Cokolwiek robimy, znudzi nam się to. Psychologowie określają
to terminem habituacji. W procesie poznawczym stopniowo zanika reakcja na
powtarzający się bodziec. Jego subiektywne działanie słabnie. Dlatego nigdy nie
znajdziemy wzorca szczęścia, który będziemy mogli mechanicznie powtarzać.
Zawsze będziemy pragnęli w jakiś sposób urozmaicić swoje życie. Dzięki temu
chcemy rozwijać się, dowiadywać się nowych rzeczy czy zdobywać nowe
umiejętności. Niekiedy znudzenie popycha jednak do mniej konstruktywnych zachowań
– od plotkowania, dokuczania innym, aż po autodestrukcyjne nałogi. Niektórych
zaś paraliżuje przed telewizorem, portalem społecznościowym czy innym medium.
Kultura klikania umożliwia szybkie zmienianie nużących bodźców, choć rzadko
prowadzi do znajdowania tych stymulujących. Do tego trzeba niestety wysilić też
umysł.
Wymaga to kreatywności, a ta nie jest na ogół zbyt
uwarunkowana (już w szkole uczy się głównie wiedzy odtwórczej). Społeczny dowód
słuszności skłania raczej do emocjonujących rozrywek, w tych bardziej
wyszukanych widząc dziwactwa czy fanaberie. Popularność piłki nożnej czy
serialów obyczajowych społeczna percepcja lokuje więc w granicach normy, a
umysłowe pasje w granicach ekscentryzmu. Tym bardziej uznaje je za groteskowe,
kiedy stają się namiętnością jakichś cieciów, chłoporobotników czy innych
podludzi. Wtedy nawet etatowy inteligent patrzy na to z góry. A kto nie ma
statusu inteligenta, jeśli nie wykazuje się również predyspozycjami
technicznymi, musi pasować do swojego miejsca w szeregu i nie wymądrzać się
zbytnio. Nie dość że nikt nie wymaga od Ciebie myślenia, to jest ono raczej
niewskazane bez odpowiedniego do tego autorytetu.

Choć mamy o wiele więcej możliwości zabicia nudy niż nasi
przodkowie – telewizję, internet i inne bajery, paradoksalnie stajemy się na to
wszystko tak znieczuleni, że coraz bardziej znużeni. Stajemy się tak leniwi
poznawczo, że oczekujemy tylko zewnętrznych bodźców, zaniechując własnej
aktywności. Ale to oczywiście tylko jedna strona medalu. Większość z nas jest
tak zmęczona tempem życia, że w wolnym czasie nie ma na to zwyczajnie siły. W
takim kontekście, zabiegany i przekonywany przez „ekspertów” o własnej
ignorancji, a często także niezbyt skory do wgłębiania się w serwowaną przez
nich papkę, człowiek zdany jest na dostarczany mu przez czwartą władzę przekaz.
W wyniku konfliktu rozmaitych interesów powstają więc dla nas rozmaite medialne
spektakle. Sami przyznacie, że stałbym się dużo bardziej wiarygodny gdybym
mówił Wam o tym wszystkim z „eksperckiego” krzesła w telewizji. A gdybym zagrał
w komedii romantycznej może nawet zostałbym symbolem seksu.
Brak kamer, mikrofonów i dyktafonów odbiera społeczną
wiarygodność powyższej ekspertyzie. Ale wbrew temu co pisałem pewnie i tak
wolałbym stać się obiektem westchnień nastolatek, niż odpowiadającym na pytania
mędrcem w garniturze. Te prymitywne zwierzę które w nas siedzi często
bezczelnie uświadamia nam jak sztuczne jest nasze wysublimowanie i karkołomne
silenie się na obiektywizm. Rzekomym „objawieniem” w kwestii mechaniki ludzkich
zachowań (a tak naprawdę prawidłowością znaną nauce od kilku dekad), jest
prymat emocji nad intelektem. To co jako „tajną technikę” wpaja się na
szkoleniach przedstawicielom handlowym, jest tak jasne jak słońce, nawet na
poziomie intuicyjnym. Wkupić się w cudze łaski, rozbudzić nadzieję czy podsycić
lęki, to metody stare jak świat. Psychologia pozwala nam je lepiej rozumieć,
ale tym mało kto zawraca sobie głowę. Opisująca praktykę teoria mówi nam
natomiast, że choć często podejmujemy decyzje emocjonalnie, dopiero później
poddając je racjonalizacji, emocje są w procesie takim nieuniknione.

Nigdy nie podejmujemy decyzji w sposób czysto emocjonalny,
ani też czysto analityczny. Co prawda zbyt silne emocje mogą nas „zaślepić”, a
w sprawach błahych z reguły decydujemy wręcz odruchowo, lecz w takich wypadkach
po prostu komponent emocjonalny przeważa nad logiczno-analitycznym. Nie znaczy
to, że kiedy próbujemy uniknąć pochopnej decyzji, starannie analizując jakąś
złożoną sytuację, wyłączamy całkowicie emocje – wtedy po prostu w większym
stopniu uruchamiają się nasze procesy poznawcze. A zatem nasze postępowanie
zawsze wymaga jednoczesnego uruchomienia ścieżki emocjonalnej i intelektualnej,
tyle że w różnych wzajemnych proporcjach. Ludzie z uszkodzonymi w wypadkach
strukturami neurologicznymi odpowiedzialnymi za uczucia, nie są w stanie
podejmować decyzji, pomimo zachowania zdolności intelektualnych. Mogą na
przykład bez końca analizować menu w restauracji, nie będą jednak w stanie
stwierdzić na co mają ochotę. Po drugie ścieżka emocjonalna okazała się na tyle
uzasadniona ewolucyjnie, że nadal ma wartość adaptacyjną, pomimo niebywałego
rozwoju ludzkiego intelektu. Jest bardziej „ekonomiczna” biologicznie, co
pozwala mniejszym kosztem energetycznym i bez zbędnej zwłoki przystosowywać
działania do zmieniającej się rzeczywistości.
Tak naprawdę znudzeniu zapobiegać może tylko podniecenie
emocjonalne. Bez namiętnej pasji, która wyzwala w nas zainteresowanie,
fascynację i motywację, czyli najbardziej żywe uczucia, nie ma radości
poznawania, odkrywania czy jakiegokolwiek działania. Więc choć nie budzi we
mnie żadnych emocji analizowanie sytuacji na piłkarskim boisku, telewizyjnych
perypetii sercowych czy życia celebrytów, poszukuję doznań jak najbardziej intrygujących
i pociągających. W każdym tego słowa znaczeniu.