- Polacy naród wspaniały, tylko ludzie kurwy – mawiał
nieodżałowany marszałek Piłsudski. Wyobraźcie sobie gdyby dzisiaj ktoś coś
takiego powiedział. Piekło polityczne murowane. Zdrada! Hańba! Już słyszę tę
pompatyczną kakofonię... Ale jak to mówią: Co wolno wojewodzie, to nie Tobie
smrodzie! W Polsce mamy do mitów narodowych stosunek wręcz religijny –
podważanie ich jest bluźnierstwem. Stawiamy więc wąsatemu wodzowi pomniki,
chociaż zabił więcej rodaków niż Jaruzelski. A on nas uważał za zbiorowisko
tępych bachorów, których tylko batem można nauczyć dyscypliny. Jeszcze dzisiaj
pobrzmiewają echa takiego myślenia – słyszy się czasem że potrzeba nam nowego
marszałka.
Żeby było jeszcze śmieszniej ludzie-kurwy oddają hołd nie
tylko marszałkowi, ale też jego politycznym wrogom – Dmowskiemu czy Witosowi.
Wspomina się w tym kontekście o greckiej tragedii, gdzie każdy miał do
odegrania swoją historyczną rolę. To kuriozum, żeby wobec bezkompromisowych
postaw przyznawać wszystkim jednocześnie historyczną rację. Ale Polska musi
mieć swoich bohaterów, a marszałek pasuje do tego jak ulał - surowy ojciec
narodu, archetyp wodza i naczelnik państwa. W tym wypadku wybaczyć mu można
wszystkie błędy.
Droga Piłsudskiego była drogą terroru. Już na początku
politycznej ścieżki związał się z narodową lewicą. Z jego inicjatywy powstała
Organizacja Bojowa Polskiej Partii Socjalistycznej, zajmująca się likwidacją
funkcjonariuszy rosyjskich władz okupacyjnych. Marszałek wkurwił się, że partia
chce kontrolować jego bojówkę, więc zabrał zabawki i wymyślił Frakcję
Rewolucyjną. Już wtedy nie chciał się z nikim dzielić władzą. Po serii
zamachów, porażek i przekształceń w wyniku których tworzył coraz to nowe
oddziały paramilitarne koniunktura wreszcie zaczęła mu sprzyjać. Pierwsza wojna
światowa zaszokowała Europę i przemeblowała jej strukturę administracyjną.
Piłsudskiemu nie można odmówić zasług wojennych – były
pewnie większe niż zasługi Jaruzelskiego. O ile nie można mierzyć heroizmu i
zaangażowania (w takim wymiarze najbardziej zasłużeni dla nas są ci, którzy
oddali za nas życie), o tyle był politykiem skutecznym. Lecz trzeba też
pamiętać, że o sprawę polską walczyło wtedy wielu ludzi – także w wymiarze
politycznym. Powstanie państwa polskiego nie byłoby jednak możliwe bez
sprzyjających temu okoliczności. O utworzeniu niepodległej państwowości
polskiej najprawdopodobniej przesądziła obawa Niemców przed rozlaniem się
rewolucji bolszewickiej – Polska miała być buforem ochraniającym niemiecki
porządek społeczny.
Najlepszą obroną jest atak. Dlatego Piłsudski rozpoczął
wyprawę wileńską, przejmując kontrolowane przez Rosję terytoria. Nawiązał też
współpracę z siłami ukraińskimi, które posłużyć miały za mięso armatnie.
Wyprawa kijowska okazała się jednak fiaskiem. Ostatecznie musieliśmy powstrzymać
pochód bolszewików na Warszawę w bitwie nazywanej dziś Cudem nad Wisłą. Chętnie
dzisiaj przypisuje się to zwycięstwo marszałkowi. Z historycznych badań wyłania
się obraz nieco mniej wyrazisty. W naukowych publikacjach często możemy spotkać
się z tezą, że prawdziwym sprawcą „cudu” nie był pomnikowy naczelnik tylko
generał Rozwadowski, zgnojony później skutecznie przez sanacyjnego dyktatora.
Wielu zasłużonych dla ojczyzny ludzi ucierpiało, a nawet
pożegnało się z życiem, na skutek autorytarnych rządów „ojca narodu”. W trakcie
samego tylko przewrotu majowego, który wyniósł opierdającego ciągle lud w
żołnierskich słowach wodza do władzy, zginęło 379 osób, czyli prawie cztery
razy więcej niż w trakcie stanu wojennego. A to dopiero początek. Obalenie legalnych
władz otworzyło drogę do rządów bezprawia. Już w niecały miesiąc po puczu reżim
zaczął strzelać do strajkujących ludzi pracy – w Ostrowie Świętokrzyskim
podczas starć z policją zginęło ośmiu robotników, w Gostyninie trzech, tyle
samo w Inowrocławiu. W 1930 roku rozpoczęła się już generalna rozprawa z
opozycją. Zatrzymano pięć tysięcy działaczy lewicowych i ukraińskich.
Demonstracja w obronie uwięzionych została rozbita – zabito dwie osoby,
aresztowano następnych kilkuset. W latach 1931-32 w serii strajków rozbijanych
przez policję zginęło kolejnych dziewięciu robotników. W 1933 w Pabanicach
policja zabiła pięciu protestujących włókniarzy. Trzy lata później zepchnięto
ze schodów protestującą ciężarną robotnicę fabryki gumowej, w wyniku czego
poroniła. Podczas demonstracji robotniczej w Krakowie zastrzelono osiem osób. Również w Częstochowie policja zabiła
jedną protestującą osobę. We Lwowie podczas pogrzebu zamordowanego przez reżim
bezrobotnego policja zaatakowała kondukt. Masakra pochłonęła oficjalnie szesnaście
istnień ludzkich, lecz niektórzy twierdzą że mogło ich być nawet czterdzieści
dziewięć. Strajki w Gdyni, Toruniu, Chrzanowie, Chełmie i Poznaniu przyniosły
następnych kilkanaście ofiar.
Dla przeciwników politycznych stworzono obóz koncentracyjny
w Berezie Kartuskiej przez który przewinęło się szesnaście tysięcy „wrogów
narodu”. Więziono tam radykalnych prawicowców, komunistów i działaczy
mniejszości narodowych. Co prawda nie było to Auschwitz, ale warunki urągały
ludzkiej godności, ludzi zmuszano do ciężkiej pracy, stosowano tortury fizyczne
i psychiczne. Często powikłania zdrowotne więźniów prowadziły do śmierci, nie
mówiąc o przeżytej traumie. Rozpoczęto też zgubną w skutkach politykę
polonizacyjną kresów wschodnich. Na zacofanych ziemiach ukraińskich i
białoruskich prowadzono osadnictwo wojskowe, a działaczy mniejszości poddawano
represjom. Podczas demonstracji w obronie aresztowanych białoruskich posłów na
sejm w Kosowie Poleskim policja zastrzeliła sześć osób. Działania takie nie
zjednywały nam tam sympatii.
Marszałek miał też kłopot z rosnącym w siłę ruchem
chłopskim. Na szczęście udało mu się go spacyfikować ku chwale ojczyzny. W 1932
roku policja otworzyła ogień do rolników likwidując sześciu śmierdzieli. Kilka
tygodni później doszło do masowych wystąpień wieśniaków przeciwko władzy. W
zbrojnej akcji w powiecie leskim, dzięki zastosowaniu takich środków jak
samoloty strzelające z karabinów maszynowych, wycięto czterdzieści dziewięć
chłopskich wrzodów na zdrowej dupie narodu. Te mendy nie chciały płacić
podatków, na szczęście ściągnięto go z nich siłą. W 1933 ruszyła wielka akcja
komorniczo-policyjna. Padają strzały, są ofiary – pierwsza w Grabinach pod
Dębicą, następnie sześciu zabitych w powiecie rzeszowskim, w powiecie
ropczyckim dziewięciu. w Grodzisku Dolnym pięciu. Podobnych zbrodni reżim
sanacyjny dopuszcza się jeszcze po śmierci marszałka – w 1937 roku chłopi
ponownie rozpoczynają akcję protestacyjna, co powoduje brutalną reakcję władz.
Czterch zabitych w Dydni, trzech we wsi Harta, siedem w Muninie, czternaście w
Majdanie Sieniawskim, dwóch w Gnojnicach Jarosławskich. Zastrzelono też co
najmniej piętnastu strajkujących robotników rolnych.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz