Kiedy miałem osiemnaście lat chwilowo mi odbiło, wskutek
czego znalazłem się w szpitalu z pociętymi przegubami i wysokim stężeniem leków
psychotropowych we krwi. Nie było jednak aż tak tragicznie – odchorowałem swoje
i dostałem skierowanie do psychiatry. Przez jakiś czas jeździłem do niego po
recepty na antydepresanty. Najstraszniejsze z tego wszystkiego co pamiętam było
zakładanie i wyciąganie cewnika. Poza tym byłem mocno struty. Ogólnie to nic
ciekawego. Nie żebym się tym chwalił, bo ogólnie to nie ma czym. Ale wstydzić
się też nie trzeba. Co prawda narobiłem trochę niepotrzebnego zamieszania, ale
nikogo nie skrzywdziłem. Nikogo nie maltretowałem, nie poniżałem, czy nie
wykorzystywałem. A zatem moralnie nie było to szczególnie odrażające. Pamiątką
która mi po tym została jest pewien szczególny rodzaj szacunku, jaki do dziś
żywię dla wszelkich autsajderów. Uważam, że przynajmniej część z nich nie tyle
ma problem ze sobą, co ze światem.

W jakim celu ujawniam te wszystkie kompromitujące fakty, i
czy nie jest to objaw żałosnego ekshibicjonizmu? Otóż nie – najśmieszniejsze
jest to, że te fakty mnie w ogóle nie kompromitują. Nie wpływają prawie wcale
na sposób w jaki jestem przez innych postrzegany. Po pierwsze być może dlatego,
że są to już odległe dzieje. Ale jest też inny, głębszy powód. Że nikogo to nie
obchodzi. Już bardziej wkurwia ich to jaki jestem, choćbym wiódł nie wiem jak
uporządkowane życie. Nie żebym specjalnie ich wkurwiał, ale wiem to. Kiedy
oczekuję zbyt dużo, drażni to pospólstwo. Ludzie spodziewają się, że wystarczy
mi byle gówno. A ja chcę tego co najlepsze. Oni myślą że nie mam do tego prawa,
bo uważają że nie jestem dość dobry. W takim razie to nie ja jestem pojebany,
tylko oni są pojebani. Oto cała filozofia. Nauczyłem się nie obwiniać o to, że
jakiś pacan czy lampucera nie może mnie strawić. I to była kluczowa zmiana w
moim życiu. Zrozumiałem, że muszę być egoistą, bo spotykam zbyt wielu egoistów.
I jest mi lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz