- Jedyne co mam to złudzenia, że mogę mieć własne
pragnienia – śpiewał Czerwony Tulipan. I poetka miała rację, bo choć
pragnienia określają to kim jesteśmy i do czego dążymy, tak naprawdę nie są
naszymi wyborami. Rodzą się w nas samoistnie jako wynik procesów
biochemicznych. Są więc wypadkową programów genetycznych, wizji kulturowych i
własnego doświadczenia. Nie wybieramy więc czego chcemy, tylko tak nam się
wydaje. Wolna wola jest iluzją – bo musimy chcieć tego co dyktuje nam mózg.
Choć tylko po części nasze motywacje zdeterminowane są przez warunki
początkowe, a w dużej mierze kształtuje je przypadek, nie czyni to ich jednak
niezależnymi, a co najwyżej probabilistycznymi, czyli mniej lub bardziej
prawdopodobnymi. Właśnie dlatego psychologia posługując się danymi
statystycznymi jest w stanie formułować pewne prawidła. Oczywiście żaden
komputerowy algorytm nie rozgryzie
jeszcze człowieka, bo uwzględniać musiałby tyle czynników ile nasz mózg. Ale
nie jest to problem tylko akademicki.
Bo jeśli nasze pragnienia są wynikiem pracy naszego mózgu,
wpływając na niego można kształtować nasze działania. Dlatego zresztą podlegamy
różnego rodzaju propagandzie, nazywanej często dla niepoznaki edukacją czy
marketingiem. Nowa wiedza o naszym umyśle otwiera jednak nowe pola manipulacji
nim, polegające nie tylko na przekonywaniu. Reklamy i oferty profilowane do
naszych preferencji to dopiero wierzchołek góry lodowej. W naszym mózgu można
pobudzić określone wzorce aktywności, związane z określonym pragnieniem. I już
przeprowadza się takie eksperymenty. Na przykład naukowcy potrafią już zdalnie
nawigować szczurami, którym wszczepiono do mózgu mikroczipy stymulujące
elektrycznie ich system neurologiczny. Zwierzęta nagradzane sztucznie wywołanym
poczuciem przyjemności „chcą” wykonywać symulowane przez aktywność mózgu
„pragnienia”. Podobnie zresztą działają narkotyki i używki – człowiek który się
z nimi styka zaczyna ich pragnąć, choć teoretycznie nie zmieniają
rzeczywistości.

Choć chemiczna regulacja szczęścia jest uznawana za swego
rodzaju oszustwo rodzi się pytanie czemu, skoro celem życia jest szczęście.
Jeśli porozmawiam z przyjacielem, osiągnę sukces zawodowy albo przeżyję upojną
noc w ramionach kobiety zmieni się stan chemiczny mojego mózgu. Oczywiście
twarde narkotyki niszczą mózgowy system nagrody, ale klienci psychiatrów łykają
różne „uszczęśliwiacze” i nikt się nad tym nie rozwodzi. A postulowana przez
ideologów hipisowskiej kontrkultury „polityka ekstazy” posługiwała się środkami
psychodelicznymi, które nie uszkadzają struktur mózgowych. Dzisiaj kiedy
wszystko staje się coraz bardziej wirtualne, rodzi się pytanie, co w zasadzie
jest prawdą. Bo świat wirtualny kształtuje świat rzeczywisty. Nie tylko łykamy
różne proszki z apteki żeby poprawić swoją wydajność umysłową czy fizyczną, ale
jeszcze żywimy się medialną papką – włączamy i wyłączamy emocje jak „chcemy”.
Tylko że nie wiemy dlaczego tego chcemy.
Najchętniej sami podłączylibyśmy sobie do głowy jakieś
urządzenie, które wyzwalałoby w nas określone motywacje. Już teraz wartość
globalnego rynku urządzeń od neurostymulacji zbliża się do kilkunastu miliardów
dolarów. Leczy się w ten sposób na przykład depresję, ból i zaburzenia
odżywiania, a już wiadomo, że elektryczne neurostymulatory poprawiać mogą
kreatywność czy sprawność motoryczną, wyzwalać stan błogości czy pewności
siebie. Aż kusi żeby „podrasować” swoje zwoje mózgowe i zrobić z siebie
geniusza. Tyle że jest to manipulowanie własnym umysłem, które w dodatku
wywołuje silną chęć powrotu do „elektrycznych” przeżyć. Jak zresztą wszystko co
przyjemne. Czasami potrafimy odmówić sobie mniejszej przyjemności dla większej
rozumianej w kategoriach celu strategicznego. Lecz również ten cel jest
konsekwencją naszych uwarunkowań biologicznych, społecznych i osobistych. Tak
jak możemy sztucznie przeprogramować mózg, tak podlega on ciągle naturalnemu
programowaniu.

W wyniku doznań przepływających przez strumień świadomości
moduł interpretujący tworzy pewną historię spajającą nasze przeżycia i nadającą
im sens. Lecz jaźń jest tylko opowieścią, dzięki której możemy przetwarzać
doświadczenia na plany. Doznawane przez nas pragnienia są faktem który możemy
tylko racjonalizować. Albo czegoś chcemy albo nie. W mózgu nie ma duszy, która
jest „istotą” i dokonuje wyborów. Istotą umysłu jest ciągła aktywność, a zatem
bezustanna transformacja. Coraz nowe doznania i myśli ciągle go przekształcają,
w wyniku czego każdy moment jest niepowtarzalny. Nasz umysł nigdy nie znajduje
się w takim samym stanie, obiektywnie nie ma więc esencjonalnego „ja”. Jest
tylko zmieniający się układ składający się w narrację. Nasze „wolne” wybory
podlegać mogą zatem psychologicznym, chemicznym i elektrycznym manipulacjom.
Budda co prawda nie znał się na neuronauce, ale mówił o tym już pięć wieków
przed naszą erą, bo obserwował swój umysł. A Czerwony Tulipan pięknie to
wyśpiewał.