Mieliśmy być odbiciem samego Stwórcy jakkolwiek go zwał. Tyle że ta historyjka również okazała się sprzeczna z faktami. Już Kopernik udowodnił, że Ziemia nie stanowi żadnego centrum. Kiedy Darwin zaproponował swoją teorię ewolucji geologowie wiedzieli już, że wiek naszej rodzimej planety nijak się ma do historii biblijnych. Jeśli przez miliony lat procesy geologiczne zmieniały oblicza lądów tworząc coraz to nowe środowiska, a w środowiskach tych występowały inne formy życia, wniosek nasuwał się Darwinowi sam...
Tym bardziej, że znaleziska skamieniałości nieznanych gatunków potwierdzały przeobrażenia fauny i flory. Siłą napędową tych przedziwnych transformacji okazała się selekcja pod kątem przystosowania do zmieniających się warunków, a co jeszcze bardziej przerażające człowiek jest w tym świetle tylko niezwykle błyskotliwym bydlęciem. Są tacy którzy do dziś próbują to kwestionować - to tak zwani kreacjoniści, pokrewni płaskoziemcom i tym podobnym paranoikom, którzy wierzą, że teoria ewolucji to lewacki spisek. Statystycznie to głównie amerykańscy konserwatyści, radykalni islamiści czy chasydzi i tym podobne sekty...
W pewnym sensie staliśmy się gatunkiem inwazyjnym - ekspansywnie kolonizowaliśmy różne ekosystemy. Co z tego ostatecznie wyniknie oczywiście nie wiadomo. Nasze życie jest więc skutkiem sekwencji kosmicznych, geologicznych, klimatycznych i ekologicznych przypadków. Był to bardzo złożony proces - zmieniające się warunki wielokrotnie powodowały choćby masowe wymieranie gatunków. Najbardziej obrazowym tego przykładem jest zagłada gigantycznych dinozaurów. To gady jako pierwsze uniezależniły się od środowiska wodnego, a nawet wzbiły się w przestworza.
Na szczęście dla niedoszłej jeszcze ludzkości 65 milionów lat temu w Ziemię uderzyła asteroida. Pechowo dla jaszczurów zabrakło tylko pół minuty, żeby lecąc z taką trajektorią i uwzględniając rotację Ziemi wpadła w ocean. Stety czy niestety eksplodowała u wybrzeży Meksyku masakrując multum stworzeń samą siła wybuchu. Potężne uderzenie w przybrzeżną płyciznę wznieciło w powietrze wielkie ilości pyłu z odparowanych skał - dwutlenek siarki radykalnie ochłodził klimat i zaciemnił niebo, pozbawiając rośliny energii słonecznej. Roślinożercy nie mieli więc czego jeść, a drapieżnicy na co polować.
Człowiek okazał się na tyle elastyczny, że poradził sobie ze zmiennymi warunkami klimatycznymi i środowiskowymi, choć zgotował sobie i sąsiadom serię wojen, rzezi i pogromów. Takie już prawo natury - powszechne dobro ludzkości nikomu nie leży na sercu bardziej niż dobro własne... Konieczność rywalizacji z "obcymi" wymagała zacieśniania współpracy w grupie, a ta nie tylko większych mózgów ale też wiary w cokolwiek. Wierzymy więc w swoje fantasmagorie i walczymy nie wiadomo o co. Lecz podobno to skutek warunków tak idealnych, że trudno uwierzyć w ich losowość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz