Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 listopada 2024

MĄDROŚĆ LUDOWA

 
Podobnie jak w roju pszczół, kopcu termitów czy mrowisku, w ludzkim mózgu informacje o większym znaczeniu skutkują wzmocnieniem sygnału rekrutacyjnego. U owadów rekrutacja taka polega na sprowadzeniu współtowarzyszy do jakiegoś punktu gdzie trzeba wykonać określoną pracę. U człowieka proces uczenia się polega na zmianie siły połączeń synaptycznych między neuronami, a wtedy łatwiej aktywować je do wykonania określonego zadania.

Trening nie dodaje inteligencji, ale zwiększa wydajność - czas reakcji maleje stopniowo a proces staje się coraz bardziej zautomatyzowany. Mózg prowadzi wiele obliczeń w sposób rozproszony i równoległy, przez co ciężko nam nieraz uwierzyć, że wszystko co myślimy i czujemy sprowadza się do biofizycznych reakcji harmonizujących stan organizmu z wymaganiami środowiskowymi. Zwłaszcza gdy mierzymy się z czymś nowym i nie mamy przygotowanych wzorców reakcji.

Musimy czasem improwizować, lecz to tylko przetwarzanie znanych już rozwiązań. Mózg się wtedy męczy i zużywa więcej energii, żeby połączyć to wszystko co już znamy i symulować możliwe rozwiązania. Czasem nawet trzeba przeprowadzić jakiś eksperyment, a nawet popełnić błąd i wyciągnąć z niego wnioski. Do żadnych wniosków nie dojdzie jednak tabula rasa. Ale czasem leżąc w wannie krzykniemy nagle: Eureka!!!

Mózg przeczesuje i zestawia dane nawet bez naszej świadomości, więc może nas niespodziewanie "olśnić". Jednym słowem czasami myśląc mniej osiągamy lepsze rozwiązania. Większość laureatów Nagrody Nobla przyznała w ankietach, że więcej zawdzięcza intuicji niż analitycznemu namysłowi. Jak ujął to Albert Einstein "wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy". Najwięcej osiągamy swobodnie łącząc informacje, tyle że zmierzamy raczej w kierunku rutyny, bo schematy dają pewność.


Zawartość naszej głowy, a zwłaszcza kory czołowej, kształtuje się dosyć długo. Dzieciństwo i dojrzewanie pozwalają nam maksymalnie przystosować się do środowiska, a zwłaszcza kultury. Kiedy już jednak zyskujemy wiedzę o tym, co w naszym świecie jest "ważne" i "właściwe", dojrzewamy, a ostatecznie nawet kisimy się w tym sosie. Nieuchronnie stajemy się coraz mniej elastyczni, lecz uzbrojeni w lepszą kontrolę wykonawczą. Hamujemy nieadaptacyjne reakcje i konsekwentnie zmierzamy do wyznaczonych celów.

Ponieważ wszystkie nasze poczynania podlegają takiej kontroli odgórnej umożliwiającej samoregulację, znajdujemy w sobie podmiotowość i autonomię od stymulacji zewnętrznej. Jest to bardzo pożyteczne złudzenie, umożliwiające nam inicjowanie różnych działań w ramach kulturowych i społecznych kontekstów. Niestety to freudowskie superego to tylko skutek okablowania naszych aparatów poznawczych. Możemy odraczać pomniejsze gratyfikacje i zmierzać do Głównej Wygranej ponieważ jest to generalnie korzystniejsze.

Człowiek to nadzwyczaj konsekwentne zwierzę, choć i to może obrócić się przeciwko niemu. Jeśli za mocno przejmie się swoją rolą skończy z kijem w dupie. Nagroda może być całkowicie urojona - dotyczyć sfery zupełnie symbolicznej, a nawet życia pozagrobowego. Nie przez przypadek przegrani tak często lubią mówić o "zwycięstwie moralnym". Zwycięzcy natomiast do swojego sukcesu dodają metafizykę darwinizmu społecznego i osobistego rozwoju. Gdzieś tam w głowie siedzi cudowne JA, które wie co jest dobre a co złe i dokonuje wyborów.

Tyle że to gównoprawda. Kontrola odgórna działa na podstawie tego co zostało wdrukowane do systemu. Tym właśnie jest kultura. System organizuje się tak żeby w "odpowiedni" sposób skanować docierające do niego dane. A nawet jeśli dostrzeże błąd społeczny zazwyczaj siedzi cicho z powodu jakże ludzkiej skłonności do konformizmu. Może nawet wmówić sobie, że białe jest czarne, byle tylko złagodzić dysonans poznawczy. Niekiedy nawet może mieć "własne" zdanie (oparte na przyjętych powszechnie założeniach o nazewnictwie kolorów), ale raczej nie będzie się przy nim upierał dla świętego spokoju.


Pół biedy jeśli będzie dotyczyć to kwestii tak trywialnych. Lecz może to też dotyczyć niewolnictwa, krwawych rytuałów, palenia czarownic, eksterminacji obcych ras czy ideologicznych rzezi. Gdzie był nasz humanizm, gdzie była nasza moralność, gdy miliony ludzi wyrzynały się w pień przy pomocy zaawansowanej broni opracowanej przez bardzo inteligentnych inżynierów? Nawet jeśli było to okropne to przecież takie były czasy, obyczaje, prawa, rozkazy i tak dalej. Przyparta do muru jednostka przyzna w końcu, że jest tylko trybikiem w maszynie.

Ciężko to jej jednak uświadomić, gdy jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Tak właśnie działa NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT oferujący każdemu skrojoną na jego miarę iluzję. Stargetowane, sprofilowane, spersonalizowane szczęście daje nam ostateczną odpowiedź - w tych atramentowych kleksach preparowanych przez pijaną małpę dostrzeżemy wszystko czego zapragniemy. Wielka machina korporacji zajęła się więc produkowaniem halucynacji i przyjemności, a my gotowi jesteśmy poświęcić jej swój czas, pasję i energię.

Tylko gdzieś z tyłu głowy czai się ostatnio jakiś lęk. Przed ciapatą biomasą, zachodnią zgnilizną, inflacją, efektem cieplarnianym czy co kto woli. Każdy ma swoje straszydła. Gdzieś tam w Europie toczy się wojna. Gdzieś na Bliskim Wschodzie wybuchają bomby. Politycy kłócą się o aborcję, o historię, o konstytucję. O to kto jest agentem a kto patriotą, i komu się należy dobrze płatne stanowisko w jakimś funduszu, instytucie czy organizacji. A my zmęczeni po ciężkim tygodniu otwieramy piwko i puszczamy bąka.

niedziela, 24 listopada 2024

MROWIE W GŁOWIE

 
Dziadek Aldousa Huxleya (słynnego pisarza i pioniera ery psychodelicznej), a przy okazji biolog nazywany złośliwie "buldogiem Darwina" Thomas Huxley, twierdził iż niektóre organizmy jedynie udają posiadanie inteligencji, bo żadna pszczoła nie jest matematykiem. Definicji inteligencji przyjąć można by wiele, ale z grubsza wiąże się ona z podejmowaniem decyzji. Większa inteligencja umożliwia lepsze wybory, a przynajmniej optymalne z punktu widzenia przyjętych priorytetów i celów organizmu.

Oczywiście w przypadku człowieka wybory takie mogą nie mieć nic wspólnego z ewolucyjną adaptacją, tylko z robieniem sobie dobrze, ale zostawmy na razie takie niuanse. Powiedzmy że mamy dwie możliwości zdobycia nagrody, przy czym jedna nagroda jest większa albo jej zdobycie wiąże się z mniejszymi kosztami energetycznymi. Wiedząc o tym możemy wybrać opcję korzystniejszą. Tylko skąd o tym wiedzieć? Organ decyzyjny musi porównać dwie opcje i wybrać tę lepszą.

Ale jak mózg to robi? Dzięki pracy neuronów. A skąd neurony o tym wiedzą? Sęk w tym, że pojedynczy neuron niczego na temat tak złożonych kwestii nie wie. Lecz neuronów jest tak wiele, że ilość przechodzi w jakość.  Powstanie nowych jakościowo form z oddziaływania prostszych elementów nazywamy emergencją. Nie chodzi tu jednak o przyjęcie odgórnie narzuconej kontroli i wzorców, jak chcieliby esencjaliści wierzący w fundament wolnej woli, ducha czy innej siły mentalnej mającej rzekomo to wszystko koordynować.

Na defiladach w Korei Północnej tłum wykonuje precyzyjnie zaplanowane i zsynchronizowane cyrkowe sztuczki, które mogą zadziwiać swoim rozmachem, ale nie ma w tym życia. Nic nie dzieje się tam spontanicznie. Może i ładnie wygląda to na filmach propagandowych, lecz cały kraj znajduje się w bezproduktywnym marazmie, bo nikt nie eksperymentuje tylko realizuje rozkazy. Jeśli nie ma nowych informacji nie można ich ze sobą porównywać i dokonywać optymalnych decyzji.

Weźmy na przykład takie mrówki. Może i sama mrówka jest głupkowata, ale działając w ramach swojego społeczeństwa potrafi dokonywać zaskakujących rzeczy - na przykład budować skomplikowane struktury tuneli czy nawigować zbiorowość przez najkrótsze trasy. To zagadnienie optymalizacyjne wiąże się z tak zwanym problemem komiwojażera. Nieszczęsny domokrążca musi wybrać optymalną czyli możliwie najkrótszą, najtańszą i najszybszą drogę łączącą wszystkie miasta które chce odwiedzić ze swoim szmelcem.

Wbrew pozorom rozwiązanie tego dylematu nie jest wcale takie łatwe. Wiedzą o tym specjaliści od logistyki czy projektowania infrastruktury transportowej. Gdy na naszej mapie widnieje wiele miejsc znane algorytmy muszą rozważać wiele możliwych przypadków przez co czas obliczeń się wydłuża. Możemy wtedy zastosować algorytmy przybliżone żeby zaoszczędzić na czasie. A jak robią to mrówki? Przecież nie bawią się w obliczenia... Czy więc udaje im się to dzięki wskazówkom jakiegoś Genialnego Wodza?


Mrówki nie tworzą żadnego skomplikowanego planu, a ich niezwykłe osiągnięcia wynikają z tak zwanej inteligencji roju. Mrówka wykonuje tylko swoje proste zadania a z multum interakcji pomiędzy osobnikami wyłania się superorganizm, kierujący się czymś w rodzaju umysłu zbiorowego. Z uwagi na jej skromne możliwości poznawcze mrówkę przyrównać można do neuronu, który dokonuje prostych operacji na słabych sygnałach elektrycznych. To właśnie sieci neuronów w naszych mózgach działając podobnie do mrówczego kolektywu generują myśli i czyny.

U tych owadów optymalne rozwiązanie wyłania się niejako samoistnie dzięki komunikacji feromonowej i swoistym algorytmom współpracy. Mrówek jest wiele więc mogą sprawdzać wszystkie możliwe trasy, zostawiając na każdym szlaku pojedynczy ślad  feromonowy czyli infochemiczny.  Mrówki wybierają losowo pomiędzy dwiema trasami, lecz pokonanie dłuższej trasy wymaga dłuższego czasu. A zatem na trasie krótszej natężenie ruchu staje się większe przez co gromadzi się na niej więcej feromonów. Natomiast na dłuższej trasie feromony ulatniają się z wraz z upływem chwil.

Proporcjonalna różnica w natężeniu chemicznych wabików powoduje, że lepsza ścieżka "pachnie" bardziej intensywnie przyciągając coraz więcej mrówek. Ścieżka alternatywna staje się wobec tego coraz mniej popularna i kusząca, aż ostatecznie zostaje całkowicie porzucona. Co z tego wynika? Sygnalizacja feromonowa u mrówek wydaje się pełnić podobną funkcję co synapsy w ludzkim mózgu. Budowa kory mózgowej przypomina budowę mrowiska. 

Nowonarodzone neurony będą się poruszać w sposób losowy u podstawy kory mózgowej dopóki nie wpadną na komórkę glejową promienistą, a następnie migrując wzdłuż glejowego szlaku zostawią za sobą smugę chemoatraktantów przyciągających coraz więcej nowych neuronów. Z kolei komórki glejowe promieniste które przetarły mniej optymalne szlaki ulegają eliminacji poprzez proces śmierci komórkowej. Dzięki temu neurony komunikują się w sposób optymalny, żebyśmy mogli podejmować "słuszne" decyzje. Tyle w teorii, bo zarówno u mrówek jak i u ludzi ten system bywa zawodny... 

sobota, 23 listopada 2024

PRZEGLĄD ŚPIOCHÓW I KRETÓW POLSKICH


Sędzia Tomasz Szmydt dostał azyl polityczny na Białorusi. Nie wiadomo tylko na jak długo. Poprzedni uciekinier nawet tego nie doczekał, bo tak bardzo zdołował się tym co robił jako polski faszysta, że powiesił się. Po jego ciało nikt się nie zgłosił, więc spoczął w pięknej białoruskiej ziemi. No ale może facet który wie to i owo o ściśle tajnych sprawach będzie dłużej przydatny niż zwykły trep.

Putin wysyła po takich zdrajców specjalistów od zabijania. Ale my nie możemy tego zrobić bo to przecież niehumanitarne. Więc cała nadzieja w tym, że Łukaszenka załatwi chuja sam. Pytanie tylko, czy taki los czeka też starego wilka Jarosława Jakimowicza. Gwiazda pewnego filmu gangsterskiego klasy C, a podczas ostatniej "wymiany elit" specjalista od propagandowego pierdolenia głupot, nie poprosił co prawda jeszcze o białoruski paszport, ale już przymilał się do Baćki.

Skoro na Wschodzie mają taką świetną infrastrukturę drogową i sklepy zoologiczne, po jakiego grzyba siedzieć jeszcze w Polsce rządzonej przez Niemców, Żydów i Ukraińców. Lepiej spierdalać stąd zawczasu zanim Władek na haju popierdoli guziki i Europa z Ameryką zamieni się w radioaktywną pustynię. Niech aktorzyna zabierze ze sobą Magdalenę Ogórek, bo w Polsce ta mimoza straszenie wychudła, a tam mają bardzo smaczne konserwy wieprzowe.


Piękny duet erudytów tworzyć mógłby na Białorusi jakiś telewizyjny show. Na przykład ludzie z Polski dzwonią i opowiadają jak strasznie jest za Tuska, a Jarek z Magdą zmysłowo przekomarzają się od tyłu na wizji... Sami wiecie - więźniowie polityczni, tortury, postkomuniści i masoni, a do tego na każdym rogu brodate kobiety. Można pleść o tym bez końca. Byłaby to jakaś alternatywa dla jadowitego Biełsatu.

Wyślijmy tam też Grzegorza Brauna żeby poszalał z gaśnicą w razie sabotażu. Niech Janusz Korwin Mikke posmakuje na własnej skórze dobrodziejstw monarchii i wolnego euroazjatyckiego rynku. Pozbądźmy się wszystkich świrów wystrojonych w patriotyczne dresy, brunatne koszule, czerwone szelki, nizidentyfikowane mundury i paramilitarne akcesoria. To aktywna prorosyjska agentura, która inkasuje hajs za swoją błazenadę.

Nie dajmy się zwariować. A ty drogi Władymirze, nazistowska świnio, nie próbuj takich tanich sztuczek, bo możesz zostać odwiedzony przez nieproszonych gości. Uciemiężony lud polski zacznie szturmować wschodnie granice żeby przedrzeć się do sklepów z wódką i żywnością, oraz stacji paliw. Lepiej się uspokój i pograj sobie w golfa, potrenuj judo, jedź na narty czy co tam robią bogacze. Chyba że już tylko wojna cię kręci.

środa, 20 listopada 2024

MOTYL W MASZYNIE

 
W matematyce znajomość stanu początkowego pozwala ekstrapolować wynik. Analogicznie - posługując się odpowiednim wzorem - moglibyśmy "cofnąć" się od końca równania i rozłożyć je na czynniki pierwsze, gdyby tylko było to równanie liniowe. Innymi słowy związek między stanami początkowymi a końcowymi pozwala rozkładać całość na składniki. Stąd wziął się w filozofii nauki pogląd zwany redukcjonizmem.

Poznaj części składowe, dowiedz się jak są ze sobą powiązane i poskładaj to wszystko do kupy, a dowiesz się jak działa Wszechświat, mózg człowieka i każda inna złożona kwestia. Tyle że łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo w rzeczywistości problemem jest występowanie wielu ukrytych zmiennych. Ale na tej podstawie sformułowano ideę klasycznego determinizmu.

Takie same warunki początkowe prowadzą zawsze do takich samych stanów przyszłych. Jeśli więc nie potrafimy przewidywać przyszłości wynika to tylko z ludzkiej ignorancji, bo wszystko zostało już określone. Świat ma tylko jedną historię w której wydarzy się dokładnie to co wydarzyć się musi. A wydarzyć się musiała kwantowa rewolucja w fizyce, wprowadzająca tu trochę nieprzewidywalności, choć i ją możemy hipotetycznie wytłumaczyć własną nieznajomością bardziej fundamentalnych informacji.

W takim świecie kieruje nami swoiste przeznaczenie - cząsteczkowe fatum, które możemy jedynie wypełniać. Każdy pozornie nieistotne zdarzenie pociągać za sobą może dalekosiężne konsekwencje, lecz nie mamy na nie wpływu bo jesteśmy jedynie wynikiem fizycznego równania.

W opowiadaniu mistrza fantastyki Raya Bradbury'ego I uderzył grom bohater cofa się w czasie o sześćdziesiąt milionów lat. I choć stara się niczego w tej prehistorycznej rzeczywistości nie zmieniać przypadkowo depcze motyla. Okazuje się, że w ten sposób przewrócił małą kostkę domina, która zapoczątkowała na świecie kaskadę zmian grożących wyginięciem ludzkości.

Meteorolog Edward Lorenz eksperymentując z różnymi modelami prognozowania wzorców pogodowych przy zastosowaniu wielu zmiennych, zauważył iż niewielkie zaburzenie warunków początkowych powoduje rosnące zmiany w zachowaniu układu, przez co model deterministyczny wydaje się w dłuższej skali zachowywać losowo. Pewnie nieprzypadkowo nazwano ten chaos efektem motyla. Nawet ruch powietrza wywołany skrzydłami owada może urosnąć w zupełnie innym miejscu do skali huraganu.


Ponieważ procesy w naszych mózgach zachodzą nieliniowo wielu filozoficznych konserwatystów dopatruje się w szerokim wachlarzu podejmowanych decyzji przejawów wolnej woli. Tyle że to bardzo naciągana teoria. Matematyka chaosu jest jak najbardziej ścisła, a w rzekomej "wolności" złożonych systemów fizycznych jakimi jesteśmy istnieją wzorce i fraktale, powtarzalność i samoorganizacja.

Jesteśmy skomplikowanymi automatami, które same siebie nie rozumieją. Człowiek to wyrafinowane bydlę zniewolone przez własną kulturę. Małpa naśladująca inną małpę. Owszem, niezwykle kreatywna, ale tak naprawdę tylko lepiej lub gorzej łącząca ze sobą informację. Żaden neuron - nawet w korze przedczołowej - nie zainicjuje swojej aktywności jeśli nie zostanie do tego pobudzony.

A jeśli zredukujesz człowieka do neuronu zobaczysz tam tylko zero i jedynkę. Dopiero z emergencji tego całego "chaosu" wyłania się człowiek. Bez tej tajemnicy w czaszce bliźniego swego życie byłoby zresztą nudne, choć ciągle staramy się przewidywać jego ruchy. Lecz czasami nie potrafimy przewidzieć nawet własnych. Czy leci z nami pilot? Raczej nie, lecz musimy w to wierzyć, żeby nie wpaść w panikę.

piątek, 15 listopada 2024

SYSTEM NERWOWY

 
Ludzie to skupiska komórek, spośród których szczególną rolę odgrywają neurony, czyli komórki zdolne do obierania i przekazywania informacji w formie sygnału elektrycznego. To z nich i odżywiających je komórek glejowych składają się nasze mózgi. A w mózgach - w sposób świadomy czy też nie - zapadają wszystkie decyzje za które mamy odpowiadać.

Aktywność neuronów zależy od docierających do nich bodźców i wzorców ich przetwarzania, a te z kolei wynikają z genetycznej architektury mózgu, zapisanych w nim doświadczeń i wpływu środowiska. Znaczenie ma choćby nasz sposób odżywiania, używki czy aktywność fizyczna, a nawet seksualna. Mózg odpowiada za potrzeby organizmu, przez co znajduje się pod przemożnym wpływem afektu rdzennego czyli choćby zupy hormonów.

Lecz organizm ten należy do zwierzęcia społecznego, a to oznacza że różnie reaguje w zależności od sytuacji społecznych. Całe spektrum człowieczeństwa zawarte we wzajemnym układzie odniesień nazywamy kulturą. Zbiorowości w zależności od unikalnych doświadczeń ekologicznych i historycznych wykształciły różne wartości. Proces konstruowania mózgów w ramach określonej kultury określa wspólnotę kodów i norm.

A do tego tory wytycza pozycja społeczna naszych rodziców i styl ich rodzicielstwa. Mówiąc bez ogródek dziecko prezydenta, lekarza czy adwokata, ma o wiele większe szanse żeby zostać pięknym i bogatym tryskającym humorem erudytą, niż dziecko menela. No i wiele zależy od poziomu miłości, surowości, nadopiekuńczości czy stymulacji jaką otrzymujemy w domu rodzinnym. A potem od grupy rówieśniczej i tak dalej. 

Warto o tym pamiętać gdy się ocenia innych. Nie jest bowiem tak, że wszyscy mamy równe szanse bo poseł jeden z drugim tak zadekretował. Pomijając przemożny wpływ genów na sprawność naszej maszynki do myślenia, jest ona szczególnie silnie kształtowana od pierwszych lat życia. No i niestety jest tak, że szczęście przyciąga coraz więcej szczęścia, a pech coraz więcej pecha. Bo w psychologii rozwoju każde stadium wykrzywia całą trajektorię.


Aktywność neuronów wynika z ich wcześniejszej aktywności w nierozerwalnym łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Aktywność każdego neuronu zależy od jego pozycji w całej sieci skoordynowanej stoma bilionami połączeń.... Choćbyś próbował to wszystko rozplątać i szukać jakiegoś autonomicznego neuronu inicjującego konkretny proces decyzyjny, kłóci się to ze wszystkim co wiemy o neuronach. One po prostu muszą reagować w określony sposób, a my próbujemy to kwestionować bo nie czujemy się maszynami.

Wiedza taka nie jest nam zresztą do niczego potrzebna. Utożsamiamy się z tą całą burzą we własnej głowie i to pozwala nam wierzyć, że o czymś decydujemy. Inny sposób postrzegania groziłby zresztą szaleństwem. Ludzie jako skupiska neuronów zachowujących się w zdeterminowany sposób nie mają przecież wolnej woli. Możemy dodawać do tego jakiś komponent "niefizyczny", ale to dosyć karkołomna konstrukcja. Życie zbyt często kończy się organiczną demencją osobowości.

Gdyby traktować ludzi jak powiedzmy zjawiska pogodowe kierujące się określoną dynamiką, można by ich rozgrzeszyć ze wszystkiego, bo przecież muszą być takimi skurwysynami. Tyle że w dynamice tej istotną rolę odgrywają otrzymywane informacje, nagrody czy kary. No i do tego jeszcze te cholerne emocje. Jedno skupisko komórek nienawidzi drugiego skupiska komórek, a inne kocha. A na koniec rozpada się i gnije.

niedziela, 10 listopada 2024

DZIEŃ ŚWIRA


 Drodzy rodacy - prawdziwi Polacy, Kaszubi, Ślązacy, Górale, Europejczycy i mieszańcy rasowi. Obywatele Warszawki, Wolnego Miasta Gdańska, Rancza Wilkowyje i Jedwabnego. Zbieracze szparagów, operatorzy zmywaków, pożeracze kebabów, bezrobotni i korposzczury. Kibole, duszpasterze, żołnierze i kury domowe. Macie dzisiaj swoje święto - dzień niepodległości.

Tego dnia staliście się niepodlegli. No może nie do końca tego dnia, bo historycy nie zgadzają się co do daty 11 listopada. Ale to już kwestia dyskusyjna, a ten dzień ma symbolicznie upamiętniać, że po 123 latach zaborów Polacy znów stworzyli organizm państwowy. Co prawda będziemy się tym słowiańskim szczęściem cieszyć tylko przez dwie dekady, a potem krzyżackie hordy rozpierdolą cały kraj, ale to już powód do dumy.

Potem jeszcze przetrwać trzeba było PRL, Trzecią i Czwartą RP, dyktaturę Brukseli, masońskie spiski i amerykanizację, a teraz jeszcze wojnę hybrydową. Jednym słowem Polacy mają zawsze przejebane, nawet kiedy są niepodlegli. Ale mogą wtedy śpiewać Rotę, Mazurka Dąbrowskiego i Odę do Radości w swym szeleszczącym języku. Mogą smażyć ruskie pierogi i nosić patriotyczne skarpetki. Mogą nawet zrobić gigantyczny przekop Mierzei Wiślanej.

Nikt nam kurwa nie zabroni wybrać Tuska, Kaczyńskiego, Brauna czy Palikota. Możemy nawet sponsorować kościół, kulturę narodową i instytuty od spraw niepotrzebnych. Przecież trzeba gdzieś upchać tych wszystkich inteligentnych ludzi, żeby nie zapierdalali jak matoły. Możemy nawet napierdalać się po mordach jak to nieraz w patriotycznym uniesieniu bywało. Lecz osobiście do tego nie namawiam, gdyż nie jest to działanie konstruktywne i może powodować niebezpieczne kontuzje.


Kim więc jesteśmy w tej trzeciej już dekadzie dwudziestego pierwszego wieku? Czym jest niepodległość w obliczu rosyjskiego zagrożenia i lęku przed utratą tożsamości? Co mamy ze sobą wspólnego i jakie są wartości które podzielamy wszyscy? Co to znaczy być Polakiem? To trudne pytania. Sami mamy problem z określeniem kim jesteśmy. Spieramy się o jakieś wizje, ale prawda leży gdzieś na tym kawałku globu. Tylko Polak może zrozumieć ten absurd jaki sam sobie zgotował. Ale był sobie Polak, Rusek i Niemiec.

I to był dowcip historii. A potem baba przychodzi do lekarza i tak dalej. Ale niektórzy nie mają w ogóle poczucia humoru. We współczesnym norweskim slangu Polak to taka sama obelga jak Żyd, czarnuch czy ciapaty. A każdy pijak to złodziej. Geniusze wszystkich powiatów łączcie się! Gdzieś w CENTRUM WSZECHŚWIATA leży takie miejsce gdzie urodził się Kopernik, Chopin, Wałęsa, Wojtyła i Gołota. Gdyby pomieszać ich geny wyszedłby Leonardo da Vinci.

środa, 6 listopada 2024

REWOLUCJA BURAKÓW

 
W eurosceptycznej międzynarodówce zapanowała euforia, po tym jak prezydentem największej gospodarki świata został stary dobry Donald Trump. Oznacza to wzmocnienie takich odśrodkowych wichrzycieli jak Orban czy Fico. Będą mogli oni pod amerykańskim parasolem wdrażać swój "antyliberalny", a w zasadzie socjalistyczny i nacjonalistyczny program zawłaszczania państwa i pojednania z Rosją.

Również i u nas nie brakuje takich którzy twierdzą, że kraj jest okradany przez różnego rodzaju obcych, więc należy przegonić stare elity i zaprowadzić nowe porządki. Co jeszcze gorsze przerabialiśmy to już przez osiem lat i jak dotąd nie udało się rozprawić z tą kosmopolityczną sitwą uśmiechniętych wyzyskiwaczy. Jak wiadomo pieniądz rządzi światem, a PiS zgromadził jeszcze zbyt mało środków żeby stworzyć imperium medialne i przekupić wszystkich celebrytów.

Polscy populiści mają ten problem, że muszą stać okrakiem z powodu naszej sytuacji geopolitycznej. Z Rosją i Niemcami mają stare porachunki, a przypominanie o nich przez całą dobę to credo polskości. Poza tym walczą już przeszło trzy dekady z postkomuną, która uwłaszczyła się na transformacji i wyprzedaży majątku narodowego. Bronią tradycyjnej i jakże kosztownej energetyki. Straszą dzieci czarnym ludem. W dotychczasowym europejskim układzie sił zupełnie się nie odnajdują.


Kwestia rosyjska nie jest  więc przeszkodą gdy idzie o tożsamość ideologiczną. Dysonans można przykryć rozważaniami o nieprzewidywalności Trumpa, który nagle wyciągnie Jokera z rękawa. Jedyna nadzieja w tym, że Trumpowi naprawdę odjebie - poczuje się urażony i będzie musiał zaspokoić swoje ego jakimiś radykalnymi działaniami. Ale zbytnio bym na to nie liczył. Trump już wiele razy mówił, co myśli o Rosji i Ukrainie, a co sądzi o tym Duda czy Kaczyński w ogóle go nie interesuje.

Motywem przewodnim tej całej fali jest opowieść o globalnym spisku elit. I rzeczywiście poglądy wielkomiejskich elit rozmijają się ostatnio coraz bardziej z potrzebami niezbyt zamożnej prowincjonalnej siły roboczej. No bo tak to się jakoś dziwnie składa, że ci sami ludzie którzy współczują imigrantom, mniejszościom seksualnym i dyskryminowanym kobietom, często drwią z niezbyt ich zdaniem rozgarniętego "buraka", który znalazł się w takim a nie innym miejscu życiowym z powodu własnych ograniczeń umysłowych.

Oczywiście nikt nie ma recepty na sprawiedliwość społeczną. Jedyną stałą cechą wszystkich systemów jest egoistyczny narcyzm starych czy nowych elit i umacnianie oligarchii pod takim czy innym szyldem ideologicznym. Ale ważne jest żeby mówić do ludu jego językiem, dlatego farbowani trybuni tyle pieprzą o niesprawiedliwości, spiskach i złodziejstwie, choć sami mają przecież pełne kieszenie.

niedziela, 3 listopada 2024

CZYNNIK KOREAŃSKI

 
Nazwa Korei pochodzi od średniowiecznego królestwa Goryeo, obejmującego prawie cały Półwysep Koreański. Rozpowszechniła się na świecie dzięki arabskim i perskim kupcom wędrujących Jedwabnym Szlakiem. Nie był to jednak pierwszy organizm państwowy na tym terenie.

Według nacjonalistów początków kultury koreańskiej należy szukać już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą, a jej ojcem miał być mityczny król Dangun. Jeśli odłożyć na bok legendy jedyną pewną datą jest wzmianka o inwazji na Królestwo Gojoseonu w kronikach chińskich (108 r. p.n.e.).

Zresztą o tak wczesnych dziejach tego regionu wiadomo niewiele. Prawdopodobnie mieliśmy wtedy do czynienia raczej z luźną federacją plemion niż scentralizowaną administracją. Pochodzenie Koreańczyków nie jest do końca znane. Choć niektórzy przypuszczają, że mogą pochodzić od ludów ałtajskich obecnie zalicza się ich raczej do tak zwanych ludów izolowanych.

Pomimo stworzenia własnej oryginalnej kultury przez wieki znajdowali się w orbicie wpływów chińskich. Choć Chińczycy nigdy nie włączyli Półwyspu bezpośrednio do swojego imperium utrzymywali go w swoistej politycznej zależności. To z Państwa Środka czerpano wzorce i inspiracje. Chińskie wpływy kulturowe zmieszały się z rodzimymi tworząc niepowtarzalną tożsamość.

Zakorzenione tu prastare tradycje szamańskie przenikały się z buddyzmem, taoizmem i konfucjanizmem. Opierając się na konserwatywnej filozofii, etyce i systemie społecznym Koreańczycy przegapili jednak zmiany dokonujące się na coraz bardziej uprzemysłowionym świecie. Aż do podboju japońskiego w 1910 roku ich gospodarka opiera się głównie na rolnictwie.

Zmodernizowani już na zachodnią modłę Japończycy okupowali Koreę przez trzy i pół dekady. Setki tysięcy Koreańczyków zostało wtedy zmuszonych do wykonywania niewolniczej pracy. Nie pochwalając japońskich okrucieństw i represji przyznać trzeba, że był to okres unowocześniania kraju, po którym pozostała jakaś infrastruktura czy wyszkolone kadry.


Niebawem jednak Półwysep zamienił się w jedno z najnędzniejszych miejsc na mapie świata. A wszystko za sprawą okrutnej wojny między światowymi blokami politycznymi. Jak wiadomo państwa osi - do których należała Japonia - zostały pokonane wspólnym wysiłkiem kapitalistycznych i komunistycznych aliantów. Podobnie jak Niemcy Korea została podzielona między dwa systemy.

Tak naprawdę komuniści nie mieli ochoty wszczynać kosztownej i krwawej awantury o ten niewiele wówczas znaczący kawałek ziemi. Kalkulowali jednak, że podobnie myślą Amerykanie, skoro już oddali kontrolę nad niemal całą Wschodnią Azją.  Ameryka zaś arbitralnie stwierdziła, że musi w tym momencie uderzyć pięścią w stół i wreszcie powstrzymać komunistyczną ekspansję, choć sama Korea nie miała większego znaczenia strategicznego.

Kiedy siły komunistycznej Północy próbowały opanować Południe w ich obronie stanęły zachodnie siły ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Ale do wojny wmieszały się też Chiny, więc rozpętała się krwawa jatka w której zginęły miliony ludzi - oczywiście głównie koreańskich cywilów. Rezultatem była ruina, wzajemna nienawiść i utrzymanie geograficznego status quo. Na Północy stworzono najbardziej totalitarny reżim wszechczasów, a na Południu kapitalistyczną dyktaturę.

O dziwo to północnokoreański model początkowo lepiej się sprawdzał, a to dzięki pomocy gospodarczej otrzymywanej ze Związku Radzieckiego, Chin i innych państw niesławnej demokracji ludowej. W realizacji forsownej industrializacji dostrzegano nawet symptomy cudu gospodarczego. Na dłuższą metę system okazał się tam jednak niewydolny. Militaryzacja drenowała budżet, a wszechmocne państwo zabijało wszelką inicjatywę.


Południowokoreańska modernizacja na dobre zaczęła się dopiero w latach sześćdziesiątych, ale stworzyła jedną z najsilniejszych gospodarek świata. Dzięki inteligentnej alokacji zagranicznych kredytów i wykorzystaniu zdyscyplinowanej siły roboczej udało się stworzyć prawdziwe przemysłowe imperium. Droga do demokracji była tu jednak krwawa i wyboista, a wolnościowców po prostu masakrowano.

Pierwsze wolne wybory w Korei Południowej odbyły się dopiero w 1988 roku. Tymczasem po upadku bloku socjalistycznego gospodarka Północy całkowicie się załamała i zapanował tam masowy głód. Niestety ten stalinowski skansen stał się w międzyczasie atomowym mocarstwem. Panująca dynastia Kimów wykorzystuje broń nuklearną jako swoją polityczną polisę na życie, nie stroni od handlu bronią i narkotykami, a nawet ucieka się do terrorystycznych prowokacji.

Opasły dyktator tego gigantycznego obozu koncentracyjnego zwąchał się ostatnio z Władkiem Putinem. Dostarcza mu amunicję i żołnierzy, aby mógł kontynuować swoją specjalną operację wojskową w Ukrainie. To najlepiej ukazuje gdzie mentalnie i kulturowo znajduje się Rosja. Niektórzy sądzą jednak, że ten sojusz może wyjść Sowietom bokiem, jeśli Południowcy wejdą do gry wysyłając Ukrainie hojne dostawy swojego nowoczesnego uzbrojenia. 

sobota, 2 listopada 2024

KINO WOJENNE

 
Wołodymyr Zełenski skrytykował ostatnio Polskę, bo nie przekazaliśmy mu MIG-ów. Zignorowaliśmy też prośbę o zestrzeliwanie rosyjskich rakiet, bo uznaliśmy że mogłoby to grozić wplątaniem się w wojnę. Szef naszej dyplomacji Radosław Sikorski odparł dosyć rzeczowo, że nasza pomoc w relacji do PKB była zdecydowanie największa i tak dalej. Prezydent Andrzej Duda mówił zresztą to samo. Nie możemy więcej dawać, bo musimy martwić się przede wszystkim o siebie.

A tak się niestety składa, że zaczynamy bać się o własną dupę. Ruscy razem z ludami Syberii i Kaukazu, nepalskimi najemnikami i Koreańczykami zdają się przejmować inicjatywę. Dzięki bestialskiej, ale sprawdzonej już wielokrotnie taktyce można utopić przeciwnika w morzu własnej krwi, nie zważając na absurdalne straty ludzkie i materiałowe. W Rosji nie ma przecież opinii publicznej, a ludzi można wysyłać na pewną śmierć całymi tysiącami, tym bardziej, że nie są to na ogół etniczni Rosjanie.

Ponieważ w tej Federacji dominują biali, a na zdziczałej prowincji panuje okrutna nędza, wystarczy sypnąć jakimś groszem żeby zwabić desperatów w kamasze. W Europie żyjemy na wyższym poziomie, więc nie pali nam się, żeby umierać za jakąkolwiek sprawę. I tak dochodzimy do socjologicznych ograniczeń demokracji liberalnej. Rosja to tylko wielka stacja benzynowa z bombą atomową i mięsem armatnim, a gospodarka Korei Północnej praktycznie nie istnieje. Ale cała nasza machina przemysłowa służy przede wszystkim konsumpcji.

Teoretycznie nasz potencjał gospodarczy powinien zmiażdżyć taką anachroniczną strukturę. Według papierowych wyliczeń możemy przecież wyprodukować więcej czołgów, samolotów, rakiet, dronów i czego tylko zechcemy. Tyle że oznaczałoby to dalsze wyrzeczenia "zmęczonego" wojną europejskiego społeczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone przestaną dozbrajać Ukrainę, to Europa pewnie sobie też odpuści, bo ciągle mamy za mało pralek, telewizorów, samochodów i ekspresów do kawy. Poza tym ludzie chcą oglądać seriale i piłkę nożną, a nie te paskudne obrazki zbombardowanych miast.


A jeśli zabraknie choćby popcornu to lud zagłosuje na tego kto obieca kiełbasy, browary i inne towary. Więc konflikt zostanie zamrożony w jakiejś amorficznej i prowizorycznej formie ustrojowej. Okaleczona, wyludniona i zgorzkniała Ukraina będzie musiała zrezygnować z marzeń o odzyskaniu integralności. Zgniły pokój wyda jednak zatrute owoce. Obłudny pojeb z Kremla z całą pewnością nas okłamie, ale będziemy musieli udawać, że wierzymy w znalezienie optymalnego rozwiązania. A tymczasem musimy zbroić się na tyle, na ile jest to możliwe w tych warunkach.

Szkoda tylko tych wszystkich chłopaków, którzy musieli zginąć broniąc ukraińskiej i europejskiej wolności. Pokazali jednak że Rosja jest słaba i pohamowanie jej apetytów było jak najbardziej możliwe gdyby nie dziwna euroatlantycka opieszałość w dostawach sprzętu. W obecnej sytuacji ciężko już oczekiwać jakiegoś wielkiego przełomu. Rosną za to rosyjskie wpływy w Mołdawii i Gruzji, a premier Słowacji Robert Fico zaszokował występami w rosyjskiej telewizji, gdzie wyraził swoje oburzenie nierealistyczną postawą eurokołchozu.

Zakochana w samej sobie Europa nie ma pomysłu co z tym może jeszcze zrobić, czeka więc aż ukraińskie morale samo się wypali. Stany Zjednoczone są na politycznym rozstaju i tak naprawdę nie wiadomo, jaki będzie ich dalszy stosunek do wojny za naszą wschodnią granicą. Jankesów coraz bardziej absorbuje konflikt na Bliskim Wschodzie, a przede wszystkim kwestia tajwańska. Wyłania się więc z tego dosyć paskudny obraz, tym bardziej że już płoną fabryki i centra handlowe, a rosyjska agentura dezinformuje i polaryzuje głupie społeczeństwo.