Podobnie jak w roju pszczół, kopcu termitów czy mrowisku, w ludzkim mózgu informacje o większym znaczeniu skutkują wzmocnieniem sygnału rekrutacyjnego. U owadów rekrutacja taka polega na sprowadzeniu współtowarzyszy do jakiegoś punktu gdzie trzeba wykonać określoną pracę. U człowieka proces uczenia się polega na zmianie siły połączeń synaptycznych między neuronami, a wtedy łatwiej aktywować je do wykonania określonego zadania.
Trening nie dodaje inteligencji, ale zwiększa wydajność - czas reakcji maleje stopniowo a proces staje się coraz bardziej zautomatyzowany. Mózg prowadzi wiele obliczeń w sposób rozproszony i równoległy, przez co ciężko nam nieraz uwierzyć, że wszystko co myślimy i czujemy sprowadza się do biofizycznych reakcji harmonizujących stan organizmu z wymaganiami środowiskowymi. Zwłaszcza gdy mierzymy się z czymś nowym i nie mamy przygotowanych wzorców reakcji.
Musimy czasem improwizować, lecz to tylko przetwarzanie znanych już rozwiązań. Mózg się wtedy męczy i zużywa więcej energii, żeby połączyć to wszystko co już znamy i symulować możliwe rozwiązania. Czasem nawet trzeba przeprowadzić jakiś eksperyment, a nawet popełnić błąd i wyciągnąć z niego wnioski. Do żadnych wniosków nie dojdzie jednak tabula rasa. Ale czasem leżąc w wannie krzykniemy nagle: Eureka!!!
Mózg przeczesuje i zestawia dane nawet bez naszej świadomości, więc może nas niespodziewanie "olśnić". Jednym słowem czasami myśląc mniej osiągamy lepsze rozwiązania. Większość laureatów Nagrody Nobla przyznała w ankietach, że więcej zawdzięcza intuicji niż analitycznemu namysłowi. Jak ujął to Albert Einstein "wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy". Najwięcej osiągamy swobodnie łącząc informacje, tyle że zmierzamy raczej w kierunku rutyny, bo schematy dają pewność.
Zawartość naszej głowy, a zwłaszcza kory czołowej, kształtuje się dosyć długo. Dzieciństwo i dojrzewanie pozwalają nam maksymalnie przystosować się do środowiska, a zwłaszcza kultury. Kiedy już jednak zyskujemy wiedzę o tym, co w naszym świecie jest "ważne" i "właściwe", dojrzewamy, a ostatecznie nawet kisimy się w tym sosie. Nieuchronnie stajemy się coraz mniej elastyczni, lecz uzbrojeni w lepszą kontrolę wykonawczą. Hamujemy nieadaptacyjne reakcje i konsekwentnie zmierzamy do wyznaczonych celów.
Ponieważ wszystkie nasze poczynania podlegają takiej kontroli odgórnej umożliwiającej samoregulację, znajdujemy w sobie podmiotowość i autonomię od stymulacji zewnętrznej. Jest to bardzo pożyteczne złudzenie, umożliwiające nam inicjowanie różnych działań w ramach kulturowych i społecznych kontekstów. Niestety to freudowskie superego to tylko skutek okablowania naszych aparatów poznawczych. Możemy odraczać pomniejsze gratyfikacje i zmierzać do Głównej Wygranej ponieważ jest to generalnie korzystniejsze.
Człowiek to nadzwyczaj konsekwentne zwierzę, choć i to może obrócić się przeciwko niemu. Jeśli za mocno przejmie się swoją rolą skończy z kijem w dupie. Nagroda może być całkowicie urojona - dotyczyć sfery zupełnie symbolicznej, a nawet życia pozagrobowego. Nie przez przypadek przegrani tak często lubią mówić o "zwycięstwie moralnym". Zwycięzcy natomiast do swojego sukcesu dodają metafizykę darwinizmu społecznego i osobistego rozwoju. Gdzieś tam w głowie siedzi cudowne JA, które wie co jest dobre a co złe i dokonuje wyborów.
Tyle że to gównoprawda. Kontrola odgórna działa na podstawie tego co zostało wdrukowane do systemu. Tym właśnie jest kultura. System organizuje się tak żeby w "odpowiedni" sposób skanować docierające do niego dane. A nawet jeśli dostrzeże błąd społeczny zazwyczaj siedzi cicho z powodu jakże ludzkiej skłonności do konformizmu. Może nawet wmówić sobie, że białe jest czarne, byle tylko złagodzić dysonans poznawczy. Niekiedy nawet może mieć "własne" zdanie (oparte na przyjętych powszechnie założeniach o nazewnictwie kolorów), ale raczej nie będzie się przy nim upierał dla świętego spokoju.
Pół biedy jeśli będzie dotyczyć to kwestii tak trywialnych. Lecz może to też dotyczyć niewolnictwa, krwawych rytuałów, palenia czarownic, eksterminacji obcych ras czy ideologicznych rzezi. Gdzie był nasz humanizm, gdzie była nasza moralność, gdy miliony ludzi wyrzynały się w pień przy pomocy zaawansowanej broni opracowanej przez bardzo inteligentnych inżynierów? Nawet jeśli było to okropne to przecież takie były czasy, obyczaje, prawa, rozkazy i tak dalej. Przyparta do muru jednostka przyzna w końcu, że jest tylko trybikiem w maszynie.
Ciężko to jej jednak uświadomić, gdy jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Tak właśnie działa NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT oferujący każdemu skrojoną na jego miarę iluzję. Stargetowane, sprofilowane, spersonalizowane szczęście daje nam ostateczną odpowiedź - w tych atramentowych kleksach preparowanych przez pijaną małpę dostrzeżemy wszystko czego zapragniemy. Wielka machina korporacji zajęła się więc produkowaniem halucynacji i przyjemności, a my gotowi jesteśmy poświęcić jej swój czas, pasję i energię.
Tylko gdzieś z tyłu głowy czai się ostatnio jakiś lęk. Przed ciapatą biomasą, zachodnią zgnilizną, inflacją, efektem cieplarnianym czy co kto woli. Każdy ma swoje straszydła. Gdzieś tam w Europie toczy się wojna. Gdzieś na Bliskim Wschodzie wybuchają bomby. Politycy kłócą się o aborcję, o historię, o konstytucję. O to kto jest agentem a kto patriotą, i komu się należy dobrze płatne stanowisko w jakimś funduszu, instytucie czy organizacji. A my zmęczeni po ciężkim tygodniu otwieramy piwko i puszczamy bąka.