Nigdy nie mogłem zrozumieć uroku wędkowania. Aż do chwili
kiedy przeczytałem „Śmierć pięknych saren” Oty Pavela. Wtedy jedyny raz w życiu
poczułem się jak wędkarz. Bardziej urzekała mnie ta liryczna proza niż połów w
plenerze. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dziwactwo. Chcesz łowić to łów, a nie
czytasz jakieś książki dla popaprańców. Jak chcesz coś zrobić to po prostu to
zrób! Sęk w tym, że wcale nie miałem ochoty tego zrobić. Nie miałem ochoty
wziąć wędki której nie mam, i udać się nad Jezioro Łabędzie. Czy zatem uznałem,
że fikcja jest lepsza od rzeczywistości? Niekoniecznie. Literatura to wspaniały
wehikuł, jaki przenosić nas może w czasie i przestrzeni, a także pozwala
zrozumieć drugiego człowieka. I oto tu właśnie chodziło – potrafiłem dostrzec
wewnętrzne piękno, spokój i harmonię, budzące się w kimś kto medytuje nad
brzegiem wody – choć sam nigdy spełnienia takiego nie zaznałem.
Słowa najprecyzyjniej potrafią przekazywać nasze wewnętrzne
stany. Dlatego to właśnie ich używamy do komunikacji. Wraz z rozwojem
marketingu, reklamy czy polityki informacyjnej, coraz częściej mówi się jednak
o tym, że słowa to nie wszystko. Zdaniem specjalistów od wywierania wpływu,
słowa to tylko najmniej istotna część przekazu. W świetle badań, w które musimy
niestety wierzyć, to forma jest ważniejsza od treści. Innymi słowy, najbardziej
liczy się przekaz niewerbalny – ton głosu, gestykulacja, wizerunek itd. Znaczy
to, że decydujące znaczenie ma tak zwana aura, rozpościerająca się wokół danej
osoby – na ogół nie mamy pojęcia o sprawach merytorycznych przedstawianych nam
np. przez kandydatów na prezydenta. Intuicyjnie decydujemy czy ktoś wzbudza
nasze zaufanie, czy widzimy w nim przywódcę, czy jest kompetentny. To wielki
paradoks, że język umożliwił ludzkości przekazywanie wiedzy i rozwinięcie
cywilizacji, ale wbrew temu o naszych wyborach nadal decydują przede wszystkim
emocje.

Mimo wszystko emocje są w życiu człowieka niezbędne. Nie
tylko po to, żeby życie miało smak, ale z ewolucyjnego punktu widzenia.
Szczegółowa wyjaśnia nam to dziedzina badań nazywana psychologią ewolucyjną.
Lapidarnie rzecz ujmując, ewolucja wyposażyła w umiejętności, które można by
nazwać „mądrością emocjonalną”. Dzięki tej „mądrości” możemy przekazywać nasze
geny, choć niekoniecznie musi to się wiązać z osobistym spełnieniem. Nie wiąże
się to tylko z reprodukcją – w szerszym rozumieniu przekazywaniu genów służyła
każda umiejętność adaptacyjna, wszystko co zwiększało szanse jednostki na
przetrwanie w bezlitosnym świecie, a co za tym idzie reprodukcji. Kiedy czujesz
strach spierdalasz, kiedy zdobycz atakujesz. To instynkt lub reakcja na
przebyte doświadczenia o określonym ładunku emocjonalnym. Ewolucja kształtowała
nas dłużej niż kultura, więc nadal posługujemy się „mądrością emocjonalną”
jaskiniowców. A to otwiera pole do działania wszystkim tym, którzy chcą
emocjami naszymi manipulować. Spece od reklamy, sztaby wyborcze, przywódcy
religijni – oni wszyscy chcą nas „emocjonalnie” do siebie zbliżyć, żeby
wykorzystać nas do swoich celów. Z drugiej strony pozbawienie nas emocji
uniemożliwiałoby nam podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Żeby cokolwiek osiągnąć
trzeba przecież czegoś chcieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz