Po stuleciach poszukiwań ducha (w którym widzieliśmy jakiś
twór kierujący naszym ciałem), doszliśmy do wniosku, że to nasze ciało za
pomocą mózgu kreuje umysł. Na to przynajmniej wskazują wszystkie racjonalne
przesłanki. Kiedy w dwudziestym wieku zaczęliśmy konstruować maszyny do
przetwarzania informacji zwane komputerami jasnym wydawało się, że nasz mózg
jest czymś w rodzaju komputera. Gdyby więc w maszynie udało się odwzorować
procesy zachodzące w naszych głowach stworzylibyśmy sztuczną inteligencję. Tyle
w teorii bo póki co żadnej myślącej maszyny nie udało się stworzyć. Maszyna
może bez końca analizować dane nie znając ich znaczenia. Okazuje się, że może
grać w szachy lepiej od mistrza, ale niewiele poza tym. Może prowadzić
samochód, diagnozować na podstawie zdjęć rentgenowskich trafniej niż lekarz czy
podobno nawet komponować w stylu klasyków. Jako broń autonomiczna może
decydować o życiu i śmierci, lecz pozostaje wciąż tylko narzędziem które trzeba
programować i nadzorować. A więc tak naprawdę żadnej sztucznej inteligencji
wciąż nie ma.
Gdyby nasz mózg był tak prosty, żebyśmy mogli go zrozumieć,
bylibyśmy zbyt głupi, żeby to zrobić. Pewnie dlatego nie potrafimy go
skonstruować. Czy to nie zdumiewające, że z mikroskopijnej informacji
genetycznej powstaje człowiek? Może i nawet potrafimy go sklonować, ale
stworzyć coś na jego wzór już nie. Lecz zastanówmy się czym w zasadzie jest
umysł... Oczywiście ten ludzki postrzegamy jako unikalny, choć zwierzęta też
jakimiś dysponują. W naczelnych najłatwiej dopatrujemy się inteligencji, jednak
obserwując choćby morskie ssaki dochodzimy do zaskakujących wniosków jakoby
posługiwały się językiem i dokonywały kulturowego transferu wiedzy. Stwierdzono
na przykład, że osobniki tego samego gatunku mogą mieć różne zwyczaje przekazywane
w sposób „plemienny”, to znaczy z pokolenia na pokolenie. Badając życie
społeczne delfinów, wielorybów czy morświnów domyślać się możemy złożoności ich
wzajemnych relacji, ale nie potrafimy odczytywać wymienianych między nimi
komunikatów. Nie wiemy o czym te istoty „rozmawiają”, a więc o czym „myślą”,
ponieważ nie wiemy jak to jest być delfinem czy waleniem.
Nie wiemy też jak to jest być nietoperzem, rekinem czy
grzechotnikiem korzystającym ze zmysłów nam niedostępnych. Możemy „wiedzieć” na
czym polega echolokacja, wykrywanie potencjałów elektrycznych, wewnętrzne
magnetyczne kompasy czy oczy postrzegające widma fal elektromagnetycznych. Lecz
percepcja tych tajemniczych wrażeń pozostaje poza naszym zasięgiem. Wiele
wskazuje na to jakoby szczególny rozwój układu nerwowego wynikał z
„uspołecznienia” gatunków, bo te żyjące w większych grupach mają większe mózgi,
ale samotne ośmiornice są w zasadzie wielkimi pływającymi mózgami, których
neurony zlokalizowane są praktycznie wszędzie – aż dwie trzecie z nich znajduje
się w autonomicznych mackach. Czy istnieje więc jeden przepis na „umysł” czy
też może on być różnie skonstruowany? Czy gdybyśmy spotkali kosmitę
potrafilibyśmy się z nim komunikować, jeśli nie potrafimy przeniknąć umysłów
postrzeganych przez nas jako bardziej
prymitywne?

Ważne antropologiczne pytanie kim jest człowiek póki co przyrównuje go
raczej do fauny niż myślących androidów i jak na razie nie zanosi się na to,
żeby wyrastała nam jakaś zrobotyzowana konkurencja. Póki co nie wiadomo czym w
zasadzie jest umysł i jak można by go skonstruować. Moglibyśmy powiedzieć, że
to ogół aktywności mózgu, tylko co z tego właściwie wynika? Do umysłu nie da
się zajrzeć, można jedynie tworzyć jego teorię na podstawie reakcji i
komunikatów. Domniemywać możemy, że nie jest on wytworem niematerialnych sił
tylko procesów elektrycznych i chemicznych, które przetwarzają zebrane
informacje w swego rodzaju „hologramy”. Domniemywać tak możemy, ponieważ to od
sprawnego funkcjonowania mózgu (w jego interakcjach z ciałem i otoczeniem)
zależy funkcjonowanie umysłu. Umysł jest więc zapewne tylko przejawem
homeostazy – adaptacyjnej samoregulacji powielającego się życia organicznego,
która wciąż się komplikuje wytwarzając kulturę, cywilizację techniczną i
marzenia. Pierwsze organizmy jednokomórkowe pojawiły się na Ziemi około 3,6
miliarda lat temu – tyle czasu potrzebowaliśmy, żeby dojść do tego punktu, w
którym usiłujemy wyręczać się „sztucznymi inteligencjami”, będącymi tylko
przedłużeniem naszej własnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz