![]() |
POLECAM!!! |
Życie jest ciągłym pędem, nie wiadomo tylko do czego.
Cokolwiek zgromadzisz, będziesz potrzebował tego jeszcze więcej. Czymkolwiek
się rozkoszujesz, będziesz chciał odlecieć dalej. I nawet mędrzec nad swoimi
księgami nie wie do czego zmierza. Bo po co Ci pieniądze skoro masz wszystko?
Po co przyjemności którymi nie umiesz się nasycić? I po co dumać, skoro życie
ucieka? Najważniejsza jest wolność, czyli poczucie, że niczego nam nie brakuje.
I trochę pomaga w tym wiedza, bo wyzwala z iluzji. Ale bez pełnego żołądka i
odrobiny luzu ciężko być racjonalnym. Zarówno folgując swoim ambicjom i żądzom,
jak i obsesyjnie je kontrolując, stajesz się ich zakładnikiem. Dlatego Budda
zalecał drogę środka pomiędzy skrajnościami. Ale jeśli spotkasz na swej drodze
Buddę zabij go! – to kolejna z buddyjskich zasad. Bo instytucjonalni mędrcy
posługują się schematami i receptami, którym życie ciągle się wymyka.
Kiedy świat nie rozwijał się tak dynamicznie jak dzisiaj,
ludzie za świetny sposób na bogacenie się uważali wojny czyli grabież swoich
bliźnich. Dzisiaj mamy na świecie względny pokój, bo w końcu zrozumieli, że
lepiej robić interesy i wspólnie się bogacić. I te lata pokoju i rozwoju
napełniły nas wiarą w świetlaną przyszłość. Dlatego już dziś kredytujemy
przyszłe inwestycje i konsumpcję. A ponieważ je finansujemy inwestycje i
konsumpcja zwiększają się, i to generuje wzrost gospodarczy. Co prawda od czasu
do czasu towarzyszą temu różne zawirowania (bo lubimy przesadzać w swoim
optymizmie), ale nasza wiara nakręca system dobrobytu. W końcu im więcej
dostępnych towarów i usług tym więcej możliwości. Otwiera się przed nami świat
nowych wyborów. Niestety wiecznym problemem pozostają społeczne porównania,
popychające wielu z nas do stresującego „wyścigu szczurów”.
Jeśli jednak jesteśmy syci możemy też filozofować. Co prawda
zawsze było to domeną tych którzy nie tylko mieli co jeść, ale też mieli za
dużo wolnego czasu, niemniej jeśli człowiek nie ma w życiu czasu, to tak
naprawdę nie ma niczego. Pytanie do czego to wszystko zmierza nie jest tylko
marudzeniem, bo nikt tego tak naprawdę nie wie. W całym tym rozpędzającym się
świecie nie denerwuje mnie, że ktoś się bogaci, tylko raczej to, że staje się
to imperatywem. Jeśli komuś dobrze jest jak jest, zaraz jest postrzegany jako
ktoś komu jest „wszystko jedno”, musi więc przynajmniej gonić innych, albo
chociaż to pozorować. Inflacja rzeczywistości wymusza na nas kroki do przodu,
sęk w tym że ciągle narasta. Nie byłoby w tym specjalnym różnicy, czy będziemy
mieli więcej o 2% czy 5%, gdybyśmy nie oczekiwali coraz więcej – albo gdyby
tego od nas nie oczekiwano.
Słabnąca demografia pokazuje, że dla ludzi ważniejsze jest
mieć kasę lub przyjemności niż rodzinę i to jest chyba najlepsza ilustracja
zmian cywilizacyjnych. Niestety tempo rozwoju wymaga ciągłego dopływu „świeżej
krwi” – w przeciwnym wypadku system matematycznie się załamie. Albo będziemy
musieli powrócić do starych rodzinnych wartości, albo sprowadzać robotników z
innych kręgów kulturowych – choć to może być społecznie problematyczne, co
boleśnie objawił kryzys imigracyjny. Nie wiadomo też, kto ma rzeczywiście rację
w sporze o przyszłość naszej planety i czy rzeczywiście grozi nam katastrofa
ekologiczna. W każdym bądź razie konsekwencje nieumiarkowanego rozwoju nie
muszą być takie kolorowe jak byśmy chcieli. I właśnie dlatego powinniśmy się nad
nimi zastanawiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz