Łączna liczba wyświetleń

65211

piątek, 20 grudnia 2024

GWIAZDY INSTAGRAMA


 Naszym silnikiem jest dopamina, neuroprzekaźnik stymulujący nie tylko napęd ruchowy, ale też wyższe funkcje emocjonalne i poznawcze. Dzięki jej obecności aktywuje się nasze jądro półleżące, zwane też ośrodkiem nagrody. Kolejne dolewki tego boskiego eliksiru zmieniają nasze pragnienia w serię skoordynowanych działań. Im więcej dopaminy jakieś zachowanie wyzwala tym bardziej chcemy je powtórzyć.

Na przykład jedzenie to świetny sposób na przetrwanie, więc przyjęcie pokarmu zwiększa poziom dopaminy. Tym bardziej podnieca nas seks, bo skutkuje jeszcze większą emocjonalną nagrodą. I tak dalej. Dlatego też pasjonujemy się życiem społecznym, zapewniającym nam jako zwierzętom stadnym wsparcie grupy na dzikiej sawannie, polu ryżowym czy w miejskiej dżungli. Tak już jesteśmy skonstruowani. Musimy współpracować i rywalizować.

Istotną rolę w tym kontekście odgrywa wymiana informacji o poszczególnych członkach plemienia czyli tak zwane plotki. Zmierzono więc poziom dopaminy i wyszło to co wiemy od dawna - obrabianie dupy swoim bliźnim sprawia nam okrutną radochę. Dzięki temu nie tylko możemy zawczasu wiedzieć kto jest złodziejem, oszustem czy frajerem do wydymania, ale też zepsuć komuś reputację czy zogniskować na sobie uwagę tanią sensacją. Jeszcze bardziej zaś lubimy mówić o sobie.

To nasz ulubiony temat, aczkolwiek niewielu lubi o tym słuchać. No chyba że jesteś celebrytą, autorytetem moralnym lub złotym medalistą. Wtedy będą wypytywać cię o najdrobniejsze szczegóły w stylu co jesz na śniadanie, co sądzisz o tym lub tamtym i z kim, gdzie i kiedy. Ale większość z nas jest tak nudna, biedna i brzydka, a przede wszystkim anonimowa, że nikt nie prosi o żadne wywiady. Możesz opowiadać komuś na siłę farmazony o swoich osiągnieciach, cudownych przeżyciach i głębokich przemyśleniach, lecz niestety ciężko znaleźć chętnego słuchacza.

Ale możesz wrzucić zdjęcia jak leżysz na plaży albo królujesz na parkiecie na jakiś portal społecznościowy i już budujesz swoją markę. Ludzie lubią przeglądać te fejsbuki i instagramy, więc na pewno zobaczą jaki to z ciebie aktywny król życia czy zniewalająca piękność. Cyfrowa wolność podkręca nasz naturalny narcyzm, a ponieważ nie konfrontujemy się wówczas z reakcjami takimi jak szydercze miny czy przewracanie oczami, folgujemy własnej próżności nierzadko popadając w śmieszność.


Najlepszym źródłem dopaminy jest w tych czasach nasz multimedialny "telefon". Nie tylko ułatwia autoreklamę, dostęp do tajemnic z życia sąsiada, kolegi z pracy czy gwiazdy, ale też pozwala hejtować tych skurwysynów. Można obrażać papieża, prezydenta i pracodawcę, tworzyć teorie spiskowe i manifesty, nagrywać kompromitujące filmiki... Można być BOGIEM. Podłączasz się do tego ustrojstwa i już masz zapewnione kilkaset zastrzyków czystej przyjemności dziennie!!!

Mózg jest niewolnikiem informacji, a zwłaszcza nowości i niespodzianki. Animatorzy wirtualnej rzeczywistości doskonale o tym wiedzą. Poprzez zdobywanie nowych wiadomości, eksplorowanie nieznanych środowisk i wieczne poszukiwanie stymulacji naszym przodkom  udało się przetrwać czasy niedoboru żywności i zbudować sieć barów szybkiej obsługi. Dzisiaj zaś pasiemy umysł informacyjnym instant-foodem, więc ignorowanie cyfrowych pokus samo w sobie jest zajęciem aktywnym.

Ciężko się na czymś skoncentrować. Nawet kiedy oglądasz film w telewizji, rozmawiasz ze znajomym lub spędzasz boskie wakacje w Dubaju sprawdzasz co chwilę telefon, bo jakieś nieodparte wewnętrzne pragnienie sugeruje ci taką konieczność. Wiesz że to absurdalne, że pełno tam fejków i ustawek, że jebie ci to mózg i kradnie czas, ale to przecież CYFROWY NARKOTYK. Nosząc w kieszeni niewyczerpany zapas takiego gówna nie można sobie odmówić pierdolnięcia małej kreseczki.

Skaczesz więc ze strony na stronę, pobieżnie przeglądasz treści i szukasz czegoś nowego. Najbardziej zaś podniecasz się nie wtedy kiedy nagroda jest pewna, lecz wtedy gdy jest przyznawana losowo. Jeśli wynik działania jest niepewny ewolucyjne dziedzictwo skłania nas do wytrwałości i tym bardziej motywuje. Ten paradoks szczególnie widać w przypadku uzależnienia od hazardu, ale nasze kieszonkowe "źródła informacji" mają w sobie coś z jednorękich bandytów.


Jesteśmy tam bombardowani cyfrowymi niespodziankami - co prawda po ich rozpakowaniu często czujemy się zawiedzeni, ale niekiedy trafia się prawdziwy rarytas. Brodzimy więc w gąszczu sensacji, hejtu, wyuzdania i wyidealizowanych obrazów, zwodzeni przez różnych mędrców którzy chcą zwiększyć sobie klikalność. Bardziej od treści merytoryczność emocjonują nas wszelkiego rodzaju konflikty i kontrowersje, więc grzęźniemy w oceanie jadu.

W imię naszych wzniosłych idei możemy zaatakować kogoś gaśnicą, zdewastować pomnik czy przykuć się gdzieś łańcuchem, najważniejsze żeby to nagrać i opublikować. Co drugi dzieciak chce być dzisiaj influencerem, bo to najłatwiejszy sposób na zrobienie ze siebie "gwiazdy". Nie trzeba przechodzić castingów, dawać dupy podrzędnym reżyserom czy nosić teczek za zastępca wiceministra. Trzeba tylko zbudować te cholerne zasięgi...

I w tym cały problem. Ciężko być usłyszanym w tej kakofonii. A to oznacza CYFROWY WYŚCIG SZCZURÓW czyli schlebianie niskim instynktom intenetowej gawiedzi. Nasz wewnętrzny błazen napromieniowany blaskiem wyświetlaczy mutuje i transformuje się w bezwzględną bestię. Ale nie ma już odwrotu, chyba że debile z Rosji i Korei doprowadzą do atomowej apokalipsy. Póki co następną fazą rozwoju ludzkości będzie WIELKA CYFROWA EKSTAZA. Jakie będą skutki tej eksperymentalnej rewolucji tego nie wie nikt.

Pijany jak świnia diler białych mózgojebów Łukasz Żak pędził przez Warszawę z prędkością 230 km na godzinę trzymając w jednej dłoni telefon którym nagrywał swój brawurowy wyczyn, zapewne w celu urozmaicenia intenetowej autokreacji. Niestety pogoń za lajkami zakończyła się wypadkiem ze skutkiem śmiertelnym. Rycerski dżentelmen czmychnął więc za granicę jak Romanowski, tyle że nie dostał azylu politycznego i sprowadzono go w kajdanach. W pięknym, ale skasowanym aucie, zostawił swoją pogruchotaną lalunię jak zwykłego śmiecia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz