Pisanie jest poszukiwaniem czytelnika idealnego – bratniej
duszy. W trakcie najbardziej nawet grafomańskiego wybryku człowiek z rozmysłem
waży słowa. Rozważa ich poetykę. Tworzy literacką symulację rzeczywistości.
Kręci się wokół znaczeń. Narracja opowieści ma dowodzić doniosłości poruszanych
kwestii. I to jest problem ze słowami. Wielkie słowa podlegają inflacji, tracą
na wartości zmieniając się w wyświechtane frazesy. Kiedyś bowiem myśleliśmy, że
słowa mają swoje odzwierciedlenie. Wnioski z własnych doświadczeń w tym
zakresie wyglądają zgoła inaczej. Im bardziej coś jest reklamowane, tym gorszym
jest gównem, jakimś podejrzanym mirażem. Nabieramy dystansu do słów, bo wiemy
że ludzie mają skłonność do popadania w przesadę.

I tak prędzej czy później z tego zrezygnuje, ponieważ z wierszami jest
jeden problem – nikt ich nie rozumie. Nikt, z wyjątkiem bratniej duszy, czyli
nikt. A ponieważ na świecie pełno jest niezrozumianych młodych ludzi, szybko im
się nudzi czekanie na oklaski. Z wyrażaniem wrażliwości jest również ten kłopot, iż nie jest ona w tych czasach zbyt dobrze postrzegana. Silenie się na
jej obnażanie może skutkować etykietką obciachowego mięczaka. Dodaj do tego
literacki patos i masz nawiedzoną ciotę, której można podokuczać, np. szydząc z
epatowanych przez nią uczuć. Romantyzm nie jest szczególnie ujmujący, jeśli
nie stoją za nim inne cechy. Dlatego cokolwiek mówisz, mówisz to do siebie.
Mówisz to co chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz