Łączna liczba wyświetleń

65148

sobota, 13 lipca 2024

NOWY PORZĄDEK ŚWIATA


 Ludzie pracują na zbytki, czyli rzeczy zbyteczne. Ale te zbytki wcale nie są zbytkami, bo są im już kulturowo konieczne. Nie możesz już żyć bez telefonu, ani chodzić bez gaci. Z tym że telefon nie jest już telefonem, ale centrum multimedialnym. Musisz więc mieć centrum multimedialne zawsze przy sobie, a jak już masz to jesteś bombardowany sprofilowanymi informacjami. Chodzi o to, żebyś chciał jeszcze więcej rzeczy zbytecznych, bo będziesz wtedy ciężej pracował i więcej ich wytwarzał.

Jest jeszcze coś dosyć abstrakcyjnego co możesz wymieniać na takie zbytki. I to się nazywa forsa - jest elastycznym zasobem który możesz dowolnie przeznaczać na rzeczy potrzebne albo zbyteczne. Co kto woli. Kiedy nadwyżka forsy trafia w ręce kapitalisty staje się kapitałem, a tym można obracać w celu pomnażania go czyli inwestować. Można dzięki niemu kupować środki produkcji i opłacać siłę roboczą, uzyskując jeszcze więcej nieskonsumowanych środków płatniczych. Zysk taki można ponownie inwestować i tak następuje akumulacja kapitału.

Największe zyski przynosi obracanie takim kapitałem czyli finansowe spekulacje. Z punktu widzenia szarego człowieka finansowe spekulacje są zbyteczne, bo całą śmietankę liberalnego systemu spijają pasożyty. Kokosy trafiają do "znawców rynku", czyli tych którzy śledzą te wszystkie wykresy giełdowe i sprzedają oraz kupują papiery w zależności od trendów, prognoz, intuicji i przecieków. Ale oni oczywiście odpowiedzą, że bez nich nie byłoby naszych wspaniałych fejsbuków, samochodów, telewizorów, hipermarketów, fast foodów i salonów tatuażu.

No bo tam gdzie jest komuna tam nie ma tego wszystkiego - na przykład w Korei Północnej robole żrą cały czas kapustę, bo gospodarkę zawłaszczyli "geniusze rewolucji". Gdyby spytać takiego komunistycznego niewolnika czy woli żreć kapustę czy na przykład niezdrową przetworzoną żywność, to idę o zakład że wybrałby to drugie... Analogicznie nam nie wystarczał już zwykły polski schabowy bez coca-coli, chipsów i batoników, więc przegoniliśmy komunistów i zaprosiliśmy zagranicznych wyzyskiwaczy dysponujących owym mitycznym kapitałem. 

Po brutalnej transformacji wreszcie możemy rozkoszować się owocami zgniłego kapitalizmu. Narzekamy, ale przecież tak bardzo tego chcieliśmy. Chcieliśmy mieć więcej wszystkiego no i mamy. No może z wyjątkiem czasu, ale przecież czas to pieniądz - łatwo go roztrwonić. Pałowani poeci kiedyś nazywali to wolnością. Dziś nikt ci nic nie każe - lecz sam czujesz że coś musisz. Ten system opętał nasze mózgi. Kto jednak nie lubi konsumować niech pierwszy rzuci kamieniem... Konsumpcjonizm nie ma granic, bo jest motorem napędowym rozwoju gospodarki.

Nierówności społeczne są konieczne, gdyż musimy ciągle porównywać się z innymi. Jeśli konsumujemy zbyt mało, możemy wypadać blado w oczach innych, a jako zwierzęta skrajnie społeczne czujemy wtedy dyskomfort. Paradoks człowieka w drogim samochodzie polega na tym, że przecenia on rzeczywisty wpływ jaki prezentowany atrybut wywiera na otoczenie. Bo i owszem, wielu chce go naśladować, ale nie dlatego, że jest zajebistym kolesiem. Po prostu chcą się też tak wozić. Konsumpcja to nie tylko zmysłowe przyjemności - to również status i prestiż.


Jeśli mamy odpowiedni potencjał to właśnie po to, żeby go ujawniać. A najłatwiej pokazać na co nas stać kopiując styl życia tych którym zazdrościmy. To gdzie mieszkamy i jeździmy na wakacje manifestuje naszą rangę, choć oczywiście możemy czerpać z tego jak najbardziej szczerą satysfakcję. Dzięki nadążaniu za "nowością" sygnalizujemy jak bardzo jesteśmy na czasie. Im bardziej coś jest ekskluzywne tym bardziej przerysowane i zbyteczne. Na tym właśnie żeruje branża podrabianego masowego luksusu - wiecznie kupujemy sobie imitacje i namiastki.

Kapitalizm konsumpcyjny nie jest w swej istocie materialistyczny, lecz czysto psychologiczny. Taka czy inna marka staje się symbolem jakiejś naszej aspiracji. Reklama zaszczepia nam w głowach różne fantazje i przypisujemy gadżetom lub usługom jakieś "magiczne" właściwości. Cnota oszczędności ustąpiła cnocie rozrzutności, gdyż popyt napędza podaż. Nasz mały, zabiegany, zestresowany dobrobyt napędza zyski korporacji i miliarderów, oraz utrzymuje struktury państwowe. A oni serwując nam coraz bardziej wyszukane "ulepszenia" pozwalają nam czerpać z tego przemysłowego rogu obfitości co tylko zechcemy.

A zatem potrzebujemy tych obrzydliwych spekulantów palących na bankietach cygara... Ostatecznie i tak w każdym systemie wykształca się jakaś oligarchia. Wielkie korporacje zadają kłam tezie, jakoby niemożliwe było centralne planowanie na wielką skalę - ich przewagi często ograniczają wolną konkurencję. Jednak działają dla zysku, a nie ideologii, nie muszą więc trzymać się żadnych teoretycznych dogmatów. Poza tym odgórnie generują nam to całe jakże przyjemne badziewie bez którego nie umiemy się już obywać. I to najlepiej nas motywuje. Pieprzone pragnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz