Polską sceną polityczną wstrząsnęła ostatnio afera taśmowa.
Największą sensacją jest w tym wszystkim jest to, że minister Sławomir Nowak
chciał żeby skarbówka odpierdoliła się od jego żony. Bardzo dobry z niego mąż,
chociaż tak naprawdę chodziło mu o własną prywatną dupę, bo tej ślubnej przelał
jakąś szemraną kasę. Afera jak afera, ale to zwykły małostkowy przekręt, a nie
polskie Watergate. Po drugie ruskie taśmy zawierać miały wulgarne słowa, mówić
o tym jak popierdolona jest Rada Polityki Pieniężnej i tak dalej. Wywołać to
musiało świętoszkowate oburzenie w ludu polskim nie posługującym się nigdy taką
łaciną. Wreszcie po trzecie lud w końcu pojął, że ciemną stroną polskiej
polityki są dobijane przez decydentów targi polityczne. To był szok.
Za pisanie takich głupot też mi nikt nie płaci. Niemiecka
prasa już zastanawia się, czy za aferą podsłuchową w Polsce stać mogą rosyjskie
służby specjalne, którym zależy na osłabieniu pozycji głównego „adwokata
Ukrainy”. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego o organizowanie podsłuchów
podejrzewa posła Prawa i Sprawiedliwości. Tygodnik „Wprost” sprzedaje się jak
świeże bułeczki, ale jeden z podejrzanych już zaczyna robić mu gnój i oskarża
pismaków o współudział w nagraniach. Zacznijcie mi płacić to poskładam to do
kupy w teorię spiskową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz