Dlatego dzisiaj każdy kto chce się liczyć musi zatrudniać sztab specjalistów od wizerunku. Przy czym nie jest szczególnie ważne, na ile wizerunek jest prawdziwy. Kennedy wydawał się energiczny i witalny jak młody bóg. Skrzętnie skrywana prawda była zgoła inna. W zasadzie był tak ciężko chory, że ujawnienie tego zniweczyłoby jego szanse na prezydenturę. Cierpiał między innymi na chorobę Addisona, artretyzm, owrzodzenia czy alergie, a poza tym chronicznie przyjmował leki przeciwbólowe i psychotropowe.
Kennedy był wrakiem człowieka nafaszerowanym wszelką farmakologią, ale zanim go w dziwnych okolicznościach zastrzelono, Chruszczow pokerową zagrywką zmusił Wuja Sama do wycofania z Turcji rakiet przenoszących broń nuklearną. W trosce o medialny wizerunek te poważne ustępstwo zatajono przed demokratyczną opinią publiczną. Odtrąbiono natomiast, że dzięki bezkompromisowej postawie przystojnego prezydenta Chruszczowi nie udało się zainstalować na Kubie swoich śmiercionośnych zabawek.
Zwycięstwo w wyborach wymaga zatem brandingu emocjonalnego. Zanim wystawi się kandydata trzeba go medialnie "stworzyć" - jeśli ludzie go zaakceptują i pokochają, jeśli zaczną mu wierzyć i ufać, jeśli obudzi w nich nadzieję, będzie odpowiednim produktem masowego użytku. I jako taki będzie mógł sprawować kontrolę nad największą gospodarką świata, NATO i arsenałem nuklearnym. Słabością demokracji jest zatem psychologia tłumu, choć o ile mi wiadomo nie wymyślono jak dotąd nic lepszego. Kwadrans wiadomości oglądanych przy wieczornym piwku decyduje o preferencjach ludu.
Do tego dochodzi jeszcze wymiana "mądrości" na portalach społecznościowych i filmiki nagrywane przez kogo popadnie... Cyfrowy populizm wymknął się już spod kontroli informacyjnego establishmentu, lecz nieskrępowana wolność stała się zagrożeniem. Gdy każdy mówi to co chce, można swobodnie rozpowszechniać niestworzone teorie spiskowe. W 2016 roku publikowano chociażby "informacje" o udziale Hillary Clinton i waszyngtońskiej elity w zorganizowanej grupie pedofilskiej. W specjalnie oznakowanych pizzeriach miano odprawiać jakieś satanistyczne rytuały... Walkę z tajemniczą światową sitwą ma prowadzić osobiście twardziel Donald Trump.
Biało-czerwoni wirtuozi bogoojczyźnianej ideologii na siłę będą jednak szukać w tym niebezpiecznym przekazie jakiejś zakodowanej interpretacji. No bo przecież Donald Trump to ich sojusznik w alternatywnej międzynarodówce i dziele "odzyskiwania tożsamości". Naprzeciw są natomiast brukselskie elity, Niemcy, Donald Tusk, LGBT i hordy zdziczałych kozojebców. A to jest przecież zagrożenie dla naszych odwiecznych tradycji takich jak kult Jana Pawła II-ego, miesięcznice smoleńskie, kibicowanie Orłom czy noszenie odzieży patriotycznej.