Łączna liczba wyświetleń

65152

sobota, 29 czerwca 2024

POPKULTURA POLITYCZNA

 
    Zwycięzcy debat telewizyjnych zostają zwykle prezydentami. I to niekoniecznie dzięki lepszym argumentom. Już pierwsze takie show w 1960 roku przechyliło szalę zwycięstwa na stronę jakże "telewizyjnego" Johna Kennedy'ego. Co ciekawe ci którzy słuchali dyskusji w radio byli przekonani, że wygrał Richard Nixon. W świetle kamer liczy się jednak wizerunek, a Nixon zrezygnował z pudru, jego mowa ciała zdradzała nerwowość i do tego wybrał kiepski garnitur...

Dlatego dzisiaj każdy kto chce się liczyć musi zatrudniać sztab specjalistów od wizerunku. Przy czym nie jest szczególnie ważne, na ile wizerunek jest prawdziwy. Kennedy wydawał się energiczny i witalny jak młody bóg. Skrzętnie skrywana prawda była zgoła inna. W zasadzie był tak ciężko chory, że ujawnienie tego zniweczyłoby jego szanse na prezydenturę. Cierpiał między innymi na chorobę Addisona, artretyzm, owrzodzenia czy alergie, a poza tym chronicznie przyjmował leki przeciwbólowe i psychotropowe.

Kennedy był wrakiem człowieka nafaszerowanym wszelką farmakologią, ale zanim go w dziwnych okolicznościach zastrzelono, Chruszczow pokerową zagrywką zmusił Wuja Sama do wycofania z Turcji rakiet przenoszących broń nuklearną. W trosce o medialny wizerunek te poważne ustępstwo zatajono przed demokratyczną opinią publiczną. Odtrąbiono natomiast, że dzięki bezkompromisowej postawie przystojnego prezydenta Chruszczowi nie udało się zainstalować na Kubie swoich śmiercionośnych zabawek.


Media potrafią wręcz kreować fakty. A to był dopiero początek "demokratyzacji" środków masowego przekazu. Kluczowe stało się schlebianie gustom i potrzebom masowego odbiorcy przy pomocy coraz bardziej zaawansowanych inscenizacji. Polityka upodobniła się do marketingu czy reklamy, a te wcale nie odwołują się do logiki, tylko do emocji. Trzeba stworzyć odpowiednie opakowanie, obrazek, skojarzenie... Byty polityczne są jak komercyjne marki. Ludzie utożsamiając się z markami chcą wyrażać własny wizerunek, przynależność do grupy i wyznawane wartości kulturowe.

Zwycięstwo w wyborach wymaga zatem brandingu emocjonalnego. Zanim wystawi się kandydata trzeba go medialnie "stworzyć" - jeśli ludzie go zaakceptują i pokochają, jeśli zaczną mu wierzyć i ufać, jeśli obudzi w nich nadzieję, będzie odpowiednim produktem masowego użytku. I jako taki będzie mógł sprawować kontrolę nad największą gospodarką świata, NATO i arsenałem nuklearnym. Słabością demokracji jest zatem psychologia tłumu, choć o ile mi wiadomo nie wymyślono jak dotąd nic lepszego. Kwadrans wiadomości oglądanych przy wieczornym piwku decyduje o preferencjach ludu.

Do tego dochodzi jeszcze wymiana "mądrości" na portalach społecznościowych i filmiki nagrywane przez kogo popadnie... Cyfrowy populizm wymknął się już spod kontroli informacyjnego establishmentu, lecz nieskrępowana wolność stała się zagrożeniem. Gdy każdy mówi to co chce, można swobodnie rozpowszechniać niestworzone teorie spiskowe. W 2016 roku publikowano chociażby "informacje" o udziale Hillary Clinton i waszyngtońskiej elity w zorganizowanej grupie pedofilskiej. W specjalnie oznakowanych pizzeriach miano odprawiać jakieś satanistyczne rytuały... Walkę z tajemniczą światową sitwą ma prowadzić osobiście twardziel Donald Trump.


No i amerykańska ulica coraz bardziej mu wierzy. Co jeszcze gorsze emanujący aroganckim entuzjazmem populista wygrał debatę telewizyjną z ledwie żywym starcem Joe Bidenem. Demokraci nie zdążą teraz wykreować nowego kandydata, tym bardziej że jest już po prawyborach. Nie wnikając w niuanse amerykańskiej mentalności dla nas to fatalna prognoza. Jak groźnym i cynicznym politykiem jest Trump pokazał już krwawy szturm na Kapitol, a teraz sytuacja międzynarodowa zmieniła się na gorsze. Trump ciągle mówi o potrzebie dialogu z Rosją i astronomicznych kosztach wojny na Ukrainie.

Biało-czerwoni wirtuozi bogoojczyźnianej ideologii na siłę będą jednak szukać w tym niebezpiecznym przekazie jakiejś zakodowanej interpretacji. No bo przecież Donald Trump to ich sojusznik w alternatywnej międzynarodówce i dziele "odzyskiwania tożsamości". Naprzeciw są natomiast brukselskie elity, Niemcy, Donald Tusk, LGBT i hordy zdziczałych kozojebców. A to jest przecież zagrożenie dla naszych odwiecznych tradycji takich jak kult Jana Pawła II-ego, miesięcznice smoleńskie, kibicowanie Orłom czy noszenie odzieży patriotycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz