Mistrz czarnego humoru Kurt Vonnegut studiował na różnych
kierunkach, ale skończyć udało mu się dopiero antropologię kultury. Z tym że
oszczędzono mu tytułu magistra. Ten otrzymał dopiero lata później i to na
drodze pozaedukacyjnej. Przyznano mu go honorowo za „znaczącą publikację” czyli
fantastyczną powieść o naturze ludzkiej – w ten sposób doceniono jego „Kocią
kołyskę”. Okazuje się więc, że fantazja może mówić więcej od naukowych analiz.
I w zasadzie nie ma w tym nic dziwnego, bo w przeciwnym wypadku nie powstałaby
wcale kultura. Ale gdy się nad tym zastanowić założenia pierwotnej pracy
dyplomowej Vonneguta, która została odrzucona przez komisję akademickich
mędrców, nie były wcale takie głupie.
Rozważając tytułowe „Wahania między dobrem a

Zaprzęgając sztuczną inteligencję do kolejnych ludzkich
czynności takich jak gra w szachy, diagnozowanie raka czy prowadzenie
samochodu, odrywamy, że odpowiednio zaprogramowana może być – wycinkowo – od
nas bystrzejsza. Tym co uczyniło nas najbardziej społecznym gatunkiem na Ziemi
był nie tylko duży mózg, lecz też zbiorowa wiara w opowieści. Ich rozumienie
wymaga nie tylko inteligencji, ale też świadomości. Stworzono już algorytmy
komponujące muzykę klasyczną nie gorzej od człowieka – nawet koneserzy którym
przedstawiano syntetyczne kompozycje jako zaginione dzieła klasyków byli nimi
zachwyceni. Przynajmniej do czasu kiedy wyjawiano im prawdę o autorstwie
„arcydzieł”, bo wówczas ich entuzjazm wydawał się gwałtownie słabnąć. Nawet
jeśli komponowaniem rządzą określone prawidła matematyczne które można
zastosować mechanicznie, to taka kreatywność pozostaje ślepa.
Z opowieściami jest ten problem, że nie są tylko zbiorem
elementów o danej wartości matematycznej. Język nie jest symulacją wewnętrznych
przeżyć tylko odwrotnie – to my symulujemy znaczenie w naszych głowach. Dzięki
temu możemy ciągle go zmieniać i dostosowywać do zmieniającej się
rzeczywistości. Przy okazji zmieniamy też naszą świadomość, internalizując
schematy językowe i wyrażane przez nie opowieści. Mimo to już dziś maszyny
piszą krótkie komunikaty prasowe, a napisana przez komputer powieść przeszła
przez pierwszy etap konkursu literackiego w Japonii... Gdy jednak bliżej
przyjrzymy się tej automatycznej kreatywności, to okaże się, że najłatwiej
„nauczyć” jakiś system formalnych wzorców. Sztuka pisana – przynajmniej ta
niebanalna – obfituje natomiast w liczne odstępstwa od „normy” i tych
zadziwiających anomalii nie da się już zamknąć w zbiorze danych.
Poza tym taka twórczość wymaga nadzoru człowieka
manipulującego jej treścią, ciężko więc uznać ją za w pełni autorską. A dodatku
opracowanie matematycznego kodu i jego wykorzystanie może być trudniejsze i
bardziej czasochłonne od... napisania powieści! Jest to więc eksperymentalny
przerost formy nad treścią. Niekiedy matematyka bardziej komplikuje niż
wyjaśnia rzeczywistość. Lecz wracając do wykresów Vonneguta: w opowieściach daje
się zauważyć pewne prawidłowości. Gdyby więc przeskanować ogromne zasoby danych
kulturowych można by pewnie wykryć w nich różne interesujące antropologów
reguły. Póki co próżno jednak liczyć, że komputer stworzy coś równie
błyskotliwego jak książki Vonneguta. Ponieważ naszą cywilizację zbudowaliśmy na
opowieściach – o bogach, mitach narodowych i wizjach gospodarczych – bajarze są
równie ważni jak inżynierowie, nauczyciele i rolnicy, choć często o tym
zapominamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz