Rzeczywistość staje się coraz bardziej skomplikowana, a wtedy tępe masy potrzebują charyzmatycznych populistów, którzy zaserwują proste rozwiązania złożonych problemów. Wydawało się, że od wolnego handlu nie ma już odwrotu, aż na tronie zasiadł wielki jebaka i pospolity cham Donald Trump. Elekcyjny dyktator obwieścił renesans protekcjonizmu w imię odbudowy amerykańskiego przemysłu.
Niestety nawet krajowe rynki nie zareagowały na to zbyt entuzjastycznie. W zasadzie wpadły w panikę, a kurs dolara i notowania obligacji skarbowych spadły do najniższych poziomów od lat. W tej sytuacji Donald łaskawie ogłosił trzymiesięczny okres przejściowy, w trakcie którego mamy całować go po starej dupie. W tym czasie cła mają wynosić "tylko" 10%, co i tak będzie sporym utrudnieniem w swobodnym przepływie towarów.
Nie dotyczy to jednak drugiej największej gospodarki świata czyli Chińskiej Republiki Ludowej. Na żółtych wieśniaków nałożono absurdalne obciążenia, które w zasadzie czynią jakikolwiek handel zupełnie niemożliwym. Oczywiście Chińczycy odpowiedzieli na ryzykowną zagrywkę symetrycznymi rozwiązaniami, wygląda więc na to, że totalna wojna handlowa dwóch gigantów stała się faktem.
A co gorsze ucierpimy na tym wszyscy. Zobaczymy kto pierwszy wymięknie, bo choć amerykańska gospodarka jest w statystykach silniejsza, to hamburgerowa hołota może nie wytrzymać bez nowych gadżetów. Chińczycy zaś jak wiadomo mogą jeść nawet gówno tak jak ich nauczył wielki sternik rewolucji Mao Zedong. Chiński rząd zawsze sam się wyżywi, podobnie zresztą jak amerykański.
Ale przyzwyczajeni do demokracji ludzie mogą robić społeczny smród, a wtedy pozycja myślącego o trzeciej kadencji Donalda może się nieco popsuć... Więc pomimo silnych kart pomarańczowy bufon może się przeliczyć. Co ciekawe ceł nie nałożono na Rosję ani Białoruś, choć oberwą też rykoszetem z powodu spadających cen ropy - jest to jednak tylko skutek uboczny, bo póki co amerykańska administracja bardziej koncentruje się na utrudnianiu życia "sojusznikom".
Otwarcie mówi się o powiązaniu amerykańskiej obecności wojskowej w Europie czy Azji z rezultatami negocjacji handlowych. A zatem przyjdzie nam słono bulić za dosyć wątpliwą w tych czasach "ochronę". Nie wiem czy mamy inne wyjście, choć patrząc na to wszystko zastanawiam się, czy stacjonujące tu wojska amerykańskie nie staną się w końcu wręcz zagrożeniem - to już jednak tylko skrajnie pesymistyczna fantazja. Tak czy siak lizanie dupy i robienie loda okazało się nieskuteczne.
Polska jest tak paskudną dziwką, że jeszcze musi dopłacać swojemu alfonsowi zza Atlantyku... Lecz zostawmy ten temat naszym ukochanym politykom, wydrapującym sobie oczy w trakcie patetycznej kampanii wyborczej. Niektórzy już zaczynają bredzić o genialnej strategii negocjacyjnej papieża Trumpa, choć jak dotąd chuja wynegocjował. Wyznawcy trumpizmu odczytują rzeczywistość wedle ideologicznej matrycy - nawet gdyby dziwkarz się publicznie zesrał widzieliby w tym taktyczny manifest.
Inwestorzy nie lubią niepewności, wielki kapitał będzie się więc kisił, niepewny co szalonemu cesarzowi strzeli jutro do głowy. Słabnąca dynamika gospodarcza może w kolei odbijać się na naszych zarobkach, wartości pieniądza czy perspektywach rynku pracy. W krajach Globalnego Południa może to wręcz oznaczać destabilizację polityczną, a nawet kryzys bezpieczeństwa. Tym bardziej że amerykańska pomoc humanitarna dla głodujących wałkoni została wstrzymana w ramach "oszczędności".
Konsekwencją będzie zapewne niesłabnąca presja migracyjna. Ale chuj z tym - postawi się jakieś płoty, zbuduje się jakieś obozy, część przybłędów utonie w dziurawych pontonach... Ponieważ sami będziemy musieli zacisnąć pasa nie zrobi to na nikim specjalnego wrażenia. Podobnie jak bombardowania zdepopulowanej Ukrainy czy rzeź w Strefie Gazy, o bardziej "egzotycznych" wojenkach już nie wspominając. Cieszmy się bo budżet wojskowy USA wzrośnie do rekordowego biliona dolarów. CHCIELIŚCIE REWOLUCJI NO TO KURWA MACIE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz