Nazwa Korei pochodzi od średniowiecznego królestwa Goryeo, obejmującego prawie cały Półwysep Koreański. Rozpowszechniła się na świecie dzięki arabskim i perskim kupcom wędrujących Jedwabnym Szlakiem. Nie był to jednak pierwszy organizm państwowy na tym terenie.
Według nacjonalistów początków kultury koreańskiej należy szukać już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą, a jej ojcem miał być mityczny król Dangun. Jeśli odłożyć na bok legendy jedyną pewną datą jest wzmianka o inwazji na Królestwo Gojoseonu w kronikach chińskich (108 r. p.n.e.).
Zresztą o tak wczesnych dziejach tego regionu wiadomo niewiele. Prawdopodobnie mieliśmy wtedy do czynienia raczej z luźną federacją plemion niż scentralizowaną administracją. Pochodzenie Koreańczyków nie jest do końca znane. Choć niektórzy przypuszczają, że mogą pochodzić od ludów ałtajskich obecnie zalicza się ich raczej do tak zwanych ludów izolowanych.
Pomimo stworzenia własnej oryginalnej kultury przez wieki znajdowali się w orbicie wpływów chińskich. Choć Chińczycy nigdy nie włączyli Półwyspu bezpośrednio do swojego imperium utrzymywali go w swoistej politycznej zależności. To z Państwa Środka czerpano wzorce i inspiracje. Chińskie wpływy kulturowe zmieszały się z rodzimymi tworząc niepowtarzalną tożsamość.
Zakorzenione tu prastare tradycje szamańskie przenikały się z buddyzmem, taoizmem i konfucjanizmem. Opierając się na konserwatywnej filozofii, etyce i systemie społecznym Koreańczycy przegapili jednak zmiany dokonujące się na coraz bardziej uprzemysłowionym świecie. Aż do podboju japońskiego w 1910 roku ich gospodarka opiera się głównie na rolnictwie.
Zmodernizowani już na zachodnią modłę Japończycy okupowali Koreę przez trzy i pół dekady. Setki tysięcy Koreańczyków zostało wtedy zmuszonych do wykonywania niewolniczej pracy. Nie pochwalając japońskich okrucieństw i represji przyznać trzeba, że był to okres unowocześniania kraju, po którym pozostała jakaś infrastruktura czy wyszkolone kadry.
Niebawem jednak Półwysep zamienił się w jedno z najnędzniejszych miejsc na mapie świata. A wszystko za sprawą okrutnej wojny między światowymi blokami politycznymi. Jak wiadomo państwa osi - do których należała Japonia - zostały pokonane wspólnym wysiłkiem kapitalistycznych i komunistycznych aliantów. Podobnie jak Niemcy Korea została podzielona między dwa systemy.
Tak naprawdę komuniści nie mieli ochoty wszczynać kosztownej i krwawej awantury o ten niewiele wówczas znaczący kawałek ziemi. Kalkulowali jednak, że podobnie myślą Amerykanie, skoro już oddali kontrolę nad niemal całą Wschodnią Azją. Ameryka zaś arbitralnie stwierdziła, że musi w tym momencie uderzyć pięścią w stół i wreszcie powstrzymać komunistyczną ekspansję, choć sama Korea nie miała większego znaczenia strategicznego.
Kiedy siły komunistycznej Północy próbowały opanować Południe w ich obronie stanęły zachodnie siły ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Ale do wojny wmieszały się też Chiny, więc rozpętała się krwawa jatka w której zginęły miliony ludzi - oczywiście głównie koreańskich cywilów. Rezultatem była ruina, wzajemna nienawiść i utrzymanie geograficznego status quo. Na Północy stworzono najbardziej totalitarny reżim wszechczasów, a na Południu kapitalistyczną dyktaturę.
O dziwo to północnokoreański model początkowo lepiej się sprawdzał, a to dzięki pomocy gospodarczej otrzymywanej ze Związku Radzieckiego, Chin i innych państw niesławnej demokracji ludowej. W realizacji forsownej industrializacji dostrzegano nawet symptomy cudu gospodarczego. Na dłuższą metę system okazał się tam jednak niewydolny. Militaryzacja drenowała budżet, a wszechmocne państwo zabijało wszelką inicjatywę.
Południowokoreańska modernizacja na dobre zaczęła się dopiero w latach sześćdziesiątych, ale stworzyła jedną z najsilniejszych gospodarek świata. Dzięki inteligentnej alokacji zagranicznych kredytów i wykorzystaniu zdyscyplinowanej siły roboczej udało się stworzyć prawdziwe przemysłowe imperium. Droga do demokracji była tu jednak krwawa i wyboista, a wolnościowców po prostu masakrowano.
Pierwsze wolne wybory w Korei Południowej odbyły się dopiero w 1988 roku. Tymczasem po upadku bloku socjalistycznego gospodarka Północy całkowicie się załamała i zapanował tam masowy głód. Niestety ten stalinowski skansen stał się w międzyczasie atomowym mocarstwem. Panująca dynastia Kimów wykorzystuje broń nuklearną jako swoją polityczną polisę na życie, nie stroni od handlu bronią i narkotykami, a nawet ucieka się do terrorystycznych prowokacji.
Opasły dyktator tego gigantycznego obozu koncentracyjnego zwąchał się ostatnio z Władkiem Putinem. Dostarcza mu amunicję i żołnierzy, aby mógł kontynuować swoją specjalną operację wojskową w Ukrainie. To najlepiej ukazuje gdzie mentalnie i kulturowo znajduje się Rosja. Niektórzy sądzą jednak, że ten sojusz może wyjść Sowietom bokiem, jeśli Południowcy wejdą do gry wysyłając Ukrainie hojne dostawy swojego nowoczesnego uzbrojenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz