rodzimymi wyznawcami tej nie trzymającej się polskiej racji stanu ideologii? To jedna z rzeczy których nie potrafię pojąć. Na prawicowych forach internetowych łatwo zostać zbluzganym za samo wskazywanie tej nieścisłości. Po chuj bez przerwy szczekać o postkomunie, resetach, zamachu i zgniłym Zachodzie robiącym interesy z Rosją, skoro samemu jest się w jawnie prorosyjskim obozie? Bo takim przecież jest Alternatywna Międzynarodówka. Wychodzi na to, że cała ta wojna wybuchła przez niemieckich gejów, ciapatych gwałcicieli i dekadenckich antyklerykałów.


Biolog Richard Dawkins minimalną jednostkę transmisji kulturowej nazwał memem. Kontakt umysłu z memem jest umieszczeniem w mózgu pasożyta, który wykorzysta nasz system nerwowy do dalszego rozprzestrzenia się. W tym sensie - podobnie jak geny - memy "dążą do nieśmiertelności" dzięki kolejnym replikacjom swojej struktury. Jesteśmy dla nich tylko nośnikami, ale dla utrwalania się określonej formy przekazu kulturowego  kluczowe jest nasze zachowanie. Stajemy się więc gorliwymi wyznawcami, a nawet misjonarzami, takiego czy innego mitu.

Społeczeństwo zostało zainfekowane absurdalnym bełkotem o walce z urojonym wrogiem. Oczywiście nawet w szeregach jedynej słusznej partii nie brakuje oszołomów wierzących w jakaś dziejową misję. Ale chodzi tu głównie o wielkie pieniądze. Obym się mylił, ale cały ten alternatywny syf już zaśmiecił dyskurs i będzie generował coraz ostrzejszą zbiorową paranoję. Nawet jeśli Trump sprzeda  Ukrainę jacyś przemądrzali "erudyci" będą doszukiwać się w tym głębszej strategii politycznej, bo mielenie ozorem i pisanie rozwlekłych analiz o niczym stało się ich sposobem na życie.

wtorek, 22 października 2024

CZARNA DZIURA


Być może to powszechne złudzenie ponadprzeciętności. A być może brak dystansu wobec własnej niewiedzy. Ale skoro wszyscy znamy się na polityce i ekonomii, to pozwolę sformułować swoją diagnozę sytuacji finansowej naszego nieszczęsnego kraju. Oczywiście z zastrzeżeniem, że jest to tylko stworzony na internetowy użytek bełkot. Wierzę jednak swojej intuicji bardziej niż pieprzeniu publicystów, bo ci z reguły też znają się na wszystkim.

W medialnych debatach można żonglować takimi czy innymi danymi i statystykami, tyle że telewizyjna biomasa i tak nie wie o co chodzi. Faktem jest, że nagle znikąd pojawiła się gigantyczna dziura budżetowa i teraz nie wiadomo kogo obarczyć odpowiedzialnością. Dla opozycji to okazja, żeby obwieścić, że kwitnąca kraina została błyskawicznie zrujnowana. Lecz rząd powie, że odziedziczył gigantyczne długi i trupy w szafie.

Na rzecz tej drugiej teorii przemawia fakt alarmistycznych ostrzeżeń pojawiających się już co najmniej od kilku lat. Różni ekonomiści twierdzili, że gospodarka niebezpiecznie się rozgrzewa, do obiegu trafia zbyt dużo pieniądza, zadłużenie Skarbu Państwa rośnie geometrycznie, a prawdziwa skala deficytu jest kamuflowana kreatywną księgowością. Wobec rozpędzającej się na kredyt "prosperity" łatwo było zignorować te sygnały jako akademickie marudzenie odsuniętych na boczny tor liberałów.


Słuszności obranej drogi dowodzić miał relatywnie wysoki wzrost gospodarczy. Ponoć już goniliśmy Niemców, tyle że wyszło jak zwykle. Co prawda rozwój całej Europy zaburzyła pandemia i wojna w Ukrainie, tyle że u nas spirala inflacyjna nabrała szczególnego rozmachu. Obecnie w Unii Europejskiej tylko Rumunia i Belgia mają wyższą dynamikę wzrostu cen niż Polska. Niemniej szef Narodowego Banku Polskiego dostał w skali roku 200 tysięcy złotych podwyżki, choć żywi się tylko baltonowskim chlebem z margaryną.

No i jakoś tak się składa, że za tegoroczny budżet zasadniczo odpowiada poprzednia władza, która różnymi kruczkami maksymalnie odwlekała termin przekazania pałeczki, aby zabezpieczyć kolesi i pozacierać ślady. Prawdą jest natomiast, że obecnie nam panujący nie mają chyba wystarczającej determinacji, żeby efektywnie posprzątać budżetową stajnię Augiasza. Nie oszukujmy się - popularności by im to raczej nie przysporzyło, więc sypną groszem nauczycielom i emerytom. A co dalej? Tradycyjnie - jakoś to będzie...

piątek, 18 października 2024

PRAWDA OSTATECZNA


 Psycholog organizacji Adam Grant zauważył, że swobodną wymianę myśli utrudnia nam wchodzenie w rolę kaznodziei, prokuratora czy polityka, gdy tymczasem powinniśmy przyjmować postawę weryfikującego swoje poglądy naukowca. Niestety to co nazywamy dyskusją zbyt często staje się polem walki o to kto ma rację. Ludzie są dziecinni i lubią stawiać na swoim, a cudze poglądy tak naprawdę gówno ich obchodzą.

Kaznodzieja ma swoją misję, którą jest głoszenie "słowa bożego". Są tacy którzy uważają jego religię za stek bzdur, ale to dlatego, że opętał ich Szatan. Trzeba więc nawrócić tych grzeszników na jedynie słuszną drogę dla ich własnego dobra - w przeciwnym wypadku spłoną w piekle własnej niewiedzy, zmanipulowani przez siły ciemności. Trzeba im powtarzać najświętszą prawdę aż do skutku, nie zważając na żadne argumenty. Wierność własnym wartościom nie pozwala nam wątpić, bo zwątpienie wiedzie do upadku moralnego. 

Niekiedy trzeba nawet być oskarżycielem. Trzeba wyszukiwać nieścisłości w komunikatach oponentów, żeby je potem triumfalnie wyolbrzymiać i wyśmiewać. W ten sposób można dorobić "przeciwnikowi" gębę przypisując mu najbardziej stereotypowe cechy, niekiedy tak przerysowane, że aż karykaturalne. Co prawda kiedyś stereotypy chroniły naszych przodków ujawniając pewne statystyczne i uśrednione cechy przedstawicieli innych grup, dzięki nim możemy jednak wygodnie zamykać się na nieodpowiadające nam fakty.

Wszyscy znamy takich uparcie powracających do jednego tematu "mędrców", ciągłe łapiących nas za słówka i robiących z nas głupków. Jakimś dziwnym trafem zawsze łatwiej wychwytywać nieścisłości w cudzym myśleniu. Prokuratorzy ciągle spychają nas w jakąś wyimaginowaną szufladkę, bo rysowanie kontrastów utwierdza ich we własnej tożsamości. Jeśli jednak odruchowo nie uznamy kwestionowania naszych poglądów za atak na nas samych, pewnie zaczniemy się z nich "tłumaczyć", a wtedy stracimy kontrolę nad rozmową.

Ludzie mają już tyle gotowych przekonań, że praktycznie to z nich tworzą nasz portret psychologiczny. Widzą to co chcą zobaczyć i słyszą to co chcą usłyszeć. Filtry percepcji działają jak cenzura w Korei Północnej - żadna informacja nie może zakwestionować tożsamościowych poglądów. Choćby się waliło i paliło, panował terror i głód, nasz system jest najdoskonalszy, a kto nie jest z nami ten przeciwko nam. Człowiek chce mieć przede wszystkim rację, więc za nic w świecie nie może przyznać się do błędu, co nader często sprawia, że rozmowa staje się bezcelowa.


No ale czasem jednak trzeba przekonać kogoś do siebie, żeby zdobyć popularność, protekcję czy ulubione profity. Wtedy właśnie wchodzimy w tryb populistycznego polityka (tak zwanej chorągiewki), podążającego za wskazaniami koniunktury i mody. Jeśli zyski przewyższają wizerunkowe koszty gotowi jesteśmy zostać zdrajcami własnej sprawy. Potem w intymnym zaciszu swojego elastycznego sumienia i tak będziemy umieli to samym sobie wytłumaczyć. Dla "celów wyższych" można paktować z diabłem, a w ostateczności nawet usunąć dysonans wraz ze starymi poglądami.

Swoje poglądy gotowy jest zmieniać również naukowiec, ale w przeciwieństwie do polityka kieruje się ciekawością, a nie partykularnymi interesami. Rozważa więc różne hipotezy i poddaje je testom pozwalającym ustalić zniuansowaną prawdę. Jest to oczywiście wyidealizowany obraz - w rzeczywistości naukowcy również podlegają pospolitym błędom poznawczym, służą absurdalnym ideologiom i upajają się niszczeniem konkurentów, a środowisko akademickie podlega "politycznej" dynamice. Ale z założenia metoda naukowa polega na ciągłym porównywaniu sprzeczności w różnych modelach.

Robienie sobie dobrze poprzez utwierdzanie się w swojej "mądrości" nie wyprowadzi nas z najgłębiej zakorzenionych błędów . Ten który wie wszystko nie musi się niczego dowiadywać, a to już droga do aroganckiej ignorancji i plemiennej polaryzacji. Prawdziwy rozwój wymaga raczej sokratejskiej pokory, lecz ogranicza go przywiązanie jakie żywimy do własnych poglądów i rytuałów. Żeby było jeszcze śmieszniej są to zazwyczaj czysto kulturowe truizmy. Ślepy los umieszczając nam w danym miejscu i czasie narzuca nam arbitralną narrację, a my gotowi jesteśmy toczyć o nią swoje najświętsze wojny.

piątek, 11 października 2024

GŁOS AMERYKI

 
Od początku operacji w Strefie Gazy dziennikarze przypominali nam uparcie, że jest to "wojna sprawiedliwa". Jacek Tacik i Maciej Woroch z egzaltowanym podnieceniem opowiadali w Faktach o masakrze dokonanej przez Hamas i smutnym losie zakładników, nawet gdy liczba ofiar po stronie palestyńskiej rosła już geometrycznie. Ale dla medialnego mainstreamu liczyła się tylko "największa zbrodnia od czasów holocaustu", tak jakby cały konflikt zaczął się w ubiegłym roku.

Ale konflikt zaczął się już w ubiegłym stuleciu wraz z falą osadnictwa żydowskiego w Palestynie, o czym dziennikarze TVN-u zdają się zapominać. Europejczycy tak bardzo chcieli zadośćuczynić Żydom za krzywdy doznane podczas drugiej wojny światowej, że zezwolili im na stworzenie swojego państwa. A żadna kraina - nawet Madagaskar - nie nadawała się do realizacji tego wzniosłego celu bardziej niż historyczna Ziemia Obiecana.

Niczym przodkowie wyzwoleni z niewoli egipskiej Żydzi ponownie musieli zmierzyć się z problemem rdzennej ludności, którą należało niezbyt subtelnie wypłoszyć ze swoich domów, ponieważ Bóg pomyłkowo pozwolił jej zasiedlić przeznaczone dla swoich wybrańców tereny. Od początku deklarowano co prawda rozwiązanie dwupaństwowe, lecz syjonistyczne ugrupowania miały w dupie rezolucje ONZ. Po spaleniu kilkuset palestyńskich wsi i miasteczek miejscowa ludność postanowiła więc ewakuować się w popłochu.

Te tragiczne wydarzenia uznawane za pierwszą wojnę izraelsko-arabską zapisały się w palestyńskiej pamięci narodowej jako Nakba - czyli katastrofa. W barbarzyńskich masakrach zginęło wtedy 13 tysięcy ludzi, a 750 tysięcy Palestyńczyków stało się niechcianymi przez nikogo uchodźcami. To w obozach gdzie zmuszeni byli przetrwać marząc o powrocie do swoich domów narodziła się ich nowa tożsamość. Niestety na tym Nakba się nie zakończyła. Izrael sukcesywnie zbierał swoje historyczne ziemie.

W trakcie wojny sześciodniowej (1967 r.) Izrael zaanektował Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu wraz ze Wschodnią Jerozolimą, zupełnie nie przejmując się tym, iż w jego granicach znalazł się nagle milion Arabów. Święte Miasto nareszcie wróciło pod opiekę Narodu Wybranego. Faceci w kapeluszach będą mogli odtąd odprawiać swoje rytualne cyrki pod ruinami Świątyni Jerozolimskiej nazywanymi Ścianą Płaczu. Te starożytne kamienie są tak święte, że są ważniejsze od ludzi.

Jednocześnie na tych ziemiach rozpoczęło się intensywne osadnictwo żydowskie. Przez dziesięciolecia okupacji nie zapewniono Palestyńczykom żadnych praw obywatelskich. Do dziś w nominalnie demokratycznym państwie jedna trzecia mieszkańców nie ma prawa głosować, a jedynie może przyglądać się wyborczej farsie organizowanej przez Żydów. Ciężko nie dostrzegać absurdu tej całej sytuacji, lecz Europa, a przede wszystkim Ameryka nie ma z tym problemu. Porównania z systemem apartheidu i segregacji rasowej nasuwają się tutaj same...


Wywalczona konieczną do tego przemocą (Pierwsza Intifada 1987-1993), choć również w toku negocjacji autonomia, nie jest rozwiązaniem problemu. W założeniu miał być to tymczasowy twór przekształcający się po dogadaniu wszystkich formalnych spraw w niepodległe państwo palestyńskie. Ale w gruncie rzeczy był to sposób na wyciszenie emocji i kupienie czasu. A sama autonomia miała charakter jedynie "wyspowy" - Izrael oddał część samorządów Palestyńczykom, ale zachował kontrolę nad 60% okupowanych terytoriów. Jednocześnie nadal budował tam swoje osiedla.

Z biegiem czasu Palestyńczycy czuli się coraz bardziej rozczarowani i rozgoryczeni. Po powstaniu nazywanym Drugą Intifadą (2000-2005) Izrael ostatecznie ewakuował osadników ze Strefy Gazy, nakładając na nią blokadę gospodarczą, a w konsekwencji doprowadzając do kryzysu humanitarnego, radykalizacji i dyktatury Hamasu. Na Zachodnim Brzegu Jordanu "kontrolowanym" (w ramach fasadowej autonomii) przez umiarkowany Fatah osadnictwo trwało jednak w najlepsze. Osiedla zajmują już 10% gruntów, a bezpardonowa ekspansja  nadal postępuje.

Sytuacja nie zmierzała więc w kierunku jakiegokolwiek rozwiązania. Izrael odmawia Palestyńczykom praw obywatelskich traktując ich formalnie jako "bezpaństwowców", choć sam zabrania im stworzenia własnego państwa. Nakłada przy tym różne drakońskie ograniczenia z powodów "bezpieczeństwa". Na mocy faszystowskiego ustawodawstwa system dystrybucji ziemi i zasobów dyskryminuje "gorszą" grupę rasową kosztem tej uprzywilejowanej. W obliczu zaawansowanej urbanizacji i żydowskiego osadnictwa rozwiązanie dwupaństwowe staje się coraz bardziej nierealne.

A trzeba zaznaczyć, że jest to jedyne możliwe rozwiązanie w sytuacji gdy dwie grupy etniczne nienawidzą się całym sercem. Dla jego realizacji konieczne byłyby przesiedlenia - tym razem izraelskich osadników - co u twardogłowej żydowskiej prawicy wywołałoby bogoojczyźnianą histerię, bo Zachodni Brzeg to przecież biblijna Judea i Samaria. Kwestia osiedli żydowskich pozostaje więc politycznym węzłem gordyjskim.

Strefa Gazy jest zaś odgrodzoną od Izraela murem dwumilionową enklawą u wybrzeży Morza Śródziemnego, żyjącą w zasadzie tylko dzięki pomocy międzynarodowej. Większość ludzi wegetuje tam w skrajnej nędzy, a trzy kilometry dalej zorganizowano wielki festiwal muzyki elektronicznej. Jak to zwykle na takich imprezach bywa złota izraelska młodzież oddawała się tam zapewne alkoholowym, narkotykowym i seksualnym uciechom. Była więc zupełnie zdezorientowana gdy nad ranem hamasowcy rozpętali orgię przemocy. Następnie bojownicy wtargnęli do okolicznych osiedli i miejscowości masakrując ludność i biorąc zakładników.

Atak nie mógł oczywiście pozostać bez odpowiedzi i tak rozpętało się istne pandemonium wojny. Konflikt rozlał się też na Liban. Rozwiązania trzeba było szukać wcześniej, lecz teraz jest już za późno. Zginęły dziesiątki tysięcy ludzi ale chuj z tym. Izrael rozpierdoli cały świat w imię ratowania garstki zakładników. W regionalnym układzie dojdzie do nieprzewidywalnych zmian, a Stany Zjednoczone stracą zainteresowanie Ukrainą. Zwłaszcza jeśli do władzy dojdzie Donald Trump, wzywający Izrael do bombardowania irańskich obiektów nuklearnych.


Wobec tego zupełnie nie rozumiem, czemu każdy materiał Faktów o wojnie w Strefie Gazy i Libanie zaczynać się musi wspominaniem siódmego października i łzawymi historyjkami o rodzinach czekających na uwolnienie zakładników, a dopiero potem lakonicznie informuje o setkach zabitych w kolejnych nalotach. Przepraszam za ten retoryczny cynizm - każde życie ludzkie jest bezcenne, ale dokonując bilansu przyznać trzeba, że odkąd tylko powstał Izrael, zawsze zadawał swoim przeciwnikom nieproporcjonalnie bolesne ciosy, co jednak wcale nie zatrzymało spirali przemocy.

Ciężko nie widzieć tej sprawy w szerszym kontekście, a holocaust czy uprawiany przez niektórych spiskologów obrzydliwy antysemityzm nie mają tu nic do rzeczy. Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej było pomysłem Niemców, a nie Palestyńczyków. Żydzi nie rządzą światem, choć mają rozległe wpływy zwłaszcza w ukochanych przez atlantystów Stanach Zjednoczonych. W Polsce nie ma dzisiaj żadnej żydokomuny, to jedynie bardzo toporny konstrukt myślowy zakiszonych we własnym sosie perorujących zjebów. Mamy natomiast różnych filosemitów przypadkowo pracujących dla amerykańskich stacji.

piątek, 4 października 2024

PAŃSTWO POLICYJNE

 
Odkąd władzę przejęła liberalna junta mamy w Polsce samych więźniów politycznych. Zaczęło się od Kamińskiego i Wąsika. Skazani prawomocnym wyrokiem sądu za fałszowanie dokumentów męczennicy zostali co prawda nieudolnie ułaskawieni, a nawet skryli się w pałacu prezydenckim, lecz wywleczono ich stamtąd siłą jak zwykłych chamów. A przecież politycy z reguły nie odpowiadają za nic.

Tym bardziej szokuje fakt pozbawienia praktykującego alkoholika wódki i przymusowe dokarmianie przez sondę, skoro od dzieciństwa miał problem z przegrodą nosową. Z uwagi na groteskowy charakter takich tortur musiały one być szczególnie poniżające. Ale dzięki medialnej oprawie sprawa nabrała odpowiedniego patosu i prawdziwi Polacy zrozumieli całą sadystyczną perfidię zabiegów medycznych, których nie powstydziłby się sam Josef Mengele. 

Aż strach pomyśleć do czego by doszło, gdyby prezydent nie zastosował innej procedury i tym samym nie wyzwolił udręczonych herosów z ciemnych jak dupa nazistowskich kazamatów. Niestety zapuszkowano też znanego egzorcystę i wizjonera księdza dobrodzieja Michała Olszewskiego, podejrzewanego o wyłudzenie 100 milionów złotych dotacji z Funduszu Sprawiedliwości. Ponieważ był on osobą duchowną skojarzenia z zamordowanym przez komunistyczną bezpiekę Jerzym Popiełuszką nasuwają się same...


Ostatnio do grona ściganych przez reżim wolnościowców dołączył Sebastian Majtczak, domniemany sprawca makabrycznego wypadku w którym żywcem spłonęło małżeństwo wraz z pięcioletnim dzieckiem. A wszystko dlatego, że opowiada się za prawem do nieograniczonej prędkości i ekstrawaganckiego tuningu. Z powodu prześladowań Seba musi wegetować w ponurym Dubaju za ciężko zarobione pieniądze tatusia. Tylko cudem udało mu się uniknąć linczu po rozpętaniu przez zawistnych gołodupców medialnej histerii.

Co prawda do tej całej spiskowej narracji niezbyt pasuje ostatnie zatrzymanie byłego lidera ultralewicy Janusza Palikota, ale widocznie popadł w polityczną niełaskę. Potentat gorzelnictwa miał wyciągnąć od rzeszy pomniejszych "inwestorów" 70 milionów złotych pożyczek, których niestety nie spłacił puszczając całe towarzystwo z torbami. Dziwnym trafem cała akcja zbiegła się z delegalizacją tak zwanych alkotubek czyli kolorowych saszetek z likierami. Pomylisz taką saszetkę z musem owocowym, dasz to gówniarzowi do szkoły, a ten napierdoli się jak świnia i założy nauczycielowi śmietnik na głowę.

A mówiłem żeby zalegalizować marihuanę. Alkohol to samo zło. Ostatnio coś mi się mocno zaczyna wydawać, że ja też jestem prześladowany politycznie. Co prawda antyterroryści nie wyważyli jeszcze moich drzwi, lecz to przecież niemożliwe żeby taki brylant jak ja musiał zapierdalać jak ostatni matoł i wysłuchiwać tych wszystkich oracji zamiast samemu uświadamiać społeczeństwo. No bo w czym ja jestem niby gorszy od Kamińskich, Olszewskich czy Majtczaków? To bez wątpienia jakaś zmowa elit przeciwko wolności słowa.

wtorek, 1 października 2024

HISTORYCZNY UPADEK SZWAJCARII

 Swego czasu Liban nazywano Szwajcarią Bliskiego Wschodu. Ale to już odległe dzieje - dziś jest raczej państwem upadłym. Nic tak nie potrafi zepsuć koniunktury jak seria wojen. Głównym problem Libanu było sąsiedztwo Izraela i fala uchodźców palestyńskich generowana przez żydowską politykę. I mniejsza już o to kto miał historyczną rację, chociaż ciężko nie rozumieć gniewu wypędzonych z domu w imię starożytnych bredni.

Napływający do Libanu wygnańcy byli muzułmanami, a to zburzyło kruchą równowagę jaka panowała we wielokulturowym społeczeństwie. Niezadowoleni z takiego obrotu spraw chrześcijanie chwycili za broń i zapoczątkowali tym ciągnącą się po dziś dzień kaskadę wydarzeń, zmieniającą kwitnący kraj w podzielone między bojówki kondominium syryjsko-irańskie.

Gnieżdżąca się wówczas na południu Libanu Organizacja Wyzwolenia Palestyny nękała Izrael różnymi terrorystycznymi metodami, aż ten postanowił wmieszać się do awantury po stronie libańskich chrześcijan. Żydowski dowódca wojskowy Ariel Szaron wprowadził w błąd opinię publiczną, twierdząc jakoby usiłował jedynie zneutralizować zagrożenie, tworząc w przygranicznym pasie strefę zdemilitaryzowaną. Dzisiaj zresztą podaje się te same argumenty.

Ale Szaron miał tajny plan. Sprzymierzył się z liderem chrześcijańskich bojówek Baszirem Dżemajelem i kontynuował marsz na Bejrut, żeby osadzić swojego sojusznika w fotelu prezydenta. Stawką było zawarcie korzystnego traktatu pokojowego. Parlament przyklepał ten "wybór", ale jeszcze przed rozpoczęciem urzędowania niedoszły prezydent został odstrzelony przez chrześcijańskiego radykała. Chrześcijańscy falangiści nie podjęli walki ze zwolennikami syryjskiej dominacji.

Zadowolili się zmasakrowaniem cywilów w palestyńskich obozach dla uchodźców - Sabra i Szatila. Pod przyjaznym okiem izraelskiej armii życie stracić mogło nawet pięć tysięcy koczujących tam Palestyńczyków - głównie starców, kobiet i dzieci. Lecz Szaron miał to w dupie, choć podlegli mu oficerowie zawiadomili o sprawie korespondentów wojennych. Cenzura wojskowa nie dopuściła jednak do opublikowania tej wiadomości. 

Z dokumentów Falangi wynika, że to właśnie Szaron osobiście wydał pozwolenie na dokonanie czystki etnicznej. Zresztą już przed jego interwencją chrześcijańscy terroryści podkładali ładunki wybuchowe umieszczone w opakowaniach po proszku Ariel, żeby z dumą zaznaczyć kto za nimi stoi. Za takie i inne "zasługi" dla cywilizacji judeochrześcijańskiej dwie dekady później niesławny rzeźnik z Bejrutu został premierem Izraela. Trwałym skutkiem pierwszej wojny libańskiej była narodziny Partii Boga - Hezbollahu.

Wspierane przez Iran i Syrię paramilitarne ugrupowanie radykalnych szyitów stało się w Libanie państwem w państwie. I wielkim problemem dla Izraela z powodu swojej nieprzejednanej antysyjonistycznej postawy. Druga wojna libańska - kiedy to znowu próbowano "oczyścić" południe Libanu - okazała się jednak fiaskiem. Zastosowano broń kasetową, zginęły tysiące cywilów, milion ludzi porzuciło swoje domy, zniszczona została infrastruktura. Hezbollahu nie udało się zneutralizować.

W międzyczasie mały Liban przyjął półtora miliona uchodźców z Syrii, stając się jeszcze uboższy. W nędzę popadła ponad połowa obywateli. Cztery lata temu w stolicy doszło do apokaliptycznej eksplozji absurdalnie wielkiego składu saletry amonowej. Trzysta tysięcy Libańczyków straciło swoje domy, załamał się system dystrybucji energii elektrycznej i zarządzania odpadami - na ulicach zaległy góry śmieci.

Dzisiaj obserwujemy już trzecią powtórkę z ponurej rozrywki. Może nauczony czegoś na błędach Izrael tym razem usunie przeciwnika z korzeniami... Choć raczej błędem jest ta cała wojna - przyniesie tylko nowe ofiary, które pozbawieni dobytku i perspektyw wojownicy będą musieli pomścić. To tylko kolejna odsłona nakręcającej się spirali przemocy z geopolityką w tle. Bo przecież Rosja na pewno coś miesza w tym kotle, licząc na wielką rozpierduchę, która odciągnie od niej światową uwagę.