Łączna liczba wyświetleń

65152

sobota, 20 lipca 2024

HISTORIA ALTERNATYWNA

    
    W Stanach Zjednoczonych o fotel prezydenta ubiega się dwóch starców - z tym że jeden ledwie zipie, a drugi to jurny maniak seksualny. No i ten sprośny starzec - molestujący kogo popadnie i nie gardzący też gwiazdami porno - jest przy okazji konserwatystą, to znaczy zwolennikiem tradycyjnych wartości - dom, rodzina, kościół, paramilitarne bojówki i takie tam. Poza tym potrafi mówić biednym ludziom o spisku elit, choć sam odziedziczył miliardy dolarów. Chodzi oczywiście o Donalda Trumpa.

Ostatnio jakiś zbyt zaangażowany małolat postanowił go odstrzelić. Wiecie jak to jest w kraju, gdzie prawo do noszenia ze sobą broni jest przejawem wolności. Wszędzie walają się jakieś pistolety, strzelby czy karabinki, a dzieciaki biorą to ze sobą do szkoły i wyrównują rachunki z rówieśnikami. Tym razem poszło o sprawy wielkie, albowiem polityczne. A polityka to przecież przyszłość kraju, narodu, całego świata i tak dalej. Można więc sobie we łbie uroić, że jest się jakimś mesjaszem i prewencyjnie usunąć zagrożenie.

Tyle że nie wiadomo na ile zagrożenie jest realne. Gdyby Trump naprawdę okazał się amerykańskim Hitlerem wtedy heroiczny młodzieniec, którego imienia i nazwiska po tygodniu już nikt nie pamięta, stałby się bohaterem książek historycznych. Żołnierzem wyklętym. No ale na razie jest paskudnym zamachowcem, którego należy potępić, i wyrazić dyplomatyczne oburzenie tym "atakiem na demokrację". Ostatecznie nikt w cywilizowanym świecie nie chce, żeby w ten sposób załatwiano polityczne porachunki. To byłby regres.


Ale prawdą jest, że w takich chwilach ważą się losy świata. I mniejsza już o wewnętrzne sprawy Ameryki - chyba że kogoś ekscytuje to z powodów ideologicznych, bo jest fanatykiem światowego dżihadu, krucjaty, rewolucji czy innej moralizującej sekty. Po prostu wraz ze zmianą władzy zmienia się też cała sieć "znajomych królika", która legitymizuje się określonym bełkotem. A z punktu widzenia Polaka i Europejczyka kluczowa jest polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych, bo wszystko zmierza do jakiegoś bliżej nieokreślonego przewartościowania międzynarodowego porządku.

Wiadomo przecież, że po rosyjskiej inwazji na Ukrainę świat nie będzie już taki sam. A przecież niespokojnie jest również na Bliskim Wschodzie, no i Chiny wciąż prężą muskuły. W Afryce tradycyjnie wszyscy walczą ze wszystkimi, co generuje nieustającą presję migracyjną. To w jaki sposób największa gospodarka świata użyje swoich zasobów przemysłowych, handlowych, finansowych i militarnych zdefiniuje losy Europy na dziesięciolecia. Może i dziadek Biden miał sklerozę i poruszał się jak żółw, ale wobec agresywnej Rosji przyjął postawę jastrzębia. Twardziel Trump stał się natomiast gołębiem pokoju.

Owszem - nawet postrzelony w ucho wymachiwał pięścią i zagrzewał swoich wyborców do walki, lecz nie chodziło tu bynajmniej o walkę z Putinem tylko ze zgniłymi liberałami. Bo trzeba tych skurwysynów odsunąć od władzy, żeby znów uczynić Amerykę wielką. Poza tą narracyjną rzeczywistością zmieniają się niestety "ustalone" od dekad paradygmaty. To znaczy Europa staje się dla Amerykanów mniej ważna od Azji. Dumni Europejczycy wciąż dzielą się na małe i nieskoordynowane plemiona, tak naprawdę niezdolne do samodzielnej walki z Rosją.


Trump nie widzi żadnego interesu w dalszym szachowaniu neoimperialnych ambicji naszego nieprzyjaznego sąsiada, gdyż kosztuje to zbyt drogo. Lepiej pomagać Żydom niż Ukraińcom, choć od lat wspieranie Izraela jest dla Wuja Sama tylko obciążeniem. Gdyby spojrzeć na to realistycznie cała ta proizraelska polityka wynika jedynie z kulturowych sympatii Amerykanów. Dla nas - zapatrzonych wiecznie w amerykańskie filmy - może być to nieco zaskakujące. Podobno jesteśmy tacy "zachodni". Tyle że nie chcemy mieć tu murzyńskich dzielnic jak w Nowym Jorku.

No ale Afrykę Trump ma głęboko w dupie. Czyli nikt nie będzie regulował tej wylęgarni imigrantów, której zresztą wyregulować się nie da. Można tam niestety instalować różnych obwieszonych medalami dyktatorów, więc Rosja, Chiny, chciwe korporacje i dżihadyści będą sponsorować swoich terrorystów. My zaś będziemy musieli mierzyć się z moralnym problemem co robić z nadciągającymi masami ludzkimi. Humanitaryzm jest co prawda taki wzniosły, lecz żeby jednemu dać trzeba drugiemu zabrać. A ten któremu dajesz będzie i tak z tego powodu czuł się poniżony. Oto przepis na problemy społeczne.

Tak czy siak skazani będziemy na współpracę z naszym AMERYKAŃSKIM WIELKIM BRATEM. Czyli z Trumpem - takim jakim on jest - trzeba będzie się dogadywać. Bo jakiś ponury fatalizm wskazuje, że to ten podstarzały playboy jest politycznie bardziej seksowny od gasnącego Bidena, który niedługo zamieni się w roztrzęsionego Wojtyłę albo sparaliżowanego Lenina. A szkoda bo Demokraci bardzo poważnie traktowali kwestie europejskiego bezpieczeństwa.

Co w kwestii ukraińskiej zrobi Donald Trump wie tylko on sam. Ja szykowałbym się na jakiś zgniły i prowizoryczny kompromis. Ukraina będzie musiała zrobić to co podyktuje jej Zachód, bo jest tak zdewastowana, że sama nie może funkcjonować. Zachód ma potencjał żeby wygrać tę wojnę, tylko jest zbyt konsumpcyjny, zachowawczy, a ostatnio populistyczny. Tak naprawdę nikt z wyjątkiem Rosji nie chciał tej wojny i w tym tkwi nasza słabość.


Lubimy bredzić o ojczyźnie i europejskich wartościach, ale nie ma komu robić za mięso armatnie. Przestawienie gospodarki na tryb wojenny zbytnio ograniczyłoby styl życia który tak kochamy -  byłoby to polityczne samobójstwo, tym bardziej, że na każdym rogu politycznej sceny licytują się socjalni populiści. Ryzyko eskalacji konfliktu czy destabilizacji Rosji sprawia, że wolimy dmuchać na zimne i w zasadzie nie wiemy jak wykurzyć Putina z Ukrainy. No bo co jeśli jeszcze bardziej mu odjebie?

Pozostaje tylko patetyczne zapewnienie o wieczystym polsko-amerykańskim braterstwie, zapoczątkowanym już przez Kościuszkę i Pułaskiego, a potem kontynuowanym przez Reagana i Busha. Ramię w ramię z Jankesami "wyzwalaliśmy" przecież Afganistan i Irak. Można więc dalej organizować defilady i pieprzyć coś w tym stylu. W zasadzie to nie ma innego wyjścia. Z tym że Trump będzie grał na zmianę władzy w Polsce, dlatego jego popularność tak emocjonuje polską alternatywną prawicę. Ostatecznym celem tak zwanych "patriotów" jest decentralizacja Europy. A potem czeka nas tożsamość, dobrobyt i świetlana przyszłość. Znamy to już z historii - ona lubi się powtarzać, choć ciągle nas zaskakuje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz